Witamy!
Przed Wami
drugi i ostatni dzień WEEKENDU GROZY.
Zapraszamy
do lektury!
George nie mógł zasnąć – z przerażeniem wpatrywał
się w Sophię, która siedziała na kanapie i gładziła śpiącego Freda po włosach.
Cień z ulicy padał na lewą stronę twarzy dziewczyny – i choć Meyers nigdy nie
wyglądała sympatycznie, to teraz jej oblicze wyrażało najprawdziwsze szaleństwo
– George z przerażeniem oderwał od niej wzrok i odwrócił się w stronę ściany.
Nigdy nie sądził, że zgodziłby się na zabicie kogokolwiek. Ale czy miał inne
wyjście? Jak mógł poradzić sobie bez Freda – prawdziwego Freda?
Hermiona przyszła o godzinie czternastej.
- Cześć! – zawołała od wejścia. Sophie pokiwała
obojętnie głową, a George wydusił „mmmmm”. W końcu jego język był przylepiony
do podniebienia! – Jak sobie radzicie?
- Jakoś sobie radzimy – odparła Meyers i różdżką
przywołała imbryk z herbatą i dwie filiżanki, jednak do jednej nalała czegoś
jeszcze – Granger nie zwróciła na to uwagi, bo wpatrywała się w George’a.
- George nie pije herbaty?
- George nie pije herbaty?
- Odkąd Fred umarł, George nie może wypowiedzieć
ani słowa. Myślę, że nie ma ochoty na herbatkę – odparła Sophie, podając
Hermionie naczynie.
- Och tak… Właśnie odbyłam kurs psychoterapii i
wiecie, myślę, że mogę wam pomóc z pogodzeniem się ze stratą Freda… Wiecie,
najlepiej dostrzegać jakieś pozytywy w życiu. Że rano wchodzi słońce, że pijemy
pyszną herbatę…
- Może się jej napijesz? – spytała z naciskiem
Sophie.
- Zaraz, zaraz, Sophie. Załóżcie sobie dziennik i
piszcie tam wszystkie wspaniałe rzeczy, które was spotykają…. Pomyślcie…
- KURWA! – zawołała Meyers i zerwała się z miejsca.
– Próbowałam, próbowałam, ALE NIE MOGĘ SŁUCHAĆ TEGO PIERDOLENIA O SZCZĘŚCIU!
ACCIO RÓŻDŻKA HERMIONY! – wykrzyknęła i przewróciła stolik. Rzuciła się na
przerażoną Granger i usiadła na niej okrakiem. Hermiona szamotała się
rozpaczliwie, ale cóż, nie na darmo Meyers ćwiczyła z Magiczną B – jej ramiona
i nogi były stalowe.
- Czemu… Czemu… - próbowała wydusić Hermiona, ale
było to trudne – Meyers złapała ją za szyję i zaczęła dusić. Granger szukała
wzrokiem George’a – ten opuścił głowę.
A w tle… W tle nagle dostrzegła Freda Weasleya,
który skomlał!
- Co on tutaj… Ożywiliście… Jesteście chorzy?! –
wysapała Hermiona, próbując odpychać Meyers nogami i rękami.
- Nie mogę! Nie mogę tego zrobić! – załkała Sophie
i odsunęła się od Granger. Podeszła do skamlącego Freda i zaczęła łkać w jego
szatę. – Jestem frajerką! Wybacz mi, Fred! Kocham cię, nawet jak jesteś
debileeem! – wykrzyknęła rozpaczliwie, aż nagle usłyszała głośne uderzenie za
sobą. Odwróciła się i zobaczyła George’a Weasleya, który trzymał w rękach
wielki kij – a na ziemi leżała martwa Hermiona Granger z roztrzaskaną czaszką.
- Mózgi! – krzyknął Fred i rzucił się w stronę
Hermiony. Dopadł do jej martwego ciała, oderwał kawałek roztrzaskanej czaski i
zaczął wypijać mózg jak drink z kokosa.
- Zaraz się pochoruję – mruknęła Sophie,
odwracając się od tej makabrycznej sceny.
Kiedy zapadł zmrok, a wszyscy już zasnęli, wynieśli
zwłoki Hermiony i zakopali je w polu pszenicy.
- Tu nikt jej nie będzie szukał – powiedziała
zimno Sophie, uklepując ziemię nogą.
- A jeśli zaczną? – spytał się George, który był
cały ubłocony.
- Już to ustalaliśmy – warknęła Meyers. – Była u
nas, wypiła herbatę, zjadła ciasta i wyszła. Nie wiemy gdzie, bo nas to gówno
obchodzi! A teraz chodźmy zobaczyć, czy Fred jest już normalny.
Pośpiesznie wrócili do piwnicy, starając się jak
najdokładniej zatrzeć po sobie ślady. Spalili zakrwawione ubrania, a łopatę
zniszczyli.
- Freddie! Wróciłam! Powiedz lepiej, jak bardzo mnie
kochasz! – Sophie wpadła radośnie do piwnicy. Wszystko musiało się udać
perfekcyjnie. Teraz trzeba będzie tylko wyjechać gdzieś daleko, zatrzeć po
sobie ślady i ułożyć życie na nowo. Rozejrzała się po pomieszczeniu, jednak
nigdzie nie widziała Freda.
- George! – zawołała z paniką. Zaczęła z rozmachem otwierać wszystkie
szafki. – Nigdzie nie ma Freda! George!
Jednak i ten się nie odzywał. Zamarła na chwilę i
wtedy usłyszała najstraszniejszy możliwy dźwięk. Pękającej czaszki i mlaskania.
Odwróciła się pomału. Za jej plecami stał Fred trzymający w objęciach martwe
ciało George’a. Wysyłał mózg z roztrzaskanej czaszki.
- Fred! Coś ty zrobił?! – zawołała dramatycznie, a
wtedy zombie spojrzało na nią.
- Mózgi – powiedział krótko. Jednak w jego głosie
nie było już wcześniejszej łagodności i strachu. A oczy… Oczy wyrażały głód, wściekłość
i… inteligencję! Inteligencję dzikiego zwierzęcia.
To właśnie te oczy były ostatnim, co zobaczyła
Sophie Meyers.
- AAAAAA! – wydarła się Sophie, podskakując na
swoim miejscu.
