Witamy!
Dzisiaj nie mamy nic ciekawego Wam do opowiedzenia, zatem od razu zapraszamy na nowy rozdział! TYLKO PROSIMY KOMENTOWAĆ! JEŚLI NIE BĘDZIECIE KOMENTOWAĆ, TO RZUCIMY NA WAS AVADĘ! A PÓŹNIEJ ZAMIENIMY WAS W PANSY PARKINSON!
Smacznego!
Smacznego!
Następnego dnia rano prawie wszyscy Gryfoni
oraz dwóch Ślizgonów – w zasadzie to jeden, bo stan drugiego należałoby
określić jako „wiecznie nietrzeźwy” - obudziło się na kacu. Impreza trwała do
wczesnych godzin porannych, jednak jako, że miał jeszcze nadejść piątek, za
narzekaniem, kwękaniem i marudzeniem Hermiony, w końcu postanowili zakończyć przyjęcie.
- Gdzie ja jestem? – mruknęła Judith, podnosząc się na łokciu z łóżka. Miała w ustach posmak starego trolla i miała
wrażenie, że w jej głowie odbywa się koncert Fatalnych Jędz. Spojrzała pod
kołdrę i odkryła, że jest nago. – Kurwa, znowu – mruknęła. Zebrała się na
odwagę i odwróciła się, aby zobaczyć, kto z nią leży. Błagam, tylko nie jakiś nauczyciel! – pomyślała w duchu. Jednak
koło niej leżał nie kto inny, jak Draco Malfoy we własnej osobie. Nie spał, ale
za to uśmiechał się głupkowato.
- Jaki byłem? – zapytał się z podnieceniem w
głosie. – Dobry, świetny czy wspaniały?
- Muszę ci pogratulować, wczoraj byłaś
całkiem normalna – stwierdził Fred, kiedy obudzili się wraz z Sophie na samym
środku boiska do Quidditcha.
- Starałam się – odparła dziewczyna. – Co my
tu robimy? – spytała, rozglądając się wokół.
- Chciałaś nauczyć się latać na miotle.
- Ja? – Zdziwiła się dziewczyna. – Bez majtek
i spodni?
- Nie powiedziałem na jakiej miotle!
Zabini - jako jedyny wyćwiczony w piciu - obudził
się rano rześki i wypoczęty. Co prawda nie w swoim łóżku, jednak w Hogwarcie.
Co prawda w dormitorium, jednak nie w
tym należącym do swojego Domu. Przeciągnął się rozkosznie na łóżku i przytulił
do pleców chłopaka, z którym spał.
- Wstawaj, pszczółko – szepnął mu do
ucha. – Słońce już wstało.
Spod kołdry wychyliła się ruda czupryna –
tylko po to, by nagle zerwać się z łóżka. Ron Weasley stał tak jak go natura
stworzyła, próbując nieporadnie okryć się prześcieradłem.
- Zaczynam naprawdę lubić twoją rodzinę! – Zaśmiał
się Zabini.
-
Ja… Ja… Nie… - zaczął dukać Weasley.
-
Mam na imię Blaise, jakbyś zapomniał – powiedział Zabini – ale nie powinieneś,
bo wiele razy krzyczałeś moje imię tej nocy – dodał, a Ron Weasley zapiszczał
tak, jakby właśnie zobaczył pająka.
Sophie
nurtowała jeszcze jedna sprawa! Wzięła głęboki oddech i spytała, siląc się na
obojętny ton głosu:
- To
jesteśmy parą?
-
Nie przeginaj, na okresie próbnym – odparł beztrosko Fred, pogwizdując. Meyers
popatrzyła w bok. Nienawidziła przepraszać! A jeszcze bardziej nie znosiła
udawać, że jest jej przykro! Jednak nie mogła przecież pozwolić, żeby jej
pierwszy prawie chłopak nie stał się jej chłopakiem!
-
Przepraszam, czasami nie myślę nad tym, co plotę. Ale ten pomysł ze sklepem
jest naprawdę fantastyczny – zaczęła mówić bez przekonania w głosie. – I wcale
nie uważam, że jesteś biedakiem. Myślę, że jesteś naprawdę… Wspaniały – dodała
ciszej, ale tym razem zabrzmiała szczerze. Fred przystanął na chwilę i
popatrzył się na nią krzywo.
- Nie
musisz mi wchodzić bez mydła do… – mruknął, ale ugryzł się w język. – Jesteś
wredna, bezczelna, zarozumiała i masz naprawdę dziwaczne pomysły – wytknął jej.
- Ty też! – zawołała Sophie, mrużąc oczy. Fred
zaśmiał się i odszedł kawałek dalej.
- W sumie… To prawda! – przyznał po chwili. – Znajdź
mi trzydzieści ofiar… Ochotników do testowania produktów, a wtedy zapomnę o tym,
jaka byłaś okropna. A i każdy produkt opiszesz w swojej gazecie na przynajmniej
stronę! – dodał wrednie.
-
Hmm… A ile ich jest?
- Sto?
Dwieście? A może trzysta? Nigdy nie miałem pamięci do liczb! – odparł
teatralnie Fred, przepuszczając ją w przejściu do Gryffindoru.
-
Byłeś zajebisty, Draco, słyszałem cię całą noc! – powiedział kpiąco Theodor, po
czym wstał i wyszedł z dormitorium, trzaskając drzwiami.
-
To jak Judith? – dopytywał się dalej Malfoy.
-
Ja… Byłeś ok… - odparła, wstydząc się przyznać, że nic nie pamięta.
Blaise Zabini wkroczył do dormitorium, wesoło pogwizdując.
Blaise Zabini wkroczył do dormitorium, wesoło pogwizdując.
-
Jak tam, misie? Pewnie przyszliście pijani i poszliście spać? Amatorstwo!
-
Wcale nie, zaliczyłem! – powiedział dumnie Malfoy.
-
Czy to prawda? – Blaise uniósł brwi do góry.
Judith
wzruszyła ramionami.
-
A, ja przeleciałem Rona Weasleya, jakbyście byli ciekawi! – zawołał Zabini.- I
potrzebuję kawy!
Skacowani
uczniowie ruszyli na pierwsze zajęcia, jakimi były eliksiry, co u większości
wywołało jeszcze większy ból głowy. Jedyną podekscytowaną osobą była Sophie.
-
Wróciłam do Hogwartu! Najcudowniejszy dzień w moim życiu! – zawołała
dziewczyna, skacząc z podniecenia.
-
Wywalili cię na tydzień, powinnaś się cieszyć, miałaś wolne – mruknęła Judith,
zakładając ciemne okulary na twarz.
-
To nie były wakacje – odpowiedziała zimno Meyers i postanowiła sobie, że NIKT
NIGDY NIE DOWIE SIĘ, co się działo podczas tego tygodnia. Otrzęsła się ze złych
wspomnień. – Dobra, nieważne! Szkoda tylko, że nie mam swojej różdżki.
