WITAMY
WSZYSTKICH!
Na
początek piosenka nastrajająca, jak na opko przystało: KLIK .
Mamy nadzieję, że nikogo nie zniechęcił pierwszy rozdział, który jest najnormalniejszy ze wszystkich i nie zapowiada tego, że opko jest pisane przez chorych pojebów. Bez dłuższego wstępu - INDŻOJ!
Pociąg Hogwart Express w końcu zwolnił i zatrzymał się tuż przed stacją.
Wszyscy uczniowie Szkoły Magii i Czarodziejstwa stłoczyli się przy wyjściach z
pociągu, aby następnie wyskoczyć na wąski, ciemny peron.
- Pirszoroczni! Pirszoroczni tutaj! - zawołał mężczyzna, którego ciało
wielkością przypominało potężną górę lodową. Znad morza głów jedenastolatków
wystawała włochata głowa gajowego Hogwartu - Rubeusa Hagrida. Czarna broda i
długie włosy w poplątanych strąkach zakrywała mu prawie całą twarz. Ubrany był
w płaszcz ze skórek z kretów i niecierpliwie rozglądał się wokół. - No, dalej,
za mną... są jeszcze jacyś pirszoroczni? Patrzyć pod nogi! Pirszoroczni za mną!
Chmara dzieci, tworząc
nieznośny harmider, podążyła za gajowym; wyraz twarzy niektórych z nich wyrażał
najprawdziwsze przerażenie, inni wydawali się nad wyraz spokojni, a jeszcze
inni – głęboko zdegustowani. Grupki, w które zebrali się uczniowie,
prawdopodobnie nie były bez znaczenia dla przyszłego przydziału do Domów – zresztą
ta kwestia pozostawała dla wszystkich szczególnie interesująca od samego
początku podróży. Powoli dzieci zaczęły zajmować oczekujące na nie łódki.
Dwie dziewczynki, trzymając się
kurczowo za ręce, próbowały nie zgubić się w tłumie pierwszoroczniaków.
Wydawały się całkowicie przeciętnie – w końcu w roczniku, w którym do Hogwartu
przybył sam Harry Potter, nic nie byłoby w stanie wzbudzić większej sensacji.
- Kto to jest w ogóle ten cały
Harry Potter? – zapytała się szeptem jedna z dziewczynek. Spod tiary czarownicy
wystawały jej dwa jasne warkoczyki. Na szacie miała wyhaftowane złotą nicią
swoje imię – Sophie.
- Nie wiesz? – zdziwiła się jej koleżanka, ale
widząc zasmuconą minę dziewczynki, zrobiło jej się trochę głupio - Sophie
pochodziła z niemagicznej rodziny, wcześniej nie wiedziała nic na temat świata
czarodziejów. – Harry Potter pokonał Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać! A
miał tylko rok, niesamowite!
- Tylko rok? To możliwe,
Judith? – dziewczynka spojrzała z powątpieniem na Harry’ego, który rozmawiał o
czymś z Hagridem.
- Moi rodzice tak mówili i…
- Włazicie do tej łódki czy nie? – Usłyszały nagle poirytowany głos,
który gwałtownie przerwał ich dyskusję. Obie popatrzyły w górę i ich oczom
ukazał się widok niezbyt przyjemny – blondyn z przylizanymi włosami i nieco
szczurzą twarzą patrzył na nie ze złością. Obie zaczęły wchodzić niezbyt
zgrabnie do łódki, a Sophie dodatkowo potknęła się o rozwiązane sznurówki.
- Pięknie, widzę, że płyniemy z samym Hufflepuffem – skomentował
złośliwie chłopak.
- Ej, nie pozwalaj sobie za dużo – mruknęła Judith, która co prawda o
Hufflepuffie nie wiedziała zbyt dużo – jej rodzice nigdy nie naciskali na
przydzielenie jej do konkretnego Domu – ale z ust tego dzieciaka brzmiała to
jak najgorsza obelga.
- Bo co? – spytał groźnie.
Judith, nie mogąc wysilić się na lepszą ripostę, w odpowiedzi pokazała mu
język – blondyn tylko przewrócił oczami i zaczął szeptać coś do swoich dwóch
kolegów, którzy na pierwszy rzut oka przypominali raczej wyrośniętych goryli
niż ludzi.
- Opowiedz mi coś o tych domach, Judith – powiedziała cicho Sophie.
- Och, mój tata był w Ravenclavie, a moja mama w Gryffindorze… -
zaczęła mówić Judith, ale znowu ich rozmowę przerwało pogardliwe prychnięcie.
- Wiadomo, że najlepszy jest Slytherin – stwierdził towarzysz ich
podróży.
- W Revenclavie ponoć są najmądrzejsi czarodzieje – kontynuowała
dziewczynka, nie zwracając uwagi na blondyna. – Natomiast w Gryffindorze
najdzielniejsi.
- A w Slytherinie są tylko fajne osoby. No cóż, wy raczej do niech nie
należycie – prychnął chłopak. – Pochodzę z arystokratycznego rodu Malfoyów,
każdy z mojej rodziny należał do tego Domu. Nie każdy jest godny takiego
przywileju – powiedział uroczystym, pełnym pychy tonem. Chciał dodać jeszcze jedną uwagę, jednak w
tym momencie padł na nich cień.
- Dzieciaki, liczyć nie umiecie? – do łódki podszedł Hagrid. – Mówiłem
- po cztery dzieciaki wsiadacie, cztery. Ty, nie chowaj się, wysiadaj! – gajowy
wskazał na Judith, która próbowała się schować za jednym z goryli blondyna.
Dziewczynka niechętnie wstała z miejsca, rzuciła współczujące spojrzenie
koleżance i poszła do najbliższej łódki, w której było miejsce.
Sophie zaczęła się nerwowo kręcić na swoim miejscu pod czujnym wzrokiem
młodego Malfoya.
- Czekaj, jak to nie znasz Domów? Nic nie wiesz o Hogwarcie? –
prychnął.
- Nie –
odpowiedziała nieco piskliwym głosem Sophie. Nie czuła się zbyt bezpiecznie w
tym towarzystwie – szczególnie zważywszy na to, że została tutaj sama i zaraz
miała znaleźć się na pełnej wodzie, a jej choroba morska dawała jej się
boleśnie we znaki.
