Witamy!
W tym tygodniu wracamy już do stałego opka! Mamy nadzieję, że się za nim stęskniliście.
Mamy dla was małe info - zmieniamy dzień publikacji nowego rozdziału!
Od 13 listopada nowe rozdziały będą wychodzić w PIĄTEK!
A teraz zapraszamy do czytania! Indżojcie!
Cały Hogwart huczał tym razem od nowej plotki, która
przyćmiła przez chwilę napisany przez Sophie artykuł. Mimo wszystko cieszyło to
dziewczynę, ponieważ jej przyjaciółka mogła być jej przyjaciółką jeszcze przez
kilka godzin. Aktualnie zbierała materiały na nowy felieton - Profesor Snape i celibat – skutki zbyt
rzadkiego mycia włosów – a przynajmniej tak na razie brzmiał tytuł roboczy.
- Ale to jest w ogóle możliwe, żeby facet w jego wieku
nie zaliczył? – dziwiła się ciągle Judith.
- Mnie bardziej ciekawi, czy odpadł mu penis –
zastanawiała się głośno Meyers.
- Chyba powinniście przestać tak o nim mówić – Hermiona
spłonęła rumieńcem. – To w końcu nasz profesor.
- Chociaż mnie to nie dziwi – stwierdziła blondynka. –
Wolałabym już dosiąść testrala niż Snape’a.
- Możesz przestać tak mówić?! – wzburzyła się Granger. –
To naprawdę wspaniały człowiek! Może czeka na miłość swojego życia?! –
wykrzyczała i wybiegła z Wielkiej Sali.
- A ją co ugryzło? – zdziwiła się Judith.
- A co mnie obchodzi Pani Królicze Zęby? – fuknęła Sophie
i nachyliła się nad artykułem o profesorze eliksirów.
- Judith, nie wiedziałam, że z ciebie taka kocica! – Podeszła
do nich Lavender i wydała z siebie dźwięk, który przypominał miauczenie kota. Judith
spojrzała tylko na nią z politowaniem.
- Nie wiem, o co ci chodzi. Odejdź – odparła obojętnie.
- Nie wiesz? Nie widziałaś nowego artykułu twojej
dziewczyny? Koniecznie przeczytaj! – zaśmiała się Brown i rzuciła jej na kolana
egzemplarz „Nowin Hogwartu”.
- Nie, nie czytaj tego! – Sophie zerwała się ze swojego
miejsca, próbując wyrwać dziewczynie gazetę z ręki, jednak ta była szybsza i
zaczęła przebiegać wzrokiem po tekście.
- Judith od
początku była nieśmiałą i zakompleksioną dziewczyną. Nauczyłam ją, stworzyłam
od nowa, jest moim dziełem… Co to za pierdolenie? – mruknęła, uważnie czytając artykuł. – Nasz pierwszy
raz, niestety, był tragiczny. Wszystko to było winą słabych umiejętności Judith
w…
Sophie udało się wyrwać jej w końcu gazetę, którą zmięła
i wrzuciła do talerza z zupą.
- Miałem zamiar to zjeść! – jęknął żałośnie Ron, ale nikt nie zwrócił na niego
uwagi.
- Możesz mi powiedzieć co to za brednie? – zapytała się
Rhodes, siląc się na spokojny ton głosu.
- E…
Wiesz, miałam taki świetny pomysł… - zaczęła mówić Sophie i poczuła, jak Judith
boleśnie następuje jej na nogę. – Och, ale cios, mówiłam ci, żebyś nie jadła po
18… - jęknęła Sophie, ale po chwili poczuła, jak Rhodes wylewa na nią całą
szklankę wody – Czytasz mi w myślach,
tak chciało mi się pić! W każdym razie, jakby to powiedzieć…. To tylko
opowiadanie, wiesz, fikcja!
-
KONIEC Z NAMI! – Judith wykrzyknęła to zdanie tak głośno, że cała Wielka Sala ją usłyszała;
po czym odwróciła się i szybkim krokiem wyszła z pomieszczenia.
- A
wtedy uderzam ja! – Mrugnął Malfoy do Blaise’a i pobiegł za dziewczyną.
Sophie westchnęła i jak gdyby nigdy nic usiadła przy stoliku, nakładając sobie
na talerz – rzecz jasna - kurczaka.
-
Och biedna Sophie! Judith z tobą zerwała! – powiedziała Lavender.
-
Tak – odparła Sophie, siląc się na płaczliwy ton głosu. – Ale… Jestem bi! Teraz
chodzę z Fredem Weasleyem, ale wiesz, nie mów nikomu – powiedziała, mając
nadzieję, że Brown zaraz rozpowie o tym wszystkim. Cóż, bycie lesbijką
przysporzyło jej dużo rozgłosu – a chodzenie z jednym z bliźniaków Weasley
sprawi, że będzie naprawdę sławna!
Judith
wachlowała twarz ręką, żeby tylko się nie rozpłakać – nie dosyć, że ta żmija,
nazywana jeszcze godzinę temu jej przyjaciółką, wymyśliła ich związek, żeby
stać się bardziej popularną, to, dodatkowo, zabawiła się jej kosztem, pisząc o
niej taki artykuł! Tego było już za wiele!
-
Czytałem ten artykuł. Jest okropny – stwierdził kategorycznie Malfoy i próbował
przypomnieć sobie, gdzie zostawił czasopismo – chyba tuż obok sterty chusteczek
w łazience! Jak wrócę do dormitorium, to przeczytam sobie jeszcze parę razy
– pomyślał chytrze.
-
Daj mi spokój, nie wiem, o co ci chodzi, ale to pewnie jakiś zakład, intryga,
kawał czy coś takiego. Hogwart już nie jest normalnym miejscem! – powiedziała
żałośnie.
-
Nie, ależ skąd… - zaczął dukać Malfoy, ale cóż, nigdy nie należał do
najlepszych kłamców. – Może… Ale nie becz… To znaczy nie płacz, widzę w tobie
naprawdę potencjał! Masz ślizgońską duszę!
Judith popatrzyła na niego, nie wiedząc za bardzo, czy ma traktować to jako
komplement, czy obelgę.
- A
skoro już jesteś wolna, to może się umówimy? Tylko wiesz… Tak żeby za dużo osób
nie widziało… Poza Blaisem może? – spytał konspiracyjnym szeptem.
-
Zgoda – odpowiedziała wreszcie Rhodes, chociaż propozycja brzmiała dziwnie, to
jednak nie mogła zapomnieć o tym, że marzyła od co najmniej trzech lat o tym,
żeby Malfoy zwrócił na nią uwagę. – Ale wystarczy mi już, że Sophie mnie
wykorzystuje. Nie chce, żebyś ty się bawił moim kosztem, bo jeśli tak jest, to
odrąbię ci głowę i przyszyję do ciała Pottera – powiedziała groźnie. – Mogę wziąć ze sobą kota?- spytała po chwili słodkim głosem.
-
NIE! - powiedział stanowczo Draco, poprawiając swoją szatę.
Dziewczyna
zrobiła smutną minę, jednak Malfoy nie zamierzał jej ustępować. – Dzisiaj o 19.
