Informacje

Znajdziecie nas także na: FANFICTION.NET oraz FACEBOOKu.

niedziela, 1 listopada 2015

DEVIL'S NIGHT: PART 2


Witamy!
Przed Wami drugi i ostatni dzień WEEKENDU GROZY.
Zapraszamy do lektury!





George nie mógł zasnąć – z przerażeniem wpatrywał się w Sophię, która siedziała na kanapie i gładziła śpiącego Freda po włosach. Cień z ulicy padał na lewą stronę twarzy dziewczyny – i choć Meyers nigdy nie wyglądała sympatycznie, to teraz jej oblicze wyrażało najprawdziwsze szaleństwo – George z przerażeniem oderwał od niej wzrok i odwrócił się w stronę ściany. Nigdy nie sądził, że zgodziłby się na zabicie kogokolwiek. Ale czy miał inne wyjście? Jak mógł poradzić sobie bez Freda – prawdziwego Freda?
Hermiona przyszła o godzinie czternastej.
- Cześć! – zawołała od wejścia. Sophie pokiwała obojętnie głową, a George wydusił „mmmmm”. W końcu jego język był przylepiony do podniebienia! – Jak sobie radzicie?
- Jakoś sobie radzimy – odparła Meyers i różdżką przywołała imbryk z herbatą i dwie filiżanki, jednak do jednej nalała czegoś jeszcze – Granger nie zwróciła na to uwagi, bo wpatrywała się w George’a.
- George nie pije herbaty?
- Odkąd Fred umarł, George nie może wypowiedzieć ani słowa. Myślę, że nie ma ochoty na herbatkę – odparła Sophie, podając Hermionie naczynie.
- Och tak… Właśnie odbyłam kurs psychoterapii i wiecie, myślę, że mogę wam pomóc z pogodzeniem się ze stratą Freda… Wiecie, najlepiej dostrzegać jakieś pozytywy w życiu. Że rano wchodzi słońce, że pijemy pyszną herbatę…
- Może się jej napijesz? – spytała z naciskiem Sophie.
- Zaraz, zaraz, Sophie. Załóżcie sobie dziennik i piszcie tam wszystkie wspaniałe rzeczy, które was spotykają…. Pomyślcie…
- KURWA! – zawołała Meyers i zerwała się z miejsca. – Próbowałam, próbowałam, ALE NIE MOGĘ SŁUCHAĆ TEGO PIERDOLENIA O SZCZĘŚCIU! ACCIO RÓŻDŻKA HERMIONY! – wykrzyknęła i przewróciła stolik. Rzuciła się na przerażoną Granger i usiadła na niej okrakiem. Hermiona szamotała się rozpaczliwie, ale cóż, nie na darmo Meyers ćwiczyła z Magiczną B – jej ramiona i nogi były stalowe.
- Czemu… Czemu… - próbowała wydusić Hermiona, ale było to trudne – Meyers złapała ją za szyję i zaczęła dusić. Granger szukała wzrokiem George’a – ten opuścił głowę.
A w tle… W tle nagle dostrzegła Freda Weasleya, który skomlał!
- Co on tutaj… Ożywiliście… Jesteście chorzy?! – wysapała Hermiona, próbując odpychać Meyers nogami i rękami.
- Nie mogę! Nie mogę tego zrobić! – załkała Sophie i odsunęła się od Granger. Podeszła do skamlącego Freda i zaczęła łkać w jego szatę. – Jestem frajerką! Wybacz mi, Fred! Kocham cię, nawet jak jesteś debileeem! – wykrzyknęła rozpaczliwie, aż nagle usłyszała głośne uderzenie za sobą. Odwróciła się i zobaczyła George’a Weasleya, który trzymał w rękach wielki kij – a na ziemi leżała martwa Hermiona Granger z roztrzaskaną czaszką.
- Mózgi! – krzyknął Fred i rzucił się w stronę Hermiony. Dopadł do jej martwego ciała, oderwał kawałek roztrzaskanej czaski i zaczął wypijać mózg jak drink z kokosa.
- Zaraz się pochoruję – mruknęła Sophie, odwracając się od tej makabrycznej sceny.
Kiedy zapadł zmrok, a wszyscy już zasnęli, wynieśli zwłoki Hermiony i zakopali je w polu pszenicy.
- Tu nikt jej nie będzie szukał – powiedziała zimno Sophie, uklepując ziemię nogą.
- A jeśli zaczną? – spytał się George, który był cały ubłocony.
- Już to ustalaliśmy – warknęła Meyers. – Była u nas, wypiła herbatę, zjadła ciasta i wyszła. Nie wiemy gdzie, bo nas to gówno obchodzi! A teraz chodźmy zobaczyć, czy Fred jest już normalny.
Pośpiesznie wrócili do piwnicy, starając się jak najdokładniej zatrzeć po sobie ślady. Spalili zakrwawione ubrania, a łopatę zniszczyli.
- Freddie! Wróciłam! Powiedz lepiej, jak bardzo mnie kochasz! – Sophie wpadła radośnie do piwnicy. Wszystko musiało się udać perfekcyjnie. Teraz trzeba będzie tylko wyjechać gdzieś daleko, zatrzeć po sobie ślady i ułożyć życie na nowo. Rozejrzała się po pomieszczeniu, jednak nigdzie nie widziała Freda.
- George! – zawołała z paniką.  Zaczęła z rozmachem otwierać wszystkie szafki. – Nigdzie nie ma Freda! George!
Jednak i ten się nie odzywał. Zamarła na chwilę i wtedy usłyszała najstraszniejszy możliwy dźwięk. Pękającej czaszki i mlaskania. Odwróciła się pomału. Za jej plecami stał Fred trzymający w objęciach martwe ciało George’a. Wysyłał mózg z roztrzaskanej czaszki.
- Fred! Coś ty zrobił?! – zawołała dramatycznie, a wtedy zombie spojrzało na nią.
- Mózgi – powiedział krótko. Jednak w jego głosie nie było już wcześniejszej łagodności i strachu. A oczy… Oczy wyrażały głód, wściekłość i… inteligencję! Inteligencję dzikiego zwierzęcia.