- Czyżby mugolaczka? – spytał Malfoy, a jego dwa towarzysze
zarechotali.
- Nie twój interes! – Odważyła się nagle, a Draco wykrzywił usta w
pogardliwym uśmiechu.
- A jednak. Nie masz o co się martwić, na pewno nie będziesz w
Slytherinie. Nie wpuszczają tam szlam – odparł tak nonszalanckim tonem, na jaki
jedenastolatek w ogóle mógł się zdobyć. Dwaj goryle nie włączali się w rozmowę,
ale co rusz rechotali, szturchając się łokciami i pomrukując coś pod nosem.
- Co to jest szlama? – spytała Sophie, co wzbudziło jeszcze większe
rozbawienie u trzech chłopaków. Poczuła, że coraz bardziej kręci jej się w
głowie.
- Widzisz, niektórzy mają czystą krew, a inni…
- Zamknij się! – nagle krzyknęła Sophie, łapiąc się mocno za brzegi
łódki. Cóż, miała nadzieję, że w ten sposób uda jej się zachować resztki
równowagi, bo wszystko zdawało się wirować – poczynając od kołyszącej się
łódki, przez będącą gdzieś w oddali, olbrzymią sylwetkę Hagrida, a kończąc na
mało przyjemnych twarzach chłopaków.
- Można się spodziewać takiego języka po szla…
Malfoy jednak nie zdołał dokończyć tego zdania – Sophie zgięła się w
pół i chociaż próbowała za wszelką cenę powstrzymać torsje, to nie udało jej się.
Draco – ten Draco pochodzący arystokratycznego rodu Malfoyów – miał swoje
świeżo wypolerowane buty pokryte zieloną mazią. Na domiar złego maź pochodziła
prosto z żołądka świeżo utytułowanej szlamy.
- Och… Wybacz! – powiedziała Sophie, ledwo tłumiąc śmiech. Wytarła
szybko usta i wyprostowała się. Blade oblicze Malfoya zrobiło się momentalnie
czerwone, a dwaj goryle stali nieruchomo.
- Ty… Ty… Ty… - zaczął mówić, ale niedane mu było dokończyć tego
zdania. Nagle cień na łódkę rzuciła ogromna postać Hagrida.
- Cholibka, co się tutaj dzieje? – spytał zmartwiony, a widząc całą
sytuację, zaklął znowu – cholibka! No cóż, zdirza się. Ty się młody wytrzyj,
zaraz przepadnie nam uczta!
Sophie prawie wyskoczyła z łódki i podbiegła do Judith, łapiąc ją za
rękaw.
- Obrzyganie kogoś z arystokratycznego rodu chyba nie jest najlepszym
rozpoczęciem nauki w Hogwarcie?! – zawołała histerycznie. – Myślisz, że mnie za
to wyrzucą? – spytała jeszcze ciszej.
- Obrzygałaś tego kretyna? – zaśmiała się Judith. – Dobrze mu tak!
Całą grupą doszli do wielkich wrót zamkowych. Hagrid uderzył w nie trzy
razy, a te się otworzyły. Po drugiej stronie stała szczupła i wysoka czarownica
w szmaragdowej szacie. Włosy miała ściągnięte w ciasny kok, a na długim i
szpiczastym nosie nosiła okulary. Surowa twarz kobiety nie wydała się
dziewczynkom przyjemna.
- Za chwilę odbędzie się Ceremonia Przydziału, na której każdy z was
zostanie przydzielony do jednego z czterech Domów – oznajmiła czarownica.
Spojrzała z niesmakiem na Malfoya, który czyścił ciągle buty i dodała - Macie
chwilę na doprowadzenie siebie do porządku.
- Judith, a co jeśli wyląduje w jakimś innym domu niż ty? Nikogo nie
będę tam znała. Nic nie znam. Ani czarów, ani historii szkoły, nic! Jestem z
niemagicznej rodziny, jestem zwykłą mugolaczką! – histeryzowała dziewczynka ze
łzami w oczach.
- Ja też jestem z niemagicznej rodziny – wtrąciła się inna dziewczynka.
Burza brązowych loków okalała jej twarz. – Jednak kiedy tylko się dowiedziałam,
że świat czarodziejów istnieje, a ja jestem jedną z nich, musiałam, po prostu
MUSIAŁAM, się wszystkiego o nich dowiedzieć. Dziwię się tobie, że nie tknęłaś
żadnej książki – powiedziała zarozumiale. – A tak w ogóle nazywam się Hermiona
Granger, a wy?
Jednak koleżanki spojrzały tylko na dziewczynkę i ją zignorowały.
- Czy wszyscy w tej szkole są tacy nadęci? – fuknęła Judith. –
Widziałaś jej zęby? Twoi rodzice to mugole, ale jej to chyba króliki.
- Nic nie przeczytałam! Co ja teraz zrobię? – zaczęła znowu histeryzować
Sophie, a Judith tylko przewróciła oczami.
- Dobrze, że ja zapoznałam się z całym materiałem – odparła spokojnie.
Wnętrze Hogwartu wydawało im się ogromne – wysoko postawiony sufit,
ruszające się obrazy na ścianach, szerokie korytarze. Sophie wpatrywała się we
wszystko z szeroko otwartymi ustami, natomiast na jej przyjaciółce wnętrze
Hogwartu nie robiło aż tak wielkiego wrażenia, a przynajmniej nie dawała po
sobie tego poznać. Kiedy wreszcie dotarli do głównej sali Hogwartu, wszyscy
pierwszoroczniacy znaleźli się koło podestu i mieli zaraz przystąpić do
Ceremonii Przydziału. Powitał ich starzec z bajecznie długą brodą i dobrotliwym
wyrazem twarzy – jego rozbiegane oczy za ogromnymi okularami i pstrokata szata
sprawiały, że wyglądał dosyć osobliwie.
- Witam kolejnych uczniów Hogwartu! Zgodnie z tradycją, jak co roku,
zaraz odbędzie się Ceremonia Przydziału. Nie przedłużajmy jej, bo kiszki grają
mi już marsza – powiedział i Sophie mogłaby przysiąc, że mrugnął w ich stronę.
