WITAMY!
Jest zimno, stanowczo mało fajnie, a to dopiero początek, kiedy zaczyna ledwo pizgać złem. Na rozgrzanie mamy dla Was całkiem nowy, cieplutki rozdział! Nie zamarznijcie nam, pszczółki - i koniecznie zostawcie komentarze, które rozgrzeją nasze zlodowaciałe serca!
INDŻOJ!
– Twoim boginem jest twoja matka?! – Fred Weasley
powtórzył po raz dziesiąty to samo pytanie i oboje z bratem wybuchli śmiechem.
– Twoja matka… Boginem… Na Merlina, muszę się uspokoić, bo nic dzisiaj nie
zrobimy.
– Tak, moja matka. M-A-T-K-A. Chyba na siódmym roku
znacie nazwy rzeczowników! – warknęła Sophie.
– Ale jak to możliwe… No wiesz, widujesz ją i w ogóle –
powiedział George.
– Chyba że reagujesz jak Snape na Neville’a – dodał z
ogromną powagą w głosie Fred.
– Dajcie mi spokój! – Zirytowała się Sophie i chwyciła
za miotłę. – Pierdolony brak czarów – mruknęła.
– Oj, mama nie byłaby zadowolona z takiego słownictwa…
– cmoknął George.
– Aaaa… No tak… – przytaknęła Judith, mocno się nad
czymś zastanawiając. Rzeczywiście, Cedrik chyba umarł – nie pamiętała,
strasznie upiły się miodem pitnym, który ukradły Weasleyom tego dnia. A i
migały jej jakieś zdjęcia w gazetach. Nagłówki. – VOLDEMORT WRÓCIŁ! –
wrzasnęła.
– Nie tak głośno! – Malfoy zaczął nerwowo wymachiwać
rękami. – Bardziej mnie zastanawia, jak twoi rodzice – przyjaciele szlam – mogą
tutaj być!
– Zamknij się, nikt nie jest żadnym przyjacielem szlam!
Żadnych szlam! – Judith rzadko histeryzowała, ale teraz wpadła w prawdziwy
popłoch. I ten Mroczny Znak! Wszystko miało już ręce i nogi!
– A Sophie kim jest? – spytał złośliwie Draco.
– Po pierwsze miała bezpośredni kontakt z czysto
krwistym czarodziejem…
– Powiedzmy, chociaż kłóciłbym się. Dla Wieprzlejów
powinni zrobić osobny status krwi i Dom w Hogwarcie.
– A po drugie… Jej ojciec ma korzenie magiczne! Tak, ale
zdecydował się opuścić ten świat! Nie jest szlamą! – skłamała szybko Rhodes.
– Jasne.
– Jej majątek jest szacowany na… Jak to będzie w
galeonach… E… Na pięćdziesiąt milionów galeonów! – Podała pierwszą lepszą cyfrę. – Myślisz, że
mogłaby mieć taką fortunę, gdyby była szlamą?
– W sumie… Chyba nie – mruknął Draco, który pamiętał, że
wszyscy bogaci ludzie są fajni i czyści, a biedni brudni i śmierdzą. – No to
Czarny Pan może ją oszczędzi. – Wzruszył ramionami.
– A ty też to masz?
– Co?
– Tatuaż?
– Jaki tatuaż?
– Oj, pokaż! – Zirytowała się Judith i odsłoniła lewe
przedramię Malfoy’a.
Patrząc na Mroczny Znak stwierdziła, że na pewno chce tatuaż!
Nawet taki sam, ale zamiast czaszki chce kota. I zamiast węża też kota.
Zaświeciły jej się oczy na myśl o kocie, który trzyma kota w pyszczku.
– Incepcja – wyszeptała, patrząc się w przestrzeń.
– Judith, ziemia do Judith – mruknął Malfoy, zabierając
jej rękę, po chwili szybko zakrył ramię.
– Nie, poczekaj, podoba mi się – mruknęła nagle
rozochocona dziewczyna – chcę zobaczyć, czy masz gdzieś jeszcze tatuaże – zamruczała i
zaczęła rozpinać mu koszulę.
Zabini zaprowadził bezimiennego chłopaka do pałacyku. Chwilę
błądzili po korytarzach, aż w końcu stanęli przed drzwiami na których wisiała
tabliczka „Charles Weasley, główny smoker”.
– Tu ci wszystko pokażę – powiedział Zabini i pchnął
chłopaka na biurko. No cóż, nie był to jego typ. Właściwie to nie był typ
nikogo. Mysi blond, ramionka chude jak u dziewczyny i mina zbitego psa. Ale
czego się nie robi dla zemsty?
– Sophie, szybciej z tą miotłą – poganiał dziewczynę
Fred. Przez całe popołudnie Weasleyom udało się naprawić dach, wstawić okna,
usztywnić ściany i je odświeżyć, pozbyć się jeszcze trzech boginów i
transmutować jakieś stare graty w nowe meble. Sophie z miotłą miała odkurzyć
wszystkie kąty i wygonić z nich pająki, jednak nie szło jej to najlepiej.
– Nigdy miotły w ręku nie trzymałaś? – prychnął George,
patrząc, jak dziewczyna nieudolnie nią macha. Meyers stwierdziła, że może
lepiej im nie mówić, że sama sobie nawet w domu kawy nie zaparzyła. NIGDY.
– No dobra, już nie będziemy się nad tobą znęcać –
zlitował się Fred i rzucił kilka zaklęć sprzątających. Dziewczyna z wdzięcznością
usiadła na fotelu wyczerpana. Marzyła by Elgar – jej lokaj – tu był i wymasował
jej nogi.
– Sophie, sowa do ciebie puka – powiedział George,
rozkładając swoje magiczne produkty na stole.
– To ją wpuść – fuknęła dziewczyna, ale Weasleyowie nawet nie zareagowali, a sowa dobijała się coraz głośniej. Meyers z irytacją
wstała i wpuściła ptaka do domu, a na podłogę spadł list.
– Ooo, z Ministerstwa Magii, ciekawe czego ode mnie chcą – zaciekawiła się dziewczyna, widząc siebie na stanowisku Ministra Magii.
– Ooo, z Ministerstwa Magii, ciekawe czego ode mnie chcą – zaciekawiła się dziewczyna, widząc siebie na stanowisku Ministra Magii.
– Bla bla bla…
– mruczała pod nosem, nie czytając uważnie listu. – O, dostałam grzywnę za
używanie zaklęć poza szkołą – dodała obojętnie.
– Ile? – Zainteresował się nagle Fred, który odmierzał
składniki na czekoladki w Bombonierce Lesera.
– Dwieście pięćdziesiąt galeonów – powiedziała Sophie, a
Fred aż upuścił przygotowywaną mieszankę.
– ILE? – spytał jeszcze raz i wyrwał jej list z
ręki.
– Chyba mam jeszcze jakąś kasę – mruknął.
– Nie, spłukaliśmy się prawie kompletnie, Fred –
zaprzeczył George.
– Złożymy odwołanie – postanowił Weasley.
– Po co? Zapłacę – powiedziała Sophie i wyciągnęła
portfel z szaty. Zaczęła liczyć pieniądze. – Na Merlina, nie wiem,
czy dwa tysiące siedemset pięćdziesiąt galeonów wystarczą mi na dwa miesiące.
Napiszę do taty!
Judith leżała obok Draco na dywanie, oboje przykryli się jego
szatą.
– Nie boisz się go? – spytała nagle Rhodes.
– Co? Ja? Nie, w życiu. Ja się niczego nie boję! –
odparł odważnie Malfoy.
– Patrz, Draco, tam jest pająk.
– CO? GDZIE? – Draco zerwał się na równe nogi.
– Żartowałam. – Przewróciła oczami Rhodes. – Zakryj się
– dodała.
– A co, sekundę temu nie przeszkadzało ci to, co, co?!
Nagle jesteś taka pruderyjna! Będę chodził nago cały dzień, nawet pójdę do
Czarnego Pana i pomacham mu…
– Ale wcześniej twoja mama nie stała w drzwiach –
poinformowała go Judith.
– Draco, Czarny Pan cię wzywa – powiedziała chłodno
Narcyza, nie komentując zastanej sceny. Malfoy zaczerwienił się i natychmiast założył na siebie szatę – po czym szybkom krokiem opuścił pokój.
Narcyza spokojnie wpatrywała się w Judith – zbyt spokojnie! Rhodes miała ochotę
zacząć krzyczeć. W dodatku trochę zaczęła martwić się o tego przychlasta – co
Czarny Pan mógł od niego chcieć?
– Cóż, jeśli chcesz być godna mojego syna, musisz się
dużo nauczyć – oznajmiła jej nagle matka Malfoya, mrużąc oczy. – Trochę
będziemy musiały popracować nad twoim wizerunkiem.
Blaise czuł się całkiem nieźle – cóż, stał koło biurka
Charliego Weasleya, popijał sobie whisky z piersiówki, a ten mały…
– Dostanę W? – spytał go nagle.
– Dzieciaku, nigdy nie dostaniesz W, jeśli będziesz
mówił z pełnymi ustami! – zacmokał z dezaprobatą Blaise.
Nagle drzwi gabinetu otworzyły się – już mniejsza, że stał w
nich sam zainteresowany, czyli Charlie Weasley, który wyglądał, jakby zobaczył
samego Lorda Voldemorta – problemem było to, że towarzyszyło mu dwóch
podstarzałych panów koło siedemdziesiątki i jakaś młoda czarownica, i wszyscy
zrobili takie miny, że Zabini miał ochotę się roześmiać – a nie, przecież nie
wypada się śmiać w takiej sytuacji!
– Ile masz przy sobie? – zdziwił się Fred.
– Noo… – zawahała się dziewczyna – dwa tysiące
siedemset pięćdziesiąt!
– My nigdy tyle nie mieliśmy! – wykrzyknął chłopak.
– Nawet jak nasz ojciec wygrał w loterii! – zawtórował mu George.
– Wiem, dlatego wcześniej nie chciałam wam mówić –
bąknęła. – Mój ojciec jest jednym z najbogatszych mugoli na świecie – oznajmiła
im. Wolała jednak nie mówić wszystkiego. Bo nawet czarodzieje przecież musieli
znać KSIĘCIA KAROLA!
– Czemu nam nie powiedziałaś wcześniej? – spytał się
Fred, zastanawiając się, jak duży może być jej majątek.
– Myślałam, że mnie nie polubicie, skoro nie macie
pieniędzy.
– Ależ Sophie! – Weasley złapał ją w ramiona. – Ja cię
nie lubię, ja cię kocham!
Odwrócił ją plecami do George’a, który odtańczył właśnie
taniec zwycięstwa.
Judith posłusznie szła za Narcyzą, która stwierdziła, że na wspólną
kolację powinna zasiąść jako kobieta godna jej jedynego syna. Dziewczyna czuła
się, jakby szła na ścięcie, a nie na małą metamorfozę. Pani Malfoy wprowadziła
ją do wielkiej garderoby. Sama usiadła na kozetce, a Judith posadziła na okrągłym krześle - okręcająca się wokół własnej osi Rhodes była dokładnie oceniania przez kobietę, która ciągle się
krzywiła.
– Wszystko źle – oznajmiła w końcu
– Ale jak to wszystko? – mruknęła dziewczyna, patrząc na
swój sweterek z kotkiem na piersiach i dżinsy. Jednak Narcyza jej nie słuchała,
tylko odwróciła się do szafy i zaczęła przeglądać suknie. Wszystkie były
czarne, misternie obszywane kryształkami i koronkami oraz – zapewne – droższe
od jej domu.
– Znalazłam – oznajmiła dumnie i wyciągnęła z szafy
długą suknię w gotyckim stylu.
– Nie wiem, czy będę się w niej dobrze czuła –
powiedziała Judith, wyobrażając sobie, jak potyka się o rąbek sukienki.
– Do tego upniemy ci włosy i wyregulujemy brwi – mruczała
Narcyza, bardziej do siebie niż do dziewczyny.
– Blaise! Co ty tutaj robisz?! – wrzasnął Charlie,
próbując nieudolnie zasłonić sobą drzwi, by jego towarzysze nie zauważyli tego,
co się działo w pomieszczeniu. Oczywiście bez skutku.
– Egzaminuję – oznajmił dumnie Zabini, zapinając rozporek
spodni. – Sam nie raz mnie tak egzaminowałeś.
Po tych słowach dumnie wyszedł z gabinetu, zostawiając za
sobą zdumione osoby. Jeden z mężczyzn spojrzał ze złością na Charliego i
warknął:
– Chyba muszę z panem poważnie porozmawiać.
– To jaką ocenę dostałem?! – zawołał za Zabinim chłopak.
– N – odparł krótko Blaise, a chłopak prawie się nie
popłakał.
– Nigdy nie zostanę smokerem! – wykrzyknął i wybiegł z
gabinetu.
– Mogę wam to wyjaśnić… – zaczął mówić Charlie.
– Och, chyba niepotrzebne mi są wyjaśnienia – