Informacje

Znajdziecie nas także na: FANFICTION.NET oraz FACEBOOKu.

niedziela, 25 października 2015

Rozdział 4. BOY, GIRL, BOY, GIRL



WITAMY WSZYSTKICH W TEN PIĘKNY NIEDZIELNY PORANEK!

To znaczy nie wiemy, czy jest piękny, bo pewnie jeszcze śpimy, kiedy wychodzi ten rozdział. Jednak kiedy tylko uda nam się w końcu wygramolić z łóżek, idziemy głosować. Wy też spełniliście swój obywatelski obowiązek? Mamy nadzieję, że tak!

Aczkolwiek by nie było zbyt poważnie, mamy dla was piosenkę, która umili wam czytanie:




Nie przedłużając – ZAPRASZAMY NA KOLEJNY ROZDZIAŁ!

Komentujcie, bo rzucimy na Was klątwę!


- Tak się składa, że mamy świetne zastępstwo! Prawda, Judith? – powiedziała Sophie, wpatrując się wyczekująco w Rhodes. Judith najpierw zrobiła minę wyrażającą „co ty gadasz”, ale kiedy dostrzegła w komórce pająka, skwapliwie pokiwała głową.
- Ona? – zdziwił się Fred.
- Umiesz w ogóle latać na miotle? – zapytał się George.
- Jasne, że umie! Co nie, Judith? – Sophie zwróciła się do przyjaciółki, a w jej oczach widać było prośbę.
- No jasne, całe lato siedzę tylko na kiju – odpowiedziała z udawanym entuzjazmem Gryfonka.
- Jakoś nie jestem pewny, czy powinniśmy wam zaufać – oznajmił Fred, krzyżując ramiona na piersi.
- Szczególnie, że już oszukałyście raz cały Hogwart – zauważył George. - Co było całkiem niezłe – przyznał po chwili.
- Tylko że teraz przegramy mecz – stwierdził Fred.
- Nie przegracie! Obiecuję! Judith też! – zawołała entuzjastycznie Sophie, a jej przyjaciółka uśmiechnęła się tak, jakby miała zaraz zemdleć.
- Właściwie nie mamy nic do stracenia. – Wzruszył ramionami George.
- Bądź godzinę przed rozpoczęciem meczu, Rhodes – rzucił jego brat i zniknęli.
- Jak oni to robią? – mruknęła Meyers.
- CO MNIE TO OBCHODZI?! – wybuchła Judith. – Nie umiem latać! Zginę!
- Coś wymyślimy. Poszukam może zaklęcia, które cię pokieruje… – powiedziała Sophie, jednak w jej głosie można było usłyszeć niepewność.
- Jestem skończona, skończona… Myślisz, że mogę się przenieść do innego Domu? Więcej przyjaciół mam w Slytherinie!
- Co?
- Draco mnie pocałował!
- Że co? Czemu nic nie powiedziałaś?
- To było po tym, jak zwymiotowałam dziesięć razy w łazience! Teraz może zostanę jego dziewczyną, jak przegram tak spektakularnie mecz, że będą o tym pisać przez następne dziesięć lat!
- Mam pomysł – powiedziała nagle Sophie i Judith już wiedziała, że należy się bać.
- Czemu znowu tutaj jesteśmy? – spytała niepewnie Judith, wpatrując się w drzwi od lochów Snape’a.
- Oj cicho! – mruknęła w odpowiedzi Sophie i zapukała w drzwi. Otworzył im sam mistrz eliksirów, który posłał im swoje zwyczajowe spojrzenie wyrażające najgłębszą pogardę.
- Dzień dobry, panie profesorze! – zaszczebiotała Sophie, a Severus ledwo kiwnął głową, mamrocząc pod nosem coś, co brzmiało jak „do tej pory nie był zły”.
- Czego tutaj szukacie? – spytał nieprzyjemnie.
- Och, panie profesorze, chciałyśmy się dowiedzieć, co Judith dostała ze swojego eliksiru! Ostatnio warzyliśmy Felix Felicis!
- Głupia dziewczyno – zaczął mówić Severus, którego złość rosła z każdą sekundę – mówiłem już, że to nie ja prowadziłem te zajęcia.
- Ach tak… A mogłybyśmy dostać tę fiolkę? – spytała Meyers, uśmiechając się – jej zdaniem – bardzo uroczo, a Severus skrzywił się, jakby właśnie zjadł coś nieświeżego. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę ich marne zdolności, istniała szansa, że jeśli da im ten eliksir, to się otrują.
- Poszukajcie sobie tam. Byle szybko – powiedział łaskawie i świdrował je wzrokiem, kiedy pochyliły się nad zbiorem fiolek.
- To chyba mój… - mruknęła Judith, patrząc na brunatny płyn, ale Meyers uderzyła ją w rękę i wyciągnęła flakon podpisany „Hermiona Granger”. Zasłoniła nazwisko ręką i uśmiechnęła się.
- Och, dziękujemy, panie profesorze! Zawsze pana uwielbiałam! – zawołała z nienaturalną radością i obie wybiegły z gabinetu. Severus Snape mówił coś o tym, że prawdziwy Felix Felicis musi leżeć pół roku, zanim jest zdatny do spożycia, ale dziewczynom ta uwaga umknęła.
- Wypijesz to i będziesz miała szczęście. Wtedy wygramy! – zawołała Sophie, kiedy znalazły się już za rogiem.
- To chyba nielegalne…
- Daj spokój, Judith! Teraz najmniejszym problemem jest to, co jest legalne! – Machnęła ręką Meyers i Judith, patrząc niepewnie na złoty płyn, wypiła połowę fiolki. Meyers łapczywie wyrwała jej eliksir z ręki i sama wysiorbała resztę, wciskając ostatnią kroplę do gardła.
- Musimy lecieć! – zawołała entuzjastycznie i obie pobiegły w kierunku szatni Gryffindoru.
- Powodzenia, kochanie! – zaszczebiotała Sophie i dała Judith pokazowy pocałunek, po czym siłą wepchnęła ją do pomieszczenia. Sama w podskokach pobiegła na trybuny i usiadła na miejscu koło Freda Weasleya, który na jej widok ostentacyjnie przewrócił oczami.
- Ty będziesz z nami grać? – spytała Angelina, krytycznie patrząc na Rhodes.
- Tak, jako zastępstwo – Judith próbowała powstrzymać drżenie głosu. Cóż, nie była w tym momencie najszczęśliwszą uczennicą w Hogwarcie.
- No coś ty, w życiu bym nie zgadła, że na zastępstwo jesteś – warknęła Johnson. Kto w ogóle wpadł na taki pomysł?! Przecież to ona była kapitanem!
- Będzie wesoło – mruknęła Rhodes sama do siebie i zaczęła zakładać strój Freda, który był o kilka rozmiarów za duży.
- Fred, wyluzuj, Judith sobie świetnie poradzi! Jestem tego w stu procentach pewna – zaśmiała się dziko Sophie.
- Piłaś coś? – Fred nachylił się w jej stronę, próbując wyczuć alkohol. Dziewczyna nerwowo zachichotała i odsunęła go od siebie.
- Coś ty! Trzeźwo przez życie – to moja maksyma! – Uśmiechnęła się szeroko, zdecydowanie zbyt szeroko!
- Jak Judith zginie kogo nowego wyrwiesz? – zaciekawił się Ron, który usiadł koło nich z wielką paczką popcornu. – Może Katie Bell? Chciałbym was razem zobaczyć! – rozmarzył się chłopak.
- Ja nikogo nowego nie wyrwę! – zawołała Sophie, nerwowo się śmiejąc. Fred Weasley już zamierzał otworzyć usta, ale wówczas Meyers go szturchnęła. – Cicho siedź, Fred – szepnęła – mógłbyś tego jednak jeszcze nie rozpowiadać na prawo i lewo.
- Jak Gryffindor wygra, co jest oczywiście niemożliwe z takim składem  - powiedział spokojnie Weasley - to wtedy się zastanowimy. Jednak w innym przypadku mamy dla was niespodziankę – dokończył i uśmiechnął się złowieszczo.
- Chyba pomyliłeś Domy – stwierdziła z przerażeniem Meyers. – O, patrzcie, zaczyna się! – zawołała radośnie, kiedy wszyscy wyszli z szatni. Cała drużyna dosiadła od razu mioteł i wystrzeliła w powietrze. Jedynie Judith miała pewien problem - ledwo po wyjściu z szatni zaplątała się w za duże ciuchy Freda i upadła jak długa na trawę.
- Zapowiada się ciekawie – stwierdził Ron, chrupiąc popcorn.
- Zabini, czy to nie ta lesba? – Pansy wskazała dziewczynę, której za trzecim podejściem udało się wsiąść na miotłę. – Czy ona gra na pozycji pałkarza?
- Miałaś się do mnie nie odzywać – warknął Zabini, pociągając z piersiówki. W tym roku nie zamierzał już trzeźwieć. – Weź się może przesiądź, co?
Parkinson fuknęła i wstała. Po chwili jej miejsce zajął Theodor Nott.
- Blaise, chyba za dużo ostatnio pijesz! – stwierdził współczująco.
- Jeśli nie masz zamiaru wsadzić mi ręki do gaci, to się przesiądź – powiedział beznamiętnie Zabini i czknął w mało pociągający sposób.
Sophie siedziała i skrupulatnie pisała w notatniku; co jakiś czas migał flesz jej aparatu.
- Świetnie sobie radzi! – powiedziała zdumiona, patrząc, jak Judith z przerażoną miną lata po boisku i – jakimś cudem – odbija tłuczek.
- A skąd to zdziwienie? – spytał ironicznie Fred. – W końcu podobno jest świetnym zawodnikiem – dodał, akcentując słowo „świetny”. – Podobno gra całe wakacje z rodzicami!
- Ach no tak, tak! – Zaśmiała się nerwowo Sophie. Fred, ze znudzenia, wyjął z jej torby gruby zeszyt i pobieżnie go przejrzał. - Twoje artykuły mogłyby być środkiem usypiającym – jęknął, wrzucając z powrotem przedmiot do torby. Ale wtedy jego wzrok przykuł różowy notes z niebieskim jednorożcem. Szybko go wyjął.
- ZOSTAW TO! – wrzasnęła Sophie, ale Fred wyciągnął znalezisko do góry tak, żeby nie mogła go dotknąć - a zważając na fakt, że Gryfonka sięgała mu zaledwie do ramienia, to nie było zbyt trudne.
- I tak nie zgadniesz hasła – mruknęła
- Aperacjum – powiedział leniwie Weasley i stuknął zeszyt różdżką – momentalnie pojawiła się treść. – Naprawdę uważasz, że jestem aż taki głupi? – spytał z rozczarowaniem i zaczął czytać. – „Drogi pamiętniczku, Fred Weasley dzisiaj stanął na korytarzu dwa metry ode mnie i stał tak przez trzy sekundy. Już prawie czułam jego zapach… Zapach skoszonej trawy, morskiej bryzy i męską, intensywną woń…”. „Drogi pamiętniczku, kocham Freda już czwarty rok. Dzisiaj popatrzył się przez trzy i pół sekundy w kierunku,  gdzie siedziałam. Czy on też odwzajemnia moje uczucia?”
Bliźniak oderwał wzrok od tekstu i popatrzył z przerażeniem na dziewczynę, która schowała twarz w rękach, piszcząc „nie, nie, nie”.
- „Sophie Meyers-Weasley”. Czy ty się tak podpisywałaś?! Co robi tutaj mój plan zajęć Z KAŻDEGO ROKU? I MOJE ZDJĘCIA?! Kiedy je zrobiłaś?! – spytał nerwowo, przeglądając się uważnie fotografiom - były robione, kiedy jadł, robił żarty, uczył się, a nawet KIEDY KORZYSTAŁ Z ŁAZIENKI I KIEDY SPAŁ. – Słowo daję, to jest gorsze niż dziennik Toma Riddle’a! – zawołał.
- Tylko się nie wywal, tylko się nie wywal – jęczała do siebie Judith i zamknęła oczy.
- Chyba mnie oszukałaś. – Usłyszała za sobą lodowaty głos Malfoy’a.
- Tylko się nie wywal…
- Widzę, że lubisz spiskować, Rhodes. Jednak przyjaciółkom szlam nie można ufać – wycedził, ale Judith nie zwróciła na niego najmniejszej uwagi. Robiła dziwne slalomy na miotle i kiedy tłuczek – a przynajmniej to, co uważała za tłuczek - leciał w jej kierunku, zamykała oczy i odbijała go na oślep. Tym razem jednak tłuczek wydawał się dziwnie lekki i…
- TY IDIOTKO, TO JEST ZNICZ! – zawołała do niej rozwścieczona Angelina Johnson.
- Zaraz go złapię! – zawołał Potter.
- Nie, ja go złapię! – wrzasnął Malfoy i oboje zaczęli wyścig w kierunku Złotego Znicza.
- Proszę, niech to się już skończy – zachlipała Judith, trzymając się kurczowo miotły. Już jej było wszystko jedno, kto złapie znicz, byleby tylko mogła stanąć na ziemi.
- Rhodes, za tobą! – wrzasnęła Angelina. Dziewczyna odwróciła się, by zauważyć dwa rozszalałe tłuczki pędzące w jej stronę. Wrzasnęła, zamknęła oczy i zaczęła wymachiwać pałką, licząc na to, że zginie chociaż szybko, jednak kiedy po kilku sekundach nic się nie stało, postanowiła otworzyć oczy. Tłuczki - jakimś dziwnym trafem - ominęły ją. Teraz goniły Pottera i Malfoya, którzy ramię w ramię ścigali Złoty Znicz. Koło niej śmignął George.
- Rusz się! – krzyknął do niej i popędził w stronę ścigających. Judith z miną męczennicy zdecydowała się pójść w jego ślady.
- Fred, proszę cię, oddaj to – jęknęła Sophie ze łzami w oczach. – Wszystko ci wytłumaczę!
- Wytłumaczysz? Jak chcesz wytłumaczyć, TO?! – zapytał się z przerażeniem w głosie Fred, pokazując dziewczynie zdjęcie podpisane „Jakby wyglądało dziecko moje i Freddiego”. Dziewczyna dostała chwilowego napadu paniki, ale zaraz powstrzymała emocje. Wpadła na genialny, genialny plan!
- To nie jest naprawdę! To mój artystyczny projekt – oznajmiła, starając się zapanować nad drżeniem głosu.
- Artystyczny projekt, tak? – Fred spojrzał na nią kpiąco.
- Oczywiście! Przecież nikt nie prowadziłby takiego dziennika na serio – powiedziała i zaczęła się histerycznie śmiać.
- Czemu miałbym ci wierzyć?
- No bo… - zająknęła się – gdyby to był prawdziwy dziennik nie nosiłabym go przy sobie!
- W sumie racja – stwierdził Weasley, po czym uśmiechnął się szeroko. – Skoro to projekt artystyczny, dodatkowo tak znakomity, szkoda by było go ukrywać przed światem!
- Nie! – Sophie krzyknęła przerażona, jednak widząc minę Freda zmieniła ton. – To znaczy, on nie jest jeszcze ukończony!
- Och, nic nie szkodzi i tak świat powinien to zobaczyć – powiedział chłopak, po czym rzucił Reducto na pamiętnik i schował go do kieszeni bluzy.
- Czy mogę się jeszcze bardziej upokorzyć w tym roku?! – westchnęła Sophie. 
-Hmm… Niech pomyślę… Nie! – odpowiedział krótko Fred i zajął się oglądaniem meczu.
- Gryfoni mają nową zawodniczkę, słynną, hogwardzką lesbij… Wielbicielkę dziewczyn, pani profesor, proszę się nie denerwować! Judith Rhodes! Radzi sobie całkiem nieźle! – skomentował Lee Jordan. – Angelina… No jak zwykle Angelina zdecydowanie najbardziej rzuca się w oczy… Ach, czy kiedykolwiek się ze mną umówi? Ale co się tutaj dzieje, Harry Potter, najlepszy szukający w Hogwarcie i Malfoy, eee… Szukający Ślizgonów, wyruszyli w wyścig o Złotego Znicza. Cóż za emocje! 
Malfoy próbował złapać Złotego Znicza, ale go ominął; w międzyczasie Harry Potter zdążył go ubiec. Judith wymachiwała swoją pałką do momentu, aż podleciał do niej George Weasley.
- Wiesz, mecz się w sumie skończył – stwierdził.
- Ach, no tak, tylko tak żartuję! – zaśmiała się Judith.
- Chodź, Sophie Meyers-Weasley, pójdziemy im złożyć gratulacje – powiedział Fred, a dziewczyna zaczerwieniła się i bez słowa podążyła za nim. 
Przed szatnią Gryfonów stał rozwścieczony Draco Malfoy.
- Och, proszę, proszę, kogo tutaj mamy? – wycedził. – Rudego debila i szlamę wskakującą wszystkim do łóżka. Świetne połączenie – stwierdził jadowicie.