Czekaj na trzecim piętrze przy pomniku Gunhildy z Gorsemoor – rzucił szybko i
odszedł.
- Och, tak mi przykro, Judith! – Lavender podbiegła do
Rhodes, kiedy tylko ta przekroczyła próg Pokoju Wspólnego. – Nie chcę nic
mówić, ale Sophie znalazła sobie już pocieszenie! W ramionach Freda Weasleya –
powiedziała podniecona.
- Nic mnie to nie obchodzi – mruknęła Rhodes, próbując
wyminąć Lavender, lecz ta zachowywała się, jakby się do niej przykleiła. – Dasz
mi spokój?
- Za chwileczkę – zaśmiała się głupkowato – chciałam cię
tylko poinformować, że ktoś, nie mam pojęcia kto, rozniósł plotkę, że już od
dawna twoja EX dziewczyna cię zdradzała! Sama Sophie powiedziała, że cię nie
kocha, bo jesteś słaba w łóżku. A przynajmniej – dodała bardziej do siebie niż
do Judith Brown - mogła coś takiego powiedzieć!
- Co? Zaraz jej pokażę – wkurzyła się Rhodes i rzuciła do
Lavender: - Czekaj tu!
Pobiegła do swojego dormitorium, które - szczęśliwie dla
niej – było puste. Odliczyła klepki w podłodze - od lewej, tylnej nogi łóżka
siedem klepek w prawo, później dwie w lewo - i wyjęła różowy zeszyt z
jednorożcem. Zbiegła z powrotem na dół i rzuciła nim prawie w twarz Lavender.
- Tu masz dopiero plotkę – powiedziała z dziką
satysfakcją. – A teraz przepraszam, idę szykować się na randkę – zrobiła
dramatyczną pauzę, w której twarz Brown prawie zzieleniała z wyczekiwania – z
Draco Malfoyem.
- Mam dzisiaj randkę z moim nowym chłopakiem, Fredem
Weasleyem – Sophie chodziła po całym Hogwarcie i opowiadała każdemu, kto
zwrócił choć przez chwilę na nią uwagę o sobie i swoim nowym związku.
- Szkoda, że Harry nie chce w końcu mi powiedzieć, że
mnie kocha – zachlipała Romilda Vane, jednak po chwili dodała tonem pełnym
jadu: - Za to woli się umawiać z tą żółtą dziwką, Cho. Czy on
nie rozumie, że jesteśmy sobie przeznaczeni?!
Sophie spojrzała z przerażeniem na dziewczynę, która z
szaleństwem w oczach opowiadała o tym, jak Harry kiedyś powiedział jej cześć i
to było dla niej prawie jak zaręczyny.
- Halo, halo! – zawołała Lavender z piętra głosem
wzmocnionym przez Sonorusa. – Mam dla
was jeden, wyjątkowy i niepowtarzalny – zrobiła pełną napięcia pauzę – DZIENNIK
SOPHIE MEYERS! PIERWSZEJ LESBIJKI W HOGWARCIE!
Kiedy tylko dziewczyna skończyła wykrzykiwać wstęp, razem
z Parvati złapały za wielkie kosze wypełnione pamiętnikami blondynki.
- Co?! Skąd ona ich tyle ma?! SKĄD MA ORYGINAŁ?! –
przeraziła się Sophie, widząc, jak ludzie wyrywają sobie z rąk jej dziennik.
- Pewnie rzuciła zaklęcie Gemino. Czy ty nie masz w tym roku SUMów? – zapytała się całkiem
poważnie Romilda, która chwilowo ocknęła się z szaleństwa.
- Na
Merlina… - jęknęła Sophie i zaczęła wyrywać przypadkowym ludziom dzienniki, ale
niestety, to nie przyniosło skutku – były wszędzie. Dosłownie wszędzie.
- Na
Merlina, w życiu nie czytałam czegoś tak idiotycznego – powiedziała za jej
plecami Millicenta Bulstrode, Ślizgonka z roku Malfoya, która przerzucała
strony dziennika brudnymi od tłuszczu paluchami.
-
Chyba ktoś tutaj powinien się leczyć w Świętym Mungu, nie Meyers? – dodała
Parkinson, a Sophie wbiegła do łazienki i schowała się w toalecie z silnym
postanowieniem, że nigdy, przenigdy stąd nie wyjdzie!
-
Mam randkę dzisiaj z Judith Rhodes. Zgadnij, kto przegrał zakład, co mistrzu? –
spytał Draco Malfoy, poprawiając krawat przy szacie.
-
Tak, tak, dziękuję za tę informację, która wszystkich gówno obchodzi – odpowiedział
obojętnie Zabini i nagle przybliżył się do okna – otrzymał list.
- Z
kim piszesz? – spytał podejrzliwie Malfoy, który nagle zapomniał, że powinien się obrazić.
-
Nie twój arystokracki interes! – zbył go Blaise, ale Draco kątem oka dostrzegł
na nóżce odlatującej sowy obrączkę z kolorami flagi Rumunii.
Sophie
siedziała w łazience od dwóch godzin i czuła, że papier, w który może wytrzeć
łzy i się wysmarkać się kończy. Wyszła z kabiny i pochyliła się nad kranem,
chcąc opłukać twarz zimną wodą. Kiedy uniosła twarz, zobaczyła za sobą Weasleya
i gwałtownie podskoczyła.
- Co
ty tutaj robisz?! Jak mnie znalazłeś?! – powiedziała, zakrywając twarz.
-
Hmm, mam swoje sposoby – odparł Weasley, chowając do kieszeni mapę Huncwotów. –
Czekałem na ciebie godzinę!
-
Wszyscy gadają o jakimś dzienniku twojej byłej dziewczyny, o co chodzi? –
mruknął Malfoy, kiedy Judith dotarła w wyznaczone miejsce.
-
Nie wiem, nie chce o niej rozmawiać – odparła obojętnie Rhodes.
-
Pójdziemy na spacer nad jezioro? – spytał Draco – znał to miejsce doskonale, bo
ciągle chodził tam z Parkinson.
-
Jasne – odparła Judith i widząc, jak ktoś wykleja kartkami z pamiętnika Sophii gablotę
obok wielkiego napisu SEVERUS SNAPE UPRAWIAŁ SEKS OSTATNI RAZ, KIEDY MYŁ WŁOSY
SZAMPONEM, pomyślała, że mogła, zupełnie nieświadomie rzecz jasna, wywołać
piekło.
- Z
drogi, z drogi! – przez korytarz pchała się Umbridge, która w tym momencie
wyglądała jak różowy lodołamacz. W swoich pulchnych palcach trzymała nic innego,
jak kolejną kopię dziennika Sophie.
-
Chyba ktoś będzie miał bardzo zły dzień – zaśmiał się Draco, a Judith
uświadomiła sobie, że właśnie może stać się najgorsze.
-
Chodźmy stąd! – powiedziała błagalnie, ciągnąc Malfoya do Pokoju Życzeń.