- Zjem twój mózg! – zawołał Fred, robiąc dziwnego
zeza. Pod koniec opowieści Drętwota przestało na niego
działać. Dziewczyna wydarła się jeszcze głośniej i wybiegła z Pokoju Wspólnego
Slytherinu.
- Choć raz muszę ci przyznać, Weasley, że ten żart
ci się udał – stwierdził Draco z zadowoleniem.
- Usiądźcie jeszcze na chwilę, czeka na was
ostatnia historia – oznajmił wszystkim Zabini niskim głosem.
- Mam nadzieję, że tym razem opowieść będzie o
mnie – Potter, mówiąc to, wypiął pierś, przez co Millicenta prawie ściągnęła
majtki przez głowę.
- Dracula Zabini spełni każde twoje życzenie! –
zaśmiał się dziko Blaise, znów pocierając kulę. Tym razem przybrała kolor
ciemnej zieleni.
- Historia ta będzie o ciemnej stronie naszego
serca – zaczął Ślizgon tonem godnego starego wodzireja. – Każdy w nas ma mrok,
który czasami się w nim budzi. Aczkolwiek czasami się on budzi w osobach,
których byśmy nie podejrzewali o zło.
- Złotemu chłopcu udało się pokonać samego
Czarnego Pana – zaczął mówić Blaise, a Harry napuszył się jak paw i wypiął do
przodu klatkę piersiową – jednak nie wszystko okazało się takie wspaniałe, jak
można byłoby przypuszczać. Bo Harry Potter, zabijając Lorda Voldemorta – na
dźwięk imienia większość osób w pokoju się skrzywiła – w pewną czerwcową,
duszną, parną noc – ja wtedy uprawiałem seks, gdyby was to interesowało…
- NIE INTERESUJE, MÓW O MNIE! – wrzasnął
rozszalały Potter.
- Dobrze, Harry Potter zabijając Lo… Czarnego
Pana, ale z was dzieciuchy! PRZEJĄŁ CZĄSTKĘ JEGO DUSZY, KTÓRE NA ZAWSZE
ODCISNĘŁA PIĘTNO NA JEGO OSOBOWOŚCI. Harry Potter nigdy nie należał do
spokojnych, miłych i skromnych chłopców, ale po tym, co się stało, niektórzy
mawiali, że był gorszy niż sam Czarny Pan.
W Pokoju Wspólnym nastała ponura cisza – wszyscy z
przerażeniem wpatrywali się w Pottera, który wydawał się z historii całkiem
ukontentowany.
Sophie Meyers nerwowo przemierzała korytarz. Ach
bała się, jak ona się bała! W każdym zakątku, w każdym cieniu szukała trupów,
wampirów, Śmierciotul, dementorów i innych takich. Jej osobistą awersję budziły
jeszcze porcelanowe lalki. Gdyby była w domu, to spałaby już ze swoją grubą
nianią! Źli, źli Gryfoni i głupi Ślizgoni – jak śmieli ją straszyć?! CZEMU W
OGÓLE BYŁA CZAROWNICĄ?!
Walcząc ze sobą chwilę, Sophie weszła do łazienki – zdecydowanie za dużo soku dyniowego. Załatwiając szybko naglącą potrzebę, myła ręce i wpatrywała się w swoje oblicze.
Walcząc ze sobą chwilę, Sophie weszła do łazienki – zdecydowanie za dużo soku dyniowego. Załatwiając szybko naglącą potrzebę, myła ręce i wpatrywała się w swoje oblicze.
- Ale jestem piękna, ale jestem piękna! –
powtarzała, oglądając swoją twarz ze wszystkich stron. Ale nagle schyliła się –
i kiedy znowu podniosła głowę, dostrzegła tuż za sobą, zaledwie kilkanaście
centymetrów od siebie, postać z przeraźliwie, długimi czarnymi włosami; postać
ociekającą śluzem o straszliwie białej skórze; postać, która śmierdziała gorzej
niż włosy Severusa Snape’a. I ta postać wpatrywała się w nią żółtymi,
przekrwawionymi oczami – i wyciągnęła w jej kierunku obleśną, zielonkawo-białą
rękę BEZ PAZNOKCI!
- AAAAAAA! SADAKO! – wydarła się Sophie i w
popłochu zaczęła uciekać. Oczywiście poślizgnęła się po drodze co najmniej
kilkanaście razy – ale, na Merlina, była przynajmniej żywa!
- Harry Potter wiódł niby normalne życie – co
jakiś czas udzielał wywiadu do gazety, czasami pojawiała się jakaś nowa
biografia dotycząca jego dwudziestoletniego – ale jakże bogatego w
doświadczenie - życia i nie mógł w spokoju zjeść posiłku ani się nawet urżnąć,
bo każdy prosił go o autograf. Codzienność Złotego Chłopca, samego Wybrańca… -
mówił Zabini, a Potter tak napiął klatkę piersiową, że pękła mu koszula. Nagle
opowieść Zabiniego została znowu brutalnie przerwana przez dziki wrzask.
- Niech ktoś otworzy te drzwi, BO ZARAZ PĘKNĄ MI
BĘBENKI! – warknął do swoich współtowarzyszy Blaise, a Judith niechętnie
podniosła się z miejsca.
- Widziałam w łazience… Widziałam…. – zaczęła
mówić Sophie.
- Swoje odbicie? – spytała niewinnie Millicenta.
- Swoją brudną krew? – spytał Malfoy.
- Dostrzegłaś, jak twoje życie jest żałosne w
porównaniu z moim? – mruknął Harry.
- NIE! POTWORA! SAD… - Już miała mówić Meyers, ale
przecież NIE BYŁO TUTAJ ŻADNYCH MUGOLI! – Zjawę!
- Sophie. – Judith spojrzała na nią krytycznie. –
Boisz się iść do kibla, jak usłyszysz straszną historię. Ostatnio spałaś z
Granger, bo ja cię wygoniłam z łóżka. To pewnie były twoje omamy!
- Tak, tak, zjawa rozumiemy – powiedział Fred
tonem, którym zazwyczaj mówił do swojego lekko opóźnionego brata Rona – usiądź,
później ci opowiem jakąś śmieszną historię o szczeniaczku.
- JA MÓWIĘ PRAWDĘ!
- JEŚLI SIĘ NIE ZAMKNIESZ, PRZETRANSMUTUJĘ CIĘ W
PANSY PARKINSON! – zawył Zabini, a Sophie na dźwięk groźby tak okrutniej
skuliła się i zamilkła. – Fantastycznie, więc zapomnijmy o zmyślonych zjawach –
i przejdźmy do naszej prawdziwej historii. Harry Potter tylko na zewnątrz
prowadził normalne życie – bo w środku ziarno zasadziło swoje plony.
Wszystko zaczęło się niewinnie. Na początku nawet
najbliższa mu osoba, Ginny - która stała się jego żoną krótko po tym jak
zwyciężył z Czarnym Panem - nie zauważyła zmian zachodzących w Potterze.
Najpierw Potter przestał sypiać. Leżał przez całą noc odwrócony plecami do żony
i udawał, że śpi. Jednak przez całą noc nie zmrużył nawet oka. Ba, nawet nie
mrugnął! I właśnie to był kolejny symptom. Następnie Harry zaczął mieć awersję
do ludzi ubranych w czarne szaty, syczał groźnie gdy ktoś wypowiadał przy nim
imię Merlina. Aczkolwiek zapracowana i zalatana pani Potter nie zauważyła
również tego. Co za pech dla niej!
- Harry, uważam, że powinien raczej zwrócić uwagi
na kogoś bardziej – Millicenta wskazała na swój pełny biust, a potem
przycisnęła go do ramienia chłopaka – odpowiedniego dla Złotego Chłopca.
Harry zaczął się ślinić na ten widok, ale szybko
się opamiętał. To była jego przepowiednia! Kochał przepowiednie! Miał nadzieję,
że stanie się najpotężniejszym czarodziejem na świecie! Dyktatorem
Czarodziejskiego Świata!
- Kontynuuj – powiedział władczo do Zabiniego,
odtrącając od siebie Bulstrode. Blaise schował z jękiem z powrotem pod turban
piersiówkę i zmęczonym głosem wrócił do opowiadanej historii.
Ginevra zareagowała zdecydowanie za późno. Zmiany
zaszły tak daleko, że bliscy nie potrafili rozpoznać tego starego, dobrze znanego
Harry’ego Pottera. Schudł mocno, stał się żylasty, a skóra zaczęła
niebezpiecznie przypominać skórę węża. Raz jego żona przyłapała go, jak
siedział w kuchni na stole i pożerał, DOSŁOWNIE pożerał surowy kawał mięsa,
rozrywając go zębami niczym dzikie zwierzę.
- Harry? Wszystko w porządku? – spytała się
ostrożnie kobieta, ale ten tylko zasyczał na nią, rzucił w nią resztkami i
uciekł.
Od tego momentu Ginny zaczęła spać w osobnej
sypialni. Ryglowała drzwi na kilka sposobów – najpierw rzucała skomplikowane
zaklęcia ochronne, następnie zamykała trzynaście rygli, a na sam koniec
przesuwała wielką, dębową szafę pod drzwi. Mimo wszystko nie czuła się
bezpieczna. Przez całą noc Potter wył, drapał w drzwi i rzucał meblami. Za
każdym razem Ginny szła spać zalana łzami i nafaszerowana eliksirami nasennymi.
- Ta historia na pewno się nie wydarzy –
powiedział Fred.
- Nasza siostra jest zbyt silną babką, by dać się
komuś tak poniewierać - dodał George.
- Nawet jeśli to jesteś ty, Harry – dokończyli
razem.
- Co wy tam wiecie, każda zrobi dla mnie wszystko
– powiedział pewnie Potter, siłą przyciągając do siebie obrażoną Millicentę,
której momentalnie przeszło i zaczęła chichotać. – Z każdej zrobię słabą i
uległą.
- Ktoś za dużo się naczytał dziennika Toma
Riddle’a – stwierdziła cierpko Judith. Potter spojrzał na nią z wyższością, a
ta od razu umilkła.
- Nie rób jej krzywdy! – wydarł się piskliwie
Malfoy, zasłaniając sobą dziewczynę. –
To znaczy – odchrząknął, starając się opanować – kiedyś może będzie ona należeć
do rodu Malfoyów.
- Ale wtedy ty umrzesz – zauważyła Sophie. Draco
na chwilę się zamyślił, a potem odepchnął od siebie Rhodes w stronę Pottera.
- A właściwie to bierz ją sobie.
- Dzięki – warknęła dziewczyna, rzucając w Dracona
poduszką i siadając kilka miejsc dalej – aczkolwiek tak, by nie siedzieć za
blisko Pottera.
Pewnej nocy pani Potter obudziła się nagle. Spojrzała
w stronę drzwi. Szafa była odsunięta, a drzwi szeroko otwarte. Rozejrzała się
nerwowo po pokoju i przejrzała wszystkie szafki, jednak już po chwili
odetchnęła z ulgą. Nigdzie nie było jej męża. Zamknęła dokładnie drzwi, rzuciła
kilka dodatkowych zaklęć i przesunęła szafę na jej stałe miejsce.
Zmęczona położyła się z powrotem do łóżka. Leżała
chwilę na plecach z zamkniętymi oczami, zastanawiając się dlaczego jej Harry
tak się zmienił. Usłyszała niespodziewanie skrobanie. Dochodziło nad nią.
Otworzyła powoli oczy, modląc się do Merlina, by to były omamy. Jednak bardzo
się myliła. Potter wszczepił się pazurami w sufit i wisiał nad nią. Nagle jego
głowa odwróciła się w jej stronę o sto osiemdziesiąt stopni. Ułożył szeroko
wargi w krwiożerczym uśmiechu.
Ginny z
dzikim wrzaskiem zerwała się ze swojego łóżka.
- Harry… Harry, co ty wyprawiasz?! – krzyknęła,
ledwo łapiąc oddech.
- Poluję – odparł upiornie Potter.
Nie mogę dokładnie zobaczyć, co zdarzyło się dalej
– przerwał na chwilę Blaise, mrużąc oczy nad kulą – to chyba zbyt straszne,
żebym mógł to zobaczyć. Ale sąsiedzi mówili, że z domu rozległ się dziki
wrzask, a jedynym przedmiotem, jaki znaleziono po Ginevrze Weasley, była jej
obrączka ślubna… NIE, WEASLEY, NAWET NIE WAŻ SIĘ NIC MÓWIĆ.