- Ciekawi mnie, jak to powtórzysz bez zębów? – mruknął Fred i zaczął się zbliżać w kierunku Ślizgona z zaciśniętymi pięściami.  
- Daj spokój, Fred, on chce cię sprowokować – jęknęła gorączkowo Meyers i złapała Gryfona za łokieć, ale czuła, że sytuacja nie zapowiada się dobrze – reszta drużyny właśnie kierowała się w ich stronę.
- Czego chcesz, Malfoy? – zapytał się Harry.
- Nie oglądać już nigdy więcej twojej parszywej mordy – fuknął Draco. – Szkodzisz nią środowisku.
- Brawo, jaka sprytna obelga! – Klasnęła w dłonie Angelina.
- Chociaż raz zdobył się na coś więcej niż rzucanie szlamami, powinniśmy być z niego dumni – zakpił George.
- Powinieneś być dumny ze swojej matki, opanowała sztukę rozmnażania prosto od królików – warknął Draco.
- Lepiej się zamknij – syknął rozwścieczony tą uwagą George.
- A co mi zrobisz? Zawołasz ojca, żeby zbił mnie mugolskim artefaktem? – Zaśmiał się blondyn.
- Malfoy, lepiej idź stąd – szepnęła Judith, łapiąc chłopaka za rękę.
- Zostaw mnie w spokoju! – Wyszarpał się Draco.
- Czemu w ogóle bronisz tego obślizgłego węża? – powiedział z oburzeniem Potter. Dziewczynie zrobiło się głupio, złapała Sophie za szatę i odeszły od całego zbiorowiska.
- Co za frajer z tego Malfoya! – Wkurzyła się Meyers, patrząc z daleka na wymianę zdań.
- Po prostu sobie nie radzi z przegraną – próbowała go usprawiedliwić Judith, jednak w tym momencie na chłopaka rzucił się George i Harry - Fred był trzymany przez Angelinę.
- Może powinnyśmy tam wrócić? – spytała Sophie.
- Nie – odpowiedziała stanowczo Judith. – Poza tym nie masz dzisiaj szlabanu?
- Umbridge! – zawołała nagle Sophie i zaczęła biec.
- Przepraszam za spóźnienie, pani profesor – mruknęła Meyers, wchodząc zdyszana do gabinetu Dolores.
- Ach, nic się nie stało – uśmiechnęła się Umbridge. – Chyba napisałaś jednak to zdanie wystarczająco dużo razy – powiedziała, patrząc na jej rękę. Sophie szybko schowała nadgarstek w rękawie szaty. – Ale może napijemy się herbaty i porozmawiamy jak prawdziwe kobiety?
Meyers głośno przełknęła ślinę, ale usiadła na miejscu naprzeciwko Umbridge. Ta odwróciła się do niej plecami i zaczęła szykować dwie filiżanki – po chwili wlała do nich wrzątek. Sophie mogła przysiąc, że do jednego z naczyń dodała czegoś jeszcze.
- Proszę! – Uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Dziękuję – mruknęła Sophie. Popatrzyła na płyn – wyglądał normalnie, pachniał jak herbata… Ale przypomniała sobie przez chwilę Snape’a, który w jej wizji miał zadziwiająco dużą głowę i mały tułów – mówił coś w stylu bla bla bla, Veritaserum, bla bla, bezwonne, bla bla wszystkie sekrety.
- Och, chyba pani kotu coś się stało – bąknęła, a Umbridge aż zeskoczyła z miejsca i podbiegła do grubego, białego persa. Sophie szybko wylała płyn na dywan.
- Wydawało mi się! – zaśmiała się, po czym udała, że siorbie herbatę. – Przepyszna!
- Ach tak, to teraz możemy zacząć rozmawiać! – powiedziała serdecznie Umbridge.
Judith w końcu zdecydowała się wrócić do Pokoju Wspólnego. Jak tylko walczący ze sobą chłopacy zostali rozdzieleni przez Snape’a, który wyglądał jakby chciał rzucić Avadą, ewentualnie pięcioma Avadami, stwierdziła, że należy się gdzieś schować. Kilka godzin spędziła w Pokoju Życzeń, wymyślając coraz to nowe koty.
- Gdzie byłaś? – kiedy tylko pojawiła się na wieży Gryffindoru, obskoczyła ją Lavender.
- Myślę, że to nie twoja sprawa – odpowiedziała jej ze spokojem. Wzięła Puszka z fotela i z kotem na rękach weszła na schody prowadzące do dormitoriów dziewczyn.
- Judith, poczekaj! – zawołała za nią Angelina. Cała drużyna Quidditcha siedziała przy kominku i zażarcie o czymś dyskutowali.
- Przepraszam, naprawdę nie chciałam odbić w ciebie tłuczka – powiedziała Rhodes, tuląc do siebie kota.
- Nie o to chodzi – mruknęła Johnson, rozcierając obolałe ramię. – Weasleyowie i Potter odpali z drużyny, wchodzisz jako pałkarz.
- Co? – Rhodes zrobiła wielkie oczy. – Przecież byłam fatalna! A co z Kirke lub Sloperem?!
- A jak myślisz, do cholery?! – wydarł się Potter. – Gdyby tu byli, nie musiałabyś dzisiaj z nami grać!
- Ktoś tu nie panuje nad złością – mruknęła Judith do kota.
- Wyjechali na wymianę studencką do Japonii – wyjaśniła spokojnie Ginny.
- Mamy wymiany studenckie? – zdziwiła się Rhodes.
- Od zawsze – oznajmiła Angelina, robiąc minę do George’a mówiącą „głupszej dziewczyny w życiu nie widziałam”.
- Dobrze, panno Meyers, to może opowie mi pani swojej relacji z panną Rhodes! – powiedziała Umbridge, świdrując dziewczynę wzrokiem.
- Ach tak, to moja dziewczyna. Chodzimy razem ze sobą już od drugiego roku, ale postanowiłyśmy się ujawnić dopiero teraz – wypaplała Sophie.
- Ach tak… - mruknęła Umbridge. – A może opowie mi pani coś o Gryffindorze?
- No… Należę do tego Domu…
- O panu Potterze?
- Straszne są te jego oprawki! Zaokrąglają mu twarz!
- O planach pana Pottera…
- Chyba planuje przespać się z Cho Chang, ale szczerze, tak między nami, chyba nie ma na to zbyt dużych szans.
- Świetnie! – odparła nienaturalnie piskliwym głosem Umbridge. Ta dziewczyna była idiotką, nic nie wiedziała, a ona zmarnowała kilka kropli cennego eliksiru właśnie na nią. Nagle rozmowę przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę! – warknęła Dolores.
W drzwiach stał Severus Snape. Wymamrotał coś pod nosem, co miało być zapewne powitaniem, po czym powiedział:
- Na meczu Quidditcha trójka Gryfonów zaatakowała członka mojego Domu. Mam nadzieję, że poniosą odpowiednie konsekwencje.
- Możesz iść – powiedziała Umbridge do Sophie, a ta pokiwała głową i szybko wyszła z gabinetu. Pewnie stracą ze sto punktów – pomyślała z przekąsem.
Sophie przypomniała sobie o kolejnym niezbyt przyjemnym obowiązku – spotkaniu redakcji „Nowin Hogwatu”. Z miną cierpiętnicy weszła do sali na drugim piętrze. Susan Bones właśnie przedstawiała swój artykuł o szydełkowaniu. Następna miała być Luna, która miała zamiar opowiedzieć o skrytołykach – małych stworkach, które były w soku dyniowym i mogły doprowadzić do śmiertelnego zatrucia. Sophie usiadła w ostatniej ławce i miała zamiar uciąć sobie drzemkę, aż…
- Czy to tutaj jest spotkanie „Nowin Hogwatu”? – Usłyszała znajomy głos i jednym okiem popatrzyła na przybysza – był nim Lee Jordan.
- Yyy… Tak – odparła Susan Bones, czerwieniąc się.
- Świetnie! – Klasnął w ręce Jordan i usiadł w ostatniej ławce koło Sophie.
- Co ty tutaj robisz? – spytała ze zdziwieniem Sophie. W gronie takich skończonych frajerów obecność takiej osoby jak Lee Jordan była czymś niecodziennym.