To właśnie te oczy były ostatnim, co zobaczyła Sophie Meyers.
- AAAAAA! – wydarła się Sophie, podskakując na swoim miejscu.
- Zjem twój mózg! – zawołał Fred, robiąc dziwnego zeza. Pod koniec opowieści Drętwota przestało na niego działać. Dziewczyna wydarła się jeszcze głośniej i wybiegła z Pokoju Wspólnego Slytherinu.
- Choć raz muszę ci przyznać, Weasley, że ten żart ci się udał – stwierdził Draco z zadowoleniem.
- Usiądźcie jeszcze na chwilę, czeka na was ostatnia historia – oznajmił wszystkim Zabini niskim głosem.
- Mam nadzieję, że tym razem opowieść będzie o mnie – Potter, mówiąc to, wypiął pierś, przez co Millicenta prawie ściągnęła majtki przez głowę.
- Dracula Zabini spełni każde twoje życzenie! – zaśmiał się dziko Blaise, znów pocierając kulę. Tym razem przybrała kolor ciemnej zieleni.
- Historia ta będzie o ciemnej stronie naszego serca – zaczął Ślizgon tonem godnego starego wodzireja. – Każdy w nas ma mrok, który czasami się w nim budzi. Aczkolwiek czasami się on budzi w osobach, których byśmy nie podejrzewali o zło.
- Złotemu chłopcu udało się pokonać samego Czarnego Pana – zaczął mówić Blaise, a Harry napuszył się jak paw i wypiął do przodu klatkę piersiową – jednak nie wszystko okazało się takie wspaniałe, jak można byłoby przypuszczać. Bo Harry Potter, zabijając Lorda Voldemorta – na dźwięk imienia większość osób w pokoju się skrzywiła – w pewną czerwcową, duszną, parną noc – ja wtedy uprawiałem seks, gdyby was to interesowało…
- NIE INTERESUJE, MÓW O MNIE! – wrzasnął rozszalały Potter.
- Dobrze, Harry Potter zabijając Lo… Czarnego Pana, ale z was dzieciuchy! PRZEJĄŁ CZĄSTKĘ JEGO DUSZY, KTÓRE NA ZAWSZE ODCISNĘŁA PIĘTNO NA JEGO OSOBOWOŚCI. Harry Potter nigdy nie należał do spokojnych, miłych i skromnych chłopców, ale po tym, co się stało, niektórzy mawiali, że był gorszy niż sam Czarny Pan.
W Pokoju Wspólnym nastała ponura cisza – wszyscy z przerażeniem wpatrywali się w Pottera, który wydawał się z historii całkiem ukontentowany.
Sophie Meyers nerwowo przemierzała korytarz. Ach bała się, jak ona się bała! W każdym zakątku, w każdym cieniu szukała trupów, wampirów, Śmierciotul, dementorów i innych takich. Jej osobistą awersję budziły jeszcze porcelanowe lalki. Gdyby była w domu, to spałaby już ze swoją grubą nianią! Źli, źli Gryfoni i głupi Ślizgoni – jak śmieli ją straszyć?! CZEMU W OGÓLE BYŁA CZAROWNICĄ?!
Walcząc ze sobą chwilę, Sophie weszła do łazienki – zdecydowanie za dużo soku dyniowego. Załatwiając szybko naglącą potrzebę, myła ręce i wpatrywała się w swoje oblicze.
- Ale jestem piękna, ale jestem piękna! – powtarzała, oglądając swoją twarz ze wszystkich stron. Ale nagle schyliła się – i kiedy znowu podniosła głowę, dostrzegła tuż za sobą, zaledwie kilkanaście centymetrów od siebie, postać z przeraźliwie, długimi czarnymi włosami; postać ociekającą śluzem o straszliwie białej skórze; postać, która śmierdziała gorzej niż włosy Severusa Snape’a. I ta postać wpatrywała się w nią żółtymi, przekrwawionymi oczami – i wyciągnęła w jej kierunku obleśną, zielonkawo-białą rękę BEZ PAZNOKCI!
- AAAAAAA! SADAKO! – wydarła się Sophie i w popłochu zaczęła uciekać. Oczywiście poślizgnęła się po drodze co najmniej kilkanaście razy – ale, na Merlina, była przynajmniej żywa!
- Harry Potter wiódł niby normalne życie – co jakiś czas udzielał wywiadu do gazety, czasami pojawiała się jakaś nowa biografia dotycząca jego dwudziestoletniego – ale jakże bogatego w doświadczenie - życia i nie mógł w spokoju zjeść posiłku ani się nawet urżnąć, bo każdy prosił go o autograf. Codzienność Złotego Chłopca, samego Wybrańca… - mówił Zabini, a Potter tak napiął klatkę piersiową, że pękła mu koszula. Nagle opowieść Zabiniego została znowu brutalnie przerwana przez dziki wrzask.
- Niech ktoś otworzy te drzwi, BO ZARAZ PĘKNĄ MI BĘBENKI! – warknął do swoich współtowarzyszy Blaise, a Judith niechętnie podniosła się z miejsca.
- Widziałam w łazience… Widziałam…. – zaczęła mówić Sophie.
- Swoje odbicie? – spytała niewinnie Millicenta.
- Swoją brudną krew? – spytał Malfoy.
- Dostrzegłaś, jak twoje życie jest żałosne w porównaniu z moim? – mruknął Harry.
- NIE! POTWORA! SAD… - Już miała mówić Meyers, ale przecież NIE BYŁO TUTAJ ŻADNYCH MUGOLI! – Zjawę!
- Sophie. – Judith spojrzała na nią krytycznie. – Boisz się iść do kibla, jak usłyszysz straszną historię. Ostatnio spałaś z Granger, bo ja cię wygoniłam z łóżka. To pewnie były twoje omamy!
- Tak, tak, zjawa rozumiemy – powiedział Fred tonem, którym zazwyczaj mówił do swojego lekko opóźnionego brata Rona – usiądź, później ci opowiem jakąś śmieszną historię o szczeniaczku.
- JA MÓWIĘ PRAWDĘ!
