Dzień dobry w ten bożonarodzeniowy
poranek!
Postanowiłyśmy nie przerywać
opka właściwego i nie dodawać wigilijnego dodatku – ogólnie nawet nie
zabrałyśmy się za niego. Dlaczego? Cóż, nad halloweenowym spędziłyśmy bardzo
dużo czasu, nawet więcej niż nad właściwym opowiadaniem, uważamy, że jest naprawdę
dobry, ale Wam nie przypadł do gustu. DEVIL’S NIGHT miało niecałe 350 odsłon,
skomentowały tylko 3 osoby. Zatem dbając o nasz cenny czas, a zarazem chcąc dać
Wam coś, co jednak przeczytacie, zapraszamy na rozdział 2!
WESOŁYCH ŚWIĄT, PSZCZÓŁKI!
Sophie obudziła się z
przeraźliwym bólem głowy.
– Co jest… – wymamrotała
i rozejrzała się wokół nieprzytomnym wzrokiem. – Gdzie ja jestem? – spytała cicho.
To miejsce było pogrążone w całkowitej ciemności – ale może to była wina tego worka na głowie? Zdjęła go jednym ruchem i dokładnie rozejrzała się po pomieszczeniu - nie było w
nim żadnych okien ani drzwi; pokój był bardzo słabo oświetlony – jedynie kilka świec położonych w różnych kątach rzucało nikłe światło.
– SOPHIE! TAK SIĘ BOJĘ! KTO
BĘDZIE KARMIŁ MOJEGO KOTA?! – zawołała dramatycznie Judith, które nerwowo chodziła po pomieszczeniu.
– OKEJ, LUDZIE. Co za chory
pojeb nas tutaj zamknął?! – wrzasnął tym razem Blaise Zabini, który stał na środku pokoju. Wokół niego stali – albo siedzieli – wszyscy zaginieni z
ostatnich dni.
– Myślę… – powiedział jadowicie
Malfoy – że ty byłbyś do tego zdolny! Tylko ty jesteś TAK chory, żeby wpaść na
TAKI pomysł – zawołał oskarżycielsko.
– Na pewno bym się tutaj zamknął
z takimi PASZCZURAMI! – prychnął Blaise i popatrzył krytycznie na
wszystkich. Lesby nie–lesby, które dawno przestały być seksowne, jacyś Weasleyowie
– już zaliczył większość, Potter, Malfoy, Par… Parkinson. Cholera, nie znał
innych imion. Był w czarnej dupie – i niestety bynajmniej nie swojej.
– Wypraszam sobie, nie jestem
żadnym paszczurem! – mruknęła Sophie, która nagle oprzytomniała. Kątem oka
zauważyła Freda Weasleya, który z obojętną miną opierał się o ścianę i głośno przełknęła ślinę.
– Och kochana, przykro mi, nikt
ci jeszcze tego nie powiedział… Ale obudź się! – Blaise pstryknął jej palcami przed
oczami i zmierzył krytycznie wzrokiem od góry do dołu. – Od jakichś trzech
miesięcy jesteś. Przesuszone końcówki? Zeschnięty tusz do rzęs? Złamany
paznokieć? Buty z Mrady sprzed trzech sezonów?! Mundurek szkolny z ZESZŁEGO
ROKU? – Zabini zacmokał z zażenowania. – Już NAWET NIE WSPOMNĘ, że chyba nasze
biodra są o dwa centymetry większe, a brzuch – co najmniej o półtora! – dodał,
szczypiąc Sophie za kawałek skóry. Cóż, jej reakcję można było przewidzieć.
– JADŁAM PO 18 I PIŁAM NORMALNY
SOK DYNIOWY ZAMIAST LIGHT. NIE WIEDZIAŁAM, ŻE TAK SZYBKO BĘDZIE WIDAAAĆ–
zawyła.
– Jejku i co zrobiłeś? Znowu zaczęła ryczeć! – wrzasnęła Judith, unosząc ręce do góry.
– Właśnie, Zabini, chociaż raz
zamknij tę jadaczkę. I tak mamy przerąbane – mruknął zniecierpliwiony Malfoy i
kopnął w ścianę. Cóż – zabolało!
– Chyba chcecie, żebym zaczął
mówić o waszym wyglądzie panie–niejędrny–tyłku i Judith–topielica–stanowczo–nie–rozmiar–34!
– powiedział wrednie Blaise, wykonując przy tym dziwny ruch ręką.
– Chyba nie chcesz słyszeć nic o
swoim wyglądzie, panie–nie–będę–żył–za–dwie–minuty! – wycedziła Judith.
– O moim wyglądzie? – Zaśmiał
się pogardliwie Blaise, po czym dodał z miną prawdziwego Ślizgona – O moim
wyglądzie nie można powiedzieć nic złego. Chyba że chce się umrzeć.
– Świetnie, wszyscy mają tutaj
ego wielkości Hogwartu – mruknął Ron Weasley. – I nikt się nie przejmuje, dlaczego tutaj jesteśmy.
– No Ron, zawsze to lepsze niż w
ogóle nie mieć ego! – Wyszczerzył się Fred.
– Co niby masz na myśli?!
– Chyba obaj wiemy, co mam na
myśli…
– Może wreszcie przestaniesz
mnie obrażać, co?! – Ron zerwał się z miejsca, ale Fred zbył go śmiechem i
odszedł od niego.
– DRACO, ZABRAŁEŚ MI WSZYSTKIE
KOTY! –Tymczasem Judith pokazała swojemu chłopakowi język.
– BO TO BYŁO CHORE, JEDNEGO
ZNALAZŁAM RANO U SIEBIE W GACIACH! – Malfoy zaczął wymachiwać panicznie rękami.
– To ty się wyrzekniesz
majątku i rodziny, co? – spytała jadowicie Judith.
– To twój stary wyszedł w końcu
z tego pierdla czy nie? – przerwał im dyskusję Zabini, ale zanim Malfoy zdążył wściec się na dobre, coś im przerwało.
– CICHO! – Nagle wszyscy uciszyli się i popatrzyli na postać na podeście. Harry Potter uspokoił
wszystko, jak zwykle okazał się prawdziwym bohaterem! Ale, ale, czas na
oklaski przyjdzie później! – Uspokójcie się. Tej osobie, która nas tutaj
zamknęła, zależało na tym, żeby nas skłócić, żeby zabić w nas miłość i… CO TO
ZA MAŹ NA MOICH OKULARACH?! CO ZA KRETYN TO RZUCIŁ?! – zaczął wołać Harry, z obrzydzeniem próbując zdjąć zielonkawą substancję z twarzy.