- Ach, mały ptaszek mi powiedział, że wasza redakcja nie radzi sobie zbyt dobrze. Czas na małe rewolucje! – odparł, rozsiadając się na krześle.
- Wreszcie ci idioci mają to, na co zasłużyli! – krzyknął Malfoy w Pokoju Wspólnym Slytherinu.
- Pokazałeś im, Draco! – przytaknęła z uwielbieniem Pansy. – Przy okazji, Umbridge ma do nas jakąś sprawę. Chce założyć Brygadę Inkwizycyjną. Co o tym myślicie? – spytała chłopaków.
- Wszystko, co może doprowadzić Gryffindor, do bycia w jeszcze większej dupie, mnie interesuje – odparł Draco i oboje z Pansy popatrzyli wyczekująco na Blaise’a.
- Nie. A jakbyście pytali jeszcze raz – nie. A i jakby mi się nudziło, to nadal wolę patrzeć na sufit – odpowiedział dziwnie zadowolony z siebie Zabini.
- Masz coś białego na szacie – mruknął zdegustowany Malfoy.
- Gdybyś był mężczyzną, wiedziałbyś co to za substancja – odpowiedział obojętnie Ślizgon.
- Stop, stop, stop! – krzyknął nagle Lee, zrywając się z miejsca. Sophie, przebudzona z głębokiej drzemki, poderwała głowę z biurka. Odkleiła z twarzy kartkę i spojrzała na chłopaka z wyrzutem.
- Co ci odpierdala? – syknęła do niego.
- Jesteście porażką – powiedział. – Moglibyście być drugim „Prorokiem Codziennym”, ale wam się nie chce!
- Czemu tak uważasz, Lee? – zapytała się Luna swoim sennym głosem. – Nasza gazeta jest lepsza od „Proroka”.
- Wcale nie jest lepsza – fuknęła Sophie.
- Chociaż jedna ma dobry gust – pochwalił Jordan. – I przy okazji można cię wykorzystać.
- Mnie? Niby jak? – Zdziwiła się blondynka.
- Jako mniejszość w Hogwarcie powinnaś być jego głosem – oświadczył Lee z pasją w głosie – jak ptak rozwinąć swe pisarskie skrzydła i nieść wieści, o których inni boją się mówić!
- Wiesz, że to nie wiec wyborczy? – wtrąciła się Susan.
- Tak, to oficjalne – oznajmiła Angelina, wracając do Pokoju Wspólnego – zostaliście wywaleni z zespołu, chłopcy.
- Ale ja nie mogę być pałkarzem! – zawołała Judith.
- A ty dalej o tym? – mruknęła znudzona Ginny.
- Judith, uważam, że powinnaś to przemyśleć, chyba że chcesz wrócić do swojej szafy – powiedział grobowym tonem Fred.
- Ostatnio naprawdę się zmieniłeś, Forge – stwierdził jego brat z udawanym strachem.
- No… No dobrze! – wyjąkała wreszcie Judith, snując wizję o tym, jak Malfoy zaczyna znowu pałać do niej nienawiścią.
- Nie martw się… Ja też jestem kiepski w te klocki! – powiedział współczująco Ron, kładąc jej rękę na ramieniu.
- Fuj, facet! – zawołała teatralnie Judith.
- Dobra, napiszę ten artykuł. O byciu lesbijką – mruknęła Sophie do Jordana, kiedy właśnie wspólnie wracali do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Udała się do dormitorium i usiadła na łóżku z magicznym piórem i pergaminem. „Przeżycia lesbijki w Hogwarcie” – nakreśliła. Nie, to brzmiało zbyt głupio…. „Jak zakochałam się w swojej przyjaciółce” – lepiej, oceniła.
- Co robisz? – zawołała prawie wesoło Judith.
- Skąd ten dobry humor po dzisiejszym, jakże fatalnym dniu? – spytała Sophie.
- A nie wiem. Zostałam członkiem Quidditcha i może doczekam się wreszcie śmierci.
- Co?! To super! Ale… Jakim cudem?
- Wywalili bliźniaków i Pottera za tę bójkę.
- O matko… Biedny Fred – jęknęła.
- No tak, zapomniałam, że tylko on uczy się w Hogwarcie. Ale, ale dzisiaj chyba kręciliście na meczu! – Pogroziła jej palcem Judith. - Ja już nie mam szans u Malfoya – dodała, gładząc kota. Kot był dobry na wszelką chandrę!
- Och, mam wielkie szanse. Znalazł mój dziennik, w którym opisywałam, jak go kocham! Opisałam tam nawet nasz ślub! – zaczęła histeryzować Sophie.
- Yyy… Udam, że nie słyszałam treści… - powiedziała Judith, przypominając sobie o swoim pamiętniczku, gdzie narysowała siebie w gotyckiej sukni ślubnej i nagiego Malfoya. – Ale kto nosi takie rzeczy w torebce?!
- Tak było najbezpieczniej! Nie chciałam, żeby ta durna Lavender na to trafiła albo nawet ty, często ktoś mi tutaj grzebie w rzeczach. A teraz… Jestem skończona i muszę czekać na to, co on z tym zrobi! – prawie zawyła. – A i przy okazji piszę artykuł o naszej lesbijskiej miłości – dodała tak cicho, żeby Rhodes, zajęta kotem, nie mogła jej usłyszeć.
- Dziń dobry, kochani uczniowie! Dzisiaj pooglądamy testrale! – powiedział Hagrid. – Nie każdy z was bidzie mógł je zobiaczyć! Opowim wam o tym – dodał dobrodusznie, po czym zawołał - No, to w drogę!
Judith i Sophie popatrzyły na siebie niewyraźnie. Minął je Draco Malfoy z pokazowym siniakiem pod okiem i popatrzył wrogo w ich kierunku.
- Świetnie, zaraz nas zabije. Wtedy przynajmniej wszyscy zobaczą testrale – skomentowała Judith.
- Nie zabije cię, mam pomysł – szepnęła do niej dziewczyna.
- No tak, twoje pomysły są zawsze znakomite – burknęła Rhodes.
- Testrale to pinkne stworzenia! Przynajmniej tak mówią – powiedział Hagrid, drapiąc się po brodzie. – W ksinżkach piszo, że to życzliwe i dobre stworzenia.
- Nie wiedziałem, że Hagrid umie czytać – zaśmiał się głośno Malfoy, a za nim zaczęli rechotać Crabble i Goyle.
- Uroczy z niego chłopak, aż się dziwię, że sama się w nim nie zakochałam  - stwierdziła Sophie z przekąsem.
- Serce nie sług.  – Wzruszyła ramionami Judith. Chodziła w kółko, machając rękoma, by wyczuć jakiegoś testrala.
- Och, zostaw te testrale w spokoju. Pewnie śmierdzą, jak każde konie – powiedziała Sophie z obrzydzeniem, a po chwili jeden z niewidzialnych testrali ugryzł ją w ramie. – Auuu, co to za zwierzęta, do cholery?!
- Tu mamy przikład, że testrale nie lubio, jak się je obrazia – oznajmił wszystkim Hagrid, pokazując na Sophie. Próbował nieudolnie naśladować ton głosu McGonagall.
- No dobra, skoro już ucierpiałaś, to możesz mi opowiedzieć o swoim superekstrazajebistym planie, przez który pewnie zostanę zabita – powiedziała dramatycznie Judith.
- Nie przesadzaj, jest naprawdę dobry – rzekła podekscytowana Sophie – musisz tylko iść do Draco i mu powiedzieć, że specjalnie się podstawiłaś, by grać w drużynie, by przegrywać wszystkie mecze.
- Cudowny plan, ale powiedz mi – czemu chciałabym, by mój Dom przegrał? – zapytała się Rhodes i ucieszyła się, widząc, że przyjaciółka nie wie co powiedzieć.
- Bo… bo – zająknęła się, po czym powiedziała w ekspresowym tempie – zawsze chciałaś być w Slytherinie, ale Tiara zrobiła ci na złość!
- NA MERLINA, skąd ty to wszystko bierzesz?! Powinni wymyślić dla ciebie nowy Dom. Dom Psychopatów! – stwierdziła Judith i odeszła, ale w duchu stwierdziła, że to właśnie powie Malfoyowi na następnych zajęciach.
Sophie usiadła w Pokoju Wspólnym w celu dokończenia swojego artykułu. Zastanawiała się, jak daleko powinna pójść w opisach erotycznych – w zasadzie nie miała żadnego doświadczenia seksualnego, no ale cóż, romanse jej matki, gazetki ojca… Nagle jej infantylne przemyślenia przerwał huk zeszytu spadającego na stolik. Uniosła nieprzytomnie wzrok.