- JEŚLI SIĘ NIE ZAMKNIESZ, PRZETRANSMUTUJĘ CIĘ W PANSY PARKINSON! – zawył Zabini, a Sophie na dźwięk groźby tak okrutniej skuliła się i zamilkła. – Fantastycznie, więc zapomnijmy o zmyślonych zjawach – i przejdźmy do naszej prawdziwej historii. Harry Potter tylko na zewnątrz prowadził normalne życie – bo w środku ziarno zasadziło swoje plony.
Wszystko zaczęło się niewinnie. Na początku nawet najbliższa mu osoba, Ginny - która stała się jego żoną krótko po tym jak zwyciężył z Czarnym Panem - nie zauważyła zmian zachodzących w Potterze. Najpierw Potter przestał sypiać. Leżał przez całą noc odwrócony plecami do żony i udawał, że śpi. Jednak przez całą noc nie zmrużył nawet oka. Ba, nawet nie mrugnął! I właśnie to był kolejny symptom. Następnie Harry zaczął mieć awersję do ludzi ubranych w czarne szaty, syczał groźnie gdy ktoś wypowiadał przy nim imię Merlina. Aczkolwiek zapracowana i zalatana pani Potter nie zauważyła również tego. Co za pech dla niej!
- Harry, uważam, że powinien raczej zwrócić uwagi na kogoś bardziej – Millicenta wskazała na swój pełny biust, a potem przycisnęła go do ramienia chłopaka – odpowiedniego dla Złotego Chłopca.
Harry zaczął się ślinić na ten widok, ale szybko się opamiętał. To była jego przepowiednia! Kochał przepowiednie! Miał nadzieję, że stanie się najpotężniejszym czarodziejem na świecie! Dyktatorem Czarodziejskiego Świata!
- Kontynuuj – powiedział władczo do Zabiniego, odtrącając od siebie Bulstrode. Blaise schował z jękiem z powrotem pod turban piersiówkę i zmęczonym głosem wrócił do opowiadanej historii.
Ginevra zareagowała zdecydowanie za późno. Zmiany zaszły tak daleko, że bliscy nie potrafili rozpoznać tego starego, dobrze znanego Harry’ego Pottera. Schudł mocno, stał się żylasty, a skóra zaczęła niebezpiecznie przypominać skórę węża. Raz jego żona przyłapała go, jak siedział w kuchni na stole i pożerał, DOSŁOWNIE pożerał surowy kawał mięsa, rozrywając go zębami niczym dzikie zwierzę.
- Harry? Wszystko w porządku? – spytała się ostrożnie kobieta, ale ten tylko zasyczał na nią, rzucił w nią resztkami i uciekł.
Od tego momentu Ginny zaczęła spać w osobnej sypialni. Ryglowała drzwi na kilka sposobów – najpierw rzucała skomplikowane zaklęcia ochronne, następnie zamykała trzynaście rygli, a na sam koniec przesuwała wielką, dębową szafę pod drzwi. Mimo wszystko nie czuła się bezpieczna. Przez całą noc Potter wył, drapał w drzwi i rzucał meblami. Za każdym razem Ginny szła spać zalana łzami i nafaszerowana eliksirami nasennymi.
- Ta historia na pewno się nie wydarzy – powiedział Fred.
- Nasza siostra jest zbyt silną babką, by dać się komuś tak poniewierać  - dodał George.
- Nawet jeśli to jesteś ty, Harry – dokończyli razem.
- Co wy tam wiecie, każda zrobi dla mnie wszystko – powiedział pewnie Potter, siłą przyciągając do siebie obrażoną Millicentę, której momentalnie przeszło i zaczęła chichotać. – Z każdej zrobię słabą i uległą.
- Ktoś za dużo się naczytał dziennika Toma Riddle’a – stwierdziła cierpko Judith. Potter spojrzał na nią z wyższością, a ta od razu umilkła.
- Nie rób jej krzywdy! – wydarł się piskliwie Malfoy, zasłaniając sobą dziewczynę.  – To znaczy – odchrząknął, starając się opanować – kiedyś może będzie ona należeć do rodu Malfoyów.
- Ale wtedy ty umrzesz – zauważyła Sophie. Draco na chwilę się zamyślił, a potem odepchnął od siebie Rhodes w stronę Pottera.
- A właściwie to bierz ją sobie.
- Dzięki – warknęła dziewczyna, rzucając w Dracona poduszką i siadając kilka miejsc dalej – aczkolwiek tak, by nie siedzieć za blisko Pottera.
Pewnej nocy pani Potter obudziła się nagle. Spojrzała w stronę drzwi. Szafa była odsunięta, a drzwi szeroko otwarte. Rozejrzała się nerwowo po pokoju i przejrzała wszystkie szafki, jednak już po chwili odetchnęła z ulgą. Nigdzie nie było jej męża. Zamknęła dokładnie drzwi, rzuciła kilka dodatkowych zaklęć i przesunęła szafę na jej stałe miejsce.
Zmęczona położyła się z powrotem do łóżka. Leżała chwilę na plecach z zamkniętymi oczami, zastanawiając się dlaczego jej Harry tak się zmienił. Usłyszała niespodziewanie skrobanie. Dochodziło nad nią. Otworzyła powoli oczy, modląc się do Merlina, by to były omamy. Jednak bardzo się myliła. Potter wszczepił się pazurami w sufit i wisiał nad nią. Nagle jego głowa odwróciła się w jej stronę o sto osiemdziesiąt stopni. Ułożył szeroko wargi w krwiożerczym uśmiechu.
 Ginny z dzikim wrzaskiem zerwała się ze swojego łóżka.
- Harry… Harry, co ty wyprawiasz?! – krzyknęła, ledwo łapiąc oddech.
- Poluję – odparł upiornie Potter.
Nie mogę dokładnie zobaczyć, co zdarzyło się dalej – przerwał na chwilę Blaise, mrużąc oczy nad kulą – to chyba zbyt straszne, żebym mógł to zobaczyć. Ale sąsiedzi mówili, że z domu rozległ się dziki wrzask, a jedynym przedmiotem, jaki znaleziono po Ginevrze Weasley, była jej obrączka ślubna… NIE, WEASLEY, NAWET NIE WAŻ SIĘ NIC MÓWIĆ.
Tymczasem przyjaciele Harry’ego – Ron i Hermiona – także zaczęli dostrzegać niepokojące zachowanie swojego przyjaciela. To znaczy nie całkiem…
- Nie uważasz, że Harry jest ostatnio dziwny? – spytała Hermiona swojego narzeczonego.
- Daj spokój, Zabini, prędzej zostanę Ministrem Magii niż Ron wyrwie Hermionę – mruknął George, ale widząc spojrzenie Blaise’a, zamilkł.
- Ne, tsemu? – spytał Ron, jak zwykle z pełną gębą żarcia.
- Nie wiem, twoja siostra zniknęła, a HARRY TWIERDZI, ŻE JEST NA HAWAJACH? Jak z nim ostatnio rozmawiałam i mówił, że był na lunchu, to z ust wystawał mu króliczy ogonek?! ACH I NIE WIEM, GDZIE JEST KRZYWOOOŁAP! – zawyła Hermiona.
- Hmmm… - odparł mądrze Ron, przypominając sobie, że chyba coś rudego wpadło mu pod koła podczas ostatniej lekcji nauki jazdy. – Wydaje mi się, że naczytałaś się za dużo książek. Harry jest całkowicie normalny – odparł z całą pewnością, ale po chwili oboje usłyszeli hałas. Po chwili zobaczyli przez okno Pottera goniącego gnomy z siekierą.
- Mówiłem, stary Harry, nigdy nie przepadał za gnomami! – Ucieszył się Ron i wrócił do pałaszowania swojej wystygłej jajecznicy.
Hermiona Granger, stojąc w salonie, doszła do dwóch wniosków – po pierwsze Ron stał się debilem; po drugie – musiała poszukać pomocy u bardziej wykwalifikowanego czarodzieja. Na myśl przyszedł jej mistrz eliksirów, wybitny i niepowtarzalny Severus Snape…
- Nudna ta historia. Stanowczo za rzadko w niej występuje. I HERMIONA NIE POSZŁABY DO SNAPE’A! – wydarł się niczym małe dziecko Potter i pokazał Blaise’owi język. Millicenta widząc tę scenę, wskoczyła na Pottera i wbiła mu się w usta.
- Obrzydliwe! – zawołała Sophie, która już zapomniała o strasznym incydencie w łazience.
- Tak? Muszę pamiętać, żeby cię więcej nie całować… - wymruczał prowokująco Fred.
- ZAMKNIJCIE SIĘ ALBO ZARAZ WAM WSADZĘ WSZYSTKIM RĘCE DO GACI! – Blaise zaczął podskakiwać w miejscu ze zdenerwowania.
- Przestań na nas pluć, Blaise! – warknął Draco, ocierając się ze śliny.
- Ta ślina śmierdzi alkoholem – mruknęła Rhodes i zaczęła zlizywać ją z dłoni.
- Nigdy nie wezmę z tobą ślubu – skomentował cierpko Malfoy.
- BO PRZEZ WAS ZNOWU MUSIAŁEM SIĘ NAPIĆ! – wrzasnął Zabini i nie kryjąc się już dłużej, pociągnął z piersiówki, po czym - nie zwracając uwagi na to, że Millicenta prawie kopuluje z Potterem, a Fred Weasley wampirzymi kłami znaczy szyję głupkowato chichoczącej Sophii Meyers - kontynuował:
Hermiona Granger znalazła się przed znajomym gabinetem – za czasów rezydentury Dumbledore’a to miejsce było przepełnione radością, kolorami i miłością! Teraz przywitał ją czarny, mroczny korytarz. Kiedy zapukała nieśmiało do gabinetu, usłyszała wrzask „WŁAZIĆ”. Nieśmiało wkroczyła do środka – zamiast Feniksa w gabinecie dostrzegła ogromnego sępa; kątem oka zobaczyła też olbrzymiego węża zamkniętego w terrarium – to właśnie tutaj stał dyrektor Hogwartu, Severus Snape, który karmił płaza wielkimi szczurami.
- Dzień dobry, panie profesorze! –zawołała Granger, a Snape błyskawicznie odwrócił się i wcelował w nią różdżką, krzycząc Riddikulus, co jednak nie przyniosło żadnego skutku.
- Miałem nadzieję, że to mój bogin – skomentował cierpko, prostując się. – Spytałbym się, co tutaj robisz, Granger, ale nie interesuje mnie to. Bardziej ciekawi mnie jak dostałaś się do mojego gabinetu?
- Profesor McGonagall zdradziła mi, gdzie jest….
- Skoro już poznaliśmy rozwiązanie tej fascynującej tajemnicy, to przypuszczam, że wiesz, gdzie są drzwi. Najlepiej zamyka się je od zewnątrz.
- Panie profesorze… Ja mam do pana ważną sprawę, proszę!
- Nie jestem już twoim profesorem, panno Granger – mruknął Snape i nakarmił węża kolejnym szczurem.
- To Nagini? – spytała niepewnie Hermiona, a Snape pokiwał obojętnie głową. – Czemu nie została zabita?
- Och, słynna obrończyni skrzatów życzy śmierci innym żywym stworzeniom? – spytał zjadliwie Snape, po czym dodał nieco milszym tonem – uznałem, że świetnie będzie pasowała do wystroju gabinetu. Poza tym lubi jeść nie tylko pająki. – Popatrzył się znacząco na Hermionę.
- Pro… Panie Snape, Harry’emu coś się stało i nie mam do kogo się zwrócić! Je surowe mięso i zwierzątka domowe! Ma żółte, przekrwione oczy! Jest strasznie dziwny, jego skóra ma zielonkawy odcień! A w dodatku mam podejrzenia, że… Że zamordował Ginevrę Weasley! – powiedziała błyskawicznie Hermiona i wreszcie – wyrzucając z siebie to wszystko – złapała głęboki oddech. Snape niby obojętnie zareagował na te informacje, ale po chwili usiadł za biurkiem i wyglądał tak, jakby nad czymś myślał.
- Ja… I zmarły profesor Dumbledore…
- NIE TAKI ZMARŁY! – odezwał się obraz dyrektora.
- PRZESTAŃ, ALBUSIE, ZAWSZE WCHODZISZ W NIEODPOWIEDNICH MOMENTACH!
- Bardzo nieodpowiednich – skomentował z dziwnym uśmiechem Albus, ale znowu stał się nieruchomy.
- Nie powiedzieliśmy Potterowi, że jeden z horkruksów to… To on sam. Myśleliśmy, że Potter nie przeżyje wojny, ale udało się… I bez tego Czarny Pan został zgładzony. Możliwe jednak że cząstka duszy Czarnego Pana rozwinęła się w Potterze – a biorąc pod uwagę, jakim miernym jest czarodzieje, nie potrafi nad tym zapanować – oznajmił Snape z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Nie obrażaj Harry’ego! – syknęła niespodziewanie Granger, ale po chwili przypomniała sobie, co dzieje się z Harrym. - To co będziemy musieli zrobić? – spytała cicho, a mistrz eliksirów, nie zwracając już uwagi na to, że użyła liczby mnogiej, odpowiedział upiornym szeptem:
- Zabić go.
- Mnie? Zabić? – zaśmiał się Potter szyderczo.  – VOLDEMORT MNIE NIE ZABIŁ, A JAKAŚ SZLAMA BY MIAŁA?!
Wszyscy spojrzeli się z przerażeniem na Harry’ego.
- Szlama? Do kiedy używasz takich określeń? – spytała się Sophie z pogardą.
- Ale przynajmniej wiemy już, jaka przepowiednia się sprawdzi – mruknął Geroge.
- KULA MI WŁAŚNIE POWIEDZIAŁA – wrzasnął Zabini – ŻE DZISIAJ WSZYSCY ZDECHNIECIE W SWOICH ŁÓŻKACH! WSZYSCY!
- Aaaaaaaaaaa! – zawyła Sophie, podskakując jak dzika.
- Blaise, to nie jest zabawne – powiedział Draco ze złością. Arystokraci nie zdychają! Szlamy może i tak, ale nie arystokraci!
- Jeszcze pięć minut, Blaise, jeszcze pięć minut i upijesz się tak, że stracisz przytomność na tydzień – mówił sam do siebie chłopak. Nerwowo skubał swój turban, popijając alkohol. Nagle się ocknął i spojrzał na wszystkich z pogardą. – Jak mi nie dacie skończyć tej historii to obiecuję, że zniszczę wam wszystkim życie.
Powiedział to takim tonem, że nawet najwięksi żartownisie Hogwartu postanowili się nie odzywać już do końca historii.
- Nie możemy zabić Harry’ego! – zawołała histerycznie Hermiona.
- Musicie, nie ma innego wyjścia – powiedział spokojnie Snape. Cała ta sytuacja zaczynała go bawić. Potter wariatem, jedna z Wieprzlejów nie żyje, Granger się płaszczy, idealnie! Och, IDEALNE POPOŁUDNIE!
- Ale to nasz przyjaciel – zaskomlała wręcz żałośnie dziewczyna.
- Nie nasz, nie nasz – warknął Snape, popijając herbatę z filiżanki odziedziczonej od Dumbledore’a. Na porcelanie był namalowany jednorożec lecący na tęczy.
- Nie zrobię tego! – zawołała dziewczyna ze łzami w oczach i wybiegła z gabinetu.
- Och, Severusie, nie powinieneś jej tak traktować – zacmokał były dyrektor z obrazu.
- Bla bla bla – odparł na to Snape w bardzo dorosły sposób. – Ciągle o tym Potterze! Przynajmniej jak umrze, będę miał w końcu spokój!
- Severusie, tyle nienawiści jest dalej w… czy to moje filiżanki?! Co im się stało?! – zawołał Albus, starając się lepiej dojrzeć naczynia. Na spodku był wyraźny ślad startej farby. – Czy ty myłeś je za pomocą magii?! TO JE NISZCZY!
- Zamknij się – warknął były profesor eliksirów i odwrócił obraz Dumbledore’a płótnem do ściany. Przez chwilę było słychać stłumione wrzaski, które jednak wkrótce przeszły w głośne chrapanie.
Hermiona teleportowała się pod Norą. Co było nadzwyczajne, żadne światło się nie paliło w środku, jednak teraz to nie zaprzątało jej myśli. Ciągle było jej bardzo przykro z powodu okropnych słów, jakie usłyszała do Snape’a, ale stwierdziła, że jest w końcu silną i pewną siebie kobietą, sama dojdzie do tego, jak może pomóc Harry’emu! On ich nigdy nie opuścił, więc dlaczego ona ma to mu zrobić?
Weszła do domu i rzuciła swoją torbę na ziemię.
- Wróciłam! – zawołała, jednak Nora była przerażająco cicha. Wyciągnęła różdżkę. – Lumos.
Kiedy światło rozbłysło na końcu jej różdżki, krzyk ugrzązł jej w gardle. Ściany, podłoga, schody, a nawet sufit… wszystko było we krwi!
Usłyszała mlaskanie w kuchni. Wzięła głęboki oddech, starając się opanować – w końcu brała udział w wojnie z Voldemortem, sama zabiła kilka horkruksów, to i teraz sobie poradzi – i pomału zaczęła iść w stronę kuchni. Jednak to, co zobaczyła, zmieniło całe jej życie.
Nad stołem lewitował nie kto inny, jak sam Harry Potter. Spojrzał w jej stronę i zaśmiał się dziko. Z jego ust zwisały jelita wyprute z jeszcze parującego brzucha Rona Weasleya, który - wypatroszony jak prosiak - leżał na stole.
- RON! – krzyknęła ze łzami w oczach i rzuciła się na zwłoki chłopaka – niestety wówczas ubrudziła się mało przyjemnymi substancjami…
- Szlama w szlamie, norma – mruknął nagle Malfoy, a wszyscy popatrzyli na niego z niechęcią. ZABINI JUŻ NIE MIAŁ SIŁY SIĘ ODZYWAĆ, więc leniwie podniósł różdżkę i powiedział ze znudzeniem – Jęzolep!
- Harry, co zrobiłeś?! Jak mogłeś ZABIĆ RONA?! – zawołała dramatycznie Hermiona, ale Potter tylko donośnie beknął, pozostawiając na niej odór zgnilizny.
- Zabiję was wszystkich i zostanę najwybitniejszym czarodziejem na całym świecie! – zawołał złowieszczo Harry i zaczął zbliżać się do Hermiony – po drodze odrzucał różne przedmioty z niespotykaną siłą. Wreszcie zatrzymał się tuż przed Granger, która nie miała już gdzie uciekać – trafiła na ścianę.
- Expecto… EXPECTRO PATRONUM! – wykrzyczała wreszcie ze łzami w oczach, przypominając sobie o tym, jak szczęśliwi byli w Hogwarcie i nagle Harry’ego zaatakowała biała wydra. Hermiona wybiegła z Nory i wiedziała, że znowu będzie musiała wrócić w mury Hogwartu !
Hermiona wbiegła do Hogwartu. Prawie nie straciła równowagi – musiała trzymać się ściany. Ron nie żył, a Harry… Harry był potworem!
Uznając, że godzina jest zbyt późna, skierowała się nie do gabinetu dyrektora, ale wprost do lochów. Chwiejnym krokiem zeszła po schodach i drżącymi rękami chwyciła za klamkę.
Na środku lochów stała trumna – Hermiona pisnęła.
- CO JEST?! – wrzasnął głos dochodzący z trumny. Po chwili wieko uchyliło się. – CO TY TUTAJ ROBISZ, GŁUPIA DZIEWCZYNO? – spytał zszokowany.
- Czemu pan śpi w trumnie?! – wykrzyknęła Hermiona, zapominając o tym, czemu tutaj przyszła.
- BO TAK. PRZYZWYCZAJAM SIĘ. NIENAWIDZĘ ŚWIATŁA. I NIENAWIDZĘ GŁUPICH GRYFONEK PRZERYWAJĄCYCH MI SEN! – wydarł się Severus, ale po chwili stwierdził, że wypadałoby zachować fason. – Co cię tutaj sprowadza? – wymamrotał niechętnie, marszcząc brwi.
- Ron nie żyyyje! – zawyła Hermiona. – Harry go zabił! – Snape przez chwilę chciał powiedzieć, że gówno go to obchodzi, ale patrząc na płaczącą niewiastę, jego niewzruszone, kamienne serce zadrżało!
- TO HISTORIA O MNIE CZY O ROMANSIE SNAPE’A I HERMIONY?! – wykrzyknął z oburzeniem Harry.
- Jęzolep! Dobrze, SKORO JEST JUŻ CICHO… Snape’owi zrobiło się żal głupiej dziewczyny.
- Nie becz jak baba, Granger – powiedział jej pocieszająco. Nie zadziałało, ale cóż, Snape nie miał zamiaru się tym przejmować. – Jeśli chcesz przeżyć, Granger, to musisz go zabić.
- Sama… Sama nie dam rady! – Zapłakała Hermiona.
- Och, pomogę ci, głupia dziewczyno. Z wielką przyjemnością! – zawołał upiornie Snape, jakby miał spełnić największe marzenie w swoim życiu!
Tymczasem rządy Harry’ego stawały się coraz bardziej okrutne – zarządził, że wszyscy czarodzieje mają nosić jego nazwisko! Jeśli się na to nie zgodzili, musieli zostać UNICESTWIENI. Nie wystarczyła mu zwykła śmierć – wysyłał ludzi wprost do Azkabanu, do dementorów, które nie tylko uśmiercały ciało – ale także i duszę.
- Potter numer trzy! – zawołał głośno, a po chwili Draco Malfoy pośpiesznie podbiegł do niego.
- Co panu podać, sir? – spytał usłużnie. Cóż, jak wszyscy wiemy – Malfoyowie są niczym chorągiewki na wietrze! Tak, tak, Malfoy, to „mmmmm” jest bardzo wymowne!
- ZRÓB MI KOKTAJL Z RESZTEK ZWŁOK RONA! – wykrzyknął Harry i trzasnął biczem trzy razy o podłogę.
- Już, już, sir! – odparł Draco, prawie potykając się o własne nogi.
- Chcę teatrzyk! – zażądał po chwili. – Potter numer cztery, osiem i dziewięć oraz dziewięć i pół – do roboty! – warknął, a Neville, Arthur Weasley oraz bliźniacy Weasleyowie – wszyscy przystrojeni w dziwne czapeczki klownów – zaczęli tańczyć na środku.
- Chyba tęsknię za Voldemortem – wymamrotał Fred, naciskając piłeczkę na swoim nosie.
NAWET NIC NIE MÓWCIE, CHYBA ŻE TEŻ CHCECIE MIEĆ JĘZYK PRZY PODNIEBIENIU. Tymczasem Harry klaskał w ręce, trzymając nogi na plecach Lucjusza Malfoya, dla którego służenie wszystkim zawsze było wielką przyjemnością, jeśli wiecie, co mam na myśli. – Mam nowy pomysł! Wszyscy będziecie mieć błyskawice na czole! Tak jak ja! – zażyczył sobie nagle Harry, a wszyscy Potterowie popatrzyli po sobie niepewnie.
Jednak zanim przystąpili do samookaleczenia do pomieszczenia wpadły dwie osoby, ubrane w obcisłe, lateksowe stroje. Jedna z nich – wyższa – rzuciła w stronę Potterów fiolkę z dziwnym, fioletowym płynem, która po rozbiciu zmieniła się w usypiający gaz.
- Nie! Tylko nie moi Potterowie! – zawołał Potter żałośnie. Po chwili jednak sobie przypomniał, że to nie byli oni i mogli nawet umrzeć. Mała strata.
- Przyszliśmy zakończyć twoje brutalne rządy! – zawołała Hermiona zrywając maskę z twarzy.
- Nie powiem, Hermiono, ale bardzo miło dla oka się zaokrągliłaś w te wakacje – powiedział Potter, lubieżnie się oblizując swoim wężowym językiem. – A kim jest twoja seksowna, długonoga przyjaciółka?
- To ja, idioto! – warknął Snape spod maski.
- Dama o takim ciele ma taki niski głos. Dziwne – stwierdził Harry, stukając długimi pazurami o oparcie krzesła.
- JESTEM MĘŻCZYZNĄ! – zaczął krzyczeć Snape. Ze złością zdarł z twarzy maskę i wyciągnął różdżkę. – ZARAZ SIĘ Z TOBĄ POLICZĘ, POTTER! Avada…
Jednak nie udało mu się dokończyć. Harry machnął tylko leniwie ręką w stronę swojego byłego profesora eliksirów, a po nim została niezbyt ładnie pachnąca kupka włosów.
- Nie! – wrzasnęła Hermiona, padając na kolana i podnosząc w geście rozpaczy resztki Snape’a.
- Szkoda, niezła dupa z niej była – stwierdził Potter, grzebiąc pazurem w zębach. Wyciągnął coś błyszczącego spomiędzy trzonowców, przypatrzył się temu uważnie. – Hmm… to chyba twoje – powiedział i rzucił to pod nogi Granger. Dziewczyna niepewnie podniosła przedmiot. Był to sygnet Rona.
- Ty… ty!
- Bo się zaraz posikasz – mruknął Potter, całkowicie ignorując dziewczynę, która szukała czegoś w swojej magicznej torebce. Był już mocno znudzony całą sytuacją, a do tego coraz bardziej głodny! – Potter numer trzy!
- Już biegnę, panie! – zawołał z oddali Draco. Wbiegł do sali, starając się nie rozlać obrzydliwej breji. Podał ją Harry’emu.
- Chyba o czymś zapomniałeś – zasyczał, wysuwając swój wężowy język.
- Przepraszam, pannie! Accio słomka! – wypowiedział histerycznie Malfoy, a po chwili w jego ręce wpadła różowa słomka z palemką. Włożył ją trzęsącymi rękami do koktajlu i schylił się nisko przed swym nowym panem.
- Zapłacisz za wszystko, Harry! – zawołała dziewczyna. Potter spojrzał na nią jak na karalucha. Całkowicie zapomniał, że była tu jeszcze. A teraz na dodatek stała w jakiejś pseudobojowej pozie, ściskając w ręku buteleczkę z perłowym płynem.
- Ciekawe jak chcesz mnie powstrzymać, głupie dziewczę?
- Ja… Ja… - zająknęła się Hermiona. Musiała wylać ten płyn wprost na serce Harry’ego – ale jak miała to zrobić?! Plan jej i Snape’a nie przewidział śmierci Snape’a!
- Accio różdżka Granger – powiedział leniwie Potter i dostając w ręce wyczekiwany przedmiot, złamał go na pół. Nieśpiesznym krokiem wybrał się w stronę Hermiony – po drodze zdeptał Pottera numer siedem, czyli Lucjusza Malfoya, a Potter numer trzy – czyli nasz milusiński Draco Malfoy – sam padł na ziemię, żeby Harry mógł po nim przemaszerować.
- Zdradzę ci pewien sekret, Hermiono – wysyczał Potter, a jaszczurkowaty język wypełznął z jego ust – nie wszystko jest w książkach. W książkach nie można przeczytać, jak można sobie poradzić w takiej sytuacji! – powiedział upiornie i przyłożył Hermionie różdżkę do skroni. – Avada Kedavra! – powiedział leniwie, a Granger padła martwa na ziemię. – Co się tak gapicie?! – warknął do Weasleyów i Neville’a, którzy dopiero co przebudzili się i łkając, wpatrywali się w martwe ciało Granger. – NIE POWIEDZIAŁEM, ŻE MOŻECIE PRZESTAĆ TAŃCZYĆ! A I CHODŹ TUTAJ, POTTERZE NUMER DZIESIĘĆ, MUSZĘ SIĘ WYŻYĆ!
- Co?! Potterem numer dziesięć jestem JA?! – oburzył się Blaise – CZEMU JESTEM DOPIERO POTTEREM NUMER DZIESIĘĆ?! – wykrzyknął rozpaczliwie, a po chwili zobaczył, że twarz Harry’ego jest coraz większa i większa. Widział już ją tak blisko, że postać Pottera przysłaniała resztę świata. Ślizgon z przerażeniem opuścił kulę na ziemię, a ta przetoczyła się po całym Pokoju Wspólnym.
- Wesołego Halloween! – zawołał Potter z kuli i uśmiechając się do wszystkich upiornie, zamachał. – Szczególnie dla Ciebie, Harry!
- Ach, jak miło dostać życzenia od kogoś boskiego! – zaśmiał się Potter, którego język wrócił już na właściwie tory i wstał. – Co się tak gapicie? – spytał do przerażonego grona. – Przecież tylko żartowałem dzisiaj. I to cały dzień! – powiedział po chwili normalnym głosem i zachichotał. – Ten pokój jest upiorny, pójdę poszukać Ginny!
- O kurwa – mruknął Blaise. – Muszę się napić.
- Któraś z tych historii się spełni? – spytał cicho Malfoy, czując, jak pot wypływa mu na czoło.
- Nie wiem, do diabła, Malfoy! Zajebałem dzisiaj tę kulę Trelawney, nie sądziłem, że zobaczę takie POJEBANE RZECZY! – mruknął Blaise, wypijając resztki swojego trunku.
- Cóż, mnie najbardziej zadowoliłaby pierwsza historia! – Wyszczerzył się Fred.
- A mnie druga – powiedział z nienawiścią Malfoy.
- Po moim trupie! – skomentował George.
- Trzecia? – odparła niepewnie Judith, przypominając sobie, że nie było w niej ani jej, ani Sophie.
- Gdzie jest w ogóle ta głupia picza Parkinson? – Zainteresowała się nagle Millicenta. – Miała mi pożyczyć eliksir miłosny… - mruknęła cicho sama do siebie.
- Przestańcie już, lepiej się zajmijmy zjawą, którą widziałam! – oznajmiła im Meyers, kładąc rękę na biodrze.
- Och, dobra, chodź do tej łazienki, pójdziemy dokładnie obejrzeć tę straszliwą zjawę! – Uśmiechnął się Fred, opierając się o stolik – ale nagle światło w Pokoju Wspólnym Slytherinu zgasło i rozległ się straszliwy dźwięk, który przypominał wrzask pewnej niewiasty.
- TO TYLKO JA, SOPHIE! – wydarł się Potter, któremu drzwi zniknęły sprzed nosa. Wszyscy sięgnęli po swoje różdżki, ale i one zniknęły.
- O nie! Przepowiednie się sprawdzają! – zapiszczał Draco i uciekł, prawie nie łamiąc nóg po drodze.
- Chyba nie chcę być twoją żoną  - burknęła Judith, patrząc się w miejsce, gdzie mógłby stać Malfoy.
- Och, Freddie, tak bardzo się boję! – zapiszczała Sophie, wtulając się w bliźniaka.
- Ale ja jestem George!
- Nie, ja jestem George! – zawołał drugi głos.
- Wcale nie, jesteś Fred!
- Ty jesteś Fred!
- ZAMKNĄĆ SIĘ! – wydarł się Blaise. – Zgubiłem ostatnią piersiówkę, niech mi ktoś pomoże szukać!
- Ja znajdę ją pierwsza! – Judith padła na kolana i z nosem przy ziemi próbowała wyczuć alkohol.
Nagle światło zamigotało. Coś śmignęło pomiędzy nimi, szturchając każdego. Nagle postać zatrzymała się na środku pomieszczenia. Sophie pisnęła przerażona. Na środku stała profesor Trelawney, patrząc się na zgromadzonych szaleńczym wzrokiem.
- Ukradliście mi kule – powiedziała zimno. – Za karę żadna z tych przepowiedni się nie spełni.
- NIEE! – wrzasnął Potter, ale kiedy wszyscy a niego spojrzeli z przerażaniem, ten się tylko niewinnie uśmiechnął. – Żartowałem tylko.
- Wasza przyszłość będzie tak naprawdę mroczniejsza od tego, co widzieliście w mojej kuli – oznajmiła. – Spełni się każdy wasz najgorszy koszmar! Bogin przy waszym życiu nie będzie mógł się w nic zamienić, bo nic gorszego od waszego okropnego życia was nie spotka!
- Ale przynajmniej dalej będę piękna – stwierdziła beztrosko Sophie, przyglądając się swojemu odbiciu w małym lusterku, które zawsze nosiła przy sobie.
- Nie będziesz. Nikt nie będzie! Staniecie się garbaci! Niscy! Pryszczaci! I ci którzy już nie są – staną się rudzi!
- NIEE! – tym razem wrzasnął Malfoy, łapiąc się za swoje idealnie wystylizowane platynowe włosy.
- A TERAZ UCIEKAJCIE! UCIEKAJCIE, ZANIM MÓJ GNIEW WAS DOPADNIE JUŻ TERAZ! – ryknęła przeraźliwie Trelawney, a jej postać zaczęła rosnąć tak, że po chwili górowała nad wszystkimi. Kiedy Ślizgoni i Gryfoni dalej stali, patrząc się ze strachem na nią, ta wrzasnęła na nich z taką siłą, że zaczęli uciekać, potykając się i popychając w przejściu.
Kiedy już nikt nie został w Pokoju Wspólnym, Trelawney zachichotała.
- Idioci – powiedziała i zdarła z siebie maskę. Pod nią był, nie kto inny, jak Pansy Parkinson. – Niesamowite, że udało mi się tak łatwo ich przestraszyć.
Dziewczyna podniosła szklana kulę i spojrzała w nią. Zachichotała radośnie. Och, Pansy, ty kawalarzu – pomyślała. Nagle zauważyła jakiś ruch kątem oka. Odwróciła się szybko i zamarła, ale po chwili zaśmiała się, widząc upiorną kobietą z czarnymi włosami pełzającą w jej stronę.
- Nott, wiem, że to ty! Dzięki, że pomogłeś mi to wszystko przygotować, ale wiesz – ja nadal kocham Malfoya! – powiedziała, stojąc odwrócona plecami do dziwacznej zjawy. Po chwili poczuła dotyk obślizgłej ręki na swoim ramieniu. – Theodorze, przestań się wydurniać! – zawołała już zniecierpliwiona i próbowała pociągnąć postać za upiornie bladą skórę, żeby ściągnąć maskę – ale to nic nie dało. Pociągnęła za włosy – i wyrwała kępek, a zjawa przeraźliwie zawyła.
- To nie jest przebranie, prawda? – spytała Ślizgonka, głośno przełykając ślinę – po czym zaczęła się cofać i z krzykiem wybiegła z pokoju.
Światło znowu się zapaliło. Dziwna postać beztrosko usiadła przy stole i odpaliła fajkę. Po chwili czarne włosy skurczyły się, blade oblicze pożółkło, a nos wydłużył się w haczykowaty kształt.
- Och, Severusie – szepnął sam do siebie Snape – noc taka młoda, a jeszcze tyle Eliksirów Wielosokowych do wypicia!


Mamy nadzieję, że dobrze się bawiliście. A przynajmniej chociaż częściowo tak dobrze jak my podczas pisania tego dodatku!
Od przyszłego tygodnia powrót do stałego fika. Zatem zapraszamy na rozdział 5!


halloween animated GIF

2 komentarze:

  1. Wymieniłabym śmieszne fragmenty, ale jest ich zbyt dużo. Na serio zaczynam lubić Zabini'ego, w Waszym wykonaniu jest fajny ;)
    Już się nie mogę doczekać, co wykombinujecie na Boże Narodzenie ;D Ale jeszcze bardziej nie mogę doczekać się rozdziału ;-; Czemu ta niedziela jest tak daleko? ;-;
    Pozdrawiam.

    ~Juvia L.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdziały wspaniałe! Jak zawsze duża dawka humoru, uwielbiam Was! :) Z niecierpliwością czekam na niedzielę.

    Pozrawiam :)

    OdpowiedzUsuń