Dyrektor wyczytywał pojedynczo nazwiska uczniów i zakładał im na głowy
starą Tiarę Przydziału. Na pierwszy ogień poszła jakaś panna Bones – Tiara
przydzieliła ją do Ravenclavu; później miejsce zajął Terry Boot, który również
trafił do tego samego Domu. Sophie i Judith przestały przez chwilę zwracać uwagę
na kolejne nazwiska i z niecierpliwością czekały na swoją kolej.
- Ronald Weasley! -Ttiara zastanowiła się przez chwilę, po czym
zawyrokowała - Gryffindor!
- Na Merlina, moi rodzice mówili, że ci Weasleyowie co roku trafiają
do Hogwartu. – Skrzywiła się Judith, po czym szturchnęła w bok Sophie. – Patrz,
to ten Potter.
Na środek wyszedł wątle wyglądający chłopak z charakterystyczną blizną
w kształcie błyskawicy na czole. Przy jego nazwisku Tiara zastanowiła się przez
dłuższą chwilę, ale w końcu zadecydowała - Gryffindor!
- Sophie Meyers! - dziewczyna usiadła na stołku, starając nie pokazać
jak bardzo trzęsą jej się ręce. Nie musiała długo czekać, aż Tiara się zastanowi
i po paru sekundach krzyknęła - Gryffindor!
Blondynka pobiegła do stołu swojego domu, posyłając koleżance radosne spojrzenie. Po kilku uczniach przyszła kolej na Judith.
Blondynka pobiegła do stołu swojego domu, posyłając koleżance radosne spojrzenie. Po kilku uczniach przyszła kolej na Judith.
- Wredna jesteś jak rasowa Ślizgonka – zadumała się Tiara, kiedy tylko
dotknęła głowy dziewczyny.
Nie chcę do Slytherinu, jakieś
przychlasta tam chodzą – pomyślała zrozpaczona Judith. – Nie mogłabym trafić do Gryffindoru? Co
prawda jest tam trochę za rudo, a jak wiadomo rudzi duszy nie mają… Jednak jest
tam moja koleżanka! Dopiero ją poznałam, ale się wydaje taka zagubiona.
Mogłabym jej pomóc!
- Niech stracę, może być wesoło – westchnęła Tiara. Miała już dość tych
wszystkich dzieciaków, szczególnie po Neville’u, który prawie rozpłakał się na
stołku, co spowodowałoby pewnie przemoczeniem jej wiekowego materiału. A
następnie, o losie, prawie zabrał ją ze sobą do stołu Gryfonów. Tiara zaczęła
się zastanawiać, czy na pewno w tym roku dobrze dokonała wyboru. Wzięła głęboki
oddech i krzyknęła – GRYFFINDOR!
Dziewczynka pisnęła uradowana, zrzuciła z głowy Tiarę, która spadła na
ziemię, zanim zdążył ją złapać Dumbledore. Chyba
czas na emeryturę – jęknęła.
- Zero poszanowania dla tradycji Hogwartu – oburzyła się Hermiona,
kiedy Judith dosiadła się do stołu Gryfonów. – Czy wiesz, że Tiara należała
kiedyś do Godryka Gryffindora, jednego z założycieli Hogwartu, którego nazwisko
nosi Dom, w którym jesteś?
- Bla bla bla – skomentowała tą wypowiedź Judith. – Kiedy żarcie?
- Możemy zasiadać do uczty! – ogłosił Dumbledore i zaśmiał się prawie
złowieszczo. Judith i Sophie popatrzyły z powątpieniem na ludzi siedzących przy
stole – wszyscy zachowywali się bardzo głośno.
- Nie jestem przekonana czy znalazłyśmy się w dobrym Domu –
skomentowała niepewnie Sophie.
- Ta, ja też – skomentowała
obojętnie Rhodes. Jej uwadze nie umknął fakt, że irytujący blondyn właśnie
siedział przy stole Ślizgonów.
Kiedy Judith i Sophie siedziały w Wielkiej Sali tuż po ukończonej Ceremonii
Przydziału nie spodziewały się, że ich życie za pięć lat będzie wyglądało w
bardzo podobny sposób. Podczas swojej kariery w Hogwarcie – o ile można było to
nazwać karierą – nie spotkało ich nic bardziej spektakularnego niż fakt, iż
Sophie Meyers zwymiotowała na buty Malfoy’a pierwszego dnia swojej edukacji, co
było w pewnych kręgach wspominane jako całkiem przyjemna anegdota. Ale oprócz
tego obie pozostawały wręcz niewidoczne dla innych uczniów – nie potrafiły
niestety znaleźć języka z prawie nikim ze swojego Domu, nie grały w Quidditcha,
śmiały się z Hermiony Granger, a Parvati i Lavender – dwie inne urocze
mieszkanki ich dormitorium – nie wydawały się zbyt światłymi osobami. A faceci,
cóż… Nie rozmawiali z nimi zbyt często. Judith mogła pochwalić się całkiem
niezłymi wynikami w nauce, natomiast Sophie pisała do gazety „Nowiny Hogwartu”,
której, oprócz współredaktorów i Judith czyniącej to z czystej litości, nikt
nigdy nie miał w ręce. W zasadzie wszystko zmierzało w kierunku tego, żeby
Judith i Sophie pozostały niewidoczne do końca swoich lat w Hogwarcie i
zaliczały się do grona tych uczniów magicznej szkoły, o których nikt nigdy nie
słyszał.
- W tym roku są SUMy – mruknęła Judith, mieszając łyżką w swojej już
niezbyt dobrze wyglądającej owsiance.
- Nie mogę się już doczekać. Może dostanę chociaż z cztery – odparła
Sophie i nagryzmoliła coś na kartce papieru, co w zadziwiający sposób
przypominało ich nauczyciela eliksirów. – Mam dosyć tego Hogwartu.
- Nie przesadzaj – odpowiedziała obojętnie Rhodes i stwierdziła, że
owsianka już nie jest zjadliwa – apetytu pozbawiły ją także wątpliwej świeżości
włosy Severusa Snape’a, które właśnie dostrzegła w tłumie. Przypomniała sobie
także, że za pół godziny czeka ją wątpliwa przyjemność obcowania z nimi vis a
vis – i, co się z tym wiązało, z całą grają Ślizgonów.
- Nie przesadzaj? Nie przesadzaj?! Gdyby nie to, że rok temu jacyś
ludzie pierwotni z Durmstrang, niemówiący ani słowa po angielsku, zaprosili nas
na bal, nie miałybyśmy tam z kim pójść – powiedziała markotnie Sophie. –
Jesteśmy nikim, Judith, pora to przyznać – dodała z miną zrozpaczonego dziecka.
- Nikim – prychnęła Judith. – Za nisko się cenisz, kochana. Ja tam mam
dużo radości z życia – mówiąc to, podniosła ze swoich kolan burego kota z
czerwoną obróżką, który pogardliwie spojrzał na otaczających ich ludzi. – Kto
jest kicią mamusi? No kto? Kogo mamusia kocha najbardziej? – dziewczyna zaczęła
całować kota po pyszczku, szczebiocząc do niego wesoło.
- Ej, przestań trząść tym kotem nad stołem, dobrze? – oburzyła się
Hermiona. – Mam jego sierść w jajecznicy!
- Sierść zapycha żołądek, może uda ci się wtedy schudnąć kilka kilo.
Zatem smacznego – odpowiedziała słodko Judith i wróciła do bujania kotem.
- Wiesz, kocham cię jak siostrę – zaczęła ostrożnie Sophie przyglądając
się przyjaciółce. – Jednak twoje zachowanie ani trochę nie pomaga nam w całej
sytuacji. Ty jesteś szurniętą kocią mamą…
- W ogóle co za chory przepis, że można mieć TYLKO jednego kota! –
przerwała jej dziewczyna.
- … a ja przyjaciółką kociej mamy – kontynuowała blondynka, nie
zwracając uwagi na Judith. – Jesteśmy na piątym roku, nie chciałabyś w końcu
czegoś przeżyć? No wiesz, w końcu poznać jakiegoś faceta?
Kot wyrwał się z objęć swojej właścicielki i z dzikim prychnięciem
ruszył na szczura jakiejś dziewczynki z pierwszego roku. Judith spojrzała tylko
obojętnie na swojego kota, któremu z pyska już wystawał tylko ogon gryzonia.
Bezgłośnie powiedziała do dziewczynki „życie chuj”.
- Czy ty w ogóle mnie słuchasz? – Sophie pomachała ręką przed jej
twarzą.
- Co? Nie. Ciągle te twoje pierdolenie. Ble ble ble, nudzę się, chcę
chłopaka, muszę schudnąć, czy Fred nie jest słodki? – przedrzeźniała ją
brunetka. Fred na dźwięk swojego imienia odwrócił się do dziewczyn, jednak
tylko omiótł je spojrzeniem, jakby były niewidzialne.
- Możesz być trochę ciszej? – szepnęła zdenerwowana Meyers. – Ale
widzisz, to tylko potwierdza moje słowa. Nie zauważył nas nawet, a siedzimy
trzy miejsca od niego! Jesteśmy skończone – zawyła.
- No skoro nadal wstydzisz się do niego odzywać, to nie wróżę wam
świetlanej przyszłości – skomentowała zgryźliwie Judith. – A teraz chodź na
eliksiry, bo Snape wystarczająco bardzo nas kocha – dodała, z żalem opuszczając
swojego kota – kiedyś już chciała zabrać go na zajęcia. To nie skończyło się
dobrze, szczególnie biorąc pod uwagę, że Severus Snape miał paskudną alergię na
koty.
Judith z miną męczennicy przemierzała korytarze, słuchając paplania
Sophie. Ominęły w drzwiach Malfoya, który popatrzył na nie obojętnie – poza
wygłaszanymi od czasu do czasu złośliwymi komentarzami nie zwracał na nie
uwagi, miał inne obiekty żartów. Judith starała się jednocześnie zignorować i
jego obecność, i histerię Sophie, której nawet początek zajęć nie przeszkadzał
w zaprzestaniu gadania. Snape, pastwiąc się właśnie nad Nevillem, nie zwracał
na to uwagi.
- Przestań wreszcie o nim gadać! – mruknęła Judith.
- Łatwo ci mówić, ty nie jesteś w nikim zauroczona…
- A co jak bym ci powiedziała, że jednak jestem? – powiedziała Rhodes,
doprowadzona do ostateczności.
- Ciekawe w kim.
- Och, podpowiem ci, że mój obiekt westchnień jest jeszcze bardziej
nieosiągalny.
- A kto to?
- Czy panie Meyers i Rhodes mogą się uciszyć? Widzę, że umiejętność
milczenia przez czterdzieści pięć minut to dla niektórych bardzo dużo. Pięć
punktów od Gryffindoru. – Usłyszały głos Snape’a, który brzmiał tak, jakby miał
ochotę je zamordować – i Judith przez ani chwilę nie wątpiła, że taką ochotę
ma. Ale ta nagła wiadomość tak wybiła Sophie z równowagi, że mimo uwagi mistrza
eliksirów, powtórzyła:
-Kto to?
- Malfoy, do cholery – wysyczała Judith tak, jakby opowiadała o
planowaniu zbrodni, a nie odczuwaniu jakichkolwiek cieplejszych uczuć. Jednak
Sophie na dźwięk tej wiadomości nie dosyć że gwałtownie zamilkła, to
najwyraźniej straciła władzę w kończynach, bo cały Kamień Księżycowy wpadł
prosto do jej Eliksiru Spokoju, powodując tak ogromny wybuch, że nie dosyć, że
sama została oblana całą zawartością swojego kotła, to jeszcze ubrudziła też
swoją przyjaciółkę i parę innych osób siedzących obok – włosy Rona Weasleya
nagle stały się purpurowe, Potter ubrudził sobie całe okulary, a szczur
Neville’a – czemu do cholery nie można było przyprowadzać kotów na zajęcia?! –
chyba oddawał ostatnie tchnienie. Sam powód całego zamieszania – Malfoy –
prawie się nie zadławił, bo wybuch nastąpił akurat w momencie jego niespodziewanego
ataku ziewania.
- Czemu mnie to nie dziwi – skomentował pogardliwie Blaise Zabini, a
reszta Ślizgonów wpatrywała się z wyczekiwaniem na Snape’a, który wyglądał
niczym rozjuszony hipogryf. Snape bywał poirytowany na zajęciach, ale ten wyraz
twarzy przypominał jego minę, kiedy dowiedział się, że nie otrzyma Orderu
Merlina.
- WYNOCHA! – zaryczał wreszcie – OBIE!
Sophie i Judith, nie czekając ani sekundy dłużej, zerwały się ze swoich
miejsc.
- Pięćdziesiąt punktów od Gryffindoru i szlaban o 19! – Usłyszały za
sobą jeszcze krzyk Snape’a.
- Przynajmniej mamy wolne pół godziny. Powinnam iść umyć włosy, nie
jestem pewna czy sproszkowane kolce jeżozwierza dobrze na nie zadziałają –
mruknęła sama do siebie Judith.
- Włosy! Włosami się martwi, widział ją kto! – Sophie załamała ręce w
rozpaczliwym geście. – Jak, powiedz mi JAK, mogłaś zakochać się w Draco?!
- No nie wiem, przechodziłam obok i BĘC, stało się – dla zobrazowania
swoich słów Rhodes uderzyła pięścią w otwartą dłoń, przez co przyjaciółka
spojrzała na nią, jak na wariatkę. – Ale spokojnie, Sophie, on mnie kojarzy
jako laskę, która przyjaźni się z laską, która obrzygała mu buty. Nic więcej.
- A nie chciałabyś czegoś więcej? Romansów! Uczucia! Emocji! – w tym
momencie brunetka zachichotała dziko. – Seksu!
- Na litość boską, mamy po piętnaście lat. Nawet się jeszcze z nikim
nie całowałyśmy, a ty już o ruchaniu – przewróciła oczami dziewczyna i weszła
do toalety. Jakieś drugoklasistki spojrzały się z obrzydzeniem na ich
poplamione szaty i posklejane włosy, co nie spodobało się Judith. – Co się
gapicie? Wpierdol?! – wydarła się na nie, a te z piskiem uciekły.
- Widzisz? To jest dowód na twoją WIELKĄ potrzebę seksu – skwitowała
Sophie z uśmiechem i zabrała się za czyszczenie szaty.
- Sama masz potrzebę seksu – zripostowała niezbyt udolnie Rhodes,
wyczesując kawałek rogu jednorożca z włosów.
Punktualnie o 19 dziewczyny zjawiły się pod gabinetem profesora
Snape’a. Drzwi były uchylone, więc po krótkiej wymianie nerwowych spojrzeń w
końcu zdecydowały się wejść do pomieszczenia. Pomieszczenie było lodowato
zimne, z czarnymi ścianami, czarnym biurkiem po ścianą, czarnymi krzesłami oraz
- o dziwo - czarnym fotelem, koło którego stał czarny, jakżeby inaczej, stolik.
Snape natomiast siedział za biurkiem, twarzą do ściany, a kiedy przyjaciółki
weszły do pomieszczenia nawet się nie odwrócił.
- 33 sekundy spóźnienia. Za karę doliczę wam 33 minuty do szlabanu –
powiedział obojętnym głosem, dalej studiując ścianę.
- Ej, na co on się gapi? – szepnęła Judith do Sophie.
- Nie wiem – dodała tak
samo konspiracyjnie Meyers. – Pewnie poluje na pająki, które ma zamiar
przekąsić. Jak prawdziwy nietoperz.
- Słuch także mam jak nietoperz. – Usłyszały lodowaty głos, który
sprawiał, że krew niemalże zamarzała w żyłach! – Dziesięć punktów od
Gryffindoru za znieważanie nauczyciela.
- To zostały nam jeszcze jakieś punkty… - mruknęła Judith.
- Dzisiaj pogrupujecie wszystkie składniki do jutrzejszych zajęć.
Proszę, żebyście były ostrożne, bo zważywszy na to, że mimo mojego
dwudziestokrotnego przypomnienia, żeby uważać na Kamień Księżycowy,
zdecydowałyście się wrzucić cały do eliksiru, śmiem wątpić w wasze zdolności do
rejestrowania informacji - ogłosił im i stanął przed nimi wyprostowany. –
Czekacie na owacje? – spytał po sekundzie.
Judith i Sophie głośno przełknęły ślinę i zabrały się do pracy. Snape
prowadził zajęcia z dwunastoma grupami – dwiema na każdym roku aż do piątego, a
później – po SUMach – po jednej na szóstym i siódmym roku. Składniki w
większości były obślizgłe i obrzydliwe, nie pachniały także zbyt przyjemnie;
już po pół godzinie dziewczyny pogubiły się, gdzie ma trafić sproszkowany róg
jednorożca, gdzie korzonki, a gdzie – nieszczęsny - Kamień Księżycowy. Snape
niby czytał jakąś książkę przy biurku, ale co rusz na nie spoglądał.
- To wszystko… Wina Malfoya – wydyszała Sophie.
- Och tak, wydaje mi się, że to wszystko twoja wina – skomentowała
Judith, ale widząc spojrzenie Snape’a, które mówiło, że zaraz ma zamiar odebrać
im kolejne punkty, zamilkła. I tak wszyscy byli im na pewno wdzięczni za dzisiejszy
występ.
- Wystarczy. Możecie iść – powiedział Severus po upływie trzech godzin.
– Ach i radzę być bardziej uważnym na zajęciach. W innym przypadku może
powinniście uczęszczać na zajęcia z pierwszego roku? – zasugerował jadowicie.
- Do widzenia, panie profesorze – powiedziały tylko chórem i jak
najszybciej wyszły z sali.
- Jebało tam czosnkiem – powiedziała Sophie. – Cała jestem w jakiejś
mazi.
- Nic mi nie mów, już wiem, czemu on ma takie tłuste włosy –
stwierdziła z przekąsem Judith, dotykając swojej wilgotnej czupryny.
- Nigdy nie domyję ani tego zapachu, ani tego… Wszystkiego z rąk. –
Wzdrygnęła się Sophie, widząc za paznokciem kawałek, najprawdopodobniej, języka
świergotnika. Obie przemierzały korytarz i narzekały, aż Sophie w oddali
dostrzegła dwie postacie o rudych włosach, których tożsamość bez problemu
rozpoznała – często mieli w zwyczaju szlajać się po zamku o tej godzinie.
Zaczerwieniła się i opuściła głowę, spodziewając się, że jak zwykle ominą je
bez słowa, ale nagle usłyszała:
- Chyba powinniśmy wam złożyć najszczersze gratulację! – powiedział
Fred Weasley; Sophie chciała iść dalej, przekonana, że nie może mówić do nich,
chociaż nikogo innego nie było na korytarzu, ale Judith lekko ją pociągnęła za
rękaw i zatrzymała.