Tymczasem przyjaciele Harry’ego – Ron i Hermiona –
także zaczęli dostrzegać niepokojące zachowanie swojego przyjaciela. To znaczy
nie całkiem…
- Nie uważasz, że Harry jest ostatnio dziwny? –
spytała Hermiona swojego narzeczonego.
- Daj spokój, Zabini, prędzej zostanę Ministrem
Magii niż Ron wyrwie Hermionę – mruknął George, ale widząc spojrzenie Blaise’a,
zamilkł.
- Ne, tsemu? – spytał Ron, jak zwykle z pełną gębą
żarcia.
- Nie wiem, twoja siostra zniknęła, a HARRY
TWIERDZI, ŻE JEST NA HAWAJACH? Jak z nim ostatnio rozmawiałam i mówił, że był
na lunchu, to z ust wystawał mu króliczy ogonek?! ACH I NIE WIEM, GDZIE JEST
KRZYWOOOŁAP! – zawyła Hermiona.
- Hmmm… - odparł mądrze Ron, przypominając sobie,
że chyba coś rudego wpadło mu pod koła podczas ostatniej lekcji nauki jazdy. –
Wydaje mi się, że naczytałaś się za dużo książek. Harry jest całkowicie
normalny – odparł z całą pewnością, ale po chwili oboje usłyszeli hałas. Po
chwili zobaczyli przez okno Pottera goniącego gnomy z siekierą.
- Mówiłem, stary Harry, nigdy nie przepadał za
gnomami! – Ucieszył się Ron i wrócił do pałaszowania swojej wystygłej
jajecznicy.
Hermiona Granger, stojąc w salonie, doszła do
dwóch wniosków – po pierwsze Ron stał się debilem; po drugie – musiała poszukać
pomocy u bardziej wykwalifikowanego czarodzieja. Na myśl przyszedł jej mistrz
eliksirów, wybitny i niepowtarzalny Severus Snape…
- Nudna ta historia. Stanowczo za rzadko w niej
występuje. I HERMIONA NIE POSZŁABY DO SNAPE’A! – wydarł się niczym małe dziecko
Potter i pokazał Blaise’owi język. Millicenta widząc tę scenę, wskoczyła na
Pottera i wbiła mu się w usta.
- Obrzydliwe! – zawołała Sophie, która już
zapomniała o strasznym incydencie w łazience.
- Tak? Muszę pamiętać, żeby cię więcej nie
całować… - wymruczał prowokująco Fred.
- ZAMKNIJCIE SIĘ ALBO ZARAZ WAM WSADZĘ WSZYSTKIM
RĘCE DO GACI! – Blaise zaczął podskakiwać w miejscu ze zdenerwowania.
- Przestań na nas pluć, Blaise! – warknął Draco,
ocierając się ze śliny.
- Ta ślina śmierdzi alkoholem – mruknęła Rhodes i
zaczęła zlizywać ją z dłoni.
- Nigdy nie wezmę z tobą ślubu – skomentował
cierpko Malfoy.
- BO PRZEZ WAS ZNOWU MUSIAŁEM SIĘ NAPIĆ! –
wrzasnął Zabini i nie kryjąc się już dłużej, pociągnął z piersiówki, po czym -
nie zwracając uwagi na to, że Millicenta prawie kopuluje z Potterem, a Fred
Weasley wampirzymi kłami znaczy szyję głupkowato chichoczącej Sophii Meyers -
kontynuował:
Hermiona Granger znalazła się przed znajomym
gabinetem – za czasów rezydentury Dumbledore’a to miejsce było przepełnione
radością, kolorami i miłością! Teraz przywitał ją czarny, mroczny korytarz.
Kiedy zapukała nieśmiało do gabinetu, usłyszała wrzask „WŁAZIĆ”. Nieśmiało wkroczyła
do środka – zamiast Feniksa w gabinecie dostrzegła ogromnego sępa; kątem oka
zobaczyła też olbrzymiego węża zamkniętego w terrarium – to właśnie tutaj stał
dyrektor Hogwartu, Severus Snape, który karmił płaza wielkimi szczurami.
- Dzień dobry, panie profesorze! –zawołała
Granger, a Snape błyskawicznie odwrócił się i wcelował w nią różdżką, krzycząc Riddikulus, co jednak nie przyniosło
żadnego skutku.
- Miałem nadzieję, że to mój bogin – skomentował
cierpko, prostując się. – Spytałbym się, co tutaj robisz, Granger, ale nie
interesuje mnie to. Bardziej ciekawi mnie jak dostałaś się do mojego gabinetu?
- Profesor McGonagall zdradziła mi, gdzie jest….
- Skoro już poznaliśmy rozwiązanie tej
fascynującej tajemnicy, to przypuszczam, że wiesz, gdzie są drzwi. Najlepiej
zamyka się je od zewnątrz.
- Panie profesorze… Ja mam do pana ważną sprawę,
proszę!
- Nie jestem już twoim profesorem, panno Granger –
mruknął Snape i nakarmił węża kolejnym szczurem.
- To Nagini? – spytała niepewnie Hermiona, a Snape
pokiwał obojętnie głową. – Czemu nie została zabita?
- Och, słynna obrończyni skrzatów życzy śmierci
innym żywym stworzeniom? – spytał zjadliwie Snape, po czym dodał nieco milszym
tonem – uznałem, że świetnie będzie pasowała do wystroju gabinetu. Poza tym
lubi jeść nie tylko pająki. – Popatrzył się znacząco na Hermionę.
- Pro… Panie Snape, Harry’emu coś się stało i nie
mam do kogo się zwrócić! Je surowe mięso i zwierzątka domowe! Ma żółte,
przekrwione oczy! Jest strasznie dziwny, jego skóra ma zielonkawy odcień! A w
dodatku mam podejrzenia, że… Że zamordował Ginevrę Weasley! – powiedziała
błyskawicznie Hermiona i wreszcie – wyrzucając z siebie to wszystko – złapała
głęboki oddech. Snape niby obojętnie zareagował na te informacje, ale po chwili
usiadł za biurkiem i wyglądał tak, jakby nad czymś myślał.
