Informacje

Znajdziecie nas także na: FANFICTION.NET oraz FACEBOOKu.

niedziela, 18 października 2015

Rozdział 3. THREE TO TANGO



Witamy wszystkich serdecznie! 

W ciągu tych kilkunastu dni weszło Was tutaj naprawdę wielu. Za co wielce Wam dziękujemy! W prezencie od nas dostajecie ten oto filmik: 


 (ze specjalną dedykacją dla pewnej osóbki)

Mamy nadzieję, że się nie pochorujecie zbytnio, czytając ten rozdział, GDYŻ BĘDĄ TRÓJKĄTY! Prosimy nie „rzygać” na swoje komputery! Szkoda tych cudownych urządzeń!

Nie przedłużając, zapraszamy na kolejny rozdział!





Pansy Parkinson wpadła z piskiem do Pokoju Wspólnego Slytherinu.
- Dracuś! Misiaczku, gdzie jesteś? – zawołała śpiewnie od progu.
- Nie teraz, zajęty jestem – wymamrotał Draco. Do książki z OPCMu włożył czasopismo erotyczne, z którego próbował nauczyć się kilku sztuczek przydatnych przy trójkącie.
- Mam cudowną, cudowną nowinę! – zaszczebiotała słodko Ślizgonka i zawiesiła mu się na ramieniu. Wyrwała książkę z rąk chłopaka, zamknęła ją, po czym wyrzuciła niedbale w powietrze. – Chcesz ją usłyszeć?!
- Jeśli muszę…
- GRYFOŃSKIE LESBY ZERWAŁY! – wykrzyczała radośnie Parkinson. - Może w tych szlamowatych łbach doszły do cudownego wniosku, że to, co robią jest całkowicie…
- Zamknij się! – krzyknął z rozpaczą Malfoy. – Jedyne marzenie szlag trafił!
Od zawsze tak było! Najpierw to Potter dostał miotłę na pierwszym roku i od razu dostał się do drużyny! Chociaż to ON lepiej latał. Potem trafiła mu się Pansy, najbrzydsza ze Ślizgonek – dodatkowo taka, która ma postanowienie, że seks dopiero po ślubie. A teraz to?! Seks z lesbijkami przeszedł mu koło nosa! Wybiegł ze złości z Pokoju Wspólnego, po drodze kopiąc jakiegoś pierwszoklasistę.
- O co mu chodzi? – Zdziwiona Pansy zapytała się Zabiniego, który tylko z westchnieniem spojrzał w sufit i odszedł.
- Judith, ale to świetny plan! - Sophie powtórzyła po raz dziesiąty to samo zdanie, ale jej przyjaciółka nadal pozostawała niewzruszona.
- Nie odzywaj się do mnie – odpowiedziała obojętnie Rhodes.
- Jejku, posłuchaj mnie! - Meyers zagrodziła jej drogę.
- Lepiej tego nie rób. Jestem głodna, a tam jest moje jedzenie! - zawołała Judith.
- Zrobimy tak - zgodzimy się na ten trójkąt, ale ja się wycofam w ostatniej chwili. Wtedy zostaniesz sama z Malfoyem. Faceci często zakochują się w taki sposób! Pocałuje cię, spojrzy na ciebie z innej strony... Zobaczysz, uda się! - zapewniła ją Sophie.
- No nie wiem... - mruknęła Judith.
- Zaufaj mi! Musimy chociaż spróbować! - powiedziała z naciskiem Meyers.
- Niech... Niech będzie - zgodziła się niechętnie Judith, patrząc na Malfoya, który właśnie wchodził do Wielkiej Sali. Dziewczyny podążyły za nim i weszły do środka, trzymając się za ręce.
- Myślałam, że się rozstałyście! - zawołała Lavender, prawie z pretensją w głosie.
- A ja zawsze myślałam, że to twoja gęba nie jest aż taka tłusta! - powiedziała Sophie, próbując naśladować wysoki, piskliwy ton głosu Brown.
Obrona przed czarną magią - przedmiot od zawsze należący do grona najciekawszych w Hogwarcie - w tym roku był wyjątkowo nudny. Sophie zazwyczaj starała się siadać w ostatniej ławce i spać na podręczniku, jednak Potter mówiący o "Voldemorcie" i "praktycznych ćwiczeniach" zawsze ją budził. Na domiar złego, od jakiegoś czasu Umbridge zaczęła zwracać uwagę zarówno na nią, jak i na Judith, więc dotychczasowe drzemki okazały się niemożliwe.
- Ciekawe jak obronimy się przed Voldemortem w taki sposób - wygłosił znowu jedno ze swoich słynnych zdań Harry, a cała grupa zamarła. Umbridge jak zwykle uśmiechnęła się przesłodko i wlepiła mu kolejny szlaban.
- Ech, jak zwykle dojebał - mruknęła znudzona Sophie do Judith.
- Chyba panna Meyers też chce dołączyć do panna Pottera za romansowanie na mojej lekcji - odezwała się Dolores głosem pełnym lukru, a Sophie jęknęła żałośnie. To był już jej trzeci szlaban w jednym miesiącu. Kiedy wychodziła z sali, zaczepił ją Potter:
- Przyjdźcie do Pokoju Życzeń dzisiaj o 15.
- Po co? - spytała Sophie.
- Zobaczysz - odparł Harry, po czym dodał ciszej - pamiętaj, 15! Śpieszę się na trening, na razie! - zawołał i odszedł dalej.
- Ej, Judith...
- Co?
- Potter kazał nam przyjść do Pokoju Życzeń o 15. Myślisz, że to zaproszenie do trójkąta?
- Jasne, trójkąt z Draco, trójkąt z Potterem, weźmy jeszcze go zaproponujmy Snape’owi i Dumbledore’owi! – warknęła Rhodes. – A nie, Dumbledore nie byłby zainteresowany.
- Jest trochę za stary, ale kto by nas nie pragnął – odpowiedziała Sophie, przyglądając się swojemu odbiciu w lusterku.
- Po pierwsze – fuj. Po drugie – Dumbledore woli mężczyzn – powiedziała obojętnie Judith, wchodząc do Wielkiej Sali.
- No nie mów! On?
- Właściwie jakoś mnie to nie dziwi. Brodę spina złota klamrą, a szaty ma wyszyte drogimi kamieniami. Właściwie aż krzyczy od niego to, że jest gejem – stwierdziła brunetka i zasiadła do stołu.
- Kto jest gejem? Kto?! – Zmaterializowała się znikąd Lavender, próbując wyłapać nową plotkę.
- Twój ojciec, właśnie przysłał sowę – odpowiedziała Judith.
- Po co my tam idziemy? – mruknęła Rhodes, która wlokła się za przyjaciółką.
- Ponieważ nas zaproszono. Liczę, że to jakaś dzika impreza! – podniecała się Sophie, wyobrażając sobie przyjęcie w stylu gwiazd, które widywała w mugolskiej telewizji. Światła, czerwony dywan i przystojniak stojący u jej boku! Niestety, tym razem musiała się zadowolić jedynie Judith.
- Potter i impreza? W jego języku impreza oznacza walkę z Sam Wiesz Kim. Niezbyt się wpasowuje w moje ramy zainteresowań – westchnęła zrezygnowana. Wolałaby być gdzieś indziej. Nawet na Grenlandii, chociaż nie wiedziała, czy są tam koty. Ale właściwie… Chyba wszędzie są koty, prawda?
- Co ty tam możesz wiedzieć. Może jednak to trójkąt – rzekła Meyers i stanęła przed drzwiami Pokoju Życzeń, a następnie w nie zapukała. – Mówię ci, będzie fajnie.
- Hasło – odezwał się ktoś po drugiej stronie.
- Hasło? Jakie hasło? Harry nic nam nie powiedział – zaczęła histeryzować blondynka.
- Dobra, chodźmy stąd. Są ciekawsze rzeczy do robienia – stwierdziła Judith, ale Sophie ją zatrzymała.
- Hasło – powtórzył poirytowany głos zza drzwi.
- Kurwa, nie wiem jakie jest hasło! – wydarła się Judith. – OKOŃ, HASŁO TO OKOŃ! Wpuście nas!
Drzwi, wbrew oczekiwaniom, otworzyły się. Przyjaciółki spojrzały na siebie zaskoczone i z lekkim ociąganiem weszły do środka.
- Mówiłam ci, że to żadna dzika impreza – mruknęła Rhodes. W sali pełnej luster znajdowało się kilkanaścioro Gryfonów, a także kilkoro Krukonków i Puchonów – wszyscy ćwiczyli zaklęcia.
- Co się tutaj odpierdala? - spytała Sophie. Chociaż w głębi duszy podobał jej się taki wystrój Pokoju Życzeń. Tyle luster! Tyle jej odbić! Jakby wszystkich stąd wywalić, mogłaby być naprawdę przednia impreza.
- Proponujemy jeszcze szerzej otworzyć drzwi... - zaczął mówić złośliwie Fred.
- Tak i zawołać Umbridge, żeby do nas dołączyła! - mruknęła Ginny Weasley, która właśnie znokautowała Neville'a Longbottoma, co – szczerze mówiąc - nie mogło należeć do zadań zbyt trudnych.
- Ćwiczymy tutaj zaklęcia na obronę przed czarną magią. Stwierdziliśmy, że Umbridge nie umożliwia nam praktyki i... - zaczęła mówić Hermiona.
- Ale fajne! Płacicie za to? - podekscytowała się Judith, idąc w stronę kosza z galeonami. - Ej, to chyba nie są prawdziwe pieniądze! - Skrzywiła się.
- A czemu zaproponowaliście nam to dopiero teraz? - mruknęła podejrzliwie Sophie, wpatrując się w Pottera.
- Cóż, same wiecie... - Zaśmiał się głupkowato Potter.
- Nie byliśmy przekonani czy można wam ufać. – Ron Weasley jak zwykle nie grzeszył wrażliwością, a Judith i Sophie najpierw popatrzyły na siebie, a później na nierozłączalne trio.
- Jeśli nie chcecie zostać, będziemy zmuszeni was związać... - zaczął mówić George.
- Tak i rzucić Oblivate - dodał niewinnie Fred.
Sophie i Judith ze zrezygnowaniem wzięły dwa galeony i zaczęły ćwiczyć patronusy. Pod koniec zajęć Judith udało się wyczarować ogromnego kota, a Sophie niewielką lwicę.
Fred Weasley po skończonych zajęciach mrugnął porozumiewawczo do swojego brata i podszedł do dziewczyn.
- Moglibyśmy porozmawiać? - spytał dziwnie oficjalnym tonem Sophię, która jednak kompletnie go zignorowała.
- Ej, ej, spytałem czy możemy porozmawiać! - Zamachał jej przed ręką przed oczami.
- Jeśli musimy - odparła niezbyt miło Meyers, ale podążyła za nim; Weasley poprowadził ją tak daleko, aż trafili do miejsca zupełnie odosobniego.
- Skąd ten nastrój? Kłopoty w raju? - spytał zaczepnie. Oparł rękę o ścianę i pochylił się prowokująco nad dziewczyną – ona jednak zmarszczyła brwi i cofnęła się kawałek.
- Nie. Po prostu... Jesteście ze swoim bratem strasznie seksistowscy! Ja, jako kobieta i miłośniczka kobiet, nie będę wysłuchiwać o tak przedmiotowym traktowaniu mojej płci - powiedziała pompatycznie, przybierając minę godną księżnej Wielkiej Brytanii.
- Och, moje zachowanie to tylko wynik mojego nieszczęśliwego zauroczenia - powiedział ze skruchą Weasley i uniósł rękę w teatralnym geście.
- Naprawdę? - Sophie przez chwilę zaciekawiła się.
- Tak, ale cóż... Moja wybranka jest innej orientacji - powiedział Fred i popatrzył wymownie na Sophię, która najpierw poczuła, jak jest jej gorąco, później przyszło niedowierzenie, a na samym końcu stwierdziła, że zupełnie nie wierzy w to, co wygaduje ten chory oszołom.
- Ach tak? - westchnęła jednak egzaltowanie, zakładając ręce na biodra.
- Tak, myślę, że domyślasz się, kim ona może być.
- Z całą pewnością - odparła Sophie, mrużąc oczy.
- Spotkamy się? - spytał Fred, przybliżając się do niej coraz bardziej.
- Jutro, po moim szlabanie, na szczycie Wieży Astronomicznej - odburknęła i odeszła.
Fredowi coś nie pasowało - poszło zdecydowanie zbyt łatwo.
- Łyknęła to - mruknął do brata, kiedy znowu znalazł się w Pokoju Życzeń.
- To co ci nie pasuje? – spytał George, który bawił się w wyczarowywanie małych światełek.
- Wydaje mi się, że ona wie, że ja wiem i że coś planuje!
- Chyba przeceniasz umysły kobiet, Forge!
- Fred wyznał mi miłość - powiedziała obojętnie Sophie.
- Co?! - krzyknęła Judith.
- Och, robi sobie ze mnie jaja. Tylko nie wiem czemu! - mruknęła, ale po chwili humor nieoczekiwanie jej się poprawił na widok Malfoya. Złapała Judith za rękaw i podbiegły do niego.
- Nie na korytarzu! Nikt nie może zobaczyć, z kim rozmawiam! - syknął. - Chodźcie za mną - rozkazał.
- Mam nadzieję, że założyłaś ładne majtki tym razem - mruknęła Sophie, podążając za powiewającą szatą Dracona.
- Powiedzmy - mruknęła Judith, która poczuła, jak jej się pocą ręce.
- Mam świetne miejsce, drogi Draconie! - powiedziała nagle Sophie, przypominając sobie o Pokoju Życzeń. Malfoy - niby niechętnie - kiwnął głową. Po chwili znaleźli się w trójkę w wielkiej sypialni, na środku której stało ogromne łóżko przystrojone płatkami róż i oświetlone aromatycznymi świecami.
- Myślę, że najpierw wy powinnyście zacząć! - zawołał Draco, po czym wskoczył na łóżko, podłożył pod głowę wielką poduszkę i zaczął wyczekująco wpatrywać się w dwie dziewczyny.
- Hmm, świetny plan! – stwierdziła Sophie. – Jednak sobie przypomniałam, że jestem zajęta. Wiesz, takie tam lesbijskie sprawy. – Uśmiechnęła się i wybiegła z Pokoju Życzeń.
- Co do cholery?! – krzyknął Draco podbiegając do drzwi, które zaczęły się kurczyć, stawały się coraz mniejsze - aż w końcu zniknęły.
- Mam nadzieję, że dobrze wiecie, czemu się tutaj razem znaleźliśmy – powiedziała słodko Umbridge. – Każdy musi zapłacić za swoje niegrzeczne zachowanie, jednak, kochane dzieci, wiedzcie, że mnie boli to bardziej niż was – westchnęła z udawanym bólem.
- Na pewno – mruknęła pod nosem Sophie, przyglądając się pióru, które dostała od nauczycielki. Spodobałoby się tutaj Judith – pomyślała, patrząc na ściany obwieszone zdjęciami kotów, które ciągle miauczały – porzygać się idzie od tego różu.
- Będzie bolało – szepnął do niej Potter, który już był weteranem szlabanów u Umbridge.
        - Och, panie Potter, ból sobie pan sam przysparza. Mówiąc kłamstwa, zatem pisze pan to samo co zawsze, sto razy – zaszczebiotała radośnie. – Za to panna Meyers… Niech to się zastanowię – zrobiła krótką pauzę, stukając swoją różdżką w biurko – proszę napisać „Nie będę szerzyć homoseksualizmu w Hogwarcie” – uśmiechnęła się chytrze, po czym przypominając sobie, że uczennica jest mugolaczką, dodała – wszystko przepisać tysiąc razy.