- Zwracam własność – powiedział Fred Weasley, nonszalancko opierając się o mebel. Zaczął oglądać paznokcie swojej lewej dłoni, żeby wydawało się, że wcale nie czeka na jej reakcję.
- A… Nie opublikujesz tego? – spytała nieśmiało.
- Znasz się na żartach?
- Dzięki – wymamrotała. – Myślałam, że jesteś zły… - dodała, specjalnie starając się zrobić minę słodkiej idiotki – zamiast tego wyglądała raczej jak niedorozwinięta sowa.
- Jestem zły, bo mnie wyjebali z drużyny! – zawołał prawie wesoło Fred. – Ale na ciebie… W sumie to nigdy nie spotkałem kogoś tak chorego, psychopatycznego i nienormalnego – powiedział z dziwną ekscytacją w głosie. – Z reguły nie umawiam się na randki – stwierdził i w myślach spytał się siebie, czy macanie się na błoniach z połową Hogwartu można byłoby uznać za randki? -  ale w tym przypadku boję się, że niedługo znajdę cię w swojej szafie!
- Ja… Ja… Ja… - zaczęła mówić Sophie.
- Jutro o 19. Proszę, tylko nie wymyślaj imiona dla naszych dzieci! – rzucił na odchodne Fred.
Judith smętnie przechadzała się po korytarzu. Draco Malfoy – och, miłość jej życia – znowu kompletnie ją ignorował. Zastanawiała się, gdzie może utopić swoje smutki, aż nagle poczuła, że na kogoś wpada – ten ktoś okazał się wybawieniem jej sytuacji.
- Uważaj, jak chodzisz! – burknął Blaise Zabini, a widząc jej nieszczęśliwą minę, na chwilę się zatrzymał:
- Co, Malfoy znowu cię ignoruje? – wypaplał.
- Co, przecież ja jestem…
- Och, proszę cię. Nie ucz Merlina czarów – powiedział pogardliwie. – Ale są szanse, że zwróci na ciebie uwagę.
- Jakie? – spytała żałośnie Judith, ignorując dziwność, nonsensowność i niemożliwość tej sytuacji.
- Ja się już tym zajmę! – powiedział Zabini i zmysłowo poprawił kołnierz swojej szaty. Nienawidził Gryfonów, nienawidził szlam i nie przepadał za kobietami. Ale najbardziej na świecie nienawidził mopsowatej twarzy Pansy Parkinson – a to zniszczyłoby ją kompletnie.
- Co planujesz? – zapytała się głupkowato.
- Dowiesz się w swoim czasie – zaśmiał się dziko, co upodobniło go do goblina.
- Nie uwierzysz, co się stało! – zawołała uradowana Sophie, kiedy tylko do dormitorium weszła Judith. Meyers wcześniej namówiła Lavender i Parvati, aby nie wchodziły do pomieszczenia, ponieważ „musi mieć chwilę na sam na sam ze swoim lukrowanym misiem”.
- Zdałaś sobie w końcu sprawę, że w tym roku mamy SUMy? – zapytała się z przekąsem dziewczyna i usiadła na łóżku. Od razu wzięła kota na ręce i położyła go sobie na twarz.
- Co? Jakie SUMy?! Kto by się przejmował takimi bzdetami?! – krzyknęła Sophie, zrzucając kota z przyjaciółki.
- Hermiona? Ja? Wszyscy? – wyliczała brunetka.
- Ty i te twoje przyziemne sprawy. Nie udawaj, że nagle najlepsza z ciebie uczennica – Sophie przewróciła oczami. – Szczególnie, kiedy musisz się zająć tak ważnymi sprawami jak pomoc w wyborze szaty na randkę!
- Idziemy na randkę? – dziewczyna spytała się niezbyt mądrze.
- Nie my, ale JA. I to z Fredem!
- Jak ci się to udało? Przecież miał cię za maniakalną wariatkę.
- No cóż, nie każdy się mi może oprzeć – stwierdziła dziewczyna, wdzięcząc się przed lustrem.
- Czemu się mi przyglądasz? Postanowiłeś się ze mną umówić? - Uśmiechnął się zalotnie Draco do Zabiniego.
- Nie, tylko się nad czymś zastanawiam – powiedział skwapliwie Blaise – tylko że to chyba jednak niewykonalne.
- Dla mnie? Niewykonalne? – prychnął blondyn. – Jestem świetny WE WSZYSTKIM! Mógłbym zatrząsnąć twoim światem, gdybym tylko chciał.
- Prawiczków nie tykam – skwitował Zabini, na co Malfoy zrobił urażoną minę. – Ale nie chodzi mi o mnie. Bardziej o kogoś innego, z tej samej ligi co ja.
- Też myślę, że Goyle jest gejem – szepnął konspiracyjnie Draco. – Jednak całkowicie nie w moim typie.
- Kurwa mać! – wybuchł mocno już poirytowany Zabini. Spod szaty wyciągnął piersiówkę, z której mocno pociągnął. – Chodzi mi o…. – Z trudem przypomniał sobie imię dziewczyny - Judith! Tę lesbę! Myślę, że w życiu jej nie wyrwiesz!
- Co?! Ja kogoś nie wyrwę? Ja nie wyrwę? – zaczął pytać Draco, podskakując przy tym w miejscu jak oszołom. – Blaise, ty chory pojebie, JA WYRWĘ KAŻDEGO. NAWET GRYFONKĘ. Jutro przyniosę ci jej majtki w zębach! Na czworakach!
Blaise, wyobrażając sobie takową sytuację, szybko okrył szatą dolne rejony swojego ciała.
- Jak myślisz? Zielona, niebieska, czerwona? – Sophie zaczęła przystawiać różne materiały do twarzy.
- Worek na łeb i będzie cacy – powiedziała Judith, po czym oberwała zeszytem. - Ooo, z jednorożcem – stwierdziła z zachwytem w głosie i otworzyła go.
- I tak nie zgadniesz…
- Aperacjum! – powiedziała śpiewnie Judith i stuknęła zeszyt.
- CHOLERA, DRUGA OSOBA! Oddawaj to!
- „Fred dzisiaj powiedział, że lubi zielony. Co prawda powiedział to do tej głupiej, brzydkiej Angeliny, ale na pewno miał na myśli to, że moje oczy są zielone. Później stwierdził, że zjadłby kurczaka. Ja też uwielbiam kurczaki, mamy ze sobą tyle wspólnego! – zaczęła czytać prześmiewczym głosem Judith. – On po tym chce się z tobą umówić! Ale jaja! – zaśmiała się, uderzając się w kolano.
- Zginiesz!!! – wrzasnęła Sophie i zaczęła gonić Rhodes po całym pokoju, a ta uciekała, próbując się ochronić przed swoją wściekłą, udawaną dziewczyną różnymi przedmiotami. Wreszcie Sophie dopadła ją i usiadła na niej okrakiem.
- I co teraz? I co teraz? – zaczęła się pytać chytrze.
Właśnie wtedy drzwi otworzyły się i do pokoju weszła Hermiona Granger, która upuściła w tym samym momencie trzy tomy „Historii Hogwartu.
- Mogłybyście robić to chociaż w Pokoju Życzeń! Albo w łazience prefektów! – zawołała żałośnie.
- Forge, nie wiem czy to mądry pomysł umawiać się z dziewczyną, która prowadzi na tobie aktywny stalking od pięciu lat – powiedział George, udając zatroskanego. W trójkę – on, jego brat oraz Lee Jordan – zmierzali nocą w kierunku kuchni, jak to mieli w zwyczaju.
- Doceniam wysiłki! Komu by się chciało tworzyć sto stron tekstu na mój temat… No pomijając faktu, że jestem wspaniały – dodał nieskromnie i otworzył „Nowiny Hogwartu”.
- To artykuł napisany pod moim patronatem – powiedział dumnie Lee Jordan, patrząc na artykuł „Jak zakochałam się w swojej przyjaciółce”. – Ale zaraz, zaraz… Czemu umawiasz się z lesbijką?
- Och, płeć, rasa, orientacja…  Czy to człowiek, czy nie… Jakie to ma znaczenie! – Machnął ręką Fred i zaczął czytać.
Nagle drogę zagrodziła im Pansy Parkinson.
- Co tutaj robicie o tej porze, gryfońskie śmiecie? – spytała słodkim głosem.