- Och, tak mi przykro, że musiałeś czekać – powiedziała
ironicznie Sophie – przy tym moje życie, które się skończyło, jest niczym!
- Nie histeryzuj, wciśniemy innym ten sam kit, niezbyt
udany, ale w Hogwarcie nie ma samych orłów, że to tylko projekt artystyczny i
będzie dobrze – pocieszał ją Fred. Dziewczyna spojrzała na niego załzawionymi
oczami, po czym rzuciła się na niego.
- Freddie, jesteś taki mądry – zachlipała mu w koszule. –
To gdzie mnie zabierasz?
- Pójdziemy do Hogsmeade, a gdzie indziej miałbym cię
zabrać? – stwierdził Fred. – Tylko poczekaj chwilę, wyślę mamie sedes – z
damskiej toalety, jeszcze takiego nie miała!
- Z drogi, z drogi! – krzyczała nowa dyrektorka Hogwartu,
biegając po całej szkole. Musiała znaleźć tę smarkulę, gdyż nikt, NIKT nie
będzie robił z niej głupiej! Nie dość, że wylała jej cenne Veritaserum na jej
nowy, piękny i puchaty (oraz oczywiście różowy) dywan, to jeszcze śmiała się
nabijać z jej kotów! Pan Wąsik wcale nie był za gruby. To tylko futro i czysta
miłość!
- Ha, mam cię – zawołała z dziką satysfakcją, kiedy
zauważyła dziewczynę, wychodzącą z łazienki. Zaraz za nią wyszedł Fred, co
wybiło na chwilę Dolores z równowagi, jednak zaraz na jej twarz wpełzł
obrzydliwy uśmiech triumfu. – Ma pani, panno Meyers, poważne problemy! Pan
Weasley też. Zapraszam państwa do mojego gabinetu.
Fred
i Sophie weszli do dobrze znanego im gabinetu – spodziewali się, że zaraz znowu
będą musieli pisać tysiąc razy „Nie będę obrażać Pana Wąsika”, ale mina Dolores
zdradzała, że czekały ich dużo poważniejsze konsekwencje. Usiadła za biurkiem i
zaczęła uderzać wściekle różowym paznokciem o blat.
- Co
ma pani na swoje usprawiedliwienie, panno Meyers? Oczerniła mnie pani w swoim
dzienniku, a za znieważenie majestatu dyrektora Hogwartu grozi najwyższa kara –
powiedziała lodowato.
-
Ja… - zaczęła mówić Sophie, ale w geście bezradności spuściła głowę.
-
Tak myślałam – skomentowała cierpko Umbridge.
-
Daj jej już spokój, ty stara wiedźmo! – warknął Fred Weasley i poderwał się z
miejsca. – Napisała to, co wszyscy naprawdę myślą. Łącznie z tą żałosną Brygadą
Inkwizycyjną!
-
Usiądź, Weasley – odparła jadowicie Dolores. – Na ciebie zaraz przyjdzie czas.
Ale co do panny Meyers - nie mam wątpliwości. Jedyne wyjście, jakie mam, to
wykreślenie pani z listy uczniów.
-
Jak śmiesz?! – zawołał Fred. – Tak naprawdę to mój dziennik! To ja napisałem,
chciałem ją pogrążyć! – zaczął mówić z irytacją.
-
Daj spokój, Fred – powiedziała cicho Sophie.
-
Jutro wyniesie się pani z Hogwartu – oświadczyła jej Dolores, nie reagując na
przeklinającego Weasleya. – A ty Weasley, masz szlaban co wtorek u Flicha do
końca roku. Daję mu pełną możliwość do dysponowania systemem kar – włączając w
to kary cielesne, więc na twoim miejscu opanowałabym ten plebejski język.
Malfoy
leżał na łóżku opleciony nogami Judith. Czuł, że włosy dziewczyny są dosłownie
wszędzie – nieznośnie łaskotały go po twarzy. Ledwo się od niej oderwał i
wyszeptał:
-
Zrobimy to?
Rhodes
pokręciła głową.
-
Nie jestem gotowa… - wysapała.
-
Ach, szkoda – mruknął Malfoy i momentalnie podniósł się z łóżka. – Późno już,
chyba będziemy szli? – spytał, najwyraźniej niezadowolony.
-
Chyba tak – odparła Judith i skrzywiła się na myśl, że będzie musiała wrócić do
dormitorium – i do Sophii. Oboje szli z Malfoyem w milczeniu korytarzem, aż
usłyszeli przeraźliwie głośny płacz dobiegający z sali. Popatrzyli na siebie
pytająco.
- To
pewnie Jęcząca Marta – mruknął Malfoy.
-
Może komuś się coś stało? Jako prefekt powinieneś to sprawdzić – powiedziała, a
Draco przewrócił oczami. Jego obowiązki prefekta kończyły się na tym, że
wlepiał szlabany nielubianym Ślizgonom. Jednak oboje zatrzymali się przy sali, z
której szloch wydawał się wydobywać najgłośniej – drzwi były uchylone. Na ławce
siedział nie kto inny, jak Sophie Meyers, która właśnie płakała – towarzyszył
jej Fred Weasley, który niepewnie ją obejmował.
-
Przestań, przecież ja na to nie pozwolę - powiedział niepodobnie brzmiącym do
siebie tonem głosu.
-
Och, daj spokój, a kim ja dla ciebie jestem? Wariatką, która napisała pamiętnik
na twój temat? – wyłkała żałośnie dziewczyna.
-
Ej, naprawdę cię polubiłem! - powiedział Weasley, nachylając się nad nią, aż nagle
usłyszeli skrzypnięcie i oboje popatrzyli się w kierunku drzwi.
-
Ktoś tam jest – mruknął Fred.
-
Tak, ktoś tutaj jest! – powiedział nagle Malfoy i w geście odwagi otworzył
drzwi. – Chcecie ponieść konsekwencje za nocne włóczenie się? – spytał, dumnie
wypinając do przodu pierś z odznaką prefekta Slytherinu.
-
Myślę, że gorszych nie poniosę – odparła jadowicie Sophie i spojrzała na Judith
– jak dobrze, że jesteś! Ta… Ta dziwka wywaliła mnie z Hogwartu, wyobrażasz
sobie?! Za ten cholerny dziennik! Nie wiem, kto go wydał, kto mógł… - wyłkała i
popatrzyła nieporadnie przed siebie. Malfoy nagle przystanął i otworzył szeroko
usta – nie odezwał się już ani słowem, zaczął patrzeć na swoje sznurówki.
Judith stała osłupiała.
-
Judith, słyszysz?! Przepraszam za ten cholerny artykuł, wywalili mnie! – zawołała
Sophia, ale Rhodes nagle popatrzyła gwałtownie w bok i mocno się zmieszała. Jej
spojrzenie zdradziło wszystko.– To… To TY! – wrzasnęła nagle Meyers i
wyciągnęła różdżkę, ale po chwili schowała ją do kieszeni i – płacząc jeszcze
głośniej – wyszła szybko z pomieszczenia.