- Jesteśmy dumni, kiedy młodsze roczniki kontynuują naszą tradycję! –
dodał z rozrzewnieniem George.
Judith westchnęła. Popatrzyła na jednego bliźniaka, a później na
drugiego, starając się dostrzec jakieś różnice. Żadnych nie odnalazła.
Popatrzyła jeszcze na Sophie, która wyglądała, jakby miała zejść z tego świata.
- Straciłyśmy pięćdziesiąt punktów – odezwała się wreszcie Rhodes,
kiedy uznała, że Meyers ma zamiar milczeć. – Godne pochwały.
- Nam jeszcze nie udało się stracić tylu punktów podczas jednych zajęć…
- Najwięcej to chyba było czterdzieści.
- No, musieliśmy szorować podłogę…
- Swoimi szczoteczkami do zębów – zakończył Fred i Gryfonki nie były
przekonane, czy na pewno żartuje.
- Mnie w to nie mieszajcie. To ona schrzaniła ten eliksir – powiedziała
obojętnie Judith.
- W takim razie…
- Najszersze gratulacje. Każda próba wyprowadzenia Snape’a z równowagi
jest godna podziwu – stwierdził Fred i po chwili uścisnął rękę osłupiałej
Sophie – George zrobił to samo.
- A teraz musimy was opuścić drogie panie! – Fred ukłonił się
teatralnie.
- Obowiązki wzywają – przytaknął mu George – i już ich nie było.
- Cześć – wydusiła z siebie Sophie, a Judith poczuła, że jej ręka
mimowolnie zmierza w kierunku szyi przyjaciółki i ma zamiar się tam gwałtownie
zacisnąć.
- W taki sposób, droga Sophie, to ghul ma go większą szansę zaliczyć
niż ty! – wydarła się Judith, kiedy zostały same.
- Myślę, że…. Mam pomysł. Możemy coś zrobić, żeby wszyscy zwrócili na
nas uwagę – powiedziała Sophie i zrobiła minę, która bardzo nie spodobała się
Rhodes. – Nawet Malfoy – dodała szybko, chcąc przekonać swoją towarzyszkę.
- Jasne, Malfoy może zwróciłby na mnie uwagę jeśli bym miała
wytatuowany Mroczny Znak na czole. Ale to tylko może! – fuknęła dziewczyna i
zrzuciła z ramienia dłoń przyjaciółki. – Jednak z chęcią posłucham twojego
nieudolnego planu. Może być zabawnie!
- Już nie bądź taka sceptyczna! Mój plan jest po prostu GE-NIAL-NY!
Lepszego w życiu nie miałam – stwierdziła nieskromnie Sophie, wspinając się po
schodach w kierunku wieży Gryffindoru.
- A co za wspaniały plan dziewczynki mają? – nad ich głowami
zmaterializował się Irytek, poltergeist mieszkający w Hogwarcie. Zrobił kilka
fikołków w powietrzu, po czym obrzucił w obie kawałkami kredy. Dziewczyny,
przybierając miny męczennic, starały się nie zwracać uwagi na upierdliwego
ducha i dalej wspinały się po schodach. Jednak Irytek nie dawał za wygraną. –
Ładnie to się tak późno szlajać po korytarzach? – powiedział z udawaną troską,
po czym uśmiechnął się chytrze. - Może was coś złego spotkać! Zawołam kogoś!
FILCH! STUDENCI W NOCY NA KORYTARZU!
- Cicho! Iryt! – warknęła do niego Judith i rzuciła w niego kawałkiem
szlamu, który zebrała z szaty, jednak duch zniknął, a w jego miejscu pojawił
się Filch – teraz oblepiony dziwną, galaretowatą mazią w kolorze smarków
trolla.
- No to mamy znów przejebane – westchnęła Sophie, widząc czerwoną twarz
woźnego.
Kiedy dziewczynom udało się w końcu dotrzeć do swojego dormitorium, na
dworze zaczynało świtać, a do zajęć zostały 3 godziny. Filch, wściekły za
zajście na schodach, kazał im wyczyścić wszystkie zbroje, jakie stały na
korytarzach - od lochów aż po Wieżę Astronomiczną - i to wszystko, oczywiście,
bez użycia magii.
- Chyba już nie ma sensu kłaść się spać – zawyrokowała Judith, wchodząc
z hukiem do pomieszczenia i budząc swoje współlokatorki. – Kto ma ochotę na
kawę?! – nerwowo wyciągnęła spod łóżka czajniczek, w którym za pomocą magii
zaczęła podgrzewać wodę. Parvati i Lavender spojrzały tylko na nią z wyrzutem i
zeszły do Pokoju Wspólnego.
- Może teraz opowiem ci o moim planie… - zaczęła Sophie, ale jej
przyjaciółka spojrzała na nią tylko z zażenowaniem, a ta natychmiast ta
zamilkła.
- Jeśli już musisz, to mów - stwierdziła wreszcie łaskawie.
- A więc widziałam to na mugolskim filmie... Ej, nie słuchasz mnie!-
mruknęła Sophie, widząc, że Judith zaczyna bawić się z kotem.
- Kiedy słyszę mugolski, to się wyłączam - skomentowała Judith.
- Powinnyśmy udawać, że jesteśmy ze sobą - ogłosiła jej z dumą Sophie.
- ŻE CO?! - Judith nagle poczuła pobudzającą moc kawy i spojrzała z
Meyers ze zdegustowaniem. - Mam kiepski gust, ale nadal nie jesteś w moim
typie.
- Udawać! Czytałam "Skandale w Hogwarcie" i nigdy, przenigdy,
w całej historii szkoły nie było ani jednej homoseksualnej pary! Wszyscy będą o
nas mówić. Dodatkowo będę podgrzewać atmosferę w gazecie...
- Sophie, ten pomysł jest więcej niż głupi - skomentowała lekceważąco
Rhodes. - A twojej gazety nie czytają nawet skrzaty. Ja się idę umyć. Tobie to
też proponuję po tej fascynującej nocy.
Obie dziewczyny poszły do łazienki.
Obie dziewczyny poszły do łazienki.
- Chyba po takiej propozycji boję się z tobą przebywać w jednym
pomieszczeniu - mruknęła Judith.
- Och, daj spokój. Dalej sobie wzdychaj do Malfoya...
- A ty do Freda!
- On jest przynajmniej zabawny i nie gardzi wszystkimi jak Draco!
- Och, jesteś pewna, że nami nie gardzi? Bo mi się wydaje, że nami WSZYSCY
gardzą! - odparła Judith, akcentując przedostatnie słowo. - I to twoja wina!
- Tak? A mną gardzi twój wybranek, który uważa mnie za brudną, nic
niewartą szlamę! Szkoda, że sam wygląda jak głuchomon!
- Odwołaj to!
- Ani mi się śni! - powiedziała przekornie Sophie i pokazała jej język.
- Bardzo dojrzale, Sophie, bardzo... - wymruczała Judith, aż nagle
odwróciła się znienacka w jej kierunku z różdżką w ręce i miną psychopaty na
twarzy. - Aquamenti! - wrzasnęła i nagle Meyers została oblana strumieniem
wody. - Widzisz, już nie potrzebujesz prysznica! - Uśmiechnęła się Rhodes, ale
Sophie najwyraźniej nie była tego samego zdania.
- Oppugno - powiedziała Sophie i leniwie machnęła różdżką, a Judith po
chwili wrzasnęła, widząc, jak chmara ptaków próbuje ją zaatakować.
- Protego! - wymamrotała, próbując osłonić się przed zwierzętami, a po
chwili jej różdżka wytworzyła tarczę. Jednak ptaków w łazience robiło się coraz
więcej, a różdżka Sophie zaczęła wytwarzać dziwne iskry.
- ZWARIOWAŁAŚ? ZATRZYMAJ TO! - wrzasnęła Judith.
- Nie... Nie potrafię, coś się dzieje z moją różdżką! - powiedziała
histerycznie Sophie, a ptaki po chwili zaczęły lecieć także w jej stronę.
- Uciekajmy! - zadecydowała Rhodes i obie ledwo wybiegły przez drzwi
łazienki, jeszcze na schodach goniło je stado rozwścieczonych ptaków.
W samej bieliźnie wpadły do Pokoju Wspólnego – w tym momencie już
pełnego uczniów, szykujących się na nowy dzień nauki – a za nimi z dzikim
wrzaskiem wleciała setka ptaków. Dziewczyny, próbując się schować, wskoczyły za
fotel.
- Bombarda Maxima! – Usłyszały zaklęcie, przez które ptaki po kolei
wybuchły. Dziewczyny wychyliła się zza mebla. Po środku pokoju stał nie kto
inny, ale Harry Potter we własnej osobie, wokół którego leżały kupki piór.
- Nie uważasz, że to trochę zbyt brutalne zaklęcie na kilka ptaszków? –
odezwała się w końcu zszokowana Judith, patrząc jak jej kot wynajduję z resztek
ptaków co smaczniejsze kąski.
- CZY WYŚCIE OSZALAŁY?! – wydarł się chłopak. – VOLDEMORT – w tym
momencie wszyscy w Pokoju Wspólnym się skrzywili – ŻYJE! A WY SOBIE ŻARTY
STROICIE!
- To nie tak! – zawołała dramatycznym głosem Sophie. – To był atak na
nas! – Nerwowo zaczęła wskazywać na siebie i przyjaciółkę palcem.
- Co ty pierdolisz? – szepnęła podenerwowana dziewczyna, czując, że coraz
więcej osób się im przygląda.
- Cicho, mam plan – Sophie odpowiedziała jej również szeptem, na co
brunetka przewróciła tylko ostentacyjnie oczami, próbując nie wychylać się za
bardzo zza fotela, żeby nikt już więcej nie zobaczył jej wielkich, babcinych
gaci. Meyers wzięła głęboki oddech i znów zwróciła się do wszystkich, którzy
czekali na wyjaśnienia. – To był atak nienawiści! Nienawiści na nasz związek! –
w tym momencie przyciągnęła Judith do siebie i mocno pocałowała. Zaskoczona
dziewczyna nie zdążyła nawet zareagować. Wszyscy Gryfoni wstrzymali oddech,
część zaczęła wiwatować, inni szybko uciekli do swoich dormitoriów lub do
Wielkiej Sali, by roznieść nowe wieści.
W kolejnym rozdziale:
CZY DRACO KIEDYKOLWIEK DOCZYŚCI BUTY?
CZY HERMIONA PRZESTANIE WYGLĄDAĆ JAK KRÓLIK?
CZY DZIEWCZYNY DOSTAŁY SIĘ DO ODPOWIEDNICH DOMÓW?
CZY HAGRID NAUCZY SIĘ MÓWIĆ POPRAWNIE?
CZY SOPHIE KOCHA JUDITH?
CZY JUDITH UDA SIĘ W KOŃCU DOMYĆ WŁOSY?
CZY POTTER POSTRADAŁ ZMYSŁY?
CZY DZIEWCZYNY KIEDYKOLWIEK ZALICZĄ?
CZY SOPHIE KOCHA JUDITH?
CZY JUDITH UDA SIĘ W KOŃCU DOMYĆ WŁOSY?
CZY POTTER POSTRADAŁ ZMYSŁY?
CZY DZIEWCZYNY KIEDYKOLWIEK ZALICZĄ?
Na te i na wiele innych pytań znajdziecie odpowiedzi już za tydzień!
Koty mnie urzekły jak i końcowe pytania. Nie, one mnie ómarły, powaliły są zajebistością!
OdpowiedzUsuńOpowiadanie bardzo mi się podoba i jest śmieszne. Zostanę tu i nie puszczę tego bloga!
Pomysł Sophie genialny. Podobno faceci interesują się kobietami bardziej, gdy okazuje się, że są innej orientacji, także... Swoją drogą myślę, że po 5 latach Malfoy zdołał wyczyścić butki. Matka raczej by go nie wypuściła między ludzi z ufajdanymi lakierkami, więc... xD W scenie z łódką brakowało mi tylko jednej rzeczy - słynnego tekstu "Mój ojciec się o tym dowie!". Ale tak poza tym, wszystko jest genialne.
Czy przewidujecie jakieś zakładki typu "Bohaterowie" albo "O autorach", bo chętnie bym się z takimi zapoznała.
Nie wiem czy wytrzymam do niedzieli, no ale dobra ;-; Postaram się chociaż...
Pozdrawiam!
~Juvia L.
Nie miałyśmy zamiaru robić zakładek, może oprócz spisu treści. Ale jak lud będzie chciał to lud dostanie!
UsuńPodpisuję się pod chęcią zapoznania się z zakładkami. Choć zawsze mam swoje wyobrażenie o bohaterach, to lubię też wiedzieć, jak sami autorzy ich sobie wyobrażają. :))
UsuńPowiem szczerze, że zanim pojawił się rozdział, sceptycznie podchodziłem do tego bloga. Słowo "shore" w tytule trochę mnie zraziło, bo domyślam się, że odnosi się ono do pewnego telewizyjnego programu, którego szczerze nie znoszę. Mimo to postanowiłem tutaj zajrzeć.
OdpowiedzUsuńJak na razie mogę napisać tyle, że rozdział mi się podobał. Był bardzo zabawny. Widać, że podchodzicie do tekstu z dystansem, dzięki czemu zyskuje on na wartości. Przynajmniej w moich oczach. :))
Jestem ciekawy, co wydarzy się później. Na razie dobrze się zapowiada, więc będę czekał na kolejną notkę. :))
Pozdrawiam! :D
PS Bardzo proszę, aby reklama na moim blogu została umieszczona w odpowiednim miejscu. Komentarze, w których pojawia się reklama, a nie ma w nim odniesienia do treści opowiadania i znajduje się pod rozdziałem, zostaje usunięty. Nie przeszkadzałoby mi to, gdybym nie miał stworzonej odpowiedniej podstrony ("Księga Gości" = spamownik), a ponieważ ją mam, jeszcze raz proszę o przeniesienie reklamy. Przypomnę adres swojego bloga i mam nadzieję, że nie będzie Wam to przeszkadzać. :) http://www.momentzwrotny.blogspot.com/
Dziękujemy bardzo za rozbudowany komentarz i przeniosłyśmy reklamę ; )!
UsuńPozdrawiamy!
Bardzo dziękuję. :)
UsuńJak na prawdziwe, rasowe opko, to to jest za dobrze napisane;) Brakuje błędów ortograficznych, logicznych, dziwacznej stylistyki, klisz (schodzenie na śniadanie, bluska na naramkach, źli/martwi rodzice, same wiecie;)), mega angstów i Weltschmerzów.
OdpowiedzUsuńCałkiem fajnie sie to czyta, ale chciałoby się wincyj.
I bardziej po bandzie.
O ile błędów ortograficznych nie mogę obiecać, to następne części są "po bandzie". Nawet bardzo "po bandzie".
UsuńDziękujemy za komentarz!
Paradajisy lepsze.
OdpowiedzUsuńNo powiem, że nieźle się ubawiłam jak to czytałam :D Trochę mje literówki w oczy raziły, ale ja to jestem grammar nazi i zawsze mi to przeszkadza :P Czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek i mam nadzieję, że będzie hardkorowy :D
OdpowiedzUsuńDziękujemy za komentarz i zrobimy wszystko, by się poprawić. Mamy nadzieję, że spodoba ci się kolejny rozdział!
UsuńPozdrawiamy!
paradajsy lepsze
OdpowiedzUsuńParadajis jak już - jeśli tego bloga masz na myśli.
UsuńNie przepadamy obie za dramione, więc na pewno tutaj nic takiego nie znajdziesz. Ale na górze masz biały pasek. Podpowiem, że możesz tam wpisać wszystkie swoje pragnienia. Prawie jak Pokój Życzeń.
Pozdrawiam - znudzona autorka, której nie chce się logować.
Nie chodzi o to, czy to dramione, czy nie. Po prostu ten fik jest mało śmieszny, a porównując do kultowego tworu Mjuta, wasze opko wypada słabo. Nie jest wcale super krejzi zwariowane i ohohoho takie jesteśmy szalone krejzolki pisarki. Nie. Po prostu jest nijakie. Deal with it.
UsuńNie mieszkam na Bronxie - dlatego nie "deal with it". Nie chodzę też do gimnazjum - dlatego nie uważam się za "super krejzi".
UsuńNie wiem, mnie nie rozbawiło opowiadanie Mjuta, ale nie mam zamiaru tutaj o tym pisać. Powiem tylko tyle, że istnieje pewien kanon kultowych fanfików - i fik nie może być tak po prostu "kultowy", bo sobie go tak nazwiesz. Nie, nie, nie, to tak nie działa, moja droga.
Ciebie nie rozbawiło - trudno. Jednak to dopiero pierwszy rozdział, który jest wprowadzeniem - później naszym zdaniem jest lepiej, ale jeśli Tobie się nie spodoba - komentuj śmiało, ale bez personalnych wycieczek.
Pozdrawiam - Rich B.
Kultowy twór? Chyba za często przebywam w realnym świecie, bo nigdy o nim nie słyszałam. Ale przynajmniej w końcu się wysiliłeś Anonimie i napisałeś coś trudniejszego niż dwa słowa. Sprawia nam przyjemność pisanie takich nieśmiesznych, mdłych i mało krejzolskich tekstów, więc dalej będziemy zaśmiecać wasz cenny Internet. Deal with it. / Boom Boom
UsuńParadajisy lepsze [3]
OdpowiedzUsuńAvada Kedavra!
UsuńParadajisy lepsze.
OdpowiedzUsuńA ja się w sumie chciałam tylko zapytać, czy bendom seksy???
I btw, szkoda mi Sophie, bo się niepotrzebnie angażuje uczuciowo. Fred za dwa lata przecież umrzy. D:
Umrzy, nie umrzy, kto to wie. Co do seksów... kiedyś będą! I to bardzo złe seksy!
UsuńPozdrawiamy!
Aaaaa, proszę tutaj nie pisać o sami-wiecie-czym! Strona, na której ginie Fred, została wyrwana z mojego siódmego tomu! On nie umarł i ma się dobrze!
UsuńA tak na poważnie - to same nie wiemy jeszcze, kto umrze, opowiadanie nie jest ukończone. Natomiast cały charakter tego fika jest taki, że co prawda będziemy się trzymać kanonowych wydarzeń w jakiś sposób, ale na pewno nie ściśle. Nawet wprowadzenie seksu do "HP" to pewne złamanie kanonu, bo w końcu hogwardzkie dusze czyste i niewinne doznają swoich pierwszych pocałunków w wieku młodzieżowym, gdzie im tam do seksów...
Rich B.!