- Ja… I zmarły profesor Dumbledore…
- NIE TAKI ZMARŁY! – odezwał się obraz dyrektora.
- PRZESTAŃ, ALBUSIE, ZAWSZE WCHODZISZ W
NIEODPOWIEDNICH MOMENTACH!
- Bardzo nieodpowiednich – skomentował z dziwnym
uśmiechem Albus, ale znowu stał się nieruchomy.
- Nie powiedzieliśmy Potterowi, że jeden z
horkruksów to… To on sam. Myśleliśmy, że Potter nie przeżyje wojny, ale udało
się… I bez tego Czarny Pan został zgładzony. Możliwe jednak że cząstka duszy
Czarnego Pana rozwinęła się w Potterze – a biorąc pod uwagę, jakim miernym jest
czarodzieje, nie potrafi nad tym zapanować – oznajmił Snape z nieodgadnionym
wyrazem twarzy.
- Nie obrażaj Harry’ego! – syknęła niespodziewanie
Granger, ale po chwili przypomniała sobie, co dzieje się z Harrym. - To co
będziemy musieli zrobić? – spytała cicho, a mistrz eliksirów, nie zwracając już
uwagi na to, że użyła liczby mnogiej, odpowiedział upiornym szeptem:
- Zabić go.
- Mnie? Zabić? – zaśmiał się Potter
szyderczo. – VOLDEMORT MNIE NIE ZABIŁ, A
JAKAŚ SZLAMA BY MIAŁA?!
Wszyscy spojrzeli się z przerażeniem na Harry’ego.
- Szlama? Do kiedy używasz takich określeń? –
spytała się Sophie z pogardą.
- Ale przynajmniej wiemy już, jaka przepowiednia
się sprawdzi – mruknął Geroge.
- KULA MI WŁAŚNIE POWIEDZIAŁA – wrzasnął Zabini –
ŻE DZISIAJ WSZYSCY ZDECHNIECIE W SWOICH ŁÓŻKACH! WSZYSCY!
- Aaaaaaaaaaa! – zawyła Sophie, podskakując jak
dzika.
- Blaise, to nie jest zabawne – powiedział Draco
ze złością. Arystokraci nie zdychają! Szlamy może i tak, ale nie arystokraci!
- Jeszcze pięć minut, Blaise, jeszcze pięć minut i
upijesz się tak, że stracisz przytomność na tydzień – mówił sam do siebie chłopak.
Nerwowo skubał swój turban, popijając alkohol. Nagle się ocknął i spojrzał na
wszystkich z pogardą. – Jak mi nie dacie skończyć tej historii to obiecuję, że
zniszczę wam wszystkim życie.
Powiedział to takim tonem, że nawet najwięksi
żartownisie Hogwartu postanowili się nie odzywać już do końca historii.
- Nie możemy zabić Harry’ego! – zawołała
histerycznie Hermiona.
- Musicie, nie ma innego wyjścia – powiedział
spokojnie Snape. Cała ta sytuacja zaczynała go bawić. Potter wariatem, jedna z
Wieprzlejów nie żyje, Granger się płaszczy, idealnie! Och, IDEALNE POPOŁUDNIE!
- Ale to nasz przyjaciel – zaskomlała wręcz
żałośnie dziewczyna.
- Nie nasz, nie nasz – warknął Snape, popijając
herbatę z filiżanki odziedziczonej od Dumbledore’a. Na porcelanie był namalowany
jednorożec lecący na tęczy.
- Nie zrobię tego! – zawołała dziewczyna ze łzami
w oczach i wybiegła z gabinetu.
- Och, Severusie, nie powinieneś jej tak traktować
– zacmokał były dyrektor z obrazu.
- Bla bla bla – odparł na to Snape w bardzo
dorosły sposób. – Ciągle o tym Potterze! Przynajmniej jak umrze, będę miał w
końcu spokój!
- Severusie, tyle nienawiści jest dalej w… czy to
moje filiżanki?! Co im się stało?! – zawołał Albus, starając się lepiej dojrzeć
naczynia. Na spodku był wyraźny ślad startej farby. – Czy ty myłeś je za pomocą
magii?! TO JE NISZCZY!
- Zamknij się – warknął były profesor eliksirów i
odwrócił obraz Dumbledore’a płótnem do ściany. Przez chwilę było słychać
stłumione wrzaski, które jednak wkrótce przeszły w głośne chrapanie.
Hermiona teleportowała się pod Norą. Co było
nadzwyczajne, żadne światło się nie paliło w środku, jednak teraz to nie
zaprzątało jej myśli. Ciągle było jej bardzo przykro z powodu okropnych słów,
jakie usłyszała do Snape’a, ale stwierdziła, że jest w końcu silną i pewną
siebie kobietą, sama dojdzie do tego, jak może pomóc Harry’emu! On ich nigdy
nie opuścił, więc dlaczego ona ma to mu zrobić?
Weszła do domu i rzuciła swoją torbę na ziemię.
- Wróciłam! – zawołała, jednak Nora była
przerażająco cicha. Wyciągnęła różdżkę. – Lumos.
Kiedy światło rozbłysło na końcu jej różdżki,
krzyk ugrzązł jej w gardle. Ściany, podłoga, schody, a nawet sufit… wszystko
było we krwi!
Usłyszała mlaskanie w kuchni. Wzięła głęboki
oddech, starając się opanować – w końcu brała udział w wojnie z Voldemortem,
sama zabiła kilka horkruksów, to i teraz sobie poradzi – i pomału zaczęła iść w
stronę kuchni. Jednak to, co zobaczyła, zmieniło całe jej życie.
Nad stołem lewitował nie kto inny, jak sam Harry
Potter. Spojrzał w jej stronę i zaśmiał się dziko. Z jego ust zwisały jelita
wyprute z jeszcze parującego brzucha Rona Weasleya, który - wypatroszony jak
prosiak - leżał na stole.
- RON! –
krzyknęła ze łzami w oczach i rzuciła się na zwłoki chłopaka – niestety wówczas
ubrudziła się mało przyjemnymi substancjami…
- Szlama
w szlamie, norma – mruknął nagle Malfoy, a wszyscy popatrzyli na niego z
niechęcią. ZABINI JUŻ NIE MIAŁ SIŁY SIĘ ODZYWAĆ, więc leniwie podniósł różdżkę
i powiedział ze znudzeniem – Jęzolep!