Fred
Weasley, przybierając minę mordercy, powoli wstał i skierował się w stronę
drzwi – już miał wychodzić, ale będąc tuż przy wyjściu, złapał mocno Judith za
rękaw szaty.
-
Radziłbym ci się przenieść do innego Domu, a najlepiej szkoły, bo cóż… Twoje
życie w Gryffindorze będzie przypominało piekło – prychnął pogardliwie i
wyszedł.
Dziewczyna
stała na środku sali i patrzyła, jak Fred zamyka za sobą drzwi.
- O
jedną szlamę mniej! – zawołał radośnie Malfoy. – W końcu ta szkoła zaczyna
rozumieć prawdziwe znaczenie czystości krwi.
-
Oj, zamknij się w końcu – warknęła Rhodes i wybiegła z pomieszczenia.
Sophie
weszła do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, zdając sobie sprawę, że pewnie robi to po
raz ostatni. Była zła i rozgoryczona. Nie tylko została wydalona z Hogwartu, lecz
również straciła najlepszą przyjaciółkę. Gorzej - została przez nią zdradzona!
Wściekła ruszyła do swojego dormitorium.
-
Jak tam randka z twoim ukochany? – zapytała się Lavender, gdy tylko dziewczyna
weszła, jednak widząc jej smutną minę, spojrzała tylko wymownie na Parvati i
kontynuowała - Och, biedactwo, widać, że nie najlepiej! Dodatkowo ta straszna
afera z twoim dziennikiem! Nie mam pojęcia, kto to zrobił!
Sophie
nic nie odpowiedziała, jedynie głęboko odetchnęła i wyciągnęła swój kufer spod
łóżka. Po kolei zaczęła pakować swoje rzeczy. Kiedy znalazła swoje zdjęcie z
Judith, spojrzała na nie ze złością i rzuciła krótko:
- Lacarnum Inflamari – a zdjęcie
zapłonęło.
- Co
robisz? – zapytała się głupio Brown.
-
Pakuję się – dziewczyna mruknęła w odpowiedz.
- A
gdzie jedziesz?
-
Nie wiem, wywalili mnie z Hogwartu – odpowiedziała zimno.
- O
kurczę… - powiedziała głupio Lavender. – Naprawdę?
-
Nie, żartuję sobie! – odburknęła Sophie.
-
Ale przecież nie mogą… - zaczęła mówić współczująco Parvati.
-
Znajdę jakiś dekret, daj spokój, Sophii, nie pakuj się – odezwała się nagle
Hermiona Granger.
-
Ale wam wszystkim nagle zależy, co? – wycedziła Sophia tonem godnym Snape’a. –
Zanim zostałam lesbijką, to nawet nie mówiłyście mi „cześć”! A wiecie co? To
kłamstwo. Nie jestem i nigdy nie byłam lesbijką, wymyśliłam to! Ale warto było,
skoro dzięki temu okazało się, że moja najlepsza przyjaciółka to zwykła
zdrajczyni! – wykrzyczała, po czym bąknęła w kierunku swojego kufra – Lokomotor! – i wyszła. Starała się przemknąć przez Pokój Wspólny niezauważona,
ale poczuła na plecach czyjąś rękę.
- Co
znowu? – burknęła, ale widząc przed sobą profesor McGonagall, zmieszała się –
przepraszam, nie sądziłam…
- W
tych okolicznościach złość jest zrozumiała, panno Meyers. Pan Weasley mi o
wszystkim powiedział. Myślę, że ten dziennik był wyjątkowo… Infantylnym
pomysłem, ale teraz nie czas na to.
-
Już chyba za późno na cokolwiek…
-
Niekoniecznie. Nikomu nie pozwolę wyrzucać bezprawnie uczniów z Hogwartu. Ale
na szczęście, istnieje sposób, dzięki któremu będzie pani mogła tutaj przebywać
w innym charakterze, dopóki ta flądr… Profesor Umbridge przestanie pełnić
funkcję dyrektora.
Judith
nerwowo chodziła po korytarzu. Nie śmiała nawet wrócić do Gryffindoru – nie
żeby obawiała się śmiesznych gróźb Freda Weasleya, po prostu nie wiedziała, jak
może spojrzeć w oczy Sophii. Cała drżąca znalazła się przed gabinetem Umbridge
i zapukała.
-
Proszę – odparła zaspanym głosem Dolores i otworzyła jej ubrana w różowy szlafrok
w… W koty!
-
Skąd pani ma taki fajowy szlafrok? – spytała, zapominając, po co tutaj
przyszła.
- Z
„Madame Boleyn” z ulicy Pokątnej – odpowiedziała Dolores Umbridge - była
zachwycona, że ktoś podziela jej gust – mniejsza, że to była Gryfonka.
-
Niech pani nie wyrzuca mojej przyjaciółki, proszę, proszę! – zaczęła piszczeć.
-
Nie ma takiej możliwości – odparła Dolores.
-
OOO, A MOGĘ CHOCIAŻ POGŁASKAĆ?! – zawołała Judith i, nie czekając na odpowiedź,
wpadła do gabinetu i rzuciła się w kierunku stada kotów. – Czemu uczniowie nie
mogą mieć więcej niż jednego kota? – spytała tonem małego dziecka.
-
Zniosłam ten dekret. Teraz dopuszczalna ilość to trzydzieści.
-
Naprawdę? – pisnęła podekscytowana – jest pani najlepszą dyrektorką! –
zawołała, lecz po chwili sobie zdała sprawę ze swoich słów i wybiegła z
gabinetu, zanim Umbridge zdążyła zareagować.
Dziewczyna
stwierdziła, że najbezpieczniej będzie zamieszkać na pewien czas w Pokoju
Życzeń, póki wszystko nie ucichnie. Co prawda mogło to by trwać nawet i przez
ostatnie dwa lata jej nauki w Hogwarcie, ale tam mogła mieć nawet więcej niż
trzydzieści kotów.
-
No, no, no, kto tu się kręci nocami po korytarzach – przed Judith stanęła
Pansy, uśmiechając się wrednie – twoją ex-lesbę wywalili ze szkoły, może czas
teraz na ciebie?
- A
może czas na wprowadzenie dekretu zakazującego posiadanie mopsowatej twarzy? –
fuknęła Rhodes, wymijając dziewczynę.
-
Nie możesz mnie ignorować, należę do Brygady! Minus dziesięć punktów –
wrzasnęła Parkinson. Judith odwróciła się do niej i spojrzała na nią spokojnie,
po czym wycelowała w nią różdżką.
- Feraverto! – rzuciła zaklęcie, a Pasny
zamieniła się w tłustego mopsa.
-
Postanowiłam umieścić panią w Hogwarcie jako pomoc profesora Firenzo –
oznajmiła McGonagall, prowadząc Sophie do klasy numer 11.
-
Wróżbiarstwo? Nigdy nie byłam w tym dobra – mruknęła dziewczyna.
-
Cóż, teraz będzie miała pani czas na podszkolenie swoich umiejętności –
stwierdziła kobieta i otworzyła przed nią drzwi do pomieszczenia. Podłoga sali
była pokryta miękkim mchem, który pozwalał centaurowi swobodne poruszać się po
klasie. Z mchu wyrastały liczne drzewa, sięgające aż po sufit. Na samym środku
pomieszczenia stał Firenzo, profesor wróżbiarstwa.