- Och, ciebie też miło widzieć. – Przewrócił oczami Fred. – Ale trzech na jedną… Przesuń się po prostu, Parkinson, nie mamy znowu ochoty tykać ślizgońskiego bagna, bo wiesz… Nie chce się ubrudzić – powiedział, obnażając przy tym zęby.
- Należę teraz do Brygady i… Pokaż to! – Wyrwała mu brutalnie gazetę z rąk.
- Co to za obrzydliwy tekst?! – wrzasnęła zdegustowana. – Odejmuję wam po 5 punktów i minus 50 za artykuł.
- Nie możesz odejmować nam punktów, mopsie – zauważył George, po czym wyciągnął coś z szaty. – Ale może chcesz się pobawić gumową piłeczką? Patrz, piszczy!
- Bombarda. – Pansy rzuciła zaklęcie, a piłeczka wybuchła. – Za to kolejne minus pięć. Zostałam upoważniona przez profesor Umbridge do karania innych uczniów, aby z naszej szkoły nie zrobić burdelu – odpowiedziała dumnie, wypinając pierś, do której miała przypiętą oznakę w kształcie litery I.
- Taaa, jasne! – Lee przewrócił oczami. – Na pewno Dumbledore się na to zgodzi.
- Durni gryfoni, wy nic nigdy nie wiecie – zaśmiała się pogardliwie Pansy. – Dumbledore już nie jest dyrektorem.
- Powtórzymy jeszcze raz wszystko po kolei – mruknęła Sophie. – Sukienkę zakładam fioletową, ładnie podbije mój kolor oczu, do tego lekki makijaż, żeby nie uważał mnie za lampucerę. Myślisz, że powinnam zakładać majtki?
- Tak, do jasnej cholery! – warknęła Judith spod sterty rzeczy.
- A jeśli dojdzie coś do czego? Nie mam żadnej koronkowej bielizny! – zawyła Meyers. – Może spróbuje coś przetransmutować, co?
- Świetny pomysł, najlepiej sobie przetransmutuj mózg – jęknęła brunetka, zrzucając ze swojego łóżka kosmetyczkę tak wielką, że można by było wymalować nią cały Hogwart.
- Dziewczyny, skończyłyście już? – zza drzwi dało się usłyszeć dziki chichot Lavender.
- Chciałybyśmy już iść spać – tym razem odezwała się Parvati zmęczonym głosem.
- Nie tylko wy – mruknęła Rhodes, kładąc się twarzą do dołu na łóżku.
- Wchodźcie, wchodźcie! Pomożecie mi! – zawołała radośnie Sophie. Z Judith w sprawie ubrań nie było żadnego pożytku. Gdyby szaty mogły mieć różne wzory – jej byłyby w koty. – Pomożecie mi wybrać strój na randkę… - przerwała, przypominając sobie, że udaje lesbijkę – z Judith, oczywiście! Mamy rocznicę!
- Jakie to słodkie! – pisnęła Lavender, podskakując w miejscu. – Ile już jesteście ze sobą?
- Trzy miesiące.
- Dwa lata – odpowiedziały w tym samym czasie.
Sophie zaśmiała się nerwowo, widząc zdziwione miny współlokatorek i szybko dodała:
- Bo te trzy lata minęły jak dwa miesiące!
Wtorek – jak zwykle – rozpoczynały eliksiry. Od pamiętnego napadu Severus Snape obracał się niczym Alastor Moody kilka razy wokół własnej osi, zanim zasiadał na zwyczajowym miejscu. Niestety, Dumbledore nie potraktował poważnie jego życzenia, żeby torturować wszystkich uczniów w celu znalezienia sprawcy. 
- Dzisiaj przygotujemy Szkiele-Wzro. Składniki są na tablicy. Spróbujcie nie umrzeć podczas warzenia tego eliksiru – tak, mówię do ciebie, Longbottom – powiedział monotonnym głosem nauczyciel.
- Judith, muszę ci coś powiedzieć – szepnął konspiracyjnie Draco do Rhodes i położył rękę na jej dłoni.
- Ta, co? – mruknęła dziewczyna, po czym strzepała jego dłoń i zabrała się do krojenia korzonków.
- Ja… Poczułem coś do ciebie – zaczął mówić nienaturalnym dla siebie głosem Malfoy. – Wiem, że pochodzimy z wrogich domów i wolisz kobiety, ale może dałabyś mi szansę? Pójdziesz ze mną dzisiaj do Hosmegdae? Spróbuj chociaż! – zawołał egzaltowanie. 
Rhodes popatrzyła na niego podejrzliwie.
Tymczasem Pansy Parkinson siedziała koło Sophii, zadowolona z siebie jeszcze bardziej niż zwykle i machała Gryfonce tuż przed twarzą artykułem z „Nowin Hogwartu”.
- Przeczytać ci to, Parkinson? Bo pewnie sama nie umiesz, prawda? – spytała Meyers.
Pansy fuknęła z irytacją, po czym powiedziała zjadliwie:
- Nie podskakuj, szlamo. Mam zamiar to pokazać Umbridge. Ciekawe jak wtedy zaśpiewasz.
- Zabini, nie pij alkoholu podczas mojej lekcji – powiedział obojętnie Snape.
- Staram się, panie profesorze! – odpowiedział Ślizgon, patrząc z obrzydzeniem na Goyle’a, który próbował posiekać korzonki zębami.
Nagle – zupełnie niespodziewanie – stłukła się szyba. Snape poderwał się jak porażony piorunem.
- Kto coś znowu zrobił?! KTO?! – wrzasnął i zrobił się czerwony na twarzy.
- E… Panie profesorze, to wpadło z zewnątrz… Jakiś dziwny, biały stwór… - powiedział Zabini.
- Co ty za nonsensy opowiadasz, Blaise? Może przestaniesz pić na mojej lekcji, to nie będziesz widzieć białych stworów i innych myszek! – Wkurzył się nie na żarty mistrz eliksirów i zaczął przechadzać się po lochu z miną bazyliszka w poszukiwaniu winowajcy. Zatrzymał się przy ławce Harry'ego.
        - To na pewno twoja sprawka, Potter! - zawołał oskarżycielsko.
        - Niestety, jeszcze nie posiadłem umiejętności przebywania w dwóch miejscach jednocześnie... Panie profesorze - odparł spokojnie Harry i Snape już nosił się z zamiarem odjęcia mu punktów, aż drzwi do lochów nagle otworzyły się i wpadł przez nie zdyszany Hagrid.
- Przepriszam, ale zgubiłam ratfala! – wydyszał. - Cholibka! Tutaj jesteś, Mimi! Chodź, nie przeszkidzaj profesorowi w lekcji! – dodał.
- Piłeś zamiast soku dyniowego Ognistą Whisky do śniadania, Rubeusie? – spytał mistrz eliksirów i wpatrywał się, jak Hagrid bierze niewidzialne coś na ręce. – Tam nic nie ma! Trzymasz powietrze!
- Ja już pijdę… - odparł wymijająco nauczyciel opieki nad magicznymi stworzeniami.
- Nie wyjdziesz tak po prostu z mojej sali! Zakłócasz zajęcia, lekceważysz mnie i wymyślasz jakieś… Jakieś niewidzialne stwory! Czy ja ci wyglądam na idiotę, Hagrid?! Czy pomyliłeś mnie może ze swoim bratem trollem?! – Snape prawie już wyszedł z siebie.
- Ratfale to stwiry, który nie każdy widzi, Severusie. Tylko ludzie, którzy… Przyszli inicjację seksualnią... - wyjaśnił szybko Hagrid, po czym uciekł z sali.
Wszyscy spojrzeli się dziwnie na profesora, który zaczerwienił się na twarzy. I to chyba po raz pierwszy odkąd James Potter zawiesił go za nogi na drzewie, i naśmiewał się z jego slipek w smoki.
- Cisza! Minus 100 punktów dla każdego! – wrzasnął profesor. – Macie uwarzyć eliksir i zostawić go na biurku. Macie godzinę! – dodał rozwścieczony, po czym zawinął się w swoją czarną pelerynę i wyleciał przez okno.
Wszyscy siedzieli zdezorientowani - Gryfoni patrzyli po sobie niepewnie, nie wiedząc, czy powinni wybuchnąć śmiechem, a Ślizgoni z zażenowania wbili spojrzenia w swoje ławki. 
- To było bardzo dziwne – stwierdziła Judith.
- Dziwny to był ten stwór – zachichotał nerwowo Draco. – Nigdy nie widziałem takiego zielonego gada!
- Draco, ale to nie był gad – powiedział spokojnie Zabini. – Przypominał raczej małą, puchatą kulkę - białą kulkę - wyjaśnił Blaise. 


W kolejnym rozdziale:
CZY TO JEST MOŻLIWE, ABY SNAPE BYŁ PRAWICZKIEM? 
CZY DOJDZIE DO RANDKI SOPHII?
CZY DRACO WYRWIE JUDITH?
ILE UMBRIDGE MA KOTÓW?
CZY WY WIDZICIE RATFALE?
Na te i na wiele innych pytań znajdziecie odpowiedzi już za tydzień!



cat animated GIF  
(http://giphy.com/gifs/cat-trippy-led-12a5NkBNRYBSqA)

10 komentarzy:

  1. "Zabini, nie pij alkoholu podczas mojej lekcji – powiedział obojętnie Snape.
    - Staram się, panie profesorze! – odpowiedział Ślizgon, patrząc z obrzydzeniem na Goyle’a, który próbował posiekać korzonki zębami." - ten fragment zapamiętam do końca życia.
    W momencie, kiedy Judith i Sophie powiedziały "Trzy miesiące" i "Dwa lata", to potem jest "Bo te trzy lata minęły jak dwa miesiące" a powinno być "Bo te dwa lata przeminęły jak trzy miesiące".
    1. No skoro nie widział ratfala, to całkiem prawdopodobne. Jak widać, Draco też nie widział xD
    2. Coś mi się zdaje, że ta randka to jakiś podstęp.
    3. Znając życie, Judith w pierwszej chwili da się omotać, ale pewnie się zorientuje.
    4. Na tych talerzach to ich sporo było. Pamiętam jeszcze wzrok Snape'a, gdy Umbridge przerwała Dumbledore'owi. To było coś takiego, jakby krzyczał "Zabierzcie mnie stąd!" albo "Oszeszcurwa! Ten róż mnie pochłania! Help! HELP!".
    5. Nie, nie widzę i patrząc na mój wiek, to bardzo dobrze, że nie widzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS Dziękuję za Die Antwoord <3

