Informacje

Znajdziecie nas także na: FANFICTION.NET oraz FACEBOOKu.

piątek, 25 grudnia 2015

Rozdział 2. NEVER JUDGE A DUDE BY HIS LOVER



Dzień dobry w ten bożonarodzeniowy poranek!
Postanowiłyśmy nie przerywać opka właściwego i nie dodawać wigilijnego dodatku – ogólnie nawet nie zabrałyśmy się za niego. Dlaczego? Cóż, nad halloweenowym spędziłyśmy bardzo dużo czasu, nawet więcej niż nad właściwym opowiadaniem, uważamy, że jest naprawdę dobry, ale Wam nie przypadł do gustu. DEVIL’S NIGHT miało niecałe 350 odsłon, skomentowały tylko 3 osoby. Zatem dbając o nasz cenny czas, a zarazem chcąc dać Wam coś, co jednak przeczytacie, zapraszamy na rozdział 2!
WESOŁYCH ŚWIĄT, PSZCZÓŁKI!


Sophie obudziła się z przeraźliwym bólem głowy.
– Co jest… – wymamrotała i rozejrzała się wokół nieprzytomnym wzrokiem. – Gdzie ja jestem? – spytała cicho.
To miejsce było pogrążone w całkowitej ciemności – ale może to była wina tego worka na głowie? Zdjęła go jednym ruchem i dokładnie rozejrzała się po pomieszczeniu - nie było w nim żadnych okien ani drzwi; pokój był bardzo słabo oświetlony – jedynie kilka świec położonych w różnych kątach rzucało nikłe światło. 
– SOPHIE! TAK SIĘ BOJĘ! KTO BĘDZIE KARMIŁ MOJEGO KOTA?! – zawołała dramatycznie Judith, które nerwowo chodziła po pomieszczeniu.
– OKEJ, LUDZIE. Co za chory pojeb nas tutaj zamknął?! – wrzasnął tym razem Blaise Zabini, który stał na środku pokoju. Wokół niego stali – albo siedzieli – wszyscy zaginieni z ostatnich dni.
– Myślę… – powiedział jadowicie Malfoy – że ty byłbyś do tego zdolny! Tylko ty jesteś TAK chory, żeby wpaść na TAKI pomysł – zawołał oskarżycielsko.
– Na pewno bym się tutaj zamknął z takimi PASZCZURAMI! – prychnął Blaise i popatrzył krytycznie na wszystkich. Lesby nie–lesby, które dawno przestały być seksowne, jacyś Weasleyowie – już zaliczył większość, Potter, Malfoy, Par… Parkinson. Cholera, nie znał innych imion. Był w czarnej dupie – i niestety bynajmniej nie swojej.
– Wypraszam sobie, nie jestem żadnym paszczurem! – mruknęła Sophie, która nagle oprzytomniała. Kątem oka zauważyła Freda Weasleya, który z obojętną miną opierał się o ścianę i głośno przełknęła ślinę.
– Och kochana, przykro mi, nikt ci jeszcze tego nie powiedział… Ale obudź się! – Blaise pstryknął jej palcami przed oczami i zmierzył krytycznie wzrokiem od góry do dołu. – Od jakichś trzech miesięcy jesteś. Przesuszone końcówki? Zeschnięty tusz do rzęs? Złamany paznokieć? Buty z Mrady sprzed trzech sezonów?! Mundurek szkolny z ZESZŁEGO ROKU? – Zabini zacmokał z zażenowania. – Już NAWET NIE WSPOMNĘ, że chyba nasze biodra są o dwa centymetry większe, a brzuch – co najmniej o półtora! – dodał, szczypiąc Sophie za kawałek skóry. Cóż, jej reakcję można było przewidzieć.
– JADŁAM PO 18 I PIŁAM NORMALNY SOK DYNIOWY ZAMIAST LIGHT. NIE WIEDZIAŁAM, ŻE TAK SZYBKO BĘDZIE WIDAAAĆ– zawyła.
– Jejku i co zrobiłeś? Znowu zaczęła ryczeć! – wrzasnęła Judith, unosząc ręce do góry.
– Właśnie, Zabini, chociaż raz zamknij tę jadaczkę. I tak mamy przerąbane – mruknął zniecierpliwiony Malfoy i kopnął w ścianę. Cóż – zabolało!
– Chyba chcecie, żebym zaczął mówić o waszym wyglądzie panie–niejędrny–tyłku i Judith–topielica–stanowczo–nie–rozmiar–34! – powiedział wrednie Blaise, wykonując przy tym dziwny ruch ręką.
– Chyba nie chcesz słyszeć nic o swoim wyglądzie, panie–nie–będę–żył–za–dwie–minuty! – wycedziła Judith.
– O moim wyglądzie? – Zaśmiał się pogardliwie Blaise, po czym dodał z miną prawdziwego Ślizgona – O moim wyglądzie nie można powiedzieć nic złego. Chyba że chce się umrzeć.
– Świetnie, wszyscy mają tutaj ego wielkości Hogwartu – mruknął Ron Weasley. – I nikt się nie przejmuje, dlaczego tutaj jesteśmy.
– No Ron, zawsze to lepsze niż w ogóle nie mieć ego! – Wyszczerzył się Fred.
– Co niby masz na myśli?!
– Chyba obaj wiemy, co mam na myśli…
– Może wreszcie przestaniesz mnie obrażać, co?! – Ron zerwał się z miejsca, ale Fred zbył go śmiechem i odszedł od niego.
– DRACO, ZABRAŁEŚ MI WSZYSTKIE KOTY! –Tymczasem Judith pokazała swojemu chłopakowi język.
– BO TO BYŁO CHORE, JEDNEGO ZNALAZŁAM RANO U SIEBIE W GACIACH! – Malfoy zaczął wymachiwać panicznie rękami.
– To ty się wyrzekniesz majątku i rodziny, co? – spytała jadowicie Judith. 
– To twój stary wyszedł w końcu z tego pierdla czy nie? – przerwał im dyskusję Zabini, ale zanim Malfoy zdążył wściec się na dobre, coś im przerwało.
– CICHO! – Nagle wszyscy uciszyli się i popatrzyli na postać na podeście. Harry Potter uspokoił wszystko, jak zwykle okazał się prawdziwym bohaterem! Ale, ale, czas na oklaski przyjdzie później! – Uspokójcie się. Tej osobie, która nas tutaj zamknęła, zależało na tym, żeby nas skłócić, żeby zabić w nas miłość i… CO TO ZA MAŹ NA MOICH OKULARACH?! CO ZA KRETYN TO RZUCIŁ?! – zaczął wołać Harry, z obrzydzeniem próbując zdjąć zielonkawą substancję z twarzy.  
Zabini zaśmiał się dziko pod nosem.
– Nie powiem co to! – zawołał z chichotem.
– Ty idioto! – wrzasnął Potter, rzucając się na chłopaka.
– Powtórzenia są takie śmieszne – stwierdziła Luna, która właśnie dokładnie studiowała ścianę. – Czy do was też ten człowiek mówił tak dziwnie?
– Że co? Że zemści się? Pierdolił coś takiego – mruknęła Judith, wyciągając ze spodni zdjęcie swoich kotów. Część była w Norze, ale biedny Pan Wąsik! Co on zrobi sam w Hogwarcie?!
– Kto mógłby chcieć się na nas zemścić? – pisnęła Pansy.
– Każdy kto widział twój ryj – stwierdziła obojętnie Sophie, oglądając swoje paznokcie. Wcale nie były w AŻ tak złym stanie. No, może trochę. Bardzo… znów zaczęła ryczeć.
– Ja jebię, pewnie naszą karą jest słuchanie wycia Sophie – westchnął Draco. Nie podobało mu się tutaj. Był tutaj zaledwie od kilku godzin, a już zdążył obejrzeć całe pomieszczenie. Składało się z trzech sal - z salonu, w którym stały rozklekotane sofy, z sypialni, ALE tylko z jednym łóżkiem i dziwnie czerwonymi ścianami oraz z pomieszczenia wielkości toi toiu, w którym stało tylko krzesło.
– Tu nie ma łazienki! – zawołała zrozpaczona Sophie. – Gdzie mam robić pi pi?!
– Pi pi? Ile ty masz lat? – prychnął Zabini. – Gorsze jest to, że właśnie kończy mi się alkohol!
Pan Wąsik siedział dalej pod pomnikiem garbatej czarownicy. Jego właścicielka zniknęła, ale szczerze – nie obchodziło go to za bardzo. Bardziej interesował go Krzywołap. A właściwie nie interesował, a interesowała. Głupi ludzie. Nie wiedzieli, że Krzywołap to kotka. Gdyby koty mogły się śmiać, właśnie w tym momencie Pan Wąsik by chichotał. Jednak jego szczęście nie trwało długo.
– Na tobie też się zemszczę, pchlarzu! – Usłyszał kot. Chciał uciekać, ale nie udało mu się to. Prychając i drapiąc, znikał w ciemności.