-
Witam, moją nową pomocnicę – oznajmił radośnie, a Sophie przełknęła głośno
ślinę. Jednak po chwili stwierdziła, że to nie takie złe rozwiązanie. Dalej
będzie w Hogwarcie, a McGonagall na pewno coś wymyśli. Dumbledore na pewno
wróci! Najważniejsze, że miała dalej swoją różdżkę i mogła po kryjomu dalej
uczyć się magii. Jej myśli przerwało głośne chrząknięcie – wszyscy troje
popatrzyli się w kierunku drzwi.
- Co
tutaj się dzieje? – zapytała się słodziutkim głosem Umbridge. Miała na sobie
wciąż różowy szlafrok w koty – który zszokował wszystkich, a przede wszystkim
Firenza, który schował twarz w dłoniach – jednak teraz ekscentryczny wizerunek
Umbridge dopełniały jeszcze różowe wałki na włosach.
-
Postanowiłam zatrudnić Sophie jako pomoc profesora Firenzo – oznajmiła dumnie
Minewra.
-
Profesora… – powiedziała z obrzydzeniem Umbridge – nie powinnaś beze mnie
podejmować takich decyzji.
-
Pani dyrektor, proszę mi pozwolić tutaj zostać – powiedziała błagalnie Sophie,
ściskając mocno swoją różdżkę do piersi. Umbridge uśmiechnęła się kpiąco. Przez
chwilę patrzyła na dziewczynę, mrużąc oczy – już miała powiedzieć, że nie ma
takiej możliwości, ale dostrzegając w jej rękach różdżkę, uśmiechnęła się
upiornie.
-
Oczywiście, skarbeńku. Expelliarmus!
– nowa dyrektorka rzuciła zaklęcie i złapała różdżkę w powietrzu, po czym
głośno ją przełamała.
-
Pani… Pani nie ma prawa! – powiedziała oskarżycielsko Sophie.
-
Och, czyżby? Centaury nie mają prawa używać różdżek, a skoro masz zamiar być
jego – skrzywiła się z obrzydzeniem – pomocnicą, to także odbieram ci to prawo.
Knot na pewno się ze mną zgodzi. Poza tym jesteś niepełnoletnia , więc nie masz
prawa używać magii poza szkołą, a wyrzuciłam cię z niej, więc… Dobranoc,
przemiłemu towarzystwu! – Uśmiechnęła się Umbridge i opuściła pomieszczenie.
-
Widziałeś gdzieś Parkinson? – spytał Malfoy.
- A
co, zawsze o tej godzinie robiła ci loda? – spytał Zabini, odrywając się od
pisania listu.
-
Jesteś obrzydliwy – skrzywił się Draco, ale w duchu zaczął się zastanawiać,
skąd Blaise o tym wie.
-
Patrz, Draco, mamy psa! – zawołał Crabbe.
-
Jest uroczy! – dodał Goyle.
-
Skąd znaleźliście to brzydactwo? – mruknął Draco, a tłusty mops, znaleziony
przez jego dwóch przyjaciół, wyrwał się z objęć Crabbe’a i polizał go po
twarzy.
-
Zaraz zwymiotuję! – krzyknął Malfoy i złapał szatę Blaise’a, po czym wytarł nią
twarz.
- Cóż, będę musiał się rozebrać. – Wzruszył ramionami Zabini i momentalnie
zrzucił z siebie ubranie, pozostając w obcisłych, czarnych bokserkach. Ślizgoni
zaczęli z zazdrością patrzeć na jego umięśnione ciało.
-
Och, chłopcy, nie dla Ślizgonów czekolada! – zacmokał Blaise.
-
Blaise i tak wszyscy wiedzą, że jesteś łatwy. Poza tym, co ci się stało, że już
nie pijesz? – spytał Draco i lekko poklepał po głowie mopsa, który zaczął się
obleśnie ślinić.
-
Miłość tak na mnie działa! – odpowiedział śpiewnie Zabini.
-
Ta, a do kogo? Postanowiłeś zaproponować rozdziewiczenie Snape’owi? – spytał
Nott, próbując zakamuflować zazdrość w głosie.
-
Taki tam… Chaaarlie Weasley! – zawołał śpiewnie Zabini i pomalował usta bordową
mazią, po czym odbił je na końcu pergaminu.
-
Jestem skończona! Nawet nie mam różdżki, nie mam różdżki! – zaczęła znowu
płakać Sophie.
-
Kupię ci nową – mruknął Fred, starając się nie zbliżać do Meyers, tylko
wyczarowywać jej kolejne chusteczki. Skala jej płaczu przebijała mu bębenki.
-
Bez obrazy, ale ciekawe skąd weźmiesz na to pieniądze – skomentowała Meyers,
wydmuchując nos w chusteczkę niczym słoń.
-
Ach, tak się składa, że niedługo mogę być całkiem bogaty – odpowiedział z
podnieceniem Weasley. – Bo wiesz, planuję z Georgem otworzyć sklep z dowcipami
– dodał po chwili szeptem, a Sophia wybuchła śmiechem.
-
Och, Fred, potrafisz poprawić mi humor nawet w takiej sytuacji!
-
Zawsze do usług – odparł Gryfon grobowym głosem.
-
Proszę, proszę! Ta to się zawsze umie urządzić, a wczoraj histeryzowała, że ją
wyrzucą z Hogwartu! – zawołała Lavender Brown, a Parvati gorliwie pokiwała
głową. – A teraz prowadzi sobie lekcje z najprzystojniejszym nauczycielem w
Hogwarcie! Może zostaw coś dla nas, co?
-
Tak, tak, Lavender, najpierw kobiety, później rudzi, a na końcu centaury.
Następne będą trolle! – mruknęła Sophie.
-
Weasley? – zapytał się obrzydzeniem Malfoy, po czym splunął. – Nie wiedziałem,
że masz aż tak zły gust.
-
Lepszy niż ty. Pansy – prychnął Zabini i przypiął list do nóżki czarnej sowy. –
Zadziwiająco cicho jest odkąd tej durnej piczy tutaj nie ma – powiedział z
ulgą, lecz na te słowa pies zaczął wściekle warczeć.
-
Blaise, nie mów brzydkich słów! – zawołał Goyle przyciskając mopsa do piersi,
tak mocno, że prawie oczy wyszły mu na wierzch. – Pupuś nie lubi brzydkich
słów!
-
Wolałbym imię Zagfryd – oznajmił Crabble.
- A
to nie jest dziewczynka? – zapytał się Malfoy, próbując psu zajrzeć pod brzuch.
-
Fuj, Draco, Pupuś się wstydzi – Goyle zasłonił psa, tym razem powodując jego lekkie
przyduszenie. – Przecież widać, że to pies. Suczki nie są takie grube!
-
Dobra, nieważne – mruknął Malfoy, machając ręką na swoich goryli. – Lepiej
wróćmy do sprawy WIELKIEJ miłości Blaise’a i Weasleya – powiedział z pogardą.
-
Och, nawet nie wiesz jak wielkiej – powiedział chłopak powabnie, przypominając
sobie zdjęcie Nie Do Końca Małego
Charliego, które miał schowane pod poduszką.
-
Tutaj będziesz spała! – Firenzo zaprowadził Sophie do budynku znajdującego się
niedaleko Zakazanego Lasu. Niestety, dom – to w ogóle był dom? - przypominał
stadninę dla koni. – Mój boks jest na samym końcu, ty możesz wziąć sobie jakie
tylko zechcesz – oznajmił, wchodząc do środka.
-
Nie, nie wierzę – powiedziała przerażona patrząc na boksy w, jak się okazało,
prawdziwej stajni. – Myślałam, że mieszkasz w Zakazanym Lesie!
-
Mieszkałem, ale inne centaury mnie wygnały za uczenie ludzi czytania z
gwiazd - odpowiedział spokojnie. – Głupcy
nie rozumieją, że i tak jesteście podrzędną rasą, która nigdy w pełni nie
pojmie mocy wróżbiarstwa.
-
Taaa, jasne – mruknęła Sophie, udając, że nie usłyszała obelgi. – Jeden mały
szkopuł – tu nie ma drzwi! – wskazała na niską bramkę prowadzącą do boksu – Ani
ścian! Łóżka, szafy, TOALETY!
-
Szafę i łóżko ci wyczaruję – zapewnił ją Fred, który z niewyraźną miną podążał
za nimi. Jednak kiedy zobaczył ponownie łzy w oczach dziewczyny, przeraził się.
– Dobrze, wszystko ci wyczaruję! Tylko błagam, nie rycz znowu!
- Tak lepiej – powiedziała Sophie, której nagle
odechciało się płakać. Fred sprawnie transmutował siano w łóżko, bramkę w
drzwi, podłoże w kafelki, a na końcu krzyknął – accio szafa! – I po chwili do
boksu wleciała wielka, czarna komoda.
- To chyba szafa Snape’a – mruknęła Sophie. – Chcę jakieś
nowe sukienki! I kosmetyki!
Weasley
przewrócił oczami, ale po chwili zaczął transmutować wszystko wokół siebie, co
wpadło mu tylko w oczy.
– Wow, niewiarygodne, że dostałeś tylko trzy SUMy.
- Silencio –
dodał jeszcze Weasley, nie zwracając uwagi na przytyk i wcelował różdżką poza
„pokój”. – Wiesz, Sophie, najwyższa pora, żebyś zaczęła widzieć ratfale –
wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Tak? Nawet mnie jeszcze nie pocałowałeś! – powiedziała
z wyrzutem.
- Jak to nie? – spytał Fred i wyciągnął z kieszeni zeszyt
z jednorożcem. – Myślę, że zainspiruję się sceną twojego autorstwa.
- A więc posłuchajcie! – powiedział Zabini.
- Bez obleśnych szczegółów – zastrzegł Draco.
- Tak, ten piesek jest mały i niewinny! – zawołał Crabbe
i przygniótł uszy psa do głowy tak mocno, że prawie zmiażdżył mu czaszkę.
- Poznaliśmy się rok temu w Hogwarcie. Kiedy ty tańczyłeś
z najbrzydszą dziewczyną w Hogwarcie… Ej, czemu ten obleśny mops mnie ugryzł?!
– zapiszczał Blaise. – W sumie wygląda jak Pansy. Możemy go tak nazywać. Ale
mniejsza o paszczury, no to ja wtedy uderzyłem w konkury do przystojnego
smokera o ognistych włosach, odzianego w skórzaną kurtkę, która opinała jego
umięśnione barki, a także ubranego w obcisłe spodnie, które świetnie
podkreślały jego pośladki i uwypuklały inne zalety i spytałem się, czy ma może
ochotę na ciemną czekoladę zamiast białej…
- Dobra, wystarczy mi tego pierdolenia – mruknął Draco. –
Skoro nie mogę dzisiaj liczyć na Pansy, to pora poszukać kogoś innego. Przy
okazji wyprowadzę tego mopsa na spacer, bo wygląda, jakby chciało mu się srać –
powiedział, patrząc, jak psu prawie wychodzą oczy.
- Gdzie ona może być, gdzie może być – mruczał pod nosem
Malfoy, trzymając gustownie mopsa pod pachą. – Ach tak, Pokój Życzeń. Dobra,
chcę się spotkać z przyjaciółką szlam, słyszysz głupi Hogwarcie?! – zawołał i
ku swojej uciesze ujrzał zielone drzwi, które otworzył.
- Spieprzaj stąd, Malfoy! – krzyknęła Rhodes, która
siedziała skulona w kącie. – Moje życie się skończyło.
- Ale wiesz, nowe życie może się zacząć! – zagadał
głupkowaty Draco.
- Spie… O masz pieska – powiedziała wrednie Judith. –
Może mnie pocałujesz, wężu? – wymruczała, nagle zyskując nastrój na amory.
-Och, o co tylko prosisz, lwico! – Zaśmiał się rubasznie
Malfoy i rzucił brutalnie mopsa na ziemię, po czym pochylił się nad Rhodes.
Zmysłowy i gorący pocałunek trwał prawie dwie minuty i nie przeszkadzało im
nawet zawodzenie psa – dopiero kiedy mops podbiegł i ugryzł Malfoya w pewną
część ciała, gdzie plecy kończą swoją szlachetną nazwę, Draco odskoczył jak
oparzony: -
AUUUUUUU! Zamorduję tego cholernego kundla!
- Uważam, że teraz szkoda czasu na mordowanie brzydkich
stworzeń – zamruczała Judith. Transmutowała stare krzesło w klatkę, do której
siłą wrzuciła psa.
Po kilku minutowym pocałunku, w którym Fred udawał
jakiegoś gościa z mugolskiego filmu pod tytułem Dirty Dancing, Sophie odsunęła w końcu od siebie chłopaka i
spojrzała na niego krytycznie, po czym się odezwała:
- Daję ci zadowalający z plusem – mruknęła i usiadła na łóżku.
- Co? Zadowalający z plusem?! – krzyknął Fred z
oburzeniem.
- W moich wyobrażeniach byłeś lepszy – westchnęła Sophie
z egzaltacją, przypominając sobie, jak opisywała siebie przywiązaną do łóżka przez
Weasleya w czerwonym pokoju.
- Ja ci jeszcze pokażę zadowalający z plusem – warknął chłopak i
rzucił się na nią.
- Dobra, idź już sobie – fuknęła Judith, zrzucając z
siebie Malfoya.
- Czemu?! Jeszcze mi nie obcią… To znaczy do niczego
jeszcze nie doszło! – krzyknął blondyn, zbierając swoją koszulę z podłogi.
- Wiem, ale mi się znudziło – odpowiedziała obojętnie
Rhodes, przez przypadek kopiąc w klatkę z psem. – Och, jak mi przykro, kundlu.
Draco, nie uważasz, że powinniście tego psa wysterylizować?
W odpowiedzi na to pytanie mops zaczął dziko piszczeć i
trząść się przerażająco. Draco wyciągnął go z klatki i przyjrzał mu się,
trzymając psa na wyciągniętych rękach.
- Kto by go chciał tknąć?
- zapytał się, a w odpowiedzi pies wystawił zęby w gniewnym warknięciu.
– Z nim jest coś nie tak.
- Może oddaj go Hagridowi, będzie strzegł Zakazanego Lasu?
– Judith klepnęła psa po głowie. – Ewentualnie coś go tam później zje – dodała
złośliwie.
- To nie mój pies, tylko Crabbe’a i Goyle’a, niech oni
się nim martwią – stwierdził Draco, upuszczając z powrotem zwierzaka na
podłogę. Przybliżył się do dziewczyny i objął ją w talii. – Może jednak
dokończymy to, co zaczęliśmy?
- Wyjdź! – warknęła Judith, jednak widząc niezbyt chętnego
na to Malfoya, krzyknęła – pokoju, chcę by Draco i mops stąd wyszli!
Nagłym podmuchem powietrza Ślizgon wraz z psem zostali
wyssani z pokoju, a drzwi za nimi się zdematerializowały.
- Ach, w końcu sama – mruknęła do siebie dziewczyna, a
Pokój Życzeń zalał się kotami.
Draco wrócił do lochów niezbyt zadowolony z dzisiejszego
dnia. Co prawda jedna szlama została wywalona ze szkoły, jednak nic mu nie
wynagrodzi braku rozrywki przed spaniem. Najpierw Pansy zniknęła, a teraz
Judith dała mu kosza. Dodatkowo mops obślinił mu całą szatę, gdy tylko ten
wziął go na ręce.
- Na tyłeczek Merlina! – zawołał Zabini, wbiegając do
Pokoju Wspólnego. – Charlie przyjeżdża!
- Przecież dopiero wysłałeś mu sowę – powiedział Draco,
wycierając szatę z resztek śliny.
-
Rolanda Hooch wczoraj odbywała smutne spotkanie z kostuchą! Charlie ma zostać
tymczasowym nauczycielem latania! – powiedział podniecony Blaise.
-
Czy ty jej przypadkiem nie otrułeś? – mruknął obojętnie Malfoy.
-
Och, przestań, Draco! – Zabini zaśmiał się jak nastolatka. – Powitajmy go w
Wielkiej Sali! – zawołał, a kiedy nikt nie ruszył się z nim do szaleńczego
biegu, powiedział tonem godnym mistrza eliksirów – ALE JUŻ, WY ŚLIZGOŃSKIE
ŚMIECIE!
Nie
wiedzieć czemu wszyscy – łącznie z mopsem - zastosowali się do jego prośby.
Cały tłum pognał jak najszybciej do Wielkiej Sali w oczekiwaniu na niesamowitego
gościa!
- A
wy co tutaj robicie? – skrzywił się George Weasley. – Mój brat przylatuje!
- I
mój! – zawołała Ginny.
- A
także mój! – dodał mądrze Ron.
-
Przyleci ich aż trzech? - Podrapał się po głowie Crabbe.
-
Wasz brat? Wasz brat? Chyba mój chłopak! – Pokazał mu język Zabini.
-
Tak, tak, a ja sypiam z McGonagall. – Przewrócił oczami George, chociaż
przebrnęło mu przez myśl, że to było zdanie bardzo niefortunne! – Gdzie jest w
ogóle Fred? Nie ma, kto mi robić za echo.
Nagle
okiennice Wielkiej Sali otworzyły się – na niewielkim smoku leciał nie kto
inny, lecz Charlie Weasley we własnej osobie, ubrany w czarne, skórzane szaty.
-
TUTAJ JEST ANIMAG! – wykrzyczał na powitanie i wskazał na mopsa, po czym
machnął na niego różdżką i oczom wszystkim ukazała się naga, wystraszona Pansy
Parkinson.
- Na
Merlina, czym możemy zabić tę bestię?! – zawołał egzaltowanie.
-
Nie przejmuj się, kwiatuszku, to tylko nasza wyjątkowo mało atrakcyjna koleżanka!
– zaświergotał Blaise.
-
Dobrze, to już zasłużyło na… Wybitny, Weasley!
-
Cóż… Czar najlepszego z Weasleyów!
-
Ależ ty skromny!
- A
w dodatku niewinny. I prawdziwy ze mnie romantyk, panno Meyers. A może… Dzisiaj
w Hogwarcie zabraknie na noc jednego ucznia?
- Rozważę
tę jakże kuszącą ofertę. Tylko mnie już, na Merlina, nie gryź!
-
Nadal nie rozumiem, czemu przyleciał jeden - a nie trzech – bąknął Crabbe.
-
Tak i gdzie nasz pies? – spytał Goyle.
- Na
kurwę Merlina, zamknijcie się wreszcie, słowo daję, jesteście chyba zaginionymi
dziećmi Molly Weasley z trollami! – powiedział zniecierpliwiony Draco. –
Parkinson, skoro już nie jesteś psem…
-
SPIERDALAJ, DRACO! – wrzasnęła Pansy, która szła przez korytarz odziana w szary
worek.
- O
Judith, Judith! – zawołał Malfoy, widząc Rhodes przemierzającą korytarz, ale z
ruchu jej warg - zanim zaczęła uciekać przed wściekłą Parkinson - wyczytał
"spieprzaj, Malfoy".
-
Ty! – zawołał Draco do niskiej brunetki odzianej w mundurek Slytherinu.
-
Astoria Greengrass – oświadczyła z dumą.
-
Gówno mnie obchodzi, jak się nazywasz. Jestem prefektem i członkiem Brygady
Inkwizycyjnej, chodź pooglądać małe kotki! – powiedział władczo.
-
Draco, ona ma trzynaście lat - szepnął mu do ucha Nott.
-
ZAWSZE WSZYSTKO NIE TAK, ZAWSZE! Poproszę mamę, żeby mi przysłała chociaż
skrzatkę na gwiazdkę! – zawył.
W kolejnym rozdziale:
CZY JUDITH NA ZAWSZE ZAMIESZKA W POKOJU ŻYCZEŃ?
CZY CRABBE I GOYLE ZNAJDĄ SWOJEGO PIESKA?
CZY ZABINI LUBI TYLKO BIAŁĄ CZEKOLADĘ?
CZY PANSY BĘDZIE TĘSKNIĆ DO SWOJEJ POSTACI MOPSA?
CZY SOPHIE SOBIE PORADZI W NOWEJ ROLI POMOCNICY PROFESORA?
CZY UMBRIDGE WIDZI INNE KOLORY, OPRÓCZ RÓŻU?
CO JESZCZE BYŁO ZAPISANE W DZIENNIKU SOPHIE?
Na te i na wiele innych pytań znajdziecie odpowiedzi już za tydzień!
Dzisiaj tak szybciutko - rozdział zajebisty, dużo Blaise'a (zajefajnie) i Malfoy'a, tylko gdzie jest Potter? xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
~Nexusy Kasai (wcześniej Juvia L.)