- Na Salazara, co zrobimy?! – histeryzował Malfoy. – Nie ma drzwi! Nie ma okien! POMOCY!
- Uspokój się, to Pokój Życzeń – rzekła Judith obojętnie. - Co prawda powinien stworzyć drzwi, skoro je sobie życzysz… Nie wiem, może nie słucha Ślizgonów.
- Pokoju, rozkazuję ci! DRZWI!
Jednak nadal nic się nie stało – Draco Malfoy zaczął nerwowo chodzić po pokoju.
- Umrzemy tutaj – stwierdził nagle z pełną powagą.
- Jesteśmy tutaj… - Judith popatrzyła na zegarek – trzy minuty.
- Obiecałyście mi trójkąt i co na Merlina?! – oburzył się nagle Draco, przypominając sobie o celu, w jakim znalazł się w tym miejscu.
- Ja? Ja ci nic nie obiecywałam, chory idioto! – wrzasnęła Rhodes i usiadła na łóżku.
- Co do mnie powiedziałaś?! JAK ŚMIESZ?!
- A kto normalny w wieku piętnastu lat chce uprawiać seks w trójkącie? Aż taki znudzony jesteś?
Malfoy przez chwilę milczał, aż wreszcie powiedział usprawiedliwiająco:
- Same to zaproponowałyście.
- Chyba nie ja, tylko Sophie.
- Zawsze wiedziałem, że nie można ufać szla…- zaczął mówić Draco, ale szybko się poprawił – już kiedyś dostał za podobną uwagę prosto w nos! - ludziom o nieczystej krwi!
Sophie czuła, że jej oczy robią się coraz bardziej wilgotne – starała się zapanować nad tym, żeby nie sprawić Dolores przyjemności. Potter już dawno skończył odbywanie kary – ona napisała już zdanie zadane przez Umbridge dwieście razy i za każdym razem słowa odbijały się na jej skórze, powodując palący ból. Czuła się tak, jakby zaraz miała jej odpaść ręka.
Dolores stanęła nad nią z triumfalnym uśmiechem.
- Chyba spotkamy się jeszcze jutro, pojutrze i popojutrze, panno Meyers. – Wyszczerzyła zęby w tak podłym uśmiechu, że Sophie mogła przysiąc, że nawet sam Severus Snape nie uśmiecha się aż tak upiornie.
Fred Weasley przechadzał się po szczycie Wieży Astronomicznej, wesoło przy tym pogwizdując. Czekał długo – zdecydowanie za długo jak na głupi dowcip. Postanowił, że zaraz zejdzie z powrotem do Pokoju Wspólnego i przetestuje parę nowych patentów, ale nagle ujrzał burzę blond włosów wyłaniającą się z ciemności.
- Cześć! – Wyszczerzył się, ale Sophie nie odpowiedziała na jego powitanie.
- Expelliarmus! – zawołała zamiast tego gwałtownie, a założona za ucho różdżka Freda upadła pół metra dalej. Sophie jednym ruchem przygniotła go do ściany – to niewiarygodne, pomyślał z przekąsem Weasley, że przy tym skrzacim wzroście jest do tego zdolna, i przyłożyła swoją różdżkę do jego twarzy.
- Och, ja też lubię na ostro! – wypalił nieco głupkowato i przełknął ślinę, wpatrując się w przedmiot wbity w jego szczękę. Z reguły nie zastanawiał się, czego nie powinno się mówić w pewnych sytuacjach!
- Co ty odwalasz, Weasley?
- Ja? Och, nie możesz mnie winić za porywy mej duszy niewinne… - zaczął mówić, ale po chwili poczuł ból w miejscu, w którym bólu nigdy nie chciał odczuwać – i ten ból przypomniał mu o meczu Quidditcha, podczas którego zapomniał ochraniaczy i znicz, no cóż, uderzył go w pewne wyjątkowo wrażliwe miejsce. To bolało prawie w połowie tak mocno jak wtedy, a ta – jak ją utytułował w myślach – mała hiena chyba nie miała zamiaru mu odpuścić.
Judith i Draco siedzieli na dwóch przeciwległych końcach łóżka. Rhodes pomyślała, że nie tak wyobrażała sobie przebywanie sam na sam z Malfoyem.
- Już pół godziny. – Draco przerwał ciszę, spoglądając na zegarek na ręku Judith. Godziny były obrysowane kształtami kocich głów, a wskazówka przypominała ogon. – Nie jesteś zbyt normalna, prawda? – spytał ze zniechęceniem.
- I kto to mówi – mruknęła Judith.
Znowu zapanowała cisza – aż Gryfonka nagle o czymś pomyślała. W końcu byli w Pokoju Życzeń!
- Może… - zaczęła mówić, ale nagle przerwała – nie, to głupie.
- Powiedz. – Przewrócił oczami Malfoy.
- Nie!
- Proszę cię, muszę słuchać Parkinson. Nic nie może być głupsze od jej jazgotu.
- Może… To jest Pokój Życzeń, a żadne życzenie nie zostało jeszcze spełnione – odparła prawie szeptem.
- No dobra – westchnął Draco. – Czas na spełnianie marzeń.
- Czy mogłabyś wziąć kolano, proszę – wydusił z siebie ledwo Fred. Leżał na twardej podłodze i cóż – w życiu nie spodziewał się, że dziewczyna młodsza o dwa lata może go tak skutecznie uziemić!
- Jasne, ale powiesz mi, co odwalasz, Weasley! – powiedziała Sophie i odsunęła się od chłopaka, jednak jak tylko to zrobiła, ten próbował uciec.
- Incarcerous – dziewczyna wypowiedziała zaklęcie ze znudzeniem, a Weasleya skrępowały niewidzialne pęta.– Możesz mnie dzisiaj nie denerwować? – spytała jadowicie.
- Nie chcę cię denerwować, ma cherie – odpowiedział Fred ze sztucznie brzmiącym francuskim i dygnął lekko, jednak wtedy zauważył krwawe ślady na dłoni Meyers. – Szlaban u Umbrigde?
- Sokole oko z ciebie – mruknęła – a teraz gadaj! – Przytknęła mu z powrotem różdżkę do gardła.
- No dobra, wiem, że nie jesteś lesbijką. Strasznie kiepsko udajesz, a wiesz, mnie naprawdę trudno oszukać! – zaśmiał się, lecz po chwili zorientował się, że to właśnie ona go przechytrzyła.
- Ciekawe co teraz zrobisz z tą wiadomością? – zapytała się Sophie, podchodząc bliżej do bliźniaka.
         - Mógłbym cię zaszantażować i w jakiś sposób wykorzystać – odpowiedział. – Ewentualnie, skoro już jestem skrępowany – ty możesz wykorzystać mnie.
- Ciekawe ma pan fantazje, panie Weasley! – Za ich plecami wyrósł znikąd Snape. – Minus 50 punktów dla Gryffindoru za przebywanie o takiej porze w niedozwolonym miejscu – powiedział z satysfakcją, po czy dodał jeszcze z przerażającą radością – I oczywiście szlaban.
- A jak nas zjedzą? – powiedział Malfoy z lękiem w głosie. Siedział na środku łóżka, wokół którego siedziała dziesiątka małych kociaków.
- No coś ty, nie zmieścisz im się w pyszczku – zaszczebiotała Judith. – Jeszcze by się zatruły. Tak? Zatrułyby się, maleństwa mięsem złego Ślizgona.
- Trochę mi kogoś przypominasz – mruknął Draco, a przed oczami stanęła mu Judith ubrana w różową garsonkę z trwałą na włosach. – Właściwie myślałem, że trochę inaczej będziemy spełniać marzenia.
- A co myślałeś? – spytała Judith i wbiła w niego wzrok. Malfoy przez chwilę pomyślał, że dziewczyna wygląda, jakby była niedorozwinięta.