Uczniowie
weszli do sali z grobowymi minami, lecz coś im nie pasowało. Zabini pociągnął
mocno nosem i powiedział:
-
Ktoś tu uprawiał seks!
Nagle
coś uderzyło w biurko Snape’a, które podskoczyło na kilka centymetrów, a po
chwili spod niego wyszedł sam profesor eliksirów. Wszyscy zrobili zdziwione
miny, jednak kiedy spod biurka wyszła bura kotka, dumnie krocząc przez sale,
wszyscy zamarli.
-
Ja rozumiem wiele – mruknął Blaise. – Ale żeby koty…?!
-
Muszę ukryć moje maleństwa! - zawołała
Judith i wybiegła z sali, rzucając po drodze Snape’owi spojrzenie pełne
wyrzutu.
Cóż,
maj był miesiącem, w którym wszyscy już musieli uczyć się do SUMów – odejście
Umbridge nie za bardzo wstrząsnęło Hogwartem. Bliźniacy Weasley znaleźli aż
pięćdziesięciu ochotników do przetestowania swoich patentów i żaden z nich nie
umarł! W „Nowinach Hogwartu” pojawiło się tyle informacji o ich sklepie, że
mogli liczyć na naprawdę dużą klientelę. Judith i Sophie pilnie razem uczyły
się do egzaminów – już nie jako udawana para, ale przyjaciółki. Sophie wybrała
sobie nową różdżkę – z włosiem jednorożca. Ich związki rozwijały się coraz lepiej –
Sophie nadal irytowała Freda i wszystkich innych, a Judith chodziła z całą
chmarą kotów odziedziczonych po Umbridge i cóż, jej stosunki z Draco nie były
zdefiniowane, ale na pewno zacieśnione. Jedynie czasami podczas meczów
Quidditcha następowało tak mocne napięcie pomiędzy nimi, że ledwo dotknęli
ziemi, a już zaczynali zrywać z siebie ubrania, za co zaliczyli serię szlabanów
u Hagrida.
-
Nic nie umiem! – zawołała Hermiona, siedząc w bibliotece w fortecy stworzonej
przez książki. Judith i Sophie uczyły się dopiero od kilku dni do SUMów, a ich
histeria rosła z każdym dniem i narzekanie Hermiony - która uczyła się już od
początku roku - im w ogóle nie pomagała.
-
Skończ pierdolić – warknęła Judith. – Ja to jestem dopiero w czarnej dupie, nie
potrafię zapamiętać składników eliksiru zapomnienia!
-
Cóż za ironia! – mruknęła Sophie.
- A
propos czarnej dupy... – Do ich stolika podszedł Zabini, trzymając ręce na
biodrach. – Pozdrówcie Rona.
-
Co się stało z moim Hogwartem?! – Hermiona rozpłakała się.
W
końcu nastał czas nieupragnionych przez wszystkich SUMów. Dwa tygodnie zmożonej
pracy miały pokazać, na jakim poziomie są piątoklasiści. Nikt w tym czasie nie
miał ochoty na imprezowanie, nawet Zabini – wyjątkowo – chodził cały czas
trzeźwy. Wszystkie egzaminy przeszły bez większych problemów. No - z wyjątkiem
jednego wypadku! Judith postanowiła wejść do sali na pierwszy egzamin ze
wszystkimi swoimi kotami – również tymi z Pokoju Życzeń - które „miały przynieść jej szczęście”, na co
profesor McGonagall nie mogła przystać. Koty zostały wyprowadzone z pomieszczenia,
a dziewczyna chlipała przez cały czas pisania.
- W
końcu wolne! – zawołała radośnie Sophie, wychodząc z ostatniego testu o
historii magii. – Dobrze, że Hermiona siedziała przede mną, inaczej nic bym nie
napisała!
-
Wiesz, że są nałożone czary, które uniemożliwiają oszukiwanie – powiadomił ją
Fred, obejmując ją w talii.
-
Co?! Jak to?! - zdziwiła się dziewczyna.
– Przecież widziałam jej odpowiedzi!
-
Pewnie były błędne – stwierdził Fred. – Ktoś tu będzie miał Trolla!
- A
może nawet stworzą dla ciebie specjalną ocenę, skoro wszystkie miałaś źle! –
Wyszczerzył się idący z tyłu George.
-
Bardzo zabawne, ciekawe jak wam poszły OWUTEMy! – mruknęła w ramach rewanżu
Sophie.
-
Odpowiedź jest prosta…. – mruknął Fred.
-
Tak, poszły nam fantastycznie!
-
Bo do nich nie przystępowaliśmy.
-
Ciekawe co na to wasza matka – odparła Sophie, która słyszała już wiele o pani
Weasley – z opowieści nie przedstawiała jej się jako najspokojniejsza osoba na
świecie.
-
Cóż, chyba nie będzie dane nam się tego dowiedzieć…
-
Bo kupiliśmy lokal na Pokątnej i bynajmniej nie mamy zamiaru wracać do domu – dokończył
George.
- Tak,
więc może – skoro nie będzie mnie w Hogwarcie w przyszłym roku - przyjedziesz
do nas na wakacje? Przyda nam się mała pomoc… – powiedział niby od niechcenia
Fred.
- Świetny pomysł! A teraz mam coś jeszcze do zrobienia! – Uśmiechnęła się Sophie i pobiegła w stronę lochów.
- Świetny pomysł! A teraz mam coś jeszcze do zrobienia! – Uśmiechnęła się Sophie i pobiegła w stronę lochów.
- WPROST
GENIALNY, FORGE! – skomentował George, kiedy dziewczyna nieco się oddaliła i
krytycznie popatrzył się na swojego brata, który odprowadził ją rozmarzonym
wzrokiem aż do końca korytarza.
-
Nie wiem, o ci chodzi! – odparł Fred z głupkowatym uśmiechem.
-
Ja nigdy nie będę taką cio… - zaczął mówić George, ale wówczas podskoczył,
słysząc za sobą podniesiony głos Angeliny Johnson:
-
Możesz mi wyjaśnić, dlaczego nie zdawałeś OWUTEMów?!
-
Jestem bardzo zadowolony, że większości z Was… – Snape popatrzył wymowie na
Gryfonów, w gronie których wyróżnił spojrzeniem Sophię, ale ta jednak niezrażona
dalej piłowała paznokcie. Severus już chciał odjąć jej punkty, ale pomyślał o
nowej okładce gazety, na której zostałby opisany jego stosunek seksualny z
kotem i poniechał tego zamiaru. Co za szczęście, że ta dziewczyna nie miała
szansy dostać W! – Nie będzie uczęszczała na moje zajęcia w przyszłym roku.
Życzę wam miłych wakacji – zakończył takim tonem, jakby życzył wszystkim, żeby
zostali zdeptani przez Hagrida zaraz po wyjściu z sali. Wszyscy zerwali się ze
swoich miejsc – tylko jedna uczennic ociągała się z wyjściem. Sophie Meyers z
szerokim uśmiechem zatrzymała się koło Severusa.
-
Czego? – warknął Severus, nie siląc się już na uprzejmość.
-
Ach, chciałam panu podziękować, że jest pan takim fantastycznym profesorem!
Jestem prawie pewna, że zdałam egzamin na W!
- A
ja jestem prawie pewny, że się pani myli! – powiedział jadowicie Snape, obnażając
przy tym zęby niczym ludożerczy rekin. – Proszę pamiętać, że ja też jestem w
komisji.
-
Proszę pamiętać – zaczęła mówić – że mam parę zdjęć z nocy po przykrym wypadku
z panią Umbridge. Czy chciałby pan przeczytać o sobie kolejny artykuł? Wydaje mi
się, że Ministerstwo już teraz chce przeprowadzić rozmowę z panem profesorem…
-
Bezczelna dziewucho! Czy ty mnie szantażujesz? – spytał jadowicie.
-
Ależ skąd. Po prostu chciałam powiedzieć, że ja i Judith bardzo chciałybyśmy
chodzić na pańskie zajęcia w przyszłym roku! Miłych wakacji! – zawołała
śpiewnie i wybiegła z lochu.
Gdyby Severus mógłby zabijać wzrokiem, to ta przeklęta Gryfonka byłaby już martwa – ale nie mógł, więc tylko z nienawiścią wpatrywał się w jej oddalającą się sylwetkę.
Gdyby Severus mógłby zabijać wzrokiem, to ta przeklęta Gryfonka byłaby już martwa – ale nie mógł, więc tylko z nienawiścią wpatrywał się w jej oddalającą się sylwetkę.
Judith
i Sophie niepewnie chodziły po pociągu, poszukując wolnego przedziału – fakt,
że wszystkie rzeczy Rhodes miauczały, nie ułatwiał im tego zadania.
-
Czemu nie usiądziesz ze swoim chłopakiem? – spytała od niechcenia Judith.
-
Siedzą z Angeliną! Z Angeliną! Z An…
-
Zakapowałam. Z Angeliną. I co z tego?
-
Ona kiedyś podrywała Freda!
- A
nie on ją? Poza tym ona nie chodzi od jakiegoś czasu z Georgem?
-
Nie pogarszaj sytuacji!– powiedziała Sophie tonem małego dziecka.
-
Och, moje ukochane lesbijki! Zapraszam was! – zawołał Blaise dziwnie wesołym
głosem. Dziewczyny podeszły do przedziału i zajrzały zza szybę, gdzie dojrzały
Malfoya i Parkinson. Draco lekko zmieszał się na ich widok.
- To
nie za dobry pomysł… - zaczęła mówić Rhodes.
- A
nie pierdol – stwierdziła Sophie. – Zabini ma na pewno cukierki i alkohol,
prawda?
-
Cóż, cukierka mam tylko jednego, a alkohol… - Blaise wcisnął im do ręki po
piersiówce.
-
Cześć Pansy, kupę lat! – Uśmiechnęła się Judith do Pansy, jednak ta kompletnie
ją zignorowała – od czasu swoich dwóch przemian starała się, jak to powtarzał
Zabini, nie szczekać zbyt głośno.
Sophie
pociągnęła spory łyk ze swojej butelki i dokładnie zaczęła się przyglądać
Malfoyowi. Coś jej w nim nie pasowało. I wcale tym razem nie chodziło o jego
ślizgońską mordę ani trochę ciotowatą szatę. Przymknęła jedno oko, przechyliła
głowę w prawo i zmarszczyła brwi.
-
Niedorozwinięta jesteś? – spytał z pogardą Draco.
-
Nie, coś jest… WIEM! Nie używasz już brylantyny! – zawołała, klaszcząc w
dłonie. Malfoy się zmieszał, szczególnie że wszyscy zaczęli się mu uważnie
przyglądać. Dopiero teraz zauważyli, że jego PLATYNOWE włosy nie są gładko
ulizane. Ślizgon nie zamierzał się przyznawać, że zaprzestał używania swojego
ulubionego kosmetyku zaraz po tym, jak Judith wyśmiała jego fryzurę. Jedynie
bąknął coś pod nosem i odwrócił się do okna.
-
Malfoy, nie poznaje cię, żadnej – co prawda mało błyskotliwej – riposty? –
zdziwił się Zabini.
Chłopak
rzucił mu tylko mroźne spojrzenie, ale Blaise udał, że go nie zauważył.
-
Draco, uważam, że dobrze ci w tej fryzurze – powiedziała pojednawczo Judith,
siląc się na przyjacielski, całkowicie aseksualny ton głosu.
Nagle,
ni z czego, ni z owego, Pansy zerwała się z miejsca i rzuciła w nich „Prorokiem
Codziennym”, który akurat czytała i wrzasnęła:
-
Mam was wszystkich dość! Pierdolcie się! –Wyrzuciła ręce do góry ze wściekłością,
po czym wbiła palec w ramię Malfoya. – A ty! Ty nie odzywaj się do mnie! Już
nigdy!
Po
tym krótkim występie wybiegła z przedziału. Nikt się nie odezwał przez chwilę, a
Zabini rzucił nerwowo wzrokiem na gazetę – szybko zmiętolił ją i wrzucił do
kubła.
-
Czemu to zrobiłeś? – burknął Malfoy.
-
Były tam nagie kobiety! – wyjaśnił pośpiesznie Blaise, a po chwili zarechotał
radośnie. - Najlepszy moment w moim życiu! Napijmy się za to! – zawołał,
otwierając skrzynie, w której była przynajmniej setka piersiówek.
-
Jak ty to… - zaczęła Judith, ale stwierdziła, że nie warto się pytać, ale warto
się napić.
Jechali
chwilę, pijąc prawie w całkowitej ciszy, jedynie czasami przerywanej toastem za
„odczepieniem się mopsowatego ryja na zawsze”. W końcu Sophie wybełkotała:
-
Koniec tej imprezy! Widzę was potrójnie! A nie chce znowu zwymiotować na twoje
buty, arystokrato! – zawołała, celując palcem gdzieś w okno. Chciała wyjść, ale
zawahała się na chwilę – cofnęła się, zabrała kilkanaście piersiówek z kufra i
sztywno wymaszerowała z przedziału.
-
Pójdę za nią – stwierdziła Judith. – Bo jeszcze sama to wypije i z pociągu
wypadnie – powiedziała, śmiejąc się nerwowo i szybko wyszła. Draco patrzył się za nią smętnie, robiąc minę
zbitego psa, która była równie męska i seksowna co śliniący się mops.