- Harry,
co zrobiłeś?! Jak mogłeś ZABIĆ RONA?! – zawołała dramatycznie Hermiona, ale
Potter tylko donośnie beknął, pozostawiając na niej odór zgnilizny.
- Zabiję
was wszystkich i zostanę najwybitniejszym czarodziejem na całym świecie! –
zawołał złowieszczo Harry i zaczął zbliżać się do Hermiony – po drodze odrzucał
różne przedmioty z niespotykaną siłą. Wreszcie zatrzymał się tuż przed Granger,
która nie miała już gdzie uciekać – trafiła na ścianę.
- Expecto… EXPECTRO PATRONUM! –
wykrzyczała wreszcie ze łzami w oczach, przypominając sobie o tym, jak
szczęśliwi byli w Hogwarcie i nagle Harry’ego zaatakowała biała wydra. Hermiona
wybiegła z Nory i wiedziała, że znowu będzie musiała wrócić w mury Hogwartu !
Hermiona
wbiegła do Hogwartu. Prawie nie straciła równowagi – musiała trzymać się
ściany. Ron nie żył, a Harry… Harry był potworem!
Uznając,
że godzina jest zbyt późna, skierowała się nie do gabinetu dyrektora, ale
wprost do lochów. Chwiejnym krokiem zeszła po schodach i drżącymi rękami
chwyciła za klamkę.
Na środku lochów stała trumna – Hermiona pisnęła.
Na środku lochów stała trumna – Hermiona pisnęła.
- CO
JEST?! – wrzasnął głos dochodzący z trumny. Po chwili wieko uchyliło się. – CO
TY TUTAJ ROBISZ, GŁUPIA DZIEWCZYNO? – spytał zszokowany.
- Czemu
pan śpi w trumnie?! – wykrzyknęła Hermiona, zapominając o tym, czemu tutaj
przyszła.
- BO TAK.
PRZYZWYCZAJAM SIĘ. NIENAWIDZĘ ŚWIATŁA. I NIENAWIDZĘ GŁUPICH GRYFONEK
PRZERYWAJĄCYCH MI SEN! – wydarł się Severus, ale po chwili stwierdził, że
wypadałoby zachować fason. – Co cię tutaj sprowadza? – wymamrotał niechętnie,
marszcząc brwi.
- Ron nie
żyyyje! – zawyła Hermiona. – Harry go zabił! – Snape przez chwilę chciał
powiedzieć, że gówno go to obchodzi, ale patrząc na płaczącą niewiastę, jego
niewzruszone, kamienne serce zadrżało!
- TO
HISTORIA O MNIE CZY O ROMANSIE SNAPE’A I HERMIONY?! – wykrzyknął z oburzeniem
Harry.
- Jęzolep! Dobrze, SKORO JEST JUŻ CICHO…
Snape’owi zrobiło się żal głupiej dziewczyny.
- Nie
becz jak baba, Granger – powiedział jej pocieszająco. Nie zadziałało, ale cóż,
Snape nie miał zamiaru się tym przejmować. – Jeśli chcesz przeżyć, Granger, to
musisz go zabić.
- Sama…
Sama nie dam rady! – Zapłakała Hermiona.
- Och,
pomogę ci, głupia dziewczyno. Z wielką przyjemnością! – zawołał upiornie Snape,
jakby miał spełnić największe marzenie w swoim życiu!
Tymczasem
rządy Harry’ego stawały się coraz bardziej okrutne – zarządził, że wszyscy
czarodzieje mają nosić jego nazwisko! Jeśli się na to nie zgodzili, musieli
zostać UNICESTWIENI. Nie wystarczyła mu zwykła śmierć – wysyłał ludzi wprost do
Azkabanu, do dementorów, które nie tylko uśmiercały ciało – ale także i duszę.
- Potter
numer trzy! – zawołał głośno, a po chwili Draco Malfoy pośpiesznie podbiegł do
niego.
- Co panu
podać, sir? – spytał usłużnie. Cóż, jak wszyscy wiemy – Malfoyowie są niczym
chorągiewki na wietrze! Tak, tak, Malfoy, to „mmmmm” jest bardzo wymowne!
- ZRÓB MI
KOKTAJL Z RESZTEK ZWŁOK RONA! – wykrzyknął Harry i trzasnął biczem trzy razy o
podłogę.
- Już,
już, sir! – odparł Draco, prawie potykając się o własne nogi.
- Chcę teatrzyk!
– zażądał po chwili. – Potter numer cztery, osiem i dziewięć oraz dziewięć i
pół – do roboty! – warknął, a Neville, Arthur Weasley oraz bliźniacy
Weasleyowie – wszyscy przystrojeni w dziwne czapeczki klownów – zaczęli tańczyć
na środku.
- Chyba tęsknię
za Voldemortem – wymamrotał Fred, naciskając piłeczkę na swoim nosie.
NAWET NIC
NIE MÓWCIE, CHYBA ŻE TEŻ CHCECIE MIEĆ JĘZYK PRZY PODNIEBIENIU. Tymczasem Harry
klaskał w ręce, trzymając nogi na plecach Lucjusza Malfoya, dla którego
służenie wszystkim zawsze było wielką przyjemnością, jeśli wiecie, co mam na
myśli. – Mam nowy pomysł! Wszyscy będziecie mieć błyskawice na czole! Tak jak
ja! – zażyczył sobie nagle Harry, a wszyscy Potterowie popatrzyli po sobie
niepewnie.
Jednak
zanim przystąpili do samookaleczenia do pomieszczenia wpadły dwie osoby, ubrane
w obcisłe, lateksowe stroje. Jedna z nich – wyższa – rzuciła w stronę Potterów
fiolkę z dziwnym, fioletowym płynem, która po rozbiciu zmieniła się w
usypiający gaz.
- Nie!
Tylko nie moi Potterowie! – zawołał Potter żałośnie. Po chwili jednak sobie
przypomniał, że to nie byli oni i mogli nawet umrzeć. Mała strata.
-
Przyszliśmy zakończyć twoje brutalne rządy! – zawołała Hermiona zrywając maskę
z twarzy.