Zabini zaśmiał się dziko pod
nosem.
– Nie powiem co to! – zawołał z
chichotem.
– Ty idioto! – wrzasnął
Potter, rzucając się na chłopaka.
– Powtórzenia są takie śmieszne
– stwierdziła Luna, która właśnie dokładnie studiowała ścianę. – Czy do was też
ten człowiek mówił tak dziwnie?
– Że co? Że zemści się?
Pierdolił coś takiego – mruknęła Judith, wyciągając ze spodni zdjęcie swoich
kotów. Część była w Norze, ale biedny Pan Wąsik! Co on zrobi sam w Hogwarcie?!
– Kto mógłby chcieć się na nas
zemścić? – pisnęła Pansy.
– Każdy kto widział twój ryj –
stwierdziła obojętnie Sophie, oglądając swoje paznokcie. Wcale nie były w AŻ tak złym
stanie. No, może trochę. Bardzo… znów zaczęła ryczeć.
– Ja jebię, pewnie naszą karą
jest słuchanie wycia Sophie – westchnął Draco. Nie podobało mu się tutaj. Był
tutaj zaledwie od kilku godzin, a już zdążył obejrzeć całe pomieszczenie. Składało się z
trzech sal - z salonu, w którym stały rozklekotane sofy, z sypialni, ALE tylko z jednym
łóżkiem i dziwnie czerwonymi ścianami oraz z pomieszczenia wielkości toi toiu, w
którym stało tylko krzesło.
– Tu nie ma łazienki! – zawołała
zrozpaczona Sophie. – Gdzie mam robić pi pi?!
– Pi pi? Ile ty masz lat? –
prychnął Zabini. – Gorsze jest to, że właśnie kończy mi się alkohol!
Pan Wąsik siedział dalej pod
pomnikiem garbatej czarownicy. Jego właścicielka zniknęła, ale szczerze – nie
obchodziło go to za bardzo. Bardziej interesował go Krzywołap. A właściwie nie
interesował, a interesowała. Głupi ludzie. Nie wiedzieli, że Krzywołap to
kotka. Gdyby koty mogły się śmiać, właśnie w tym momencie Pan Wąsik by chichotał. Jednak jego szczęście nie trwało długo.
– Na tobie też się zemszczę, pchlarzu! – Usłyszał kot. Chciał uciekać, ale nie udało mu się to. Prychając i drapiąc, znikał w ciemności.
– Mamo! – Do Nory wpadł nagle zasapany George. – Fred, Harry i Ron zaginęli! Sophie też!
– Wcale nie zaginęli, są tutaj –
powiedziała wesoło pani Weasley. Siedziała przy stole i cerowała dziurawe
skarpety. George na te słowa opadł z radością na krzesło.
– Tak się martwiłem! Zawołasz
ich, mamo?
– Oczywiście, kochaneczku –
odpowiedziała dobrodusznie kobieta i zaczęła wołać wszystkich. George z
wyczekiwaniem czekał na swojego brata. W życiu nie spędził bez niego aż tyle
czasu! Jednak po chwili uśmiech zszedł mu z twarzy. Do kuchni wbiegły cztery tłuste koty ubrane w sweterki z wydzierganymi na nich literami – F, R, H i S.
– MAMO – zawołał ze strachem,
wyobrażając sobie, że tłuste koty spałaszowały wszystkich zaginionych – dobrze
się czujesz?
– Nie wiem, o co ci chodzi,
Georgie! – powiedziała śpiewnie Molly. – Czas na obiad! Kici, kici! – krzyknęła
i po chwili przy stole w jadalni – oprócz Molly i George’a – usiadły cztery tak grube koty, że krzesła prawie się pod nimi łamały.
– A ja mogłem tak wyglądać… –
wydukał George.
– Kto powie mi, w jakiej
temperaturze warzy się Eliksir Tojadowy? – spytał grobowym głosem Snape, po
czym szaleńczym tempem podbiegł do jednej z ławek i usiadł w niej.– W stu
osiemdziesięciu stopniach, panie profesorze! – odpowiedział głośno i znowu udał
się na przód biurka. – Wspaniale, Severusie. Będziesz wspaniałym czarodziejem.
Mądrym, przystojnym, utalentowanym. Dwadzieścia punktów dla Slytherinu! I zostajesz
prefektem! Prefektem wszystkich prefektów! I MOŻESZ ZABIĆ POTTERA! I SYRIUSZA!
ORAZ LUPINA! A TWOJE MAJTKI WCALE NIE SĄ BRUDNE! – powiedział śpiewnie.
To zdecydowanie była najlepsza lekcja w jego życiu. Aż usłyszał potknięcie. A później uderzenie o ławkę.
– Eee… Severusie, z kim
prowadzisz tę lekcję, skoro tutaj nikogo nie ma?
– Nie mam różdżki! –
zawołał Harry, w popłochu macając się po kieszeniach – chciał przekląć Zabiniego.
– Ktoś mi zabrał różdżkę, kiedy
mnie tutaj wsadził – mruknął Ron.
– Nie martw się, zawsze możesz
skorzystać z mojej różdżki! – zaszczebiotał Blaise i mrugnął do Weasleya, który
zaczął udawać, ze wymiotuje.
– Och, geniusze, podejrzewam, że
nikt z nas nie ma różdżki! Serio, ktoś by nas tutaj zamknął z różdżkami? –
syknął Malfoy.
– Chuj z różdżką, nie mam
alkoholu – mruknął Blaise. I nagle stał się cud. I nagle na środku
pomieszczenia pojawiła się misa. Zabini podbiegł do niej z miną szaleńca.
– To może być otrute –
powiedziała obojętnie Judith.
– Co otrute, co otrute, to
etanol pierwsza klasa! – Zabini oblizał palec, po czym wsadził całą głowę do
misy.
– Ach, niech umrę! – Wzruszyła
ramionami Rhodes.
– PEWNIE VOLDEMORT TO WYSŁAŁ! –
zawołał Potter.
– Voldesrolt – skomentował
ambitnie Zabini i czknął. – Serio, nigdy go nie widziałem, on w ogóle istnieje?
Wydawało mi się, że to taka bajka, którą się opowiada na dobranoc niegrzecznym
dzieciom.
– Nie płacz. Chcesz chusteczkę? –
Fred poszedł do Sophii i wyciągnął z kieszeni pogięty kawałek materiału.
Dziewczyna tylko fuknęła i odeszła kawałek dalej.
– Niech pierdolnę!. Romantyczni Wieprzlejowie,
część pierwsza – dajemy kobiecie chusteczkę, która wygląda jak wyciągnięta
prosto z kibla, bo jesteśmy za biedni i durni, żeby dać jej kwiatka! –
prychnęła pogardliwie Pansy, która stała obok. – Wiem, że to szlama, ale bez
przesady – dodała, wpatrując się z pogardą w Weasleya.
– O matko! Czy ta ruszająca się
głowa psa mówi? – spytał kpiąco Fred i usiadł koło ściany. Czuł się lekko
przybity – jeszcze nigdy nie rozstał się z Georgem na tak długo, a Sophie
najwyraźniej nie miała zamiaru z nim rozmawiać.
– To, co zrobimy, żeby stąd
wyjść? – spytał głośno Potter, patrząc z naganą na Blaise'a, który położył
się obok misy z alkoholem i gładził po wzdętym brzuchu.
– Po co mamy stąd wychodzić, Harry? – odpowiedziała sennie Luna.
– Po co mamy stąd wychodzić, Harry? – odpowiedziała sennie Luna.
– Nie, zostaniemy tu na zawsze,
A VOLDEMORT WYGRA! – wrzasnął na nią Potter, ale ta tylko leniwie zamrugała.
– Uważam, że przydałaby ci się
pasta do zębów – stwierdziła Luna, a przed nią wyczarował się stół ze środkami
do higieny ust.
– Trochę jak w reklamie! – skomentowała
Sophie. – Chcę czekoladowego shake’a! – zawołała i za chwilę dostała napój.
– Widzę, że ktoś tu hoduje
kolejne centymetry – stwierdził Blaise z pogardą.
– Zamknij się, ona ma idealne ciało! – wydarł się na niego
Fred, ale kiedy zobaczył zdziwione spojrzenia innych, zmieszany odszedł na bok.
– Chcę, żeby zrobiły się drzwi! –
wrzasnął Potter, ale nic się nie stało. – Świetnie – mruknął pod nosem.
– Może musisz mówić głośniej –
mruknęła mądrze Judith. Stwierdziła, że będzie piła tak długo, aż stąd wyjdzie.
Lub umrze na zatrucie alkoholowe.
– CZEMU TO, NA MERLINA, NIE
DZIAŁA?! CZEMU JEST ALKOHOL, A NIE MA DRZWI?! JA CHCĘ DO GINNY! – wrzeszczał
ciągle Potter, jednak nic się nie działo.
– A ja bym chciała Pana Wąsika –
powiedziała smutno Rhodes.
– CZEMU, WY KOMPLETNI IDIOCI,
NIE PRÓBUJECIE NIC… – Potter nagle urwał swoją tyradę. Coś dużego, miękkiego i futrzanego spadło mu na głowę. Coś, co miało ostre pazurki i zęby, i miauczało. – Zabierzcie
to ze mnie, zabierzcie to ze mnie!
– Pan Wąsik! – zapiszczała
radośnie dziewczyna i rzuciła się na swojego kota. Z lekkim trudem udało jej
się go oderwać od twarzy Harry’ego, ale kiedy już się tym zajęła, to mocno
przytuliła kota. – Mamusia tęskniła za twoim słodkim pyszczkiem!
– Nie twoja sprawa! – fuknął
Snape.
Nimfadora Tonks. Czy ona
wszędzie musiała za nim łazić? Była jak uporczywy rzep, który jak się już raz
przyklei do tyłka, to za żadne skarby się od niego nie odczepi. Teraz stała przed jego
biurkiem, patrzyła się na niego tymi swoimi wielkimi, sarnimi oczami, które
ciągle zmieniały barwę i uśmiechała się tak, jakby dopiero przed chwilą
przeszła lobotomię. Severus Snape gardził każdym kawałkiem jej jestestwa. Jej kolorowymi
włosami, szczupłą szyją, jędrnymi… STOP, SEVERUSIE – skarcił siebie w myślach.
Nie mógł przecież uważać tej dziwaczki za kogoś godnego jego uwagi. Ale te
kości policzkowe i usta, które wyglądają, jakby dopiero co zjadła maliny…
Severus na te myśli uderzył się nagle w twarz.
– Wszystko dobrze? – spytała się
troskliwie dziewczyna, kładąc mu rękę na ramieniu.
– Nie dotykaj mnie! – Snape
pisnął prawie histerycznie. Po chwili sobie zdał sprawę, że ktoś tak poważny
jak ON – wybitny profesor w Szkole Magii i Czarodziejstwa, mistrz eliksirów –
nie powinien piszczeć. Przybrał więc swój najbardziej pogardliwy wzrok i
powiedział zimno:
– Czy nie masz teraz zajęć?
– Nikt nie przyszedł rano na
moje zajęcia z szóstego roku. – Wzruszyła ramionami Tonks.
– Coś dziwnego – odparł kpiąco
Snape. – Ja w ogóle nie mam już grupy z szóstego roku. Większość uczniów zignorowała moje zajęcia, więc ją zlikwidowałem. Zawsze za jedną nieobecność
wyrzucam z zajęć. Tak robi każdy poważny nauczyciel – stwierdził chłodno,
wpatrując się w Nimfadorę.
– Tak naprawdę chciałam cię
poprosić o eliksir… – zaczęła mówić Nimfadora. Och tak, pewnie chciała eliksir
dla Lupina! Dlatego tutaj przyszła! Przecież nikt z własnej woli nie spędzałby
z nim czasu!
– Powinienem mieć w zapasie
Eliksir Tojadowy – powiedział pogardliwie i wyszedł szybkim krokiem z własnej sali.
– Nie chce już tutaj być! Chcę
do domu! NAWET DO MAMY! – zajęczała Sophie.
– Czy ty potrafisz wypowiedzieć
chociaż jedno zdanie normalnie? – spytała z odrazą Parkinson. – Słowo daję,
wolałabym tutaj nawet cholerną Granger! Przynajmniej pomogłaby nam stąd wyjść!
– warknęła, ale jej głos pod koniec stał się nieco łagodniejszy – masaż pleców,
który robił jej Goyle, nieco ją uspokoił!
– Ciekawe kto będzie mopsem, jak
stąd wyjdziemy – mruknęła Judith, głaszcząc Pana Wąsika po wielkim brzuchu.
Malfoy patrzył z odrazą na całą sytuację.
– NIGDY STĄD NIE WYJDZIEMY!
UMRZEMY TUTAJ! A JA MUSZĘ URATOWAĆ ŚWIAT! – zaczął wrzeszczeć Potter.
– Nie martw się Harry, świat
przetrwa. Najwyżej my przestaniemy żyć – odparła pogodnie Luna.
Nagle w pomieszczeniu zapanowała
kompletna ciemność.
– Na Merlina, co jest?! –
warknął Potter i poczuł, jak wpada na ścianę, a jego okulary spadają na ziemię
i tłuką się. – Bez okularów nic nie widzę!
– Jest ciemno, debilu, może
dlatego nic nie widzisz? – prychnął Malfoy.
– Ktoś mnie złapał za tyłek! – jęknął
Ron.
– Ciekawe kto to był! –
skomentował Blaise Zabini.
– To chyba Peruwiański Proszek
Natychmiastowej Ciemności z mojego sklepu! – wykrzyknął Fred. – Mojego i
George’a – dodał po chwili cicho.
– Brawo, Wieprzlej, może od razu
przygotuj w swoim zafajdanym sklepie mały zestaw dla śmierciożercy? – spytał
kpiąco Malfoy, zapisując sobie jednak w pamięci, co będzie jego pierwszym
zakupem po opuszczeniu tego durnego pokoju!
– Pewnie zastanawiacie się,
czemu tutaj jesteście. – W pokoju rozległ się niski, mechaniczny głos.
– W zasadzie to nie za bardzo –
czknął Blaise.
– Przedstawiacie wszystkie
najgorsze cechy środowiska uczniowskiego w Hogwarcie. Jesteście prawdziwą
pleśnią naszej szkoły. Powinniście umrzeć.
– Ej! Kilka razy uratowałem tę
szkołę! – wrzasnął Potter.
– Sto punktów od Gryffindoru –
mruknął głos. – Ale dam wam szansę. Kiedy zapali się światło, na środku
pomieszczenia znajdziecie dziesięć fiolek Veritaserum. Biorąc pod uwagę, że
jesteście skończonymi idiotami, wytłumaczę wam działanie eliksiru – zmusza do
mówienia wyłącznie prawdy. Każdy z was ma wejść do Pokoju Zwierzeń, wypić
eliksir i zdradzić swoją najgorszą tajemnicę, dzięki której będę mógł po
pierwsze was upokorzyć, a po drugie szantażować do końca życia. Jeśli to
zrobicie, to was wypuszczę. Jednak jeśli chociaż jedna osoba nie wykona
zadania, to zostaniecie tutaj na zawsze!
– Chyba się domyśliłem, kto nas
tutaj zamknął – mruknął Zabini.
– Brawo, prawdziwy z ciebie,
Sherlock! – odparła Sophie, przewracając oczami. Chociaż – szczerze mówiąc –
ona dalej nie miała pojęcia, kto ich tutaj zamknął!
– Voldemort… Czuję to… –
wydyszał Harry, pociągając nerwowo nosem.
– Pokój jest pod stałą
obserwacją. Pewnie umknęło waszej uwadze – jak przystało na ludzi o ilorazie
inteligencji poniżej siedemdziesięciu punktów – to, że pomieszczenie, w którym
się znajdujecie, to Pokój Życzeń, jednak w zmodyfikowanej przeze mnie wersji –
tylko życzenia, na które wyrażę zgodę, zostaną spełnione. Wcześniejszą
pobłażliwość tłumaczy fakt, że ZOSTAWIŁEM POKÓJ POD OPIEKĄ SWOJEGO
UPOŚLEDZONEGO SKRZATA.
– Hmm, może to mój stary –
mruknął Malfoy.
– A TOALETA? ŁAZIENKA? ODŻYWKA
DO WŁOSÓW? BIEŻNIA? – jęknęła Sophie, która wraz z Judith obejmowała nerwowo
Pana Wąsika, ale głos ją zignorował. W pomieszczeniu znowu zrobiło się jasno –
a na samym środku, na niewielkim stoliku, stało dokładnie dziesięć małych
fiolek eliksiru, które połyskiwały złowrogo – a między nimi, w samym środku,
znajdowała się mała, plastikowa kaczka.
– Z tego gówna rozlegał się ten
dziwny głos? – mruknął Malfoy, drapiąc się po głowie.
– SAM JESTEŚ GÓWNEM! TO KACZKA Z
MOJEJ ŁAZIENKI! Ale… To oznacza, że ktoś mnie śledzi, kiedy jestem nago w
wannie – powiedział rozmarzonym głosem Zabini, po czym popatrzył złowrogo na
wszystkich. – Pijemy to i spadamy stąd, bo inaczej wyrucham was WSZYSTKICH!
Tak, nawet ciebie, Parkinson. Nie… Dobra, nie jestem aż tak zdesperowany –
mruknął, przypatrując się uważnie twarzy swojej koleżanki, która już nie
reagowała nawet na jego zaczepki.
– Ja tego w życiu nie wypiję! –
zawołała Sophie, krzyżując ręce na piersi.
– OCH, WYPIJESZ, NAWET JEŚLI
BĘDĘ CI MUSIAŁ Z TEGO ZROBIĆ LEWATYWĘ, SKARBIE! – wrzasnął Blaise. – Ja mogę
wypić to pierwszy i tak nie mam NIC A NIC do ukrycia! – zawołał i wziął fiolkę,
po czym zniknął za czerwoną kotarą.
Blaise usiadł na środku
pomieszczenia – ze zdziwieniem odkrył, że jest tutaj toaleta.
– Mogę się przy okazji wysikać!
– Wzruszył ramionami i zabrał się do dzieła.
– Nie chcę oglądać twojego
tyłka! – wykrzyknął zirytowany głos, który rozległ się nie wiadomo skąd.
– Och, daj spokój, wszyscy chcą
oglądać mój tyłek – odpowiedział obojętnie Zabini, ale po chwili znowu założył
spodnie i usiadł na zamkniętym sedesie, po czym zaczął mówić. – Hmm… W sumie
jestem alkoholikiem, socjopatą i psychopatą, ale przecież wcale się z tym nie
ukrywam. Spałem gdzieś z setką osób, w tym z dziewięćdziesięcioma czterema
facetami… … Nic ciekawego…– Ślizgon zaczął drapać się po głowie i co chwila
pociągał łyk Veritaserum z fiolki. Nagle uderzył się otwartą dłonią w czoło.–
Ale nie! W sumie jedna sytuacja jest nieco osobliwa. Po czwartym roku stało się
coś naprawdę dziwnego. Otóż zawsze podobał mi się Cedrik…
– W sumie też nie za bardzo chcę
pić ten eliksir – powiedział cicho Malfoy do Judith, kiedy wszyscy nerwowo wpatrywali
się w miejsce, w którym zniknął Blaise.
– Tak, a co masz takiego niby do
ukrycia? – spytała Gryfonka, starając się przypomnieć, do powiedzenia czego
mogłoby skłonić ją Veritaserum. Malfoy już jej nie odpowiedział – krople potu
wypłynęły na jego czoło.
Sophie Meyers nerwowo obgryzała
paznokcie w kącie pomieszczenia – po chwili ruszyła się z miejsca i niepewnie
podeszła do Freda Weasleya, który, siedząc na podłodze, ze znudzeniem podrzucał
do góry plastikową piłkę.
– Nie możemy tego wypić! –
powiedziała cicho, kucając obok niego.
– Och, postanowiłaś się do mnie
odzywać? Czym sobie zasłużyłem na ten zaszczyt? A może powinienem powiedzieć –
wasze wysokość? – spytał kpiąco Weasley. Stwierdził, że spędził stanowczo za
dużo czasu na próbach pogodzenia się, a tymczasem Sophie – jak zwykle – podeszła do niego tylko ze względu na własny interes.
– Cicho bądź – syknęła Meyers,
nerwowo rozglądając się po pomieszczeniu. – Nie wypijemy tego, wylejemy to w
środku i… – zaczęła mówić gorączkowo.
– Ktoś nas tutaj zamknął. Nawet
biorąc pod uwagę fakt, że jesteś blondynką, nie wierzę, że sądzisz, że ta osoba
się nie domyśli, że wcale nie wypiłaś Veritaserum – mruknął Fred, zatrzymując
piłkę w ręce.
– Ale…
– Jeśli myślisz, że po dwóch
miesiącach milczenia możesz mnie o coś prosić – powiedział Fred, wstając z
podłogi. – To jesteś w błędzie – dodał i oddalił się w stronę, gdzie stali Ron
i Harry.
– W każdym razie w sumie… Hmm,
upiłem się bardzo na Turnieju Trójmagicznym! – kontynuował Blaise. – I jakoś
nie połapałem się, co tam się dzieje. Na drugi dzień obudziłem się o czwartej –
skacowany. A nie, dalej pijany! – Zaśmiał się Ślizgon. – I wszedłem do Wielkiej
Sali. Nikogo tam nie było. Tylko jakieś dziwne łóżko, na którym leżał Cedrik.
I stwierdziłem, że to prawdziwy dar od Merlina – facet, który mi się podoba,
leżał w łóżku. Nie domyśliłem się, że łóżko było trochę dziwne, takie
prostokątne i miało drzwiczki… Podszedłem no i pocałowałem go – co prawda nie
odwzajemnił pocałunku, ale milczenie jest zgodą! Zdjąłem majtki, odwróciłem go…
No i przystąpiłem do dzieła. Później na śniadaniu okazało się, że Cedrik nie
żyje. No. To było dosyć dziwne. – Zakończył swoją historię Zabini. Przez chwilę
w pomieszczeniu panowała cisza.
– Mogę otrzymać to, czego sobie
życzę? – spytał ze zniecierpliwieniem Blaise.
– To najohydniejsza rzecz, o
jakiej słyszałem w życiu – oznajmił mu głos. – Ale nie mogę ci odmówić!
– Długo go nie ma – mruknął
Malfoy, ale wówczas czerwona zasłona podniosła się – wyszedł z niej Blaise,
który taszczył za sobą wielką misę ze złotawym płynem, który skapywał na
podłogę. Zabini przez chwilę miał ochotę paść na kolana i zacząć go wylizywać,
ale za moment uznał, że to byłoby głupie.
– Na Merlina, co to jest? –
spytał Ron.
– Ognista Whisky – odpowiedział
jak gdyby nigdy nic Zabini.
– Czy mam rozumieć, że zamiast
poprosić o jedzenie, jakieś przykrycia do spania czy zwyczajną wodę, ty
zażyczyłeś sobie ALKOHOLU?! – wrzasnął Harry, a wszyscy w pomieszczeniu
popatrzyli na Blaise’a ze złością.
– Też myślę, że zjebałem. Mogłem
poprosić o gumowego Charliego Weasleya – odparł obojętnie Zabini, nie zwracając
uwagi na wrogie spojrzenia. – Ale nie rozumiem, o co wam chodzi. Specjalnie
wziąłem piętnaście litrów, żeby było też dla was…. – mamrotał pod nosem, ale po
chwili poczuł, jak ktoś przygniata go do ściany.
– Jesteś idiotą! – oznajmił mu
Potter, szarpiąc go za szaty.
– A tobie śmierdzi z gęby –
zripostował się Zabini. – Może procenty pozwolą zabić ten zapach… – dodał
niewinnie, a Harry już wyciągnął pięść, żeby go uderzyć.
– Ej, ej! – zawołała Judith,
rozdzielając chłopaków. – Dajcie spokój. Każdy zażyczy sobie to, czego będzie
chciał i niepotrzebne nam konflikty.
Nagle Ronaldowi Weasleyowi
głośno zaburczało w brzuchu.
– Jestem taki głodny! – zawył.
– No to wypij eliksir i załatw
jedzenie nam wszystkim – skomentował jego brat. – Ewentualnie ja mogę to zrobić
– dodał, patrząc złośliwie na Sophie, która nagle gwałtownie się wyprostowała.
– Ja… Ja teraz pójdę –
oświadczyła nagle Judith i wzięła fiolkę ze stołu.
– Nie było źle – pocieszył ją
Blaise, czkając.
– To może nam o tym opowiesz? –
spytała Parkinson, mierząc go wzrokiem.
– Och, chętnie bym to zrobił,
mopsie. Ale boję się, że wówczas nikt w Hogwarcie by się do mnie już nie
odezwał! – powiedział z ponurą radością Zabini i włożył głowę do misy, a
tymczasem Rhodes głośno przełknęła ślinę – i zniknęła za zasłoną.
– Severusie, czy ostatnio nasi
uczniowie nie są jacyś spokojniejsi? – spytał Dumbledore podczas kolacji.
Co prawda uczniów przy stołach brakowało zaledwie kilku, jednak w Wielkiej Sali panował prawdziwy spokój. Młodzi czarodzieje podawali sobie życzliwie pokarm,
wymieniali uprzejmości, prowadzili intelektualne konwersacje i nie podnosili
głosu ponad normę.
– Nie rozumiem, o co ci chodzi –
powiedział Snape.
– Nie widzisz, jaka panuje tu cisza?
– NIE! W KOŃCU JEST TAK JAK
POWINNO BYĆ – wrzasnął nagle profesor eliksirów, ale po chwili chrząknął i
dodał już spokojniej:
– Nareszcie w Hogwarcie
zapanowały porządki.
– Witamy pannę Rhodes – odezwał
się głos ze sztuczną uprzejmością. – Proszę się rozsiąść i ugościć.
– Czemu tu jest kibel? – spytała dziewczyna, wskazując na toaletę.
– Całkowity brak wychowania,
młoda damo! – skarcił ją głos. – Siadaj na sedesie i gadaj!
Judith niepewnie rozejrzała się
wokół i zaczęła rozpinać spodnie.
– NIE, IDIOTKO! Nie musisz sikać
przy tym! Siadaj na KLAPIE!
– A mogę wrócić po Pana Wąsika?
– NIE!
– No dobrze – mruknęła
dziewczyna, wypijając serum. Skrzywiła się z niesmakiem – no cóż, nie był to
sok dyniowy. – Dobrze… Udawałam lesbijkę… Trzymałam siedem kotów w Hogwarcie,
które transmutowałam w różne przedmioty…
– NUDY! – zawołał głos.
– Ale najgorsze jest to, że
przez pięć lat okłamywałam swoją najlepszą przyjaciółkę Sophię Meyers. Kiedy na
drugim roku Sophie płakała, że nie dostała kartki walentynkowej, to ja ją
wysłałam… Kiedy na trzecim roku zorganizowałam jej przyjęcie urodzinowe,
musiałam szantażować wszystkich, żeby w ogóle tam przyszli. Później rzuciłam
czar na Cormaca McLaggena, żeby pocałował się z nią po raz pierwszy w życiu!
Aczkolwiek najgorsze jest to, że nikt nie chciał z nami iść na Bal
Bożonarodzeniowy! Więc… Więc zapłaciłam dwóm chłopakom z Drumstrangu… W dodatku
zapłaciłam pieniędzmi Sophii, które ukradłam spod jej łóżka… Na początku dałam im po
100 galeonów, ale po wieczorze z Sophii jej partner chciał jeszcze dwieście, bo
mówił, że takiej irytującej idiotki nie poznał w całym swoim życiu i mógł iść
tam z babcią!
Judith załkała żałośnie, jednak nie mogła przestać opowiadać. Mówiła jeszcze przez dziesięć minut, a każda kolejna historia była gorsza! Wszyscy, wszyscy, którzy powiedzieli przed piątym rokiem Sophii nawet „cześć” na korytarzu BYLI OPŁACENI ALBO ZACZAROWANI!
Judith załkała żałośnie, jednak nie mogła przestać opowiadać. Mówiła jeszcze przez dziesięć minut, a każda kolejna historia była gorsza! Wszyscy, wszyscy, którzy powiedzieli przed piątym rokiem Sophii nawet „cześć” na korytarzu BYLI OPŁACENI ALBO ZACZAROWANI!
– Sophie nie może się o tym
dowiedzieć nigdy! PRZENIGDY! – zakończyła swą historię Judith i zalała się już
całkowicie łzami. Jej przyjaciółka przez te wszystkie lata nauki myślała, że
jest lubiana – chociaż przez wąskie grono – a TYMCZASEM do piątego roku wszyscy jej nienawidzili! W sumie trudno było stwierdzić, że teraz cokolwiek się zmieniło, ale...
– To nie była zbyt interesująca
prawda – powiedział głos ze znudzeniem. Właściwie mógł się spodziewać, że nikt
takiego wrzoda na tyłku jak Sophie Meyers nie mógł polubić bezinteresownie. –
Jednak skoro już wypiłaś serum możesz sobie zażyczyć jedną rzecz. TYLKO JEDNĄ!
– Ale że wszystko?
– Wszystko, idiotko!
Dziewczyna zastanowiła się przez
chwilę. Mogła zażyczyć sobie nowego kota. Lub poduszkę. Ewentualnie jedzenie.
Ale wpadła na inny wspaniały pomysł!
– O rany, o czym ona może tam
tyle gadać? – zaciekawiła się Sophie. – Znam wszystkie jej sekrety, oprócz kotów
w tajnej skrytce nic więcej nie ukrywała!
– Może mówi, jak bardzo ciebie
nie lubi? – spytał Fred, z uśmiechem obserwując, jak Meyers się zapowietrza. Uwielbiał, kiedy się denerwowała!
– Wypraszam sobie! – fuknęła
Sophie. – Mnie wszyscy, WSZYSCY kochają! Cicho! Wychodzi!
– Nie było tak źle – stwierdziła
Judith. Póki prawda nie wyjdzie poza czerwone pomieszczenie, wszyscy są
bezpieczni.
– Gdzie masz jedzenie? – spytał Ron, który wyglądał, jakby nagle schudł dziesięć kilo.
– Hmm… stwierdziłam, że zażyczę
sobie coś innego! – powiedziała radośnie Judith i wyciągnęła zza pleców kilkanaście
słomek. – Żebyśmy pili whisky i nie musieli wsadzać mordy do wazy!
– TY KRETYNKO! – wydarł się
Harry, a Ron zaczął w kącie łkać – inni wpatrywali się ze złością w Rhodes
– Judith, jesteś najmądrzejszą
kobietą, jaką poznałem! – Jedynie Zabini był zachwycony, chwycił słomki i po chwili położył się
koło wazy, po czym zaczął pić alkohol przez słomkę.
– No cóż, ktoś musi uratować
mojego brata przed śmiercią głodową – stwierdził Fred, patrząc na swojego
młodszego braciszka, któremu nagle się zapadły policzki.
– Nie rób tego! – zawołała
nerwowo Meyers, zagradzając mu drogę.
– To nie będzie dotyczyło ciebie
– powiedział Weasley dziwnie upiornym głosem, po czym wyminął ją i zniknął za kotarą.
George pojawił się znowu w
Hogwarcie. Jego matka oszalała już do reszty zapominając, że jej prawdziwe
dzieci nie są kotami. Czy mania na punkcie kotów jest zaraźliwa? Czy jest coś w
kocim futerku, co zjada ludzki mózg i powoduje całkowite opętanie człowieka? – zastanawiał
się chłopak, idąc korytarzami szkoły magii. Dodatkowo jego brat bliźniak
zaginął. No cóż, Ron też, ale jakoś nie uznał tego za wielką tragedię. W końcu
i tak był mało pożytecznym czarodziejem, nawet testy produktów wychodziły na
nim jakoś licho.
Weasley postanowił przeprowadzić
własne śledztwo! Jak na prawdziwego Merlina Holmesa przystało. W końcu co miał
lepszego do roboty, skoro jest jednym z najbogatszych czarodziei na świecie?
Geniusz, milioner, playboy, filantrop. Wszystko to doskonale opisywało George’a
Weasleya! Przynajmniej według niego samego.
Stanął za pomnikiem garbatej
wiedźmy i wychylił się lekko obserwując uważnie korytarz. Pusto. Ale czy na
pewno? Przyjrzał się dokładnie. Na samym końcu korytarza zaświeciły żółte oczy.
Pani Norris! Wrzasnął przerażony i zaczął uciekać.
– TYLKO NIE KOTY!
Fred rozsiadł się wygodnie na
sedesie i spojrzał jak rasowy buntownik w ściankę naprzeciwko. Co prawda nic
tam nie było, więc wyglądał trochę głupio, jednak nie zamierzał przegrać!
– PIJ TO W KOŃCU! – wydarł się
zirytowany głos.
– Niech ci będzie – odpowiedział nonszalancko Weasley i jednym łykiem opróżnił fiolkę. – Przez siedem lat Hogwartu zrobiłem z
Georgem mnóstwo numerów. Jedne były bardziej zabawne, inne mniej. Jednak ten…
Ten do tej pory spędza nam sen z powiek. Pamiętasz Puchonkę, Claudię Kingsley,
która jako jedyna w dziejach naszej szkoły… Zabiła się? Mogę z pewnością
stwierdzić, że przyczyniliśmy się do tego z moim bratem.
– To brzmi jak z tandetnego
horroru – stwierdził głos.
– Claudia Kingsley też wcześniej
myślała, że to tylko tandetny horror! A teraz nie żyje! – powiedział
dramatycznie Weasley i zaczął się dziko śmiać.
Meyers chodziła nerwowo po
Pokoju Życzeń. Szkoda, że nie mogła sobie życzyć uwolnienia. TAK BARDZO CHCIAŁA
IŚĆ NA SIŁKĘ! Czuła, jak jej pupa flaczeje, w końcu nie ćwiczyła już PONAD
DOBĘ, a dodatku ktoś inny dowie się zaraz o jej trójkącie z bliźniakami!
– Siadaj, blondi, bo mam
wrażenie, że jest ciebie coraz więcej – powiedział Zabini.
– Coraz więcej?! Więcej?! Nie
jestem gruba! – wydarła się dziewczyna i zaczęła głośno płakać.
– I po co ją włączałeś?! –
zirytował się Draco, który dosiadł się do pijącego towarzystwa. Był bardzo
głodny, ale słyszał, że alkohol jest bardzo kaloryczny, więc postanowił sobie nim
zapełnić żołądek.
– Jeeeść! – zawołał z kąta
żałośnie Ron.
– No dobra, a więc ten numer był bardzo przykry – powiedział Fred,
rozsiadając się na krześle. – Claudia była bardzo żałosna i potykała się o
swoje nogi. Była tak gruba, że ledwo mieściła się w ławce. Na plecach miała pryszcze
wielkości kraterów, a jej twarz przypominała trochę oblicze sklątki
tylnowybuchowej. Cóż, może nie powinienem tak mówić, skoro nie żyje… – Zamyślił
się przez chwilę Weasley, ale po chwili zaczął mówić dalej – Stwierdziliśmy z Georgem, że możemy się trochę pobawić jej kosztem. Wysłałem jej
walentynkę i umówiłem się z nią na szczycie Wieży Astronomicznej na randkę. Ale
Claudii nie było dane spotkać się ze swoim amantem – zamiast tego, przychodząc
w określone miejsce, ujrzała przerażającą zjawę unoszącą się kilka centymetrów
nad ziemią. Cóż, znalezienie czaru lewitacyjnego zajęło nam trochę czasu… To
stworzenie miało na sobie czarną pelerynę i przypominało Dementora, ale tak
naprawdę było dużo gorsze. To była… Śmierciotula! – zawołał Fred upiornym głosem,
po czym dodał – Tak naprawdę, to był George w przebraniu, ale jak ta biedna
niewiasta mogła o tym wiedzieć? Claudia, widząc tego stwora, zaczęła uciekać.
Wyglądała jak przestraszony prosiak, więc mieliśmy z Georgem niezłą frajdę.
Cóż, jak na drugi dzień dowiedzieliśmy się, że Claudia popełniła samobójczą
śmierć – i to w dodatku przez zjedzenie dziesięciu kilogramów czekoladek, który
rozpruły jej żołądek – było nam trochę głupio. Do tej pory czasami nam się śni
– z pryszczami na plecach, obłędem w oczach i czekoladą ociekającą w gęby. No,
to chyba koniec historii. Mogę się jeszcze wysikać? Ognista jest strasznie
moczopędna!
– Powinieneś być Ślizgonem, Weasley – odezwał się głos.
– Och, to moja druga tajemnica. Tiara mi to zaproponowała, ale zagroziłem
jej, że ją spalę – wymruczał Fred, rozpinając rozporek.
– A jakie są twoje życzenia, chory oszołomie?
– Och, zażyczę sobie coś do jedzenia. Ale żeby nie było zbyt miło… –
zaczął mówić Fred.
– ZAŻYCZYŁEŚ SOBIE FASOLEK WSZYSTKICH SMAKÓW BERTIEGO?! – zawołał
płaczliwie Ron. – A co jak trafię na taką o smaku rzygów?!
– Jak zwykle, Ronaldzie, zero wdzięczności! – Fred pokręcił głową z
dezaprobatą.
– Niech będzie! – powiedział jego brat i zaczął napychać sobie fasolek do
ust garściami. Inni wzięli po kilka fasolek do ręki, żeby powstrzymać burczące
żołądki, ale uważnie przypatrywali się, czy przypadkiem nie są o smaku
rzygowin.
– Chyba… Chyba zjadłem takie o smaku małż, homara, musztardy… I flaczków…
Jednocześnie – powiedział Ron, kładąc się na podłodze. Nie czuł się zbyt
dobrze. – Załatwi ktoś coś normalnego do jedzenia? Bo ja już dzisiaj nie wstanę
– stwierdził, łapiąc się za brzuch.
– Nie – odpowiedział krótko Zabini. – Dzisiaj będziemy tylko pić, a
później pójdziemy spać. Lepiej się napij, będziesz łatwy.
– Harry! – zawołała śpiewnie Sophie, zbliżając się do Pottera. Chciała
dotknąć go paznokciem w mizerny biceps, ale kiedy dostrzegła, że jest
obgryziony, schowała ręce za siebie. Miała świetny, świetny plan! Bo jak – na
Merlina – tajemnica Freda mogła nie dotyczyć JEJ?! Jak mogła nie być
najważniejszą osobą w jego życiu?! Nie żeby w ogóle jej jeszcze zależało! –
Jesteś taki przystojny bez okularów… – powiedziała, starając się brzmieć
uwodzicielsko.
– Więcej alkoholu – mruknęła Judith, patrząc się z naganą na Meyers.
Zabini usłużnie podał jej słomkę.
– Tak? – Zaśmiał się Potter i odgarnął grzywkę. W sumie to nawet nie do
końca wiedział, kto do niego mówi, bo miał wadę wzroku minus dwadzieścia.
– Tak i ten biceps! Widać, że grasz w Quidditcha! – zawołała z udawanym
podziwem, zezując na Freda. Weasley jednak pałaszował swoje fasolki z miną
bezmyślnego hipogryfa.
– Ach, no tak, dużo ćwiczę… – powiedział dumnie Harry, napinając klatkę
piersiową.
– Harry – odezwała się nagle sennym głosem Luna. – Myślę, że Sophie tak
mówi, bo chce wywołać zazdrość we Fredzie Weasleyu – dodała poważnie, a
tymczasem sam Fred wybuchł śmiechem i prawie nie zadławił się fasolką.
– Uwielbiam cię – powiedział, kiedy się już uspokoił.
– LUNA! – zawołała z naganą Sophie, czerwieniąc się. Cóż, powinna być
przyzwyczajona do komentarzy Lovegood – przecież kiedyś zadawały się z nią z
Judith, ale później… No stały się dosyć popularne i nawet nie odpowiadała Lunie
na korytarzu na „cześć”, żeby nikt nie oskarżył jej o kontakty z dziwaczką!
– Ale ja uważam, że masz ładne oczy, Harry – powiedziała sennie Krukonka.
– Och, nie będę wam przerywać romansu! – stwierdziła zjadliwie Sophie i
przysiadła się do Judith, po czym z irytacją pociągnęła spory łyk whisky ze
słomki, mając nadzieję, że się chociaż nawali.
– Hermiono, musisz pomóc mi ich
poszukać! – zawołał dramatycznie George, który siedział z Granger przy stoliku
w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Oboje mieli na głowach dziwne, czarne kapelusze,
a na środku mebla stał zestaw do przyrządzania opium. A przynajmniej
cukierniczka, która miała imitować taki zestaw.
– Może stoi za tym… Sam–wiesz–kto?
– spytała niepewnie Granger.
– Przecież zniknęli też
czystokrwiści czarodzieje – mruknął Weasley. – Słaby z ciebie Watson, Granger!
– Może powinniśmy poprosić o
pomoc bardziej doświadczonych czarodziejów? – spytała niepewnie Hermiona. – Ja
wiem, że profesor Snape jest… Niezbyt sympatyczny, ale ma ogromną wiedzę. Albo
profesor McGonagall? Profesor Flitwick?
– OSZALAŁAŚ, DZIEWCZYNO?! ONI
WSZYSCY SĄ PODEJRZANI!
– Naprawdę?
Chłopak głęboko westchnął i
poprawił czapkę uszankę.
– Oczywiście! – powiedział
George z wyższością, po czym dodał z dzikim uśmiechem:
– Ssij lupę, Watsonie!
Snape był najszczęśliwszym
mężczyzną na świecie. Wszyscy uczniowie Hogwartu witali się z nim z należytym
szacunkiem, zwracali się do niego z podziwem i nikt mu już nie dokuczał! Jeden
z uczniów nawet przyniósł mu jabłko na zajęciach i NIE BYŁO ZATRUTE! Za to
smakowało rajem. Szedł cały w skowronkach do swojego gabinetu, aż nagle kątem oka
mignęły mu różowe włosy. No tak, szczęścia nie mogło być za dużo.
– Czego chcesz? – warknął, a
zbroja niedaleko niego przewróciła się z hałasem.
– Porozmawiać… – Tonks zaczęła
niepewnie – …o uczniach. Bo oni zniknęli.
– Wiem i to jest najcudowniejsze,
co mogło mi się przytrafić!
– Jak możesz tak mówić?! To
tylko dzieci! – oburzyła się Nimfadora, ale wagę jej słów pomniejszyło to, że
potknęła się o swoją rozwiązaną sznurówkę i wyciągnęła się jak długa na
podłodze.
– Wstawaj, głupie dziewczę –
warknął Snape, podnosząc kobietę na nogi. Tonks oparła się o jego klatkę
piersiową, próbując złapać równowagę, gdyż próba podniesienia się do pionu sprawiała jej
trudność. Profesor spojrzał głęboko w jej oczy, które z fioletowych zmieniły
barwę na zielone.
Lily – przemknęło mu przez
głowę, a dziewczyna, jakby czytając mu w myślach, zmieniła kolor włosów na rudy.
– Pozwól mi sobie pomóc –
powiedziała łagodnie.
W kolejnym rozdziale:
JAKIE TAJEMNICE UKRYWAJĄ INNI?
CZY ROMANS ZABINIEGO I CEDRIKA BĘDZIE MIAŁ KIEDYŚ SZCZĘŚLIWE ZAKOŃCZENIE?
KTO ICH PORWAŁ?
CZY GEORGE "SHERLOCK" WEASLEY I HERMIONA "WATSON" GRANGER PORADZĄ SOBIE Z ROZWIĄZANIEM ZAGADKOWYCH ZNIKNIĘĆ?
CZY SNAPE JUŻ CAŁKIEM POSTRADAŁ ZMYSŁY?
CZY MOLLY WEASLEY UDA SIĘ PRZEKARMIĆ KOTY NA ŚMIERĆ?!
Na te i na wiele więcej pytań znajdziecie odpowiedzi już... W STYCZNIU! W styczniu pojawi się tylko jeden rozdział, lecz bardzo długi. Dokładnej daty publikacji jeszcze nie znamy, ale na pewno to będzie jakiś piąteczek.