-
Co, Malfoy, zakochanie od pierwszego włożenia? – zapytał się całkiem poważnie
Zabini.
- Zamknij się! – warknął Draco i zaczął
intensywnie podziwiać widoki za oknem.
- Cóż, to żaden wstyd… - zaczął mówić Zabini.
– A może trochę w sumie jest to wstyd. Ale zajmijmy się czymś ciekawym, czyli
mną! Wiesz, ja jadę na wakacje do Rumunii! – oznajmił mu Blaise.
- CO? – spytał Malfoy, wypluwając alkohol. –
Nie, nie będę wracał do tej sytuacji… Jak przeleciałeś… Nieważne. – Pokręcił
głową i napił się alkoholu. - To po tym – jakim cudem on cię mógłby tam
zaprosić?
- Nie zaprosił. Jadę na staż! – zawołał
Blaise i czknął.
- Uważaj, żebyś nie spadł ze smoka… -
powiedział Malfoy, ale zaraz tego pożałował, gdyż Zabini WSZYSTKO musiał
odnosić do jednego:
- Ja nigdy nie spadam ze smoków.
- Ale na ciebie patrzył! – trajkotała Sophie.
- To czemu stamtąd poszłyśmy – mruknęła
Judith.
- Co za dużo, to niezdrowo! Napali się
jeszcze bardziej. Chodź do Freda! – zawołała i pociągnęła ją za rękaw szaty.
Rhodes posłusznie dała się zaprowadzić do przedziału, gdzie siedzieli bliźniacy
z Jordanem, Angeliną i Katie. Johnson i Bell niezbyt przyjemnie popatrzyły się
na Judith i Sophie, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, iż obie ledwo były w
stanie ustać na nogach.
- Sophie, jesteś pijana jak skrzat! - powiedział Fred, robiąc im
miejsce.
- Ależ skąd! – Zaśmiała się Meyers, czkając.
- Chyba w tym wieku nie powinnyście tyle pić – odezwała się nagle
Angelina. Przyjaciele Freda często wypominali mu wiek jego dziewczyny.
- Miau miau miau! – skomentowała inteligentnie Judith i podzieliła
się piersiówkami z całym przedziałem – Angelina odmówiła, prychając przy tym
pogardliwie.
- Sophie, być może to nie najlepszy moment… - mruknął Jordan,
wpatrując się, jak dziewczyna głupkowato chichocze, ocierając się o Weasleya. –
Ale otwieram radio i potrzebuję pomocy. A twoje artykuły naprawdę zrobiły na
mnie wrażenie! – dodał.
- Chętnie ci pomogę! – zawołała entuzjastycznie Meyers, uderzając
się w kolano – wydawało jej się, że to jej kolano, ale zamiast tego trafiła
Freda. I to bynajmniej nie w kolano.
- Otwieram rozgłośnię na Pokątnej – kontynuował Jordan. – Mogłabyś prowadzić
wieczorny program! – dodał szybko, uświadamiając sobie, że ta pora będzie
idealna dla Sophie – wszyscy, którzy będą ją słuchać, i tak będą pijani!
- Hmm, miałam lecieć odwiedzić rodziców w Meksyku, ale niech będzie! Skoro mnie potrzebujecie AŻ NA CAŁE WAKACJE, to nie mogę wam odmówić pomocy! –
mruknęła Sophie, czując, że powoli trzeźwieje. W końcu miała już za chwilę stać
się poważną panią z radia! Będzie podczas swojego programu – Świat Sophie! – opowiadać o najważniejszych
nowinkach ze świata! No i oczywiście, o najlepszej osobie na świecie, czyli o
sobie!
- Do Meksyku? – prychnęła pogardliwie Angelina. – Wszyscy wiemy, że
lubisz koloryzować, ale nie przesadzaj – dodała złośliwie. Meyers już miała coś
powiedzieć, ale ugryzła się w język.
- Nigdy się nie pochwaliłaś, że twój ojciec jest jednym z
najbogatszych mugoli w Anglii? Nie poznaję cię! – szepnęła konspiracyjnie Judith.
- Oj, cicho bądź – mruknęła Sophie, przypominając sobie o stanie
konta rodziny, z której pochodzili Weasleyowie.
Dalsza droga nie przebiegła zbyt przyjemnie –
ale cóż, miały przynajmniej przy sobie piersiówki!
- W końcu! – zawołała Sophie, wstając
dynamicznie z miejsca. Całkowicie „przez przypadek” uderzyła przy tym Angeline
torebką. – Ups, nie chciałam! – powiedziała, śmiejąc się dziko.
- Zdecydowanie za dużo wypiłaś – zauważył
Fred, zabierając jej piersiówkę. – Ale to dobrze, bo zaraz poznasz Molly
Weasley – ostatnie zdanie wypowiedział ledwo dosłyszalnym szeptem, jednak do
Sophie dotarły słowa. Stanęła jak oniemiała, na przemian otwierając i zamykając
usta.
- Sophie? Nic ci nie jest? – Pomachała jej
Judith ręką przed twarzą, ale dziewczyna nie zareagowała. – Brawo, Fred,
zepsułeś ją – powiedziała Rhodes z wyrzutem.
- Przynajmniej się nie odzywa – stwierdziła z
przekąsem Katie i wraz z Angeliną wyszły z przedziału.
- Napraw ją! – zażądała Judith. – Ja się nie
mogę nią zająć! Muszę wyprowadzić z pociągu Puszka, Pana Wąsika, Pana Puszka
Drugiego, Tłuścioszka, Klopsika, Sherlocka, Dyktatora… - wyliczała, ale George
przerwał jej panicznym krzykiem:
- Skończ! Błagam!
- Okej, coś ty taki przewrażliwiony? –
fuknęła dziewczyna, idąc w ślady Katie i Angeliny.
Po kilku minutach Meyers się w końcu ocknęła,
by przybrać swój najbardziej popisowy uśmiech, wręcz wyjęty z programów
informacyjnych lecących w mugolskiem pudle z ruchomymi obrazkami.
- Och, Freddie! – zaszczebiotała słodziutko,
przypominając w tym momencie świętej pamięci Dolores Umbridge. – Pomożesz mi z
kufrem? Ale szybciutko, szybciutko! Twoja mama nie może czekać!
Weasleyowie przyjrzeli się jej ze
zdziwieniem, a George nawet cofnął się o krok, modląc się do Merlina o
zbawienie. Po chwili zwrócił się do brata i wyszeptał:
- Stary, masz przejebane.
- Cześć mamo, cześć tato! – zawołała Judith,
biegnąc w stronę rodziców. Za nią dreptały koty, dziko miaucząc i prychając.
- Cześć, kochanie, skąd masz tyle słodkich
pyszczków? – spytała się pani Rhodes. Tak jak córka była wielką fanką kotów, o
czym świadczyła chociażby jej koszula w poruszające się koty.
- Dostałam od władz Hogwartu za wspaniałe
wyniki w nauce – odpowiedziała nerwowo, przypominając sobie, jak na chybił
trafił stawiała odpowiedzi w teście z zielarstwa.
-Och, to wspaniale! Tyle nowych kotów! –
zaszczebiotała pani Rhodes. – Sophie wpadnie w te wakacje?
- Jedzie do swojego faceta – mruknęła
obojętnie Judith, a państwo Rhodes popatrzyli po sobie znacząco i jakby –
odetchnęli z ulgą.
- A mielibyście coś przeciwko? – spytała ze
zdziwieniem Gryfonka, ciągnąc za sobą walizkę.
- Ależ skąd! Po prostu mamy trochę napięte
plany na te wakacje – stwierdził pan Rhodes i głośno przełknął ślinę. Jak on
aportuje tyle kotów?
- Fred, George! – Molly Weasley, po
przywitaniu się z Ronem, rzuciła się na szyję bliźniakom. – Jak wam poszły
OWUTEMy?
- Hmm… - zaczął George.
- Nie wiem jak to powiedzieć… - kontynuował
Fred.
- Nie zdawaliśmy ich – skończył cicho George.
- ŻE CO?! NIE ZDAWALIŚCIE OWUTEMów?! JAK TO?!
– wrzasnęła Molly i zrobiła się czerwona na twarzy. – ŚMIERDZI OD WAS JAK ZE STAREJ GORZELNI! –
dodała nerwowo, a Sophie gwałtownie się cofnęła.
- Molly, daj spokój, ludzie się patrzą... –
powiedział cicho Artur.
- WRÓĆCIE DO HOGWARTU TO ZDAĆ ALBO… ALBO NIE
MACIE PRAWA MIESZKAĆ W DOMU! – wykrzyczała Molly.
- Och, nie mamy zamiaru…
- Mamy lokum na Pokątnej.
- A i to moja dziewczyna – Sophie – wtrącił
Fred, pokazując łokciem na Meyers.
- JA WAS ZABIJĘ, ZABIJĘ WAS! – krzyczała
dalej Molly, ale po chwili uśmiechnęła się przymilnie do Sophie i powiedziała prawie
śpiewnie – Miło cię poznać, kochaneczko! – Po czym uścisnęła jej rękę. Po
piętnastominutowym ataku Molly, kiedy Artur powiedział, że spotkają się kiedyś
omówić te kwestie w domu, bliźniacy i Sophie odeszli na bok.
- O, jest Henry – stwierdziła ze znudzeniem
Meyers i podeszła do łysawego mężczyzny.
- To twój ojciec? – spytał George.
- Kierowca! Mój ojciec jest w Meksyku! –
powiedziała z rozdrażnieniem Sophie.
- Masz swojego kierowcę? – spytał Fred. –
Wiesz… U mugoli to normalne?
- Tak, tak, wszyscy mamy kierowców –
przytaknęła Sophie i pospiesznie wzięła swoje bagaże.
- Dlaczego ojciec po mnie nie wyszedł? –
spytał Draco Malfoy, kiedy znaleźli się już w kominku posiadłości Malfoy Manor.
Nie mógł przecież mówić takich rzeczy przy ludziach!
- Jest zajęty – powiedziała wymijająco
Narcyza, a Draco uważnie na nią spojrzał.
- Zmyślasz, matko – odparł mało uprzejmie i w
międzyczasie poprosił skrzata o coś zimnego do picia; rozsiadł się na fotelu.
- Nie czytałeś ostatnio gazet? – spytała
ostrożnie Narcyza.
- Nie miałem czasu, przecież były SUMy! –
Przewrócił oczami Draco.
- Twój ojciec jest w Azkabanie, Draco –
oznajmiła mu cicho Narcyza i podała najnowszy numer „Proroka Codziennego”.
- Kochanie, jedziemy na wakacje do przyjaciół
rodziny – powiedziała pani Rhodes, układając w równym rządku dziesięć misek z
kocim żarciem.
- Do Watsonów? – zapytała się dziewczyna
uprzejmie. W domu, przy rodzicach, była całkowicie inną dziewczyną. Starannie
wyprasowana koszula, spódniczka plisowana do kolan – po prostu cud, miód i
malina! W końcu jako córka szefa Departamentu Magicznych Gier i Sportów oraz
szefowej Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami musiała trzymać
fason.
- Nie, tym razem do kogoś innego –
odpowiedziała tajemniczo matka dziewczyny, ale ta tylko wzruszyła ramionami.
Stwierdziła, że i tak wszędzie lepiej niż u Watsonów. Otrząsnęła się z
obrzydzeniem na myśl o leguminie z mięsa mielonego – specjale pani Watson. Za
to, licząc na podwyższenie kieszonkowego, zwróciła się do ojca:
- Zostałam pałkarzem w drużynie Gryffindoru!
- Naprawdę, słonko? – spytał się zdziwiony
pan Rhodes, zalewając się łzami. – To cudownie! Najpiękniejszy dzień w moim
życiu!
- To gdzie dokładnie macie to mieszkanie na
Pokątnej? – spytała się Sophie, ciągnąc za sobą sześć walizek z ubraniami,
kosmetykami i butami.
- Na samym końcu – odpowiedział Fred.
Stanowczo nie zgodził się na pomoc dziewczynie, jeśli ta nie zredukuje bagażu
do trzech kufrów. Niestety Meyers wolała sama je dźwigać niż zrezygnować ze
swojej „minimalnej pielęgnacji” i „kilku sukienek”.
- A ile macie tam sypialni? – dopytywała się
dalej.
- Wystarczająco - odpowiedział wymijająco Fred.
- O! Już jesteśmy! – zawołał radośnie George.
- Ale gdzie? – spytała się Sophie,
rozglądając się wokół. Nie widziała żadnego lokum nadającego się do
zamieszkania czy chociażby prowadzenia sklepu. Stali przed ruderą, z
zapadniętym dachem, wybitymi szybami i z wielkim napisem na elewacji głoszącym
„ ŚLIZGONI SSĄ SWOJE RÓŻDŻKI”. – Chyba to nie tutaj?
- To jest nasz nowy sklep! – zawołali razem
dumnie. Dziewczyna spojrzała na nich zszokowana, ale po chwili zaczęła się
dziko śmiać.
- Już rozumiem! To wasz kolejny kawał!
- Nie, na serio to nasze lokum – powiedział
Fred lodowatym tonem.
-
KUPILIŚCIE JE ZA PIĘĆ GALEONÓW?! – spytała Sophie, czując, że jakaś mysz
przebiega jej koło nogi. – Mogłam wam dołożyć – wymruczała cicho. Tak, miała
plan – jutro kupi buldożer i ten obiekt zniknie z powierzchni ziemi.
-
Daj spokój, przetransmutujemy to - mruknął Fred, opierając się o ścianę, która
w tym samym momencie zadrżała.
-
Ciekawe w co! Chyba w króliczą norę! – Przewróciła oczami Meyers.
-
Lepsze to niż stajnia. – Uśmiechnął się złośliwie George.
-
Powiedziałeś mu! – Sophie zawołała oskarżycielsko do Freda.
-
No. – Wzruszył ramionami chłopak. – Nie możesz mieć pretensji. Nasz związek
trwa kilka miesięcy, a mój z Georgem całe życie. To tak jakbym nie powiedział
sobie.
Sophie
już miała odpowiedzieć coś, co spowodowałoby, że Weasleyowie mieliby ją ochotę
zamknąć w jakiejś ciasnej komórce, ale nagle wszyscy usłyszeli dziwny hałas.
-
Co to za dźwięk? – spytała z niepokojem Sophie.
-
Jaki dźwięk? – spytał George, a kiedy znowu usłyszeli głośnie wycie, zaśmiał
się. – A ten dźwięk! Jest tutaj parę boginów…
-
No, mamy nadzieję, że nie boisz się czegoś bardzo okropnego – stwierdził Fred.
- Co to za znajomi, skoro nigdy w życiu o
nich nie słyszałam, nie wiedziałam ani nic z tych rzeczy? – spytała Judith,
kiedy szykowali się do podróży przez sieć Fiuuu.
- No cóż, Judith… Jakby ci to powiedzieć,
tata poznał nowych znajomych – oznajmiła jej pani Rhodes.
- Tak, stwierdziliśmy z mamą, że nie podoba
nam się parę rzeczy w naszym magicznym świecie – dodał pan Rhodes.
- A co wam się nie podoba? – spytała
obojętnie Judith i dodała w myślach – jakby mnie to obchodziło.
- Bardzo lubimy Sophie… - zaczęła mówić jej
matka.
- Tak, bardzo – potwierdził ojciec.
- Ale niekoniecznie lubimy innych
czarodziejów. Takich czarodziejów z niemagicznego świata, TAKICH ZAJMUJĄCYCH POSADY
BEZ ŻADNEGO PRAWA… - zaczął wrzeszczeć pan Rhodes, ale jego żona popatrzyła na
niego z naganą.
- Tata ma nowy tatuaż! – stwierdziła wreszcie
i odsłoniła lewe przedramię męża. Był na nim Mroczny Znak.
- O, fajny – stwierdziła dziewczyna. Coś on
jej przypominał, ale nie wiedziała co. Pomyślała, że też chce tatuaż – najlepiej
kota. Albo kilka kotów - koty na całych plecach! Tak, to jest plan! Musi tylko
zapytać tatę, gdzie zrobił swój, może też jej pozwolą.
- Dobrze, kochanie, teraz przez moment nie
myśl o kotkach – zaszczebiotała pani Rhodes, a dziewczyna się zarumieniła. Jej
mama zawsze wiedziała, o czym myślała. Dziewczyna weszła do kominka, a pani
Rhodes wrzuciła proszek Fiuuu i krzyknęła:
- Malfoy Manor!
- Co? – zdążyła tylko powiedzieć dziewczyna i
po chwili wylądowała w kominku w wielkim salonie Malfoyów.
- O ja jebię – skomentowała, rozglądając się
wokół. Przy długim stole siedziało kilkanaście osób w czarnych szatach i
maskach na twarzach. Dziewczyna przełknęła głośno ślinę i wygramoliła się niezdarnie
z kominka.
- Ale jak się pokonuje boginy? – pisnęła
Sophie, wchodząc za Weasleyami do góry.
- Nie wróżę ci zbyt wysokiej oceny z obrony
przed czarną magią – stwierdził George.
- Fred! Twój brat jest dla mnie niemiły! –
poskarżyła się dziewczyna, jednak chłopak nie zareagował. Patrzył się na coś,
co było w kącie pomieszczenia, które kiedyś mogło okazać się salonem.
- Fred? Wszystko dobrze? – spytała się
dziewczyna, lecz nagle zobaczyła, na co patrzy się chłopak.
Blaise Zabini również rozpoczął swoje
wakacje. Za pomocą świstoklika, który dostał sową od Stowarzyszenia Obrony
Smoków, przedostał się do Rumunii. Wylądował na placu przed niewielkim
pałacykiem, gdzie właśnie rozpoczynała się impreza powitalna dla nowych
stażystów. Blaise rozejrzał się i stwierdził z coraz bardziej rosnącą radością
– no, nie tylko radością – że do Stowarzyszenia należą wyłącznie mężczyźni.
Dodatkowo ubrani w skórzane, bardzo obcisłe ubrania.
- To będą cudowne wakacje – stwierdził
chłopak i ruszył do towarzystwa.
-Cześć
misie! – zaświergotał i pociągnął ze swojej piersiówki.
Wszyscy
popatrzyli na niego jak na idiotę.
-
Tutaj nie można pić – powiedział jeden z nich.
- I
nigdy więcej nie mów do mnie misiu – dodał drugi, chwytając go mocno za
ramię.
-
O, ja też lubię na ostro! – Nie przejął się Zabini i krokiem godnym Jacka
Sparrowa zaczął przedzierać się przez tłum - poszukiwał wzrokiem swojego
dawnego kochanka – jednak to Charlie znalazł go pierwszy, kiedy wrzasnął:
-
CO TY TUTAJ ROBISZ, OSZOŁOMIE?!
- A
przyjechałem tutaj, żebyś mnie przeprosił – odparł na to Blaise.
- Wykorzystałeś
mojego brata, połamałeś mi miotłę i nie powiem, co zrobiłeś z moim pokojem. To
ja mam cię PRZEPRASZAĆ?! – zawołał Charlie.
Oczom
Sophii ukazał się sam Lord Voldemort – co prawda nie we własnej osobie! Jednak Sophie
Meyers była tak dużą ignorantką, że nie zrobiło to na niej większego wrażenia.
-
Ale macie bogina! – mruknęła wręcz pogardliwie i cofnęła się, ale poczuła, że
ktoś za nią stoi. Głośno przełknęła ślinę.
-
Sophie! – Usłyszała znajomy, piskliwy głos. – Znowu nie dopasowałaś koloru
paznokci do odcienia torebki! A te buty? Mogłaś coś wybrać za dwa tysiące
funtów, a nie za tysiąc! Nie jesteśmy biedakami!
-
Ma... Mama… - wydukała, odskakując od bogina, który przybrał postać wysokiej
kobiety o tlenionych blond włosach i niezdrowej opaleniźnie.
-
Nie mów tak do mnie, bo pomyślą, że jestem stara! Mów mi „Caroline”! – wydarł
się bogin, przejeżdżając obrzydliwie długimi paznokciami po zakurzonym stoliku.
– I gdzie mam powiedzieć, ze się niby uczysz? Czarodzieje? Jacy czarodzieje!
Znajdź sobie lepiej chłopaka, bo zostaniesz starą panną! Tylko niech, na Boga,
nie będzie biedakiem!
-
Co to ma być – mruknęła cicho Judith, ale pani Rhodes położyła palec na ustach
i wyszeptała „tsssss”. Wypchnęła swoją córkę z pokoju i obie znalazły się w
kuchni, gdzie Narcyza Malfoy przygotowywała posiłek wraz ze skrzatami.
-
Jak się miewasz, Narcyzo? – spytała współczująco Katherine Rhodes.
-
Jakoś sobie radzę – odparła dystyngowanie pani Malfoy. – On… On obiecał, że
Lucjusz niedługo wyjdzie z Azkabanu. Martwi mnie bardziej coś innego – dodała
nieco ciszej, a widząc wymowny wzrok pani Rhodes, powiedziała – chodzi o Draco.
Ale wolałabym nie rozmawiać przy dzieciach…
-
Jasne! Idź się pobaw, Judith! – zawołała rezolutnie pani Rhodes, wypychając
nastolatkę z kuchni.
-
Ciekawe w co mam się pobawić! – Przewróciła oczami Judith i zaczęła wchodzić po
schodach. Ten dom był ogromny! Zmieściłyby się tutaj jej wszystkie koty!
Ale zaraz, zaraz, czemu jej rodzice zaprzyjaźnili się z Malfoyami? – nagle odezwał się jej mózg, kiedy lewa półkula przestała wyobrażać sobie futrzane kulki. Przecież widziała rodziców Malfoya na dworcu i cóż, nie dogadaliby się w życiu z jej rodzicami!
Ale zaraz, zaraz, czemu jej rodzice zaprzyjaźnili się z Malfoyami? – nagle odezwał się jej mózg, kiedy lewa półkula przestała wyobrażać sobie futrzane kulki. Przecież widziała rodziców Malfoya na dworcu i cóż, nie dogadaliby się w życiu z jej rodzicami!
-
Co ty tutaj do cholery robisz?! – Usłyszała za sobą głos Draco.
-
Ciebie też miło widzieć – mruknęła w odpowiedzi.
- Sophie, może go w końcu pokonasz? –
powiedział ironicznie George. Bogin jego i Freda zamienił się w niemowlę ssące
smoczek.
- N-nie mogę, to moja mama! – wykrzyczała.
- Ile razy ci mam powtarzać, żebyś do mnie
tak nie mówiła! – warknął bogin. – Jesteś beznadziejna. Mogłam cię oddać jak
tylko się urodziłaś, a zamiast ciebie adoptować jakiegoś murzynka z Afryki.
Przynajmniej byśmy się mieli czym chwalić przed znajomymi – bogin fuknął i z
pogardą popatrzył się na Sophie.
- Rzuć w nią Riddikulus– podpowiedział Fred, ale dziewczyna wciąż stała
sparaliżowana strachem.
- No jasne, pewnie nawet tego nie umiesz –
zakpił bogin – nigdy nie będziesz w niczym dobra. W normalnej szkole, w
magicznej, czy nawet w prawdziwym życiu. Będziesz niczym, nigdy nie zostaniesz
dziennikarką.
Na ostatnie słowa dziewczyna drgnęła i
gniewnie spojrzała na bogina. Wyciągnęła różdżkę w stronę widma i powiedziała:
- Ale na pewno będę kimś lepszym od ciebie,
mamo – oznajmiła, wyraźnie akcentując ostatnie słowo. Zanim bogin zareagował,
dziewczyna krzyknęła:
- Riddikulus!
- O co tu w ogóle chodzi? Co to za ludzie na
dole? – spytała się w końcu Judith, kiedy Malfoy zabrał ją do salonu w
północnym skrzydle, które należało tylko do niego. Dziewczyna poczuła ukłucie
zazdrości, kiedy pomyślała, że ona ma tylko pokój i to nawet bez balkonu, na
którym mogłyby się wylegiwać koty!
- To śmierciożercy – oznajmił obojętnie
Draco. – Przecież Czarny Pan powrócił.
- Kiedy?
- W czwartej klasie, kiedy Diggory umarł.
- Co? Cedric nie żyje? – zdziwiła się
dziewczyna. Malfoy uderzył się otwartą dłonią w czoło i głęboko odetchnął.
Usiadł na jednym z foteli, a spod stolika wyciągnął flaszkę Ognistej Whisky.
Rozlał do szklanek, a dziewczyna szybko wypiła swoją kolejkę.
- No dobra, moja ignorancja jest wielka –
stwierdziła beztrosko – ale czemu tutaj jesteśmy? Co moi rodzice mają do tego?
- Również są śmierciożercami – poinformował
ją Malfoy spokojnym tonem. – A mój stary siedzi w Azkabanie. Czarny Pan go
uwolni, jeśli mu pomożemy.
- Powinieneś mnie przeprosić – powiedział
zimno Zabini – inaczej wszyscy twoi znajomi dowiedzą się, że jesteś gejem.
- Nie śmiałbyś! – warknął Charlie, ale widząc, że Blaise robi chytrą minę i już otwiera usta, żeby krzyknąć, dodał nerwowo - Dobrze, dobrze, przepraszam cię, chociaż nie wiem za
co! Ale jeśli myślisz, że będę z tobą cokolwiek robił, to jesteś w błędzie ty….
Ty ślizgoński dupku o wybujałym ego! - powiedział na odchodne i stanął na samym
środku przed wszystkimi adeptami.
- Nazywam się Charlie Weasley. Przybyliście tutaj, żeby
odbyć pierwsze dwa miesiące kursu na smokera. Oczywiście to nie całość – cały
kurs można ukończyć dopiero po ukończeniu szkoły. Będziecie mieszkać tam. –
Wskazał na ogromny budynek za sobą. – Smoki są tam. – Tym razem jego ręka
pokazywała wielką stajnię. – Podzielimy was na czteroosobowe grupy – każda z
nich dostanie swojego opiekuna. Czy macie może jakieś pytania? – spytał
Weasley, a widząc wyciągniętą do góry rękę Blaise’a, który jako jedyny chyba
miał jakieś pytania, uśmiechnął się szeroko. – Nie? To dobrze! Do zobaczenia!
- O co chciałeś zapytać? – powiedział do niego jakiś
chłopak o niezbyt przyjemnej powierzchowności.
- Nie dotyyykać – mruknął do siebie Zabini.
- Co powiedziałeś?
- Nic, nic. Chciałem się zapytać, kiedy odbędzie się
egzamin praktyczny. Wiesz, latanie na miotle, egzamin ustny, ujeżdżanie smoka.
Takie tam! – Machnął ręką Blaise.
- Naprawdę tutaj są takie rzeczy? – Zdziwił się chłopak,
otwierając szeroko oczy.
- A co mi tam – bąknął do siebie Zabini. – Tak, pokażę
ci! – zawołał radośnie i położył rękę na jego plecach.
W następnym rozdziale:
CZY MATKA SOPHIE JEST NAPRAWDĘ TAKA OKROPNA?
SKĄD SOPHIE MA TAKĄ FORTUNĘ?
JAKIE OCENY Z SUMów BĘDĄ MIAŁY NASZE BOHATERKI?
CZY ZABINI ZEMŚCI SIĘ NA CHARLIEM?
JAK BĘDĄ WSPOMINAĆ WAKACJE NASZE BOHATERKI?
Na te i na wiele więcej pytań znajdziecie odpowiedzi już za tydzień!
Cudowny rozdział! Mam jednak nadzieję, że sytuacja między Judith, a Draco rozwinie się trochę bardziej. Jak zawsze teksty zwalają z nóg ( kocham Zabiniego nad życie ) - czekam na następny piątek z ogromną niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę duużo veny :)
Nie potrzebujecie kogoś do pomocy? p.s. boskie opowiadanie! :)
OdpowiedzUsuńRaczej nie - mamy już napisane tyle rozdziałów, że wystarczy nam na kilkumiesięczną publikację! Jednak cieszymy się, że się podoba!
UsuńPozdrawiam
Rich B.
Kocham! Oczywiście czytałam na przerwie, bo to jest zbyt boskie 😚 Uwielbiam wasze opowiadanie... Zawsze poprawia mi humor... Do następnego piątku...
OdpowiedzUsuńTak przyjemnie mi się czytało, że aż się zdziwiłam jak zobaczyłam, że to już koniec rozdziału. :c
OdpowiedzUsuńUWIELBIAM WAS! Ten rozdział podobał mi się chyba nawet bardziej niż poprzedni (chociaż już nie jestem pewna, bo wszystkie mi się podobają), szczególnie, że poznałam rodzinkę Sophie i Judith. Rodzice Rhodes są tacy sympatyczni, że nigdy bym się nie domyśliła, że obracają się w takim "ciekawym" towarzystwie.
Poprzednio pisałam, że Sophie mnie zdenerwowała - dzisiaj znów wróciła mi sympatia do tej postaci. W sumie to chyba po raz pierwszy jej szczerze współczułam.
Dziękuję za ten rozdział i czekam na kolejny piątek <3
Pozdrawiam,
T.
Niby tu taki dramat, że rodzice Judith okazali się Śmierciożercami, a tu wyskakuje Judith: "O ja jebię." A potem ludziowie w maskach i aż przypomniała mi się taka piosenka hamerykańska czy hangielska (kurde, tu serio jest jakaś różnica?), gdzie jak się dobrze wsłuchasz, to usłyszysz "Przejebane!" ;D
OdpowiedzUsuńAle ja nadal jestem zdania, że przydałyby się dłuższe rozdziały. Jeszcze w żadne opowiadanie się tak nie wciągnęłam...
Co do Blaise'a... Kocham gościa dwa razy mocniej niż wcześniej! No jest zajebisty xD
Pozdrawiam i czekam na piątek ;-; Czemu to tak długo?
~Nexusy K.
PS Snape, fuj... Serio? xD
O rany, rany... Jak zwykle komiczne! To opowiadanie z każdym rozdziałem coraz bardziej mi się podoba. Ich pobudka na kacu mnie tak rozbawiła, że mama patrzyła się na mnie jak na idiotkę xD TAAAAK!! MALFOY W KOŃCU ZALICZYŁ!!!!! WOOOO-HOOOO!!! Fanfary dla tego pana! Ale o nie... Tylko nie Blaise i Ron. Duże stanowcze nie xD Biedny rudzielec. Co nie zmienia faktu, że kocham Blaise'a! Ale na miejscu naszych Ślizgonów bym się tak nie cieszyła na foch mop... to znaczy Pansy! Pewnie da im popalić ;-; Ech... Mam nadzieję, że ten kot z klasy Snape'a to była McGonagall. Nie wierzę że to napisałam, jednak lepsza Minerwa niż kot :'D Szczerze mówiąc to nie spodziewałam się tego, że państwo Rhodes są śmierciożercami, albo że mama Sophie to taka wredna picza. Zaskoczyłyście mnie! Mam nadzieję, że Blaise zapcha sobie dziurę w sercu kimś nowym [( ͡° ͜ʖ ͡°)], że Judith i Malfoy się jeszcze bardziej zbliżą [( ͡° ͜ʖ ͡°)] i że Sophie nie pokłóci się znów z Fredem, bo dobrze im idzie (serio, myślałam, że nie dadzą rady do końcówki tego rozdziału xD) Kontynuujcie to dzieło, bo nie wytrzymam, jeśli zawiesicie/usuniecie/lub-cokolwiek-innego! W następnym rozdziale błagam o więcej mojego kochanego gejucha Zabiniego <3 Czemu od następnego piątku dzieli mnie cały tydzień?! Czekam ;3 Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńD.Z.H.
Powiem tak - dobry trop, Sherlocku!
UsuńCo do kogoś nowego dla Blaise'a - zabrakło nam opcji i zdziwiła nas aż tak negatywna reakcja na połączenie Zabiniego z Charliem, dlatego czekamy na jakieś propozycje ze strony czytelników!
Judith i Malfoy może się w końcu zejdą - chociaż ciągle musimy mieć na uwadze, że poważną przeszkodą jest kilkanaście kotów! Dobrze że chociaż Draco nie jest uczulony na sierść! Co do Sophie i Freda nie posądzałabym ich o zbyt długi spokój - ale może niektórzy tak lubią, kto wie?!
Nieźle nam połechtałaś ego określeniem "dzieło" - choć podejrzewam, że to po prostu synonim. Albo "dzieło grafomanii". Niemniej nie mamy zamiaru przerywać publikacji - choć obawiamy się, że ktoś odgórnie zablokuje naszego bloga, czytelnicy nas zlinczują albo coś po co smaczniejszych fragmentach, które się pojawią w niedalekiej przyszłości.
A i dziękujemy za komentarz!
Pozdrawiam
Rich B.
Komiczne i prześmiewcze, trzeba mieć dużo odwagi i dystansu by napisać coś takiego :D.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Eleonora.:)
http://corkimerlina-dramione.blogspot.com