- Na Merlina! – wykrzyknął i wstał aż z łóżka. – Ty… Ty nie uprawiałaś seksu – powiedział ze zdumieniem. – I chciałaś uprawiać go w trójkącie?
- Przecież ci mówiłam sto pięćdziesiąt razy, że, na Merlina, to nie ja, tylko moja przyjaciół… Dziewczyna – szybko poprawiła się Judith, ale było już za późno. Malfoy zaczął się w nią podejrzliwie wpatrywać.
- Nie jesteś lesbijką!
- Jestem!
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- Gdybym nie była, to bym ci się już dobierała do majtek, prawda? – spytała Rhodes i ten argument połechtał ego Malfoy’a.
- No… Chyba tak – stwierdził wreszcie.
Sophie lekko zmieszała się obecnością nauczyciela, ale – zgodnie z jego poleceniem – szła za nim, nie odzywając się do Freda Weasleya ani słowem.
- Panna Meyers może wracać do Pokoju Wspólnego Gryffindoru – mruknął obojętnie Severus Snape.
- CO?! – oburzył się nagle Fred i aż przystanął na korytarzu, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Panie profesorze, Weasley. I zamknij tę gębę, bo nas zaraz zjesz – skomentował cierpko Severus. – Nie widzę powodów, dla których miałbym dać pannie Meyers szlaban.
- Związała mnie, uderzyła i znęcała się nade mną, jestem pewny, że uszkodziła pewne części mojego ciała… - zaczął wyliczać Fred. Jeśli miał dzisiaj przez całą noc czyścić podłogę swoją szczoteczką, to przynajmniej nie chciał robić tego sam!
- No właśnie. Nie widzę żadnego powodu – stwierdził złośliwie mistrz eliksirów. – Poza tym porozmawiam z profesor McGonagall o twoim jutrzejszym udziale - a w zasadzie jego braku - w meczu Quidditcha, Weasley. Wydaje mi się, że zgodzi się ze mną w tej decyzji.
        Fred Weasley wydał z siebie dźwięk, który raczej nie przystawał do młodego dżentelmena.
- Zważywszy na to, że nie wiem, czy jeszcze macie punkty, udam, że tego nie słyszałem – burknął Snape.
- Zabiję cię – wysyczał Fred do Sophie i dziewczyna nie była przekonana, czy aby na pewno żartuje. Chciała strasznie zobaczyć Judith i… Nagle dosyć osobliwej, trzeba przyznać, trójce ukazały się drzwi.
- Och, pewnie ktoś zabawia się w Pokoju Życzeń. Ta dzisiejsza młodzież jest obrzydliwa – wysyczał Snape, a Fred ugryzł się w język co najmniej trzy razy podczas wysłuchiwania tego zdania.
- Nie! – pisnęła Sophie, kiedy Severus sięgał po klamkę, ale profesor ją zignorował. Otworzył drzwi i jego oczom ukazał się nie kto inny, ale Draco Malfoy głaszczący po brzuchu obrzydliwie grubego kocura; obok niego siedziała ta – Snape był pewny, że nie w pełni władz umysłowych – Gryfonka, która wydawała z siebie dziwne, nienaturalne odgłosy przerywane ciągiem sylab „ki-zi, ki-zi, mi-zi, mi-zi”. Snape w tym samym momencie głośno trzasnął drzwiami.
- Panie profesorze, dobrze się pan czuje? – spytała prawie z troską Sophie.
- Wy… WYNOŚCIE SIĘ! – wrzasnął nagle Snape i idąc dziwnie wyprostowanym krokiem, zniknął w głębi korytarza. Musiał znaleźć McGonagall – po pierwsze żeby nie dopuściła Weasleya do meczu, po drugie żeby kategorycznie nie dopuszczała Weasleya do meczu, a po trzecie – żeby rzuciła na niego Oblivate, które pozwoliłoby mu zapomnieć o całym minionym tygodniu.
- Pożałujesz! – mruknął Fred, kiedy Snape zniknął, po czym udał się do Pokoju Wspólnego Gryffindoru – Meyers zrobiła to samo, ale wybrała okrężną drogę. Zastanawiało ją, co Severus Snape mógł ujrzeć w Pokoju Życzeń – czy jej przyjaciółka mogła mieć aż tak chore fantazje erotyczne?!
-Sophie, czemu masz czarną perukę na głowie? – odezwała się Hermiona następnego dnia rano, kiedy tylko dziewczyna podeszła do stołu Gryffindoru.
- Cicho, głupia. Ukrywam się – szepnęła konspiracyjnie dziewczyna i poprawiła ciemne okulary na nosie.
- Mogłam ci pomóc rzucić zaklęcie – mruknęła Hermiona.
- Oczyficie nikt cie nie lospozna- powiedział Ron z pełnymi ustami jajecznicy. – A tak w ogóle to Fred cię pozdrawia – dodał, kiedy tylko połknął. – O co chodzi w ogóle?
- Co? Fred? Nie znam żadnego Freda – zachichotała nerwowo, ale kiedy tylko chciała wstać z miejsca i uciec z Wielkiej Sali, obok niej na siedzenie opadła Judith.
- O, widzę, że gotyk zawitał w progi naszej zacnej placówki edukacyjnej. Czyżbyś się inspirowała Fatalnymi Jędzami? – zaśmiała się Rhodes, strzepując z ubrania kocie futro. W zasadzie to nic nie pomogło, bo po całej nocy w towarzystwie kotów futro było wszędzie!
- Coś ty robiła przez całą noc? – szepnęła Sophie. – Snape wczoraj zajrzał do Pokoju Życzeń i prawie nie dostał zawału. Chciałabyś pójść do Azkabanu za zniesmaczenie nauczyciela eliksirów na śmierć?!
- Przesadzasz, nic takiego się nie działo – odpowiedziała nonszalancko Judith.
- Nic? Nic?! Ja tu katuszę przechodzę!
- Znów przesadzasz. Może mi lepiej opowiedz o co chodzi z tą peruką i okularami – mruknęła Rhodes, wskazując na twarz przyjaciółki.
- Ukrywam się przed…
- Witam, moje kochaneczki – za ich plecami pojawili się, jak zwykle, niespodziewani bliźniacy Weasley. – Sophie, może powinnaś wszystkim powiedzieć, co się stało wczoraj? I jakie ma to skutki? – dodał Fred, a jego oczy dziko zalśniły.
- Ich nie bin Sophie, Ich bin Inga. Inga was nie verstehen – odpowiedziała Meyers, udając niemiecki akcent.
- Hmm, to może ja to wyjaśnię za… Raz, dwa, trzy… - zaczął odliczanie Fred, a wtedy Sophie gwałtownie zerwała się z miejsca i odciągnęła Weasleya od stołu.
- Daj spokój, Fred, to były tylko takie żarty! – mruknęła, patrząc się z niepokojem w stronę reszty Gryfonów.
- Żarty mówisz? Żarty, przez które dzisiaj przegramy mecz Quidditcha? – spytał Weasley jadowitym tonem. – Podaj mi chociaż jeden powód, dla którego mam nie powiedzieć wszystkim, że udajesz ze swoją koleżanką lesbijki, żeby ktokolwiek zwrócił uwagę na sam fakt waszego istnienia! – powiedział złośliwie.
- Ja…
- Tak myślałem – oświadczył. –Ale nie, nie jestem kapusiem – powiedział, a Sophie odetchnęła z ulgą. – Ale nie dziwi mnie fakt, że musicie być aż takie żałosne. Jesteś tak irytująca, że żaden facet nie chciałby się z tobą umówić - dodał, wyraźnie akcentując ostatnie słowo i wyczekiwał reakcji dziewczyny na słowa tak okrutne – jednak Meyers po prostu wybiegła z sali. – Zero zabawy – mruknął do siebie beztrosko Fred.
- Gdzie poszła Sophie? – spytała Judith, czując, że musi plunąć kocią sierścią, która była wszędzie – miała wrażenie, że dostała się też do jej mózgu.
- Pewnie ma szlaban z Umbridge – odparł Harry, ciesząc się w duchu, że chociaż raz TO NIE ON.
Chociaż eliksiry trudno było zazwyczaj nazwać normalnymi zajęciami, to dzisiejsza lekcja należała do rodzaju tych co najmniej bardzo osobliwych. Judith usiadła na ławce koło Draco, który co rusz drapał się po różnych miejscach – cóż, prawdopodobnie kocia sierść zostawiła ślady także na jego ciele.
- Złapałeś wreszcie kiłę? – mruknął Zabini, zajmując puste miejsce Sophie koło obrażonej na cały świat Parkinson.
- Gdzie jest Snape? On się nigdy nie spóźnia – spytał Malfoy, ale kiedy jego oczom ukazała się postać mistrza eliksirów, kilka razy przetarł oczy.
- Witajcie kochane dzieci! Dzisiaj przyrządzimy Felix Felicis! – zawołał Severus Snape we własnej osobie i zaśmiał się serdecznie, a jego powieki bardzo niebezpiecznie zadrgały.
- Chyba wypił już dzisiaj dwadzieścia takich eliksirów – stwierdził Blaise.
- Chyba zjadłem wczoraj kocimiętkę – jęknął żałośnie Draco.
- Och, Neville – profesor podbiegł do chłopaka – jesteś najlepszym uczniem, jakiego miałem – zawołał radośnie, po czym zaczął go głaskać po głowie.
- Odkąd się ujawniłyście, Rhodes, ta szkoła zrobiła się dziwna – stwierdził Zabini.
- Chyba namówię rodziców o przeniesienie do Beauxbatons – powiedziała protekcjonalnym tonem Pansy.
- Z taką mordą to mogą cię jedynie przyjąć do zoo – skwitowała Judith nie mogąc oderwać wzroku od Snape’a, który właśnie podarował Potterowi stokrotkę. Skąd on, do diaska, wziął tę stokrotkę? – pomyślała dziewczyna.
- Sophie? – zawołała Judith, wpadając w przerwie między zajęciami do dormitorium. – Gdzie jesteś?
- Tutaj – mruknęła dziewczyna spod łóżka.
- To moja kryjówka! – fuknęła Rhodes, kładąc się koło przyjaciółki. – Co się stało?
        - Zawaliłam sprawę, przeze mnie Fred nie będzie mógł zagrać w meczu, na pewno przegramy – przyznała się Sophie.
- Kto mu zakazał?
- Snape, a kto by inny – westchnęła z rezygnacją dziewczyna i wbiła wzrok w zdjęcie Dracona Malfoya przyklejone do ramy łóżka. – Nie uważasz, że to trochę dziwne?
- Daj spokój temu zdjęciu! – oburzyła się Judith. – Jeśli to Snape, to może da się to odwrócić.
      - Ten walnięty nietoperz? Chyba jak mu oddam duszę! – Zrezygnowana dziewczyna schowała twarz w dłoniach.
- Dzisiaj może się udać. Naćpał się czegoś, jest dziwnie szczęśliwy, dał nam aż dwadzieścia punktów – powiedziała brunetka, na co Sophie spojrzała na nią z niedowierzaniem. – Na serio. Powinnaś iść do niego i poprosić by Fred mógł jednak zagrać.
- Właściwie co mam do stracenia – stwierdziła Meyers. – I tak już jestem skończona w tej szkole. A tak w ogóle… czemu twój kufer miauczy, skoro twój kot leży na łóżku?
- A….
- Judith! Czy ty masz więcej kotów?
- Nie! – odpowiedziała nienaturalnie grubym głosem.
- Transmutowałaś kota w kufer!
- Nie!
- Tak!
- Chodź już do tego Snape’a! – zawołała Judith.
- Na pewno mnie nabierasz. Snape nigdy nie jest miły – mruknęła Sophie, kiedy znalazły się pod jego gabinetem.
- Dzisiaj jest, chyba naćpał się oparami Felix Felicis – odparła Judith, chociaż widząc znajome lochy w kolorze żałobnej czerni i zgniłej zieleni, zwątpiła. Meyers nieśmiało zapukała do środka.
- Nikogo nie ma. – Wzruszyła ramionami.
- Wejdź do środka!
- Nie!
- A co ci zrobi? Nie zabierze nam już więcej punktów, bo ich nie mamy!
- Aż tak mi na tym nie zależy, Weasley mnie dzisiaj zdenerwował – burknęła Sophie, ale weszła do środka. – Jest tutaj ktoś? – zawołała. – Dziwne – mruknęła, ale po chwili obie usłyszały głośne „MMMMMMM”.
- Skąd dobiega ten dźwięk? – Rozejrzała się Judith, ale w lochu było tak ciemno, że trudno było cokolwiek dostrzec. – Lumos! – zawołała i wtedy dostrzegła w kącie lochu wielki kufer.
- To chyba stąd – stwierdziła niezbyt inteligentnie Sophie i skierowała różdżkę w kierunku kłódki – Alohomora!
Obie dziewczyny stanęły osłupiałe, kiedy zobaczyły skrępowanego, zakneblowanego Severusa Snape’a, którego włosy były jeszcze – a myślały, że to niemożliwe – bardziej tłuste niż zwykle, a jego wzrok wyrażał jeszcze większą żądzę mordu.
- Ale jak to… Był dzisiaj na zajęciach… - powiedziała Rhodes.
- Pewnie ktoś zastosował Eliksir Wielooskowy! – stwierdziła Sophie.
- Daj spokój, kto by się chciał w niego zamienić. Albo pić eliksir z jego włosami, chyba bym zwymiotowała, ble! – Skrzywiła się na samą myśl Judith.
Dziewczyny wymieniły parę podobnych uwag, nie zważając na to, że Snape wydaje coraz głośniejsze odgłosy i coraz bardziej się szamocze.
- Już, panie profesorze! Zupełnie zapomniałam! – zaszczebiotała Meyers i jednym, bardzo gwałtownym ruchem zdjęła plaster z jego ust.
- MINUS STO PUNKTÓW DLA GRYFFINDORU – wrzasnął Snape, łapiąc się za twarz. – I plus jeden za uwolnienie mnie – W KOŃCU!
Dziewczyny stały w osłupieniu i przyglądały się, jak ich profesor niezbyt zgrabnie wychodzi z kufra.
- Kto ośmielił się mnie zaatakować? – głośno myślał.
- To pan profesor nie widział napastnika? – wypaliła Sophie, za co Snape prawie zabił ją wzrokiem.
- Ymm… czyli to nie pan był dzisiaj na zajęciach, panie profesorze? – zapytała się najuprzejmiej, jak potrafiła, Judith.
- Nie! Wynocha! – wrzasnął na dziewczyny, które natychmiastowo wybiegły z gabinetu.
- Nawet dziękuję nie dostałyśmy, a co dopiero uniewinnienie dla Freda – westchnęła z rezygnacją Sophie.
- Dostałyśmy jeden punkt – zauważyła Judith. – Teraz mamy pewnie tylko minus dziewięćdziesiąt dziewięć punktów na tabeli.
Kiedy dziewczyny wróciły do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, wszyscy nagle zamilkli, by po chwili zacząć na nie buczeć i wygwizdywać.
- Chyba się już wszyscy dowiedzieli, że Fred nie zagra! – Zauważyła bystro Judith. – Chyba wracamy na stare śmieci, czyli niewidzialne! – Ucieszyła się, ale kiedy dostała garścią starych fasolek w twarz, zmieniła zdanie. – Okej, teraz to chyba jednak znienawidzone.
- Pocałuj mnie! – rozkazała Sophie.
- Całowanie chyba tym razem nie pomoże, wiesz?
- Ale na pewno nie zaszkodzi! – fuknęła Meyers.
- Może po prostu tak bardzo lubisz mnie całować? – spytała Rhodes prawie flirciarsko i zbliżyła się do Meyers, składając na jej ustach kilkusekundowy pocałunek. Jednak to, na ich nieszczęście, zdało się tym razem na nic – Judith poczuła, że ma karmelki we włosach, a twarz Sophii pokryła się jakąś dziwną, słodką mazią.
- Chodźmy stąd jak najprędzej! – zawołała Judith i obie wybiegły z sali, wpadając – na domiar złego – po drodze na Weasleyów, którzy tego dnia wyglądali na jeszcze większych psychopatów niż zazwyczaj.
- Och, gratulujemy wam! – powiedział Fred.
- Czego tym razem? – mruknęła Judith, nie przejmując się już nawet wszechobecną nienawiścią.
- Uwięziliśmy Snape’a, żeby Fred mógł dzisiaj zagrać, a wy go uwolniłyście! – zawołał George.
- Co? Przemieniliście się w Snape’a? Wypiliście eliksir z jego włosem? – Judith poczuła, że wzbiera się jej na mdłości, a to uczucie spotęgował mdły zapach słodyczy wydobywający się z jej włosów; szybko pobiegła w stronę łazienki.
- Och, wiecie, muszę pobiec do swojej dziewczyny… - wymamrotała Sophie, ale po chwili bliźniacy zagrodzili jej drogę.
- Wiecie, mam dzisiaj szlaban i… - dodała rozpaczliwie.
- Mamy nadzieję… - zaczął mówić Fred.
- Że nie masz klaustrofobii – zakończył George.
- A nawet jeśli masz…
- To w sumie nic nie szkodzi!
Judith umyła zęby po raz dziesiąty i ze zdziwieniem odkryła, że Sophie nie było koło niej. Wyszła z łazienki, próbując iść jak najbliżej ściany i w razie czego uciekać przed ludźmi ze swojego Domu. Nagle poczuła, jak ktoś rzuca jej się na szyję.
- Mal… Malfoy? – powiedziała z zaskoczeniem i cała zesztywniała. Myślała, że Malfoy już nią gardzi, uważa za kocią wariatkę i tym podobne – a jednak przyszedł. Na pewno dzięki kotom, kocha je tak jak ja – pomyślała Judith.  
- Jesteś wspaniała! Kocham cię! – krzyknął rozentuzjazmowany Draco i zaczął niemalże tańczyć w miejscu.
- Że co? – spytała nadal osłupiała. Dobra, to niemożliwe – przebrnęło jej przez myśl. – Ja się tak nie bawię, to pewnie znowu jakiś Eliksir Wielosokowy – bąknęła pod nosem, ale blondyn najwyraźniej jej nie słuchał, bo podskakiwał już z ekscytacji.
- Dzięki tobie… Albo twojej szlamowatej przyjaciółce ten durny Weasley nie gra dzisiaj w meczu, więc na pewno wygramy MY. Ci idioci nie znajdą przecież zastępstwa w jeden dzień! W dodatku straciłyście tyle punktów, że Dumbledore wprowadził punkty minusowe, aktualnie macie ich minus pięćdziesiąt! To my wygramy w tym roku Puchar Domów! A NIE POTTER! TATA BĘDZIE TAKI DUMNY, TAKI DUMNY! – aż klasnął w ręce i zachrumkał z zadowolenia. – Muszę cię pocałować! – ogłosił po chwili i niezbyt zgrabnie cmoknął ją w usta, po czym zaśmiał się głosem Lavender Brown – Och zapomniałem, że jesteś lesbijką! Pa!
Judith stała osłupiała. Naprzeciwko niej na korytarzu stał Blaise Zabini z podobnym wyrazem twarzy.
- Nie zniosę w tym roku Hogwartu na trzeźwo – wymamrotał Ślizgon i zniknął z jej pola widzenia. Z szaty wyciągnął piersiówkę i wziął z niej potężnego łyka. Dobrze, że miał ich jeszcze około dwudziestu!
Judith udało się ominąć ciągle wściekłych Gryfonów z Pokoju Wspólnego i jak na skrzydłach wpadła do swojego dormitorium, ale oprócz Parvati, która siedziała na łóżku i piłowała paznokcie, nikogo nie było.
- Gdzie jest Sophie? – zapytała się jej dziewczyna, jednak ta tylko prychnęła i wróciła do piłowania. – Dzięki za pomoc – Rhodes mruknęła sama do siebie. Wyszła na schody prowadzące do dormitoriów chłopaków, ale na moment się zawahała i szybko zawróciła.
- Mamusia cię kocha, jak nie wróci, to uratuj rodzeństwo! – Ucałowała szybko Puszka i wbiegła do dormitorium chłopców.
- Gdzie jest… Neville, na brodę Merlina, zasłoń się! – dziewczyna odwróciła się plecami do przerażonego chłopaka, który z przerażeniem zaczął się zakrywać ręcznikiem.
- Rozbijasz nam drużynę – przed nią pojawili się bliźniacy. Na Merlina, jak oni to robili?!
- Ze swoją „dziewczyną” – powiedział ironicznie Fred.
- A teraz nam stresujesz Neville'a? – dodał George.
- Chyba również…
- Powinna spotkać cię kara – dokończyli obaj i uśmiechnęli się szaleńczo.
- Jestem TAKI szczęśliwy! – zawołał Draco, tańcząc na stole w Pokoju Wspólnym.
- Jeszcze tylko dwa i pół roku – mruknął Zabini, pociągając z butelki. – Potem wolność. Wyjadę do Rumunii.
-Rumunii? – spytał Crabbe, drapiąc się po głowie.
- To jakieś państwo w Afryce? – spytał Goyle.
- Nie! – zaprzeczył Crabbe. – Wszyscy wiedzą, że Rumunia jest w Azji!
Blaise jęknął i za jednym haustem opróżnił pół piersiówki.
- Gdzie mnie ciągnięcie? – jęknęła Judith, prowadzona przez bliźniaków. Zatrzymała ich po drodze Hermiona Granger.
- Co robicie? – spytała, patrząc na nich podejrzliwie.
- Ach, idziemy sobie na spacer! – Uśmiechnął się szeroko Fred.
- Tak, spacer o tej porze roku dobrze nam zrobi – dodał szaleńczo George.
- Nie… - zaczęła mówić Judith, ale poczuła, że jeden z bliźniaków nastąpił jej na palec i wydała z siebie tylko głośne – Auuuuu!
- Hmm, dobrze – odparła Granger i poszła, ale nadal podejrzliwie się na nich patrzyła. Kiedy zniknęła za rogiem, Fred Weasley odwrócił się i – jak na dojrzałego osiemnastolatka przystało – pokazał jej język, po czym wyszeptał do Judith:
- Będziesz miała dużo czasu…
- Żeby spędzić go ze swoją dziewczyną… - dodał równie konspiracyjnym szeptem George.
        - Całe wieki! – zakończył Fred i zatrzymali się przed dziwną komórką, o której istnieniu zapewne nie wiedział nawet Flich. Jednym ruchem wrzucili ją do środka – była tam już Sophie, która siedziała skulona z miną męczennicy. Miejsca było tak mało, że musiała wstać, kiedy dołączyła do niej Rhodes.
- Ej, ej, zaczekajcie! – zawołała rozpaczliwie Sophie. Ta wilgoć źle działała na jej skórę. I na jej paznokcie. A oprócz tego bała się małych, ciemnych pomieszczeń!
- Dobrej zabawy – mruknął Fred, odwracając się.
- Zaczekajcie, proszę! Możemy wygrać jeszcze ten mecz! – zaczęła paplać Meyers, a bliźniacy przystanęli na moment.
- Niby jak? – Przewrócił oczami George.
- Tak się składa, że mamy świetne zastępstwo! Prawda, Judith? – powiedziała Sophie, wpatrując się wyczekująco w Rhodes. 





W kolejnym rozdziale:
NA JAKI POMYSŁ WPADŁA SOPHIE?
JAK MÓGŁ SMAKOWAĆ WYWAR Z WŁOSÓW SNAPE'A?
CZY KOCIE FUTRO WPŁYWA NA UKŁAD NERWOWY?
CZY DZIEWCZYNY ZOSTANĄ ZNIENAWIDZONE NA ZAWSZE?
CZY SNAPE POZABIJA WSZYSTKICH UCZNIÓW?
JAK ZABINI PRZETRWA NAUKĘ W HOGWARCIE?
GDZIE LEŻY RUMUNIA? (specjalne pytanie od Crabbe'a i Goyle'a)
Na te i na wiele innych pytań znajdziecie odpowiedzi już za tydzień!


space cat animated GIF

8 komentarzy:

  1. 1. Zgaduję, że Sophie wpakuje Judith w udział w meczu ;D Już się nie mogę doczekać, jak to będzie wyglądało! Totalna klapa czy jednak Krum może się schować?
    2. Raczej nie za dobrze. Wkońcu włosy Snape'a nie były za czyste...
    3. Oczywiście, że nie! Koty to piękne, cudowne stworzenia, które należy miłować i dobrze traktować! A to, że sam szatan się ich boi i jest ich wysłannikiem, to tylko taki nic nieznaczący szczególik...
    4. Raczej nie. Jeśki uda uda się wygrać ten mecz, to pewnie na powrót zostaną uwielbiane.
    5. U niego to całkiem możliwe, ale Snape jest raczej typem człowieka, co denerwuje się w sposób... taki cichy? Coś takiego.
    6. Zabini, uwierz mi, normalne uczenie się w szkole, w której uczą się Potter i bliźniacy, nigdy, ale to NIGDY nie będzie możliwie! Dlatego rób sobie zapasy.
    7. Rumunia? To jest gdzieś tak... na wschód, tylko tak jednocześnie na południe. W Europie oczywiście. Południowo-wschodnia część Europy, o! Chyba...?

    W momencie, w którym Draco przyszedł o Judith, wkradł się mały błąd. Draco powiedział: "Muszę się pocałować!" a nie "Muszę cię pocałować!". Oczywiście ten błąd nie byłby błędem, gdyby nie dalsza część, że ją pocałował, bo tak to by do niego pasował.
    I gdzieś tam jeszcze kilka razy było albo Sophia albo Sophie - to chyba nie był błąd i tak miało być, tak?
    Pozdrawiam, życzę weny i zdrówka!

    ~Juvia L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy bardzo za komentarz i wszelkie błędy zostały już poprawione. Nie, jeśli gdzieś było napisane "Sophia", to na pewno niecelowo i to jest błąd, a w dodatku wynikający z braku konsekwencji - więc wstydzę się podwójnie! "Się" to oczywiście literówka, ale dziękujemy bardzo za zwrócenie uwagi, bo kompletnie odwraca sens wypowiedzi. Cieszy mnie, że nasi czytelnicy mają sokole oczy - i dodatkowo rzeczywiście uważnie czytają tekst.

      Niektóre odpowiedzi na pytania prawidłowe, inne - nie do końca. Zdradzić mogę tylko tyle, że odpowiedź w przypadku Rumunii jest poprawna i dodam z niedowierzaniem - Snape cichy?! Oczywiście u nas jest przerysowany w porównaniu ze swoim książkowym pierwowzorem, ale sagę robi mi scena, kiedy Snape irytuje się, że nie dostał Orderu Merlina - stanowczo nie czynił tego w cichy sposób. Ogólnie Snape wydaje mi się mieć dosyć choleryczne usposobienie.

      Pozdrawiam
      Rich B.

      Usuń
    2. Mogłam wyrazić się nieco źle... Faktem jest, że Snape do cichych osób nie należał, ale też głośno, jak dla mnie oczywiście, nie wyrażał swojej wściekłości, zdenerwowania. ;) Robił to raczej tak gdzieś pośrodku. Gdy już podnosił głos, to nie tak, by cały zamek go słyszał.

      Usuń
  2. Rozdział kapitalny... Śmieje się jak głupia do siebie, gdy to czytam ( ciekawe czy to oznaki odchyłu w psychice ? ). Wszystkie teksty ( ICH BIN INGA haha ), no i scena z miłym Snape,em - w pierwszej chwili myślałam, że umysł i wzrok płatają mi figle, no ale na szczęście wszystko się wyjaśniło uuuf... ). Wiem, że komentarz bez ładu i składu ale nie jestem nawet w stanie wyrzuciç z siebie wszystkich emocji! Czekam na kolejny rozdział z ogromną niecierpliwością. Judith i Sophie podbiły moje serce na dobre <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dotąd zdecydowanie najlepszy rozdział. :D Powtórzę się, ale naprawdę opowiadanie jest zabawne i pełne niesamowitych scen. Jak dla mnie praktycznie każda z nich jest lepsza od poprzedniej. :))

    "Dracuś! Misiaczku, gdzie jesteś?" Nienawidzę takiej słodyczy. Oczywiście nie piszę tego, żeby skrytykować wykreowaną przez was Pansy, tylko żeby zasygnalizować, że gdyby jakakolwiek dziewczyna zachowywała się w stosunku do mnie w taki sposób, to chyba bym ją zadźgał. Istny koszmar, naprawdę. Mam wrażenie, że takie osoby w ogóle nie mają mózgu.

    Urzekła mnie rozmowa dziewczyn po obronie. Nie wiem dokładnie co, ale coś mnie w niej bardzo rozbawiło. :))

    Ogólnie wszystko mi się podobało, dlatego na tym zakończę swój komentarz. W przeciwnym razie musiałbym przytaczać zdanie/zdania praktycznie z każdego fragmentu. :) Zabawna scena z innym Snape'em. Na początku pomyślałem, że albo się czegoś naćpał, albo ewentualne Obliviate miało negatywne skutki.

    Cieszę się również, że w tym rozdziale Harry pojawiał się częściej. Mimo że jest tylko poboczną postacią, to nawet takie krótkie fragmenty z jego udziałem w pełni mnie zadowalają.

    Ten rozdział to kawał dobrej roboty, dlatego z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! :D

    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszymy z Rich B., że Ci się podobało! Liczę, że nie zawiedziesz się przy kolejnych rozdziałach.
      Harry'ego będzie raz więcej, raz mniej. Zależy wszystko od naszego kaprysu. Jednak na pewno spodoba ci się nasza mała niespodzianka na Halloween - Potter będzie jedną z głównych postaci dodatku. Zatem już 31.10 i 1.11 zapraszam na WEEKEND GROZY.
      Kłaniam się nisko i miłego weekendu
      Boom Boom

      Usuń
  4. Toż to nie był trójkąt, to był wielokąt!
    Świetne opowiadanie, moje drogie panie, naprawdę.
    Choć muszę wspomnieć, że wkradła wam się literówka w słowie "Azkaban", o ile dobrze pamiętam (a rozdział przeczytałam rano, więc może to halucynacja z niedożywienia) brakowało w tym słowie "k".
    Podstawiony Snape wręczający stokrotkę zrobił mi dzień, podobnie zresztą jak wprowadzona przez Dumbledore'a ujemna punktacja.
    Zostaję tu. Świetnie piszecie i odpowiada mi wasze poczucie humoru. :)

    Pozdrawiam was serdecznie! :)

    Anta Mercure

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witamy nową czytelniczkę!
      Sokole oko z ciebie! Widzisz, tyle razy czytamy i poprawiamy, a i tak się jakaś literówka zawsze wkradnie. Ale cieszy nas, że wy czytacie uważnie i wyłapujecie te małe błędy.
      Dziękujemy za komplementy, aż spłonęłam rumieńcem, a Rich B. zachichotała w stylu HEHEHE KŁI KŁI.
      Pozdrawiam
      Boom Boom

      Usuń