– Mamo! – Do Nory wpadł nagle zasapany George. –  Fred, Harry i Ron zaginęli! Sophie też!
– Wcale nie zaginęli, są tutaj – powiedziała wesoło pani Weasley. Siedziała przy stole i cerowała dziurawe skarpety. George na te słowa opadł z radością na krzesło.
– Tak się martwiłem! Zawołasz ich, mamo?
– Oczywiście, kochaneczku – odpowiedziała dobrodusznie kobieta i zaczęła wołać wszystkich. George z wyczekiwaniem czekał na swojego brata. W życiu nie spędził bez niego aż tyle czasu! Jednak po chwili uśmiech zszedł mu z twarzy. Do kuchni wbiegły cztery tłuste koty ubrane w sweterki z wydzierganymi na nich literami – F, R, H i S.
– MAMO – zawołał ze strachem, wyobrażając sobie, że tłuste koty spałaszowały wszystkich zaginionych – dobrze się czujesz?
– Nie wiem, o co ci chodzi, Georgie! – powiedziała śpiewnie Molly. – Czas na obiad! Kici, kici! – krzyknęła i po chwili przy stole w jadalni – oprócz Molly i George’a – usiadły cztery tak grube koty, że krzesła prawie się pod nimi łamały.
– A ja mogłem tak wyglądać… – wydukał George.


– Kto powie mi, w jakiej temperaturze warzy się Eliksir Tojadowy? – spytał grobowym głosem Snape, po czym szaleńczym tempem podbiegł do jednej z ławek i usiadł w niej.– W stu osiemdziesięciu stopniach, panie profesorze! – odpowiedział głośno i znowu udał się na przód biurka. – Wspaniale, Severusie. Będziesz wspaniałym czarodziejem. Mądrym, przystojnym, utalentowanym. Dwadzieścia punktów dla Slytherinu! I zostajesz prefektem! Prefektem wszystkich prefektów! I MOŻESZ ZABIĆ POTTERA! I SYRIUSZA! ORAZ LUPINA! A TWOJE MAJTKI WCALE NIE SĄ BRUDNE! – powiedział śpiewnie.
To zdecydowanie była najlepsza lekcja w jego życiu. Aż usłyszał potknięcie. A później uderzenie o ławkę.
– Eee… Severusie, z kim prowadzisz tę lekcję, skoro tutaj nikogo nie ma?


– Nie mam różdżki! – zawołał Harry, w popłochu macając się po kieszeniach – chciał przekląć Zabiniego.
– Ktoś mi zabrał różdżkę, kiedy mnie tutaj wsadził – mruknął Ron.
– Nie martw się, zawsze możesz skorzystać z mojej różdżki! – zaszczebiotał Blaise i mrugnął do Weasleya, który zaczął udawać, ze wymiotuje.
– Och, geniusze, podejrzewam, że nikt z nas nie ma różdżki! Serio, ktoś by nas tutaj zamknął z różdżkami? – syknął Malfoy.
– Chuj z różdżką, nie mam alkoholu – mruknął Blaise. I nagle stał się cud. I nagle na środku pomieszczenia pojawiła się misa. Zabini podbiegł do niej z miną szaleńca.
– To może być otrute – powiedziała obojętnie Judith.
– Co otrute, co otrute, to etanol pierwsza klasa! – Zabini oblizał palec, po czym wsadził całą głowę do misy.
– Ach, niech umrę! – Wzruszyła ramionami Rhodes.
– PEWNIE VOLDEMORT TO WYSŁAŁ! – zawołał Potter.
– Voldesrolt – skomentował ambitnie Zabini i czknął. – Serio, nigdy go nie widziałem, on w ogóle istnieje? Wydawało mi się, że to taka bajka, którą się opowiada na dobranoc niegrzecznym dzieciom.
– Nie płacz. Chcesz chusteczkę? – Fred poszedł do Sophii i wyciągnął z kieszeni pogięty kawałek materiału. Dziewczyna tylko fuknęła i odeszła kawałek dalej.
– Niech pierdolnę!. Romantyczni Wieprzlejowie, część pierwsza – dajemy kobiecie chusteczkę, która wygląda jak wyciągnięta prosto z kibla, bo jesteśmy za biedni i durni, żeby dać jej kwiatka! – prychnęła pogardliwie Pansy, która stała obok. – Wiem, że to szlama, ale bez przesady – dodała, wpatrując się z pogardą w Weasleya. 
– O matko! Czy ta ruszająca się głowa psa mówi? – spytał kpiąco Fred i usiadł koło ściany. Czuł się lekko przybity – jeszcze nigdy nie rozstał się z Georgem na tak długo, a Sophie najwyraźniej nie miała zamiaru z nim rozmawiać. 


– To, co zrobimy, żeby stąd wyjść? – spytał głośno Potter, patrząc z naganą na Blaise'a, który położył się obok misy z alkoholem i gładził po wzdętym brzuchu.
– Po co mamy stąd wychodzić, Harry? – odpowiedziała sennie Luna.
– Nie, zostaniemy tu na zawsze, A VOLDEMORT WYGRA! – wrzasnął na nią Potter, ale ta tylko leniwie zamrugała.
– Uważam, że przydałaby ci się pasta do zębów – stwierdziła Luna, a przed nią wyczarował się stół ze środkami do higieny ust.
– Trochę jak w reklamie! – skomentowała Sophie. – Chcę czekoladowego shake’a! – zawołała i za chwilę dostała napój.
– Widzę, że ktoś tu hoduje kolejne centymetry – stwierdził Blaise z pogardą.
– Zamknij się,  ona ma idealne ciało! – wydarł się na niego Fred, ale kiedy zobaczył zdziwione spojrzenia innych, zmieszany odszedł na bok. 
– Chcę, żeby zrobiły się drzwi! – wrzasnął Potter, ale nic się nie stało. – Świetnie – mruknął pod nosem.
– Może musisz mówić głośniej – mruknęła mądrze Judith. Stwierdziła, że będzie piła tak długo, aż stąd wyjdzie. Lub umrze na zatrucie alkoholowe.
– CZEMU TO, NA MERLINA, NIE DZIAŁA?! CZEMU JEST ALKOHOL, A NIE MA DRZWI?! JA CHCĘ DO GINNY! – wrzeszczał ciągle Potter, jednak nic się nie działo.
– A ja bym chciała Pana Wąsika – powiedziała smutno Rhodes.
– CZEMU, WY KOMPLETNI IDIOCI, NIE PRÓBUJECIE NIC… – Potter nagle urwał swoją tyradę. Coś dużego, miękkiego i futrzanego spadło mu na głowę. Coś, co miało ostre pazurki i zęby, i miauczało. – Zabierzcie to ze mnie, zabierzcie to ze mnie!
– Pan Wąsik! – zapiszczała radośnie dziewczyna i rzuciła się na swojego kota. Z lekkim trudem udało jej się go oderwać od twarzy Harry’ego, ale kiedy już się tym zajęła, to mocno przytuliła kota. – Mamusia tęskniła za twoim słodkim pyszczkiem!


– Nie twoja sprawa! – fuknął Snape.
Nimfadora Tonks. Czy ona wszędzie musiała za nim łazić? Była jak uporczywy rzep, który jak się już raz przyklei do tyłka, to za żadne skarby się od niego nie odczepi. Teraz stała przed jego biurkiem, patrzyła się na niego tymi swoimi wielkimi, sarnimi oczami, które ciągle zmieniały barwę i uśmiechała się tak, jakby dopiero przed chwilą przeszła lobotomię. Severus Snape gardził każdym kawałkiem jej jestestwa. Jej kolorowymi włosami, szczupłą szyją, jędrnymi… STOP, SEVERUSIE – skarcił siebie w myślach. Nie mógł przecież uważać tej dziwaczki za kogoś godnego jego uwagi. Ale te kości policzkowe i usta, które wyglądają, jakby dopiero co zjadła maliny… Severus na te myśli uderzył się nagle w twarz.
– Wszystko dobrze? – spytała się troskliwie dziewczyna, kładąc mu rękę na ramieniu.
– Nie dotykaj mnie! – Snape pisnął prawie histerycznie. Po chwili sobie zdał sprawę, że ktoś tak poważny jak ON – wybitny profesor w Szkole Magii i Czarodziejstwa, mistrz eliksirów – nie powinien piszczeć. Przybrał więc swój najbardziej pogardliwy wzrok i powiedział zimno:
– Czy nie masz teraz zajęć?
– Nikt nie przyszedł rano na moje zajęcia z szóstego roku. – Wzruszyła ramionami Tonks.
– Coś dziwnego – odparł kpiąco Snape. – Ja w ogóle nie mam już grupy z szóstego roku. Większość uczniów zignorowała moje zajęcia, więc ją zlikwidowałem. Zawsze za jedną nieobecność wyrzucam z zajęć. Tak robi każdy poważny nauczyciel – stwierdził chłodno, wpatrując się w Nimfadorę.
– Tak naprawdę chciałam cię poprosić o eliksir… – zaczęła mówić Nimfadora. Och tak, pewnie chciała eliksir dla Lupina! Dlatego tutaj przyszła! Przecież nikt z własnej woli nie spędzałby z nim czasu!
– Powinienem mieć w zapasie Eliksir Tojadowy – powiedział pogardliwie i wyszedł szybkim krokiem z własnej sali.


– Nie chce już tutaj być! Chcę do domu! NAWET DO MAMY! – zajęczała Sophie.
– Czy ty potrafisz wypowiedzieć chociaż jedno zdanie normalnie? – spytała z odrazą Parkinson. – Słowo daję, wolałabym tutaj nawet cholerną Granger! Przynajmniej pomogłaby nam stąd wyjść! – warknęła, ale jej głos pod koniec stał się nieco łagodniejszy – masaż pleców, który robił jej Goyle, nieco ją uspokoił!
– Ciekawe kto będzie mopsem, jak stąd wyjdziemy – mruknęła Judith, głaszcząc Pana Wąsika po wielkim brzuchu. Malfoy patrzył z odrazą na całą sytuację.
– NIGDY STĄD NIE WYJDZIEMY! UMRZEMY TUTAJ! A JA MUSZĘ URATOWAĆ ŚWIAT! – zaczął wrzeszczeć Potter.
– Nie martw się Harry, świat przetrwa. Najwyżej my przestaniemy żyć – odparła pogodnie Luna.
Nagle w pomieszczeniu zapanowała kompletna ciemność.
– Na Merlina, co jest?! – warknął Potter i poczuł, jak wpada na ścianę, a jego okulary spadają na ziemię i tłuką się. – Bez okularów nic nie widzę!
– Jest ciemno, debilu, może dlatego nic nie widzisz? – prychnął Malfoy.
– Ktoś mnie złapał za tyłek! – jęknął Ron.
– Ciekawe kto to był! – skomentował Blaise Zabini.
– To chyba Peruwiański Proszek Natychmiastowej Ciemności z mojego sklepu! – wykrzyknął Fred. – Mojego i George’a – dodał po chwili cicho.
– Brawo, Wieprzlej, może od razu przygotuj w swoim zafajdanym sklepie mały zestaw dla śmierciożercy? – spytał kpiąco Malfoy, zapisując sobie jednak w pamięci, co będzie jego pierwszym zakupem po opuszczeniu tego durnego pokoju!
– Pewnie zastanawiacie się, czemu tutaj jesteście. – W pokoju rozległ się niski, mechaniczny głos.
– W zasadzie to nie za bardzo – czknął Blaise.
– Przedstawiacie wszystkie najgorsze cechy środowiska uczniowskiego w Hogwarcie. Jesteście prawdziwą pleśnią naszej szkoły. Powinniście umrzeć.
– Ej! Kilka razy uratowałem tę szkołę! – wrzasnął Potter.
– Sto punktów od Gryffindoru – mruknął głos. – Ale dam wam szansę. Kiedy zapali się światło, na środku pomieszczenia znajdziecie dziesięć fiolek Veritaserum. Biorąc pod uwagę, że jesteście skończonymi idiotami, wytłumaczę wam działanie eliksiru – zmusza do mówienia wyłącznie prawdy. Każdy z was ma wejść do Pokoju Zwierzeń, wypić eliksir i zdradzić swoją najgorszą tajemnicę, dzięki której będę mógł po pierwsze was upokorzyć, a po drugie szantażować do końca życia. Jeśli to zrobicie, to was wypuszczę. Jednak jeśli chociaż jedna osoba nie wykona zadania, to zostaniecie tutaj na zawsze!
– Chyba się domyśliłem, kto nas tutaj zamknął – mruknął Zabini.
– Brawo, prawdziwy z ciebie, Sherlock! – odparła Sophie, przewracając oczami. Chociaż – szczerze mówiąc – ona dalej nie miała pojęcia, kto ich tutaj zamknął!
– Voldemort… Czuję to… – wydyszał Harry, pociągając nerwowo nosem.
– Pokój jest pod stałą obserwacją. Pewnie umknęło waszej uwadze – jak przystało na ludzi o ilorazie inteligencji poniżej siedemdziesięciu punktów – to, że pomieszczenie, w którym się znajdujecie, to Pokój Życzeń, jednak w zmodyfikowanej przeze mnie wersji – tylko życzenia, na które wyrażę zgodę, zostaną spełnione. Wcześniejszą pobłażliwość tłumaczy fakt, że ZOSTAWIŁEM POKÓJ POD OPIEKĄ SWOJEGO UPOŚLEDZONEGO SKRZATA.
– Hmm, może to mój stary – mruknął Malfoy.
– A TOALETA? ŁAZIENKA? ODŻYWKA DO WŁOSÓW? BIEŻNIA? – jęknęła Sophie, która wraz z Judith obejmowała nerwowo Pana Wąsika, ale głos ją zignorował. W pomieszczeniu znowu zrobiło się jasno – a na samym środku, na niewielkim stoliku, stało dokładnie dziesięć małych fiolek eliksiru, które połyskiwały złowrogo – a między nimi, w samym środku, znajdowała się mała, plastikowa kaczka.
– Z tego gówna rozlegał się ten dziwny głos? – mruknął Malfoy, drapiąc się po głowie.
– SAM JESTEŚ GÓWNEM! TO KACZKA Z MOJEJ ŁAZIENKI! Ale… To oznacza, że ktoś mnie śledzi, kiedy jestem nago w wannie – powiedział rozmarzonym głosem Zabini, po czym popatrzył złowrogo na wszystkich. – Pijemy to i spadamy stąd, bo inaczej wyrucham was WSZYSTKICH! Tak, nawet ciebie, Parkinson. Nie… Dobra, nie jestem aż tak zdesperowany – mruknął, przypatrując się uważnie twarzy swojej koleżanki, która już nie reagowała nawet na jego zaczepki.
– Ja tego w życiu nie wypiję! – zawołała Sophie, krzyżując ręce na piersi.
– OCH, WYPIJESZ, NAWET JEŚLI BĘDĘ CI MUSIAŁ Z TEGO ZROBIĆ LEWATYWĘ, SKARBIE! – wrzasnął Blaise. – Ja mogę wypić to pierwszy i tak nie mam NIC A NIC do ukrycia! – zawołał i wziął fiolkę, po czym zniknął za czerwoną kotarą.


Blaise usiadł na środku pomieszczenia – ze zdziwieniem odkrył, że jest tutaj toaleta.
– Mogę się przy okazji wysikać! – Wzruszył ramionami i zabrał się do dzieła.
– Nie chcę oglądać twojego tyłka! – wykrzyknął zirytowany głos, który rozległ się nie wiadomo skąd.
– Och, daj spokój, wszyscy chcą oglądać mój tyłek – odpowiedział obojętnie Zabini, ale po chwili znowu założył spodnie i usiadł na zamkniętym sedesie, po czym zaczął mówić. – Hmm… W sumie jestem alkoholikiem, socjopatą i psychopatą, ale przecież wcale się z tym nie ukrywam. Spałem gdzieś z setką osób, w tym z dziewięćdziesięcioma czterema facetami… … Nic ciekawego…– Ślizgon zaczął drapać się po głowie i co chwila pociągał łyk Veritaserum z fiolki. Nagle uderzył się otwartą dłonią w czoło.– Ale nie! W sumie jedna sytuacja jest nieco osobliwa. Po czwartym roku stało się coś naprawdę dziwnego. Otóż zawsze podobał mi się Cedrik…


– W sumie też nie za bardzo chcę pić ten eliksir – powiedział cicho Malfoy do Judith, kiedy wszyscy nerwowo wpatrywali się w miejsce, w którym zniknął Blaise.
– Tak, a co masz takiego niby do ukrycia? – spytała Gryfonka, starając się przypomnieć, do powiedzenia czego mogłoby skłonić ją Veritaserum. Malfoy już jej nie odpowiedział – krople potu wypłynęły na jego czoło.
Sophie Meyers nerwowo obgryzała paznokcie w kącie pomieszczenia – po chwili ruszyła się z miejsca i niepewnie podeszła do Freda Weasleya, który, siedząc na podłodze, ze znudzeniem podrzucał do góry plastikową piłkę.
– Nie możemy tego wypić! – powiedziała cicho, kucając obok niego.
– Och, postanowiłaś się do mnie odzywać? Czym sobie zasłużyłem na ten zaszczyt? A może powinienem powiedzieć – wasze wysokość? – spytał kpiąco Weasley. Stwierdził, że spędził stanowczo za dużo czasu na próbach pogodzenia się, a tymczasem Sophie – jak zwykle – podeszła do niego tylko ze względu na własny interes. 
– Cicho bądź – syknęła Meyers, nerwowo rozglądając się po pomieszczeniu. – Nie wypijemy tego, wylejemy to w środku i… – zaczęła mówić gorączkowo.
– Ktoś nas tutaj zamknął. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że jesteś blondynką, nie wierzę, że sądzisz, że ta osoba się nie domyśli, że wcale nie wypiłaś Veritaserum – mruknął Fred, zatrzymując piłkę w ręce.
– Ale…
– Jeśli myślisz, że po dwóch miesiącach milczenia możesz mnie o coś prosić – powiedział Fred, wstając z podłogi. – To jesteś w błędzie – dodał i oddalił się w stronę, gdzie stali Ron i Harry.


– W każdym razie w sumie… Hmm, upiłem się bardzo na Turnieju Trójmagicznym! – kontynuował Blaise. – I jakoś nie połapałem się, co tam się dzieje. Na drugi dzień obudziłem się o czwartej – skacowany. A nie, dalej pijany! – Zaśmiał się Ślizgon. – I wszedłem do Wielkiej Sali. Nikogo tam nie było. Tylko jakieś dziwne łóżko, na którym leżał Cedrik. I stwierdziłem, że to prawdziwy dar od Merlina – facet, który mi się podoba, leżał w łóżku. Nie domyśliłem się, że łóżko było trochę dziwne, takie prostokątne i miało drzwiczki… Podszedłem no i pocałowałem go – co prawda nie odwzajemnił pocałunku, ale milczenie jest zgodą! Zdjąłem majtki, odwróciłem go… No i przystąpiłem do dzieła. Później na śniadaniu okazało się, że Cedrik nie żyje. No. To było dosyć dziwne. – Zakończył swoją historię Zabini. Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza.
– Mogę otrzymać to, czego sobie życzę? – spytał ze zniecierpliwieniem Blaise.
– To najohydniejsza rzecz, o jakiej słyszałem w życiu – oznajmił mu głos. – Ale nie mogę ci odmówić!


– Długo go nie ma – mruknął Malfoy, ale wówczas czerwona zasłona podniosła się – wyszedł z niej Blaise, który taszczył za sobą wielką misę ze złotawym płynem, który skapywał na podłogę. Zabini przez chwilę miał ochotę paść na kolana i zacząć go wylizywać, ale za moment uznał, że to byłoby głupie.
– Na Merlina, co to jest? – spytał Ron.
– Ognista Whisky – odpowiedział jak gdyby nigdy nic Zabini.
– Czy mam rozumieć, że zamiast poprosić o jedzenie, jakieś przykrycia do spania czy zwyczajną wodę, ty zażyczyłeś sobie ALKOHOLU?! – wrzasnął Harry, a wszyscy w pomieszczeniu popatrzyli na Blaise’a ze złością.
– Też myślę, że zjebałem. Mogłem poprosić o gumowego Charliego Weasleya – odparł obojętnie Zabini, nie zwracając uwagi na wrogie spojrzenia. – Ale nie rozumiem, o co wam chodzi. Specjalnie wziąłem piętnaście litrów, żeby było też dla was…. – mamrotał pod nosem, ale po chwili poczuł, jak ktoś przygniata go do ściany.
– Jesteś idiotą! – oznajmił mu Potter, szarpiąc go za szaty.
– A tobie śmierdzi z gęby – zripostował się Zabini. – Może procenty pozwolą zabić ten zapach… – dodał niewinnie, a Harry już wyciągnął pięść, żeby go uderzyć.
– Ej, ej! – zawołała Judith, rozdzielając chłopaków. – Dajcie spokój. Każdy zażyczy sobie to, czego będzie chciał i niepotrzebne nam konflikty.
Nagle Ronaldowi Weasleyowi głośno zaburczało w brzuchu.
– Jestem taki głodny! – zawył.
– No to wypij eliksir i załatw jedzenie nam wszystkim – skomentował jego brat. – Ewentualnie ja mogę to zrobić – dodał, patrząc złośliwie na Sophie, która nagle gwałtownie się wyprostowała.
– Ja… Ja teraz pójdę – oświadczyła nagle Judith i wzięła fiolkę ze stołu.
– Nie było źle – pocieszył ją Blaise, czkając.
– To może nam o tym opowiesz? – spytała Parkinson, mierząc go wzrokiem.
– Och, chętnie bym to zrobił, mopsie. Ale boję się, że wówczas nikt w Hogwarcie by się do mnie już nie odezwał! – powiedział z ponurą radością Zabini i włożył głowę do misy, a tymczasem Rhodes głośno przełknęła ślinę – i zniknęła za zasłoną.


– Severusie, czy ostatnio nasi uczniowie nie są jacyś spokojniejsi? – spytał Dumbledore podczas kolacji. Co prawda uczniów przy stołach brakowało zaledwie kilku, jednak w Wielkiej Sali panował prawdziwy spokój. Młodzi czarodzieje podawali sobie życzliwie pokarm, wymieniali uprzejmości, prowadzili intelektualne konwersacje i nie podnosili głosu ponad normę.
– Nie rozumiem, o co ci chodzi – powiedział Snape.
– Nie widzisz, jaka panuje tu cisza?
– NIE! W KOŃCU JEST TAK JAK POWINNO BYĆ – wrzasnął nagle profesor eliksirów, ale po chwili chrząknął i dodał już spokojniej:
– Nareszcie w Hogwarcie zapanowały porządki. 


– Witamy pannę Rhodes – odezwał się głos ze sztuczną uprzejmością. – Proszę się rozsiąść i ugościć.
– Czemu tu jest kibel? – spytała dziewczyna, wskazując na toaletę.
– Całkowity brak wychowania, młoda damo! – skarcił ją głos. – Siadaj na sedesie i gadaj!
Judith niepewnie rozejrzała się wokół i zaczęła rozpinać spodnie.
– NIE, IDIOTKO! Nie musisz sikać przy tym! Siadaj na KLAPIE!
– A mogę wrócić po Pana Wąsika?
– NIE!
– No dobrze – mruknęła dziewczyna, wypijając serum. Skrzywiła się z niesmakiem – no cóż, nie był to sok dyniowy. – Dobrze… Udawałam lesbijkę… Trzymałam siedem kotów w Hogwarcie, które transmutowałam w różne przedmioty…
– NUDY! – zawołał głos.
– Ale najgorsze jest to, że przez pięć lat okłamywałam swoją najlepszą przyjaciółkę Sophię Meyers. Kiedy na drugim roku Sophie płakała, że nie dostała kartki walentynkowej, to ja ją wysłałam… Kiedy na trzecim roku zorganizowałam jej przyjęcie urodzinowe, musiałam szantażować wszystkich, żeby w ogóle tam przyszli. Później rzuciłam czar na Cormaca McLaggena, żeby pocałował się z nią po raz pierwszy w życiu! Aczkolwiek najgorsze jest to, że nikt nie chciał z nami iść na Bal Bożonarodzeniowy! Więc… Więc zapłaciłam dwóm chłopakom z Drumstrangu… W dodatku zapłaciłam pieniędzmi Sophii, które ukradłam spod jej łóżka… Na początku dałam im po 100 galeonów, ale po wieczorze z Sophii jej partner chciał jeszcze dwieście, bo mówił, że takiej irytującej idiotki nie poznał w całym swoim życiu i mógł iść tam z babcią!
Judith załkała żałośnie, jednak nie mogła przestać opowiadać. Mówiła jeszcze przez dziesięć minut, a każda kolejna historia była gorsza! Wszyscy, wszyscy, którzy powiedzieli przed piątym rokiem Sophii nawet „cześć” na korytarzu BYLI OPŁACENI ALBO ZACZAROWANI!
– Sophie nie może się o tym dowiedzieć nigdy! PRZENIGDY! – zakończyła swą historię Judith i zalała się już całkowicie łzami. Jej przyjaciółka przez te wszystkie lata nauki myślała, że jest lubiana – chociaż przez wąskie grono – a TYMCZASEM do piątego roku wszyscy jej nienawidzili! W sumie trudno było stwierdzić, że teraz cokolwiek się zmieniło, ale... 
– To nie była zbyt interesująca prawda – powiedział głos ze znudzeniem. Właściwie mógł się spodziewać, że nikt takiego wrzoda na tyłku jak Sophie Meyers nie mógł polubić bezinteresownie. – Jednak skoro już wypiłaś serum możesz sobie zażyczyć jedną rzecz. TYLKO JEDNĄ!
– Ale że wszystko?
– Wszystko, idiotko!
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę. Mogła zażyczyć sobie nowego kota. Lub poduszkę. Ewentualnie jedzenie. Ale wpadła na inny wspaniały pomysł!


– O rany, o czym ona może tam tyle gadać? – zaciekawiła się Sophie. – Znam wszystkie jej sekrety, oprócz kotów w tajnej skrytce nic więcej nie ukrywała!
– Może mówi, jak bardzo ciebie nie lubi? – spytał Fred, z uśmiechem obserwując, jak Meyers się zapowietrza. Uwielbiał, kiedy się denerwowała!
– Wypraszam sobie! – fuknęła Sophie. – Mnie wszyscy, WSZYSCY kochają! Cicho! Wychodzi!
– Nie było tak źle – stwierdziła Judith. Póki prawda nie wyjdzie poza czerwone pomieszczenie, wszyscy są bezpieczni.
– Gdzie masz jedzenie? – spytał Ron, który wyglądał, jakby nagle schudł dziesięć kilo.
– Hmm… stwierdziłam, że zażyczę sobie coś innego! – powiedziała radośnie Judith i wyciągnęła zza pleców kilkanaście słomek. – Żebyśmy pili whisky i nie musieli wsadzać mordy do wazy!
– TY KRETYNKO! – wydarł się Harry, a Ron zaczął w kącie łkać – inni wpatrywali się ze złością w Rhodes
– Judith, jesteś najmądrzejszą kobietą, jaką poznałem! – Jedynie Zabini był zachwycony, chwycił słomki i po chwili położył się koło wazy, po czym zaczął pić alkohol przez słomkę.
– No cóż, ktoś musi uratować mojego brata przed śmiercią głodową – stwierdził Fred, patrząc na swojego młodszego braciszka, któremu nagle się zapadły policzki.
– Nie rób tego! – zawołała nerwowo Meyers, zagradzając mu drogę. 
– To nie będzie dotyczyło ciebie – powiedział Weasley dziwnie upiornym głosem, po czym wyminął ją i zniknął za kotarą.


George pojawił się znowu w Hogwarcie. Jego matka oszalała już do reszty zapominając, że jej prawdziwe dzieci nie są kotami. Czy mania na punkcie kotów jest zaraźliwa? Czy jest coś w kocim futerku, co zjada ludzki mózg i powoduje całkowite opętanie człowieka? – zastanawiał się chłopak, idąc korytarzami szkoły magii. Dodatkowo jego brat bliźniak zaginął. No cóż, Ron też, ale jakoś nie uznał tego za wielką tragedię. W końcu i tak był mało pożytecznym czarodziejem, nawet testy produktów wychodziły na nim jakoś licho.
Weasley postanowił przeprowadzić własne śledztwo! Jak na prawdziwego Merlina Holmesa przystało. W końcu co miał lepszego do roboty, skoro jest jednym z najbogatszych czarodziei na świecie? Geniusz, milioner, playboy, filantrop. Wszystko to doskonale opisywało George’a Weasleya! Przynajmniej według niego samego.
Stanął za pomnikiem garbatej wiedźmy i wychylił się lekko obserwując uważnie korytarz. Pusto. Ale czy na pewno? Przyjrzał się dokładnie. Na samym końcu korytarza zaświeciły żółte oczy. Pani Norris! Wrzasnął przerażony i zaczął uciekać.
– TYLKO NIE KOTY!


Fred rozsiadł się wygodnie na sedesie i spojrzał jak rasowy buntownik w ściankę naprzeciwko. Co prawda nic tam nie było, więc wyglądał trochę głupio, jednak nie zamierzał przegrać!
– PIJ TO W KOŃCU! – wydarł się zirytowany głos.
– Niech ci będzie – odpowiedział nonszalancko Weasley i jednym łykiem opróżnił fiolkę. – Przez siedem lat Hogwartu zrobiłem z Georgem mnóstwo numerów. Jedne były bardziej zabawne, inne mniej. Jednak ten… Ten do tej pory spędza nam sen z powiek. Pamiętasz Puchonkę, Claudię Kingsley, która jako jedyna w dziejach naszej szkoły… Zabiła się? Mogę z pewnością stwierdzić, że przyczyniliśmy się do tego z moim bratem.
– To brzmi jak z tandetnego horroru – stwierdził głos.
– Claudia Kingsley też wcześniej myślała, że to tylko tandetny horror! A teraz nie żyje! – powiedział dramatycznie Weasley i zaczął się dziko śmiać.


Meyers chodziła nerwowo po Pokoju Życzeń. Szkoda, że nie mogła sobie życzyć uwolnienia. TAK BARDZO CHCIAŁA IŚĆ NA SIŁKĘ! Czuła, jak jej pupa flaczeje, w końcu nie ćwiczyła już PONAD DOBĘ, a dodatku ktoś inny dowie się zaraz o jej trójkącie z bliźniakami!
– Siadaj, blondi, bo mam wrażenie, że jest ciebie coraz więcej – powiedział Zabini.
– Coraz więcej?! Więcej?! Nie jestem gruba! – wydarła się dziewczyna i zaczęła głośno płakać.
– I po co ją włączałeś?! – zirytował się Draco, który dosiadł się do pijącego towarzystwa. Był bardzo głodny, ale słyszał, że alkohol jest bardzo kaloryczny, więc postanowił sobie nim zapełnić żołądek.
– Jeeeść! – zawołał z kąta żałośnie Ron.


– No dobra, a więc ten numer był bardzo przykry – powiedział Fred, rozsiadając się na krześle. – Claudia była bardzo żałosna i potykała się o swoje nogi. Była tak gruba, że ledwo mieściła się w ławce. Na plecach miała pryszcze wielkości kraterów, a jej twarz przypominała trochę oblicze sklątki tylnowybuchowej. Cóż, może nie powinienem tak mówić, skoro nie żyje… – Zamyślił się przez chwilę Weasley, ale po chwili zaczął mówić dalej – Stwierdziliśmy z Georgem, że możemy się trochę pobawić jej kosztem. Wysłałem jej walentynkę i umówiłem się z nią na szczycie Wieży Astronomicznej na randkę. Ale Claudii nie było dane spotkać się ze swoim amantem – zamiast tego, przychodząc w określone miejsce, ujrzała przerażającą zjawę unoszącą się kilka centymetrów nad ziemią. Cóż, znalezienie czaru lewitacyjnego zajęło nam trochę czasu… To stworzenie miało na sobie czarną pelerynę i przypominało Dementora, ale tak naprawdę było dużo gorsze. To była… Śmierciotula! – zawołał Fred upiornym głosem, po czym dodał – Tak naprawdę, to był George w przebraniu, ale jak ta biedna niewiasta mogła o tym wiedzieć? Claudia, widząc tego stwora, zaczęła uciekać. Wyglądała jak przestraszony prosiak, więc mieliśmy z Georgem niezłą frajdę. Cóż, jak na drugi dzień dowiedzieliśmy się, że Claudia popełniła samobójczą śmierć – i to w dodatku przez zjedzenie dziesięciu kilogramów czekoladek, który rozpruły jej żołądek – było nam trochę głupio. Do tej pory czasami nam się śni – z pryszczami na plecach, obłędem w oczach i czekoladą ociekającą w gęby. No, to chyba koniec historii. Mogę się jeszcze wysikać? Ognista jest strasznie moczopędna!
– Powinieneś być Ślizgonem, Weasley – odezwał się głos.
– Och, to moja druga tajemnica. Tiara mi to zaproponowała, ale zagroziłem jej, że ją spalę – wymruczał Fred, rozpinając rozporek.
– A jakie są twoje życzenia, chory oszołomie?
– Och, zażyczę sobie coś do jedzenia. Ale żeby nie było zbyt miło… – zaczął mówić Fred.


– ZAŻYCZYŁEŚ SOBIE FASOLEK WSZYSTKICH SMAKÓW BERTIEGO?! – zawołał płaczliwie Ron. – A co jak trafię na taką o smaku rzygów?!
– Jak zwykle, Ronaldzie, zero wdzięczności! – Fred pokręcił głową z dezaprobatą.
– Niech będzie! – powiedział jego brat i zaczął napychać sobie fasolek do ust garściami. Inni wzięli po kilka fasolek do ręki, żeby powstrzymać burczące żołądki, ale uważnie przypatrywali się, czy przypadkiem nie są o smaku rzygowin.
– Chyba… Chyba zjadłem takie o smaku małż, homara, musztardy… I flaczków… Jednocześnie – powiedział Ron, kładąc się na podłodze. Nie czuł się zbyt dobrze. – Załatwi ktoś coś normalnego do jedzenia? Bo ja już dzisiaj nie wstanę – stwierdził, łapiąc się za brzuch.
– Nie – odpowiedział krótko Zabini. – Dzisiaj będziemy tylko pić, a później pójdziemy spać. Lepiej się napij, będziesz łatwy.
– Harry! – zawołała śpiewnie Sophie, zbliżając się do Pottera. Chciała dotknąć go paznokciem w mizerny biceps, ale kiedy dostrzegła, że jest obgryziony, schowała ręce za siebie. Miała świetny, świetny plan! Bo jak – na Merlina – tajemnica Freda mogła nie dotyczyć JEJ?! Jak mogła nie być najważniejszą osobą w jego życiu?! Nie żeby w ogóle jej jeszcze zależało! – Jesteś taki przystojny bez okularów… – powiedziała, starając się brzmieć uwodzicielsko.
– Więcej alkoholu – mruknęła Judith, patrząc się z naganą na Meyers. Zabini usłużnie podał jej słomkę.
– Tak? – Zaśmiał się Potter i odgarnął grzywkę. W sumie to nawet nie do końca wiedział, kto do niego mówi, bo miał wadę wzroku minus dwadzieścia.
– Tak i ten biceps! Widać, że grasz w Quidditcha! – zawołała z udawanym podziwem, zezując na Freda. Weasley jednak pałaszował swoje fasolki z miną bezmyślnego hipogryfa.
– Ach, no tak, dużo ćwiczę… – powiedział dumnie Harry, napinając klatkę piersiową.
– Harry – odezwała się nagle sennym głosem Luna. – Myślę, że Sophie tak mówi, bo chce wywołać zazdrość we Fredzie Weasleyu – dodała poważnie, a tymczasem sam Fred wybuchł śmiechem i prawie nie zadławił się fasolką.
– Uwielbiam cię – powiedział, kiedy się już uspokoił.
– LUNA! – zawołała z naganą Sophie, czerwieniąc się. Cóż, powinna być przyzwyczajona do komentarzy Lovegood – przecież kiedyś zadawały się z nią z Judith, ale później… No stały się dosyć popularne i nawet nie odpowiadała Lunie na korytarzu na „cześć”, żeby nikt nie oskarżył jej o kontakty z dziwaczką!
– Ale ja uważam, że masz ładne oczy, Harry – powiedziała sennie Krukonka.
– Och, nie będę wam przerywać romansu! – stwierdziła zjadliwie Sophie i przysiadła się do Judith, po czym z irytacją pociągnęła spory łyk whisky ze słomki, mając nadzieję, że się chociaż nawali.


– Hermiono, musisz pomóc mi ich poszukać! – zawołał dramatycznie George, który siedział z Granger przy stoliku w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Oboje mieli na głowach dziwne, czarne kapelusze, a na środku mebla stał zestaw do przyrządzania opium. A przynajmniej cukierniczka, która miała imitować taki zestaw.
– Może stoi za tym… Sam–wiesz–kto? – spytała niepewnie Granger.
– Przecież zniknęli też czystokrwiści czarodzieje – mruknął Weasley. – Słaby z ciebie Watson, Granger!
– Może powinniśmy poprosić o pomoc bardziej doświadczonych czarodziejów? – spytała niepewnie Hermiona. – Ja wiem, że profesor Snape jest… Niezbyt sympatyczny, ale ma ogromną wiedzę. Albo profesor McGonagall? Profesor Flitwick?
– OSZALAŁAŚ, DZIEWCZYNO?! ONI WSZYSCY SĄ PODEJRZANI!
– Naprawdę?
Chłopak głęboko westchnął i poprawił czapkę uszankę.
– Oczywiście! – powiedział George z wyższością, po czym dodał z dzikim uśmiechem:
– Ssij lupę, Watsonie!


Snape był najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. Wszyscy uczniowie Hogwartu witali się z nim z należytym szacunkiem, zwracali się do niego z podziwem i nikt mu już nie dokuczał! Jeden z uczniów nawet przyniósł mu jabłko na zajęciach i NIE BYŁO ZATRUTE! Za to smakowało rajem. Szedł cały w skowronkach do swojego gabinetu, aż nagle kątem oka mignęły mu różowe włosy. No tak, szczęścia nie mogło być za dużo.
– Czego chcesz? – warknął, a zbroja niedaleko niego przewróciła się z hałasem.
– Porozmawiać… – Tonks zaczęła niepewnie – …o uczniach. Bo oni zniknęli.
– Wiem i to jest najcudowniejsze, co mogło mi się przytrafić!
– Jak możesz tak mówić?! To tylko dzieci! – oburzyła się Nimfadora, ale wagę jej słów pomniejszyło to, że potknęła się o swoją rozwiązaną sznurówkę i wyciągnęła się jak długa na podłodze.
– Wstawaj, głupie dziewczę – warknął Snape, podnosząc kobietę na nogi. Tonks oparła się o jego klatkę piersiową, próbując złapać równowagę, gdyż próba podniesienia się do pionu sprawiała jej trudność. Profesor spojrzał głęboko w jej oczy, które z fioletowych zmieniły barwę na zielone.
Lily – przemknęło mu przez głowę, a dziewczyna, jakby czytając mu w myślach, zmieniła kolor włosów na rudy.
– Pozwól mi sobie pomóc – powiedziała łagodnie.


 W kolejnym rozdziale:
JAKIE TAJEMNICE UKRYWAJĄ INNI?
CZY ROMANS ZABINIEGO I CEDRIKA BĘDZIE MIAŁ KIEDYŚ SZCZĘŚLIWE ZAKOŃCZENIE?
KTO ICH PORWAŁ?
CZY GEORGE "SHERLOCK" WEASLEY I HERMIONA "WATSON" GRANGER PORADZĄ SOBIE Z ROZWIĄZANIEM ZAGADKOWYCH ZNIKNIĘĆ?
CZY SNAPE JUŻ CAŁKIEM POSTRADAŁ ZMYSŁY?
CZY MOLLY WEASLEY UDA SIĘ PRZEKARMIĆ KOTY NA ŚMIERĆ?!
Na te i na wiele więcej pytań znajdziecie odpowiedzi już... W STYCZNIU! W styczniu pojawi się tylko jeden rozdział, lecz bardzo długi. Dokładnej daty publikacji jeszcze nie znamy, ale na pewno to będzie jakiś piąteczek.

http://www.cutecatgifs.com/wp-content/uploads/2013/12/xmas-cat.gif