Dziękujemy za komentarz od wiernej czytelniczki ; ).
UsuńPotter jest jednak epizodyczny w naszym fiku - i to się raczej nie zmieni. Ale w następnym rozdziale pojawi się kilka razy.
Pozdrawiam
Rich B.
Kocham te teksty jak "na tyłeczek mernina!". Najlepszy blog jaki czytałam :D
OdpowiedzUsuńZazwyczaj czytam na telefonie, a tam mi się nie chce pisać komentarzy. Teraz więc napiszę tak bardziej ogólnie.
OdpowiedzUsuńPochłonęłam wszystko w jeden dzień. I chcę więcej. Podoba mi się, jak niektóre postacie kanoniczne są przerysowane (szczególnie Porter w halloweenowym dodatku). Bliźniaków i tak uwielbiam, więc tylko czekałam aż Fred ,,spiknie" się z Sophie. Zachowanie Judith w towarzystwie kotów rozumiem w 100% (sama jestem prawnym opiekunem czterech kociąt). Wspominałam, że chcę więcej Freda i Sophie? A'propo Sophie - jak czytałam, już któryś raz, że ma pomysł, to wiedziałam, że będzie źle :D. Nie wiem, czy takie było założenie, ale podoba mi się to w tej postaci. (Prawie)Wiecznie pijany Zabini robi mi każdy rozdział, a głupkowaci Crabbe i Goyle w tym rozdziale po prostu byli genialni (jeśli można ich tak nazwać xD). Czekam do piątku!
Pozdrawiam ;)
Na wstępie - dziękujemy za piękny komentarz!
UsuńCieszę się bardzo, że ktoś podziela moją sympatię do bliźniaków Weasley, gdyż w polskim fandomie są zaniedbani - delikatnie mówiąc. Natomiast Boom cieszy się, że ktoś podziela jej obsesję na punkcie kotów - ja też takową posiadam, jednak nie w tak bardzo rozwiniętym stopniu!
Tak, taka była koncepcja postaci Sophie - a jej i Freda będzie sporo, choć - nie zdradzając zbyt wiele - to będzie czasami burzliwy wątek.
I dziękujemy raz jeszcze, że postanowiłaś pozostawić po sobie ślad, bo zawsze miło wiedzieć, że ktoś jednak czyta te nasze wypociny.
Pozdrawiam
Rich B.
Witam, to i ja zostawię po sobie ślad ^^ Jestem tym paskudnym typem czytającego-nie-komentującego, ale to przez wieczny brak czasu i robienie kilku rzeczy jednocześnie. W każdym razie co tydzień wchodzę się zapoznać z nowościami (swoją drogą super, że dodajecie tak regularnie!). Świetny pomysł i świetne poczucie humoru :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło w ten paskudny listopadowy dzień i czekam z niecierpliwością, co jeszcze wymyślicie.
PS. I też jestem kociara <3
Komentuj, kiedy zechcesz, nikogo nie zmuszamy do tego i nie będziemy używać szantażu w stylu: "jeśli nie będzie XX komentarzy to nie będzie nowego rozdziału!!!!!!!1111oneone". Wiemy, że jest was dużo i czytacie - pokazują nam to statystyki - jednak miło czasami przeczytać, co myślicie o naszym opku. Wszystkie opinie są dla nas bardzo cenne.
UsuńW moim przypadku określenie "kociara" to trochę za mało, bardziej pasowałoby "maniaczka".
Pozdrawiam
Boom Boom
Zazwyczaj jestem zbyt leniwa, by napisać komentarz, ale tym razem i ja coś po sobie zostawię ;)
OdpowiedzUsuńStrasznie doceniam Wasz wkład w umilanie mi życia w tych krótkich chwilach wolnego czasu i aż przykro patrzeć, że jest tu tak mało komentarzy. To mnie przekonuje do poświęcenia tych kilku minut i wyrażenia mego zachwytu. ;)
To zdecydowanie ten humor, który do mnie trafia. Ilość absurdu i kotów jest idealna, a Blaise z rozdziału na rozdział staje się jedną z moich ulubionych postaci. Poza tym kocham Weasleyów i naprawdę żałuję, że nie poświęcono im więcej uwagi w HP. Jesteście świetne w tym co robicie. Opowiadanie czyta się naprawdę szybko i przyjemnie, co jest ogromną zaletą. Uparcie próbuję zdobywać dla Was nowych czytelników i polecam je wszystkim moim znajomym ze spaczoną psychiką.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
Pozdrawiam ;)
Och, a już myślałyśmy, że będziemy musiały niczym Blaise upić się z żalu nad liczbą komentarzy pod naszym rozdziałem - a tutaj jakże miła niespodzianka!
UsuńA mówiąc poważnie, to niezmiernie nam miło, że ujawniło się tylu komentatorów - szczególnie nasze ego łechtają uwagi o poczuciu humoru, bo miło wiedzieć, że kogoś bawi to, co piszemy i rozumie, że fick jest raczej humorystyczny. Sympatię co do bohaterów podzielam! I bardzo dziękujemy zarówno za komentarz, jak i za pozyskiwanie nowych czytelników.
Co do braku czasu - rozumiem doskonale, że napisanie sensownego komentarza to nie zawsze sekunda, ale bardzo nam miło, jeśli czytelnicy jakoś się aktywizują i mamy nadzieję, że będziesz czasami wystawiać opinie pod rozdziałem ; ).
Pozdrawiam
Rich B.
Z każdym kolejnym rozdziałem Wasze opowiadanie podoba mi się coraz bardziej. Już sam fakt, że jest inne, ma prześmiewczy charakter i momentami absurd goni absurd, sprawia, że jest wyjątkowe. Lubię to, że Wasz tekst naprawdę mnie bawi, a niektóre kwestie bohaterów są na tyle świetne, że mam ochotę cytować je u siebie. :) Już o tym wspominałem, ale powtórzę się, bo naprawdę uważam, że sztuką jest stworzyć coś takiego. Macie niepowtarzalną umiejętność wpadania na takie pomysły, które wydają się oczywiste, by za chwilę pojawiło się w nich coś, co zmienia cały ich obraz. :)
OdpowiedzUsuńDzisiaj nie będę się wdawał w szczegóły odnośnie treści, bo trochę goni mnie czas. Napiszę tylko tyle, że jak zwykle było dobrze, jak zwykle w paru miejscach mnie zaskoczyłyście i sprawiłyście, że ze zniecierpliwieniem czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam! :D
Bardzo dziękujemy za komentarze - zarówno za ten, jak i za opinię pod halloweenowym dodatkiem. Miło wiedzieć, że kogoś bawi nasze absurdalne poczucie humoru!
UsuńPozdrawiam
Rich B.
KOCHAM TĄ STRONĘ <3 <3 <3 Wasze opowiadania tak mi się podobają odkąd odkryłem tę waszą stronę w ogóle z domu nie wychodzę tylko czytam słowo po słowie i rozmyślam <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
Mimi
Ps. Ale jestem ładnym kotkiem na tym zdjęciu <3 miał miał