- Nie
powiem, Hermiono, ale bardzo miło dla oka się zaokrągliłaś w te wakacje –
powiedział Potter, lubieżnie się oblizując swoim wężowym językiem. – A kim jest
twoja seksowna, długonoga przyjaciółka?
- To ja,
idioto! – warknął Snape spod maski.
- Dama o
takim ciele ma taki niski głos. Dziwne – stwierdził Harry, stukając długimi
pazurami o oparcie krzesła.
- JESTEM
MĘŻCZYZNĄ! – zaczął krzyczeć Snape. Ze złością zdarł z twarzy maskę i wyciągnął
różdżkę. – ZARAZ SIĘ Z TOBĄ POLICZĘ, POTTER! Avada…
Jednak
nie udało mu się dokończyć. Harry machnął tylko leniwie ręką w stronę swojego
byłego profesora eliksirów, a po nim została niezbyt ładnie pachnąca kupka
włosów.
- Nie! –
wrzasnęła Hermiona, padając na kolana i podnosząc w geście rozpaczy resztki
Snape’a.
- Szkoda,
niezła dupa z niej była – stwierdził Potter, grzebiąc pazurem w zębach.
Wyciągnął coś błyszczącego spomiędzy trzonowców, przypatrzył się temu uważnie.
– Hmm… to chyba twoje – powiedział i rzucił to pod nogi Granger. Dziewczyna
niepewnie podniosła przedmiot. Był to sygnet Rona.
- Ty… ty!
- Bo się
zaraz posikasz – mruknął Potter, całkowicie ignorując dziewczynę, która szukała
czegoś w swojej magicznej torebce. Był już mocno znudzony całą sytuacją, a do
tego coraz bardziej głodny! – Potter numer trzy!
- Już
biegnę, panie! – zawołał z oddali Draco. Wbiegł do sali, starając się nie
rozlać obrzydliwej breji. Podał ją Harry’emu.
- Chyba o
czymś zapomniałeś – zasyczał, wysuwając swój wężowy język.
-
Przepraszam, pannie! Accio słomka! –
wypowiedział histerycznie Malfoy, a po chwili w jego ręce wpadła różowa słomka
z palemką. Włożył ją trzęsącymi rękami do koktajlu i schylił się nisko przed
swym nowym panem.
- Zapłacisz za wszystko, Harry! – zawołała
dziewczyna. Potter spojrzał na nią jak na karalucha. Całkowicie zapomniał, że
była tu jeszcze. A teraz na dodatek stała w jakiejś pseudobojowej pozie,
ściskając w ręku buteleczkę z perłowym płynem.
- Ciekawe jak chcesz mnie powstrzymać, głupie
dziewczę?
- Ja… Ja…
- zająknęła się Hermiona. Musiała wylać ten płyn wprost na serce Harry’ego –
ale jak miała to zrobić?! Plan jej i Snape’a nie przewidział śmierci Snape’a!
- Accio różdżka Granger – powiedział
leniwie Potter i dostając w ręce wyczekiwany przedmiot, złamał go na pół.
Nieśpiesznym krokiem wybrał się w stronę Hermiony – po drodze zdeptał Pottera
numer siedem, czyli Lucjusza Malfoya, a Potter numer trzy – czyli nasz
milusiński Draco Malfoy – sam padł na ziemię, żeby Harry mógł po nim
przemaszerować.
- Zdradzę
ci pewien sekret, Hermiono – wysyczał Potter, a jaszczurkowaty język wypełznął
z jego ust – nie wszystko jest w książkach. W książkach nie można przeczytać,
jak można sobie poradzić w takiej sytuacji! – powiedział upiornie i przyłożył
Hermionie różdżkę do skroni. – Avada Kedavra! – powiedział leniwie, a Granger
padła martwa na ziemię. – Co się tak gapicie?! – warknął do Weasleyów i
Neville’a, którzy dopiero co przebudzili się i łkając, wpatrywali się w martwe
ciało Granger. – NIE POWIEDZIAŁEM, ŻE MOŻECIE PRZESTAĆ TAŃCZYĆ! A I CHODŹ
TUTAJ, POTTERZE NUMER DZIESIĘĆ, MUSZĘ SIĘ WYŻYĆ!
- Co?!
Potterem numer dziesięć jestem JA?! – oburzył się Blaise – CZEMU JESTEM DOPIERO
POTTEREM NUMER DZIESIĘĆ?! – wykrzyknął rozpaczliwie, a po chwili zobaczył, że
twarz Harry’ego jest coraz większa i większa. Widział już ją tak blisko, że
postać Pottera przysłaniała resztę świata. Ślizgon z przerażeniem opuścił kulę
na ziemię, a ta przetoczyła się po całym Pokoju Wspólnym.
-
Wesołego Halloween! – zawołał Potter z kuli i uśmiechając się do wszystkich
upiornie, zamachał. – Szczególnie dla Ciebie, Harry!
- Ach,
jak miło dostać życzenia od kogoś boskiego! – zaśmiał się Potter, którego język
wrócił już na właściwie tory i wstał. – Co się tak gapicie? – spytał do
przerażonego grona. – Przecież tylko żartowałem dzisiaj. I to cały dzień! –
powiedział po chwili normalnym głosem i zachichotał. – Ten pokój jest upiorny,
pójdę poszukać Ginny!
- O kurwa
– mruknął Blaise. – Muszę się napić.
- Któraś
z tych historii się spełni? – spytał cicho Malfoy, czując, jak pot wypływa mu
na czoło.
- Nie
wiem, do diabła, Malfoy! Zajebałem dzisiaj tę kulę Trelawney, nie sądziłem, że
zobaczę takie POJEBANE RZECZY! – mruknął Blaise, wypijając resztki swojego
trunku.
- Cóż,
mnie najbardziej zadowoliłaby pierwsza historia! – Wyszczerzył się Fred.
- A mnie
druga – powiedział z nienawiścią Malfoy.
- Po moim
trupie! – skomentował George.
-
Trzecia? – odparła niepewnie Judith, przypominając sobie, że nie było w niej
ani jej, ani Sophie.
- Gdzie
jest w ogóle ta głupia picza Parkinson? – Zainteresowała się nagle Millicenta.
– Miała mi pożyczyć eliksir miłosny… - mruknęła cicho sama do siebie.
-
Przestańcie już, lepiej się zajmijmy zjawą, którą widziałam! – oznajmiła im
Meyers, kładąc rękę na biodrze.
- Och,
dobra, chodź do tej łazienki, pójdziemy dokładnie obejrzeć tę straszliwą zjawę!
– Uśmiechnął się Fred, opierając się o stolik – ale nagle światło w Pokoju
Wspólnym Slytherinu zgasło i rozległ się straszliwy dźwięk, który przypominał
wrzask pewnej niewiasty.
- TO
TYLKO JA, SOPHIE! – wydarł się Potter, któremu drzwi zniknęły sprzed nosa.
Wszyscy sięgnęli po swoje różdżki, ale i one zniknęły.
- O nie!
Przepowiednie się sprawdzają! – zapiszczał Draco i uciekł, prawie nie łamiąc
nóg po drodze.
- Chyba
nie chcę być twoją żoną - burknęła
Judith, patrząc się w miejsce, gdzie mógłby stać Malfoy.
- Och,
Freddie, tak bardzo się boję! – zapiszczała Sophie, wtulając się w bliźniaka.
- Ale ja
jestem George!
- Nie, ja
jestem George! – zawołał drugi głos.
- Wcale
nie, jesteś Fred!
- Ty
jesteś Fred!
- ZAMKNĄĆ
SIĘ! – wydarł się Blaise. – Zgubiłem ostatnią piersiówkę, niech mi ktoś pomoże
szukać!
- Ja
znajdę ją pierwsza! – Judith padła na kolana i z nosem przy ziemi próbowała
wyczuć alkohol.
Nagle
światło zamigotało. Coś śmignęło pomiędzy nimi, szturchając każdego. Nagle
postać zatrzymała się na środku pomieszczenia. Sophie pisnęła przerażona. Na
środku stała profesor Trelawney, patrząc się na zgromadzonych szaleńczym
wzrokiem.
-
Ukradliście mi kule – powiedziała zimno. – Za karę żadna z tych przepowiedni
się nie spełni.
- NIEE! –
wrzasnął Potter, ale kiedy wszyscy a niego spojrzeli z przerażaniem, ten się
tylko niewinnie uśmiechnął. – Żartowałem tylko.
- Wasza
przyszłość będzie tak naprawdę mroczniejsza od tego, co widzieliście w mojej
kuli – oznajmiła. – Spełni się każdy wasz najgorszy koszmar! Bogin przy waszym
życiu nie będzie mógł się w nic zamienić, bo nic gorszego od waszego okropnego
życia was nie spotka!
- Ale
przynajmniej dalej będę piękna – stwierdziła beztrosko Sophie, przyglądając się
swojemu odbiciu w małym lusterku, które zawsze nosiła przy sobie.
- Nie
będziesz. Nikt nie będzie! Staniecie się garbaci! Niscy! Pryszczaci! I ci
którzy już nie są – staną się rudzi!
- NIEE! –
tym razem wrzasnął Malfoy, łapiąc się za swoje idealnie wystylizowane platynowe
włosy.
- A TERAZ
UCIEKAJCIE! UCIEKAJCIE, ZANIM MÓJ GNIEW WAS DOPADNIE JUŻ TERAZ! – ryknęła
przeraźliwie Trelawney, a jej postać zaczęła rosnąć tak, że po chwili górowała
nad wszystkimi. Kiedy Ślizgoni i Gryfoni dalej stali, patrząc się ze strachem
na nią, ta wrzasnęła na nich z taką siłą, że zaczęli uciekać, potykając się i
popychając w przejściu.
Kiedy już
nikt nie został w Pokoju Wspólnym, Trelawney zachichotała.
- Idioci
– powiedziała i zdarła z siebie maskę. Pod nią był, nie kto inny, jak Pansy
Parkinson. – Niesamowite, że udało mi się tak łatwo ich przestraszyć.
Dziewczyna
podniosła szklana kulę i spojrzała w nią. Zachichotała radośnie. Och, Pansy, ty kawalarzu – pomyślała. Nagle
zauważyła jakiś ruch kątem oka. Odwróciła się szybko i zamarła, ale po chwili zaśmiała
się, widząc upiorną kobietą z czarnymi włosami pełzającą w jej stronę.
- Nott, wiem, że to ty! Dzięki, że pomogłeś mi to
wszystko przygotować, ale wiesz – ja nadal kocham Malfoya! – powiedziała,
stojąc odwrócona plecami do dziwacznej zjawy. Po chwili poczuła dotyk
obślizgłej ręki na swoim ramieniu. – Theodorze, przestań się wydurniać! –
zawołała już zniecierpliwiona i próbowała pociągnąć postać za upiornie bladą
skórę, żeby ściągnąć maskę – ale to nic nie dało. Pociągnęła za włosy – i
wyrwała kępek, a zjawa przeraźliwie zawyła.
- To nie jest przebranie, prawda? – spytała
Ślizgonka, głośno przełykając ślinę – po czym zaczęła się cofać i z krzykiem
wybiegła z pokoju.
Światło znowu się zapaliło. Dziwna postać
beztrosko usiadła przy stole i odpaliła fajkę. Po chwili czarne włosy skurczyły
się, blade oblicze pożółkło, a nos wydłużył się w haczykowaty kształt.
- Och, Severusie – szepnął sam do siebie Snape –
noc taka młoda, a jeszcze tyle Eliksirów Wielosokowych do wypicia!
Mamy nadzieję, że dobrze się bawiliście. A przynajmniej chociaż częściowo tak dobrze jak my podczas pisania tego dodatku!
Od przyszłego tygodnia powrót do stałego fika. Zatem zapraszamy na rozdział 5!
Wymieniłabym śmieszne fragmenty, ale jest ich zbyt dużo. Na serio zaczynam lubić Zabini'ego, w Waszym wykonaniu jest fajny ;)
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać, co wykombinujecie na Boże Narodzenie ;D Ale jeszcze bardziej nie mogę doczekać się rozdziału ;-; Czemu ta niedziela jest tak daleko? ;-;
Pozdrawiam.
~Juvia L.
Rozdziały wspaniałe! Jak zawsze duża dawka humoru, uwielbiam Was! :) Z niecierpliwością czekam na niedzielę.
OdpowiedzUsuńPozrawiam :)