      Usuń
    2. Witam!
      Wypowiedź Sophie została specjalnie tak napisana - dziewczyna denerwowała się, nie ustaliła nic wcześniej z przyjaciółką, spontan na całego i gadała głupoty.
      Wiesz... chyba żaden mugol nie widzi ratfali. Zatem wysuwa się inne pytanie - jak wygląda inicjacja seksualna czarodziejów?! Chyba jednak wolimy, by odpowiedź na te pytanie nie wyciekła do naszego świata!
      Pozdrawiam
      Boom Boom

      Usuń
    3. A to chyba że, nawet rozważałam opcję, że dziewczę gadało głupoty po prostu.
      Ja nie jestem mugolem! Jestem czarodziejem! AVADA KEDAVRA!!! *strzela w pająka*
      A co do inicjacji seksualnej czarodziejów... od Snape'a się na pewno nie dowiemy <3

      Usuń
  2. Wspaniały! Najlepszy Potter'owski fanfik :) czekam na kolejne rozdziały!

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Blaise! Nieźle wciąga ta wasza opowiastka, czekam na więcej i idę polecać.


    OdpowiedzUsuń
  4. Kochane autoreczki!
    Serdecznie dziękuję za umilenie czasu spędzonego na oczekiwaniu na autobus. :)
    W nazwisku Angeliny wkradł wam się (jak sądzę) mały błąd/literówka, zmieniająca nazwisko Angeliny z Johnson na JOHANSON. :D I mam takie małe pytanie, bo polonistką nie jestem, a nie wiem czy mój zarzut/uwaga ma w ogóle rację bytu, a mianowicie, w zdani " zapytał się z przerażeniem w głosie Fred" jakoś gryzie mi się to "się". Bo odniosłam wrażenie jakby Fred zapytał sam siebie. Ale może to ja się nie znam i tak miało być. Wiem, że jeszcze gdzieś brakowało jednego słowa, ale nie mogę teraz tego znaleźć.

    W każdym razie, Blaise staje się powoli moją ulubioną postacią w tym opowiadaniu. I to jego postanowienie o porzuceniu stanu trzeźwości naprawdę mnie urzekuo. Więcej Blaise'a!

    Tak trzymać, dziewczyny!

    PS. Dzięki za Ugly Boy. <3


    Anta Mercure

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chce tutaj przeprowadzać nieudolnego wykładu z gramatyki polskiej, ale wyraz „się” jest nie tylko zaimkiem zwrotnym – może także tworzyć czasownik i tak jest w wypadku zwrotów typu „pytać się” albo „prosić się”. Nie jest to błąd, ale nie dziwię się, że może komuś zgrzytać – to „się” jest tam, żeby wzmocnić wypowiedź i nadać jej takiego bardziej emocjonalnego wydźwięku, według mnie lepiej brzmi „spytał się z przerażeniem” niż „spytał z przerażeniem” w tym akurat kontekście; jednak żadnej ważnej funkcji nie pełni.
      Za błędne nazwisko przepraszamy. Brakującego wyrazu niestety nie znalazłam, ale dziękujemy bardzo za zauważenie tego, w następnych częściach postaramy się zlikwidować wszystkie niedociągnięcia.
      A przede wszystkim - dziękujemy za długi i konstruktywny komentarz! Liczymy, że pozostałe rozdziały także przypadną Ci do gustu, a Blaise’a będzie coraz więcej i więcej – w zasadzie to tylko na początku jest postacią z dalszego planu, później myślę, że z powodzeniem można określić go jako jednego z głównych bohaterów.

      Pozdrawiamy
      Rich B.

      Usuń
  5. O, nie wiedzialam tego. Więc serdecznie dziękuję za wyjaśnienie, milo z waszej strony.
    No i usmiecham sie na samą myśl o wiekszej ilości Zabiniego. Nadałyście mu naprawdę interesujący charakter. :)

    Anta Mercure

    OdpowiedzUsuń
  6. Cały rozdział mi się podobał, choć dopiero od połowy byłem naprawdę, ale to naprawdę zadowolony. Oczywiście nie twierdzę, że początek był nudny. Po prostu dalsza część, a już w szczególności koniec, bardziej przypadł mi do gustu. :))

    Jest wiele rzeczy, do których chciałbym się odnieść, jednakże zajęłoby mi to zbyt wiele czasu, dlatego poruszę tylko kilka kwestii.

    Domyślałem się, że Sophie wkręci Judith do gry, ale myślałem, że panna Rhodes będzie trochę bardziej doświadczona. Skoro jednak nie jest najlepszym pałkarzem, to dziwię się, że przetrwała mecz. :D

    Rozmowa Sophie z Umbridge była genialna! :D Lekcja ze Snape'm również. Chyba jeszcze nie spotkałem się z fanfiction, w którym ktoś skompromitował go w tak niezwykły i znakomity sposób. Gratuluję! :D

    Mam ochotę zadźgać Pansy. Nie lubię jej i w większości opowiadań mam ochotę ukrócić jej żywot. U Was z chęcią zrobiłbym to samo. Napaliła się na Malfoya, a kompletnie nic sobą nie rozumie. Dno... Ale to znaczy tylko tyle, że dobrze oddajecie jej charakter. :)

    Na dzisiaj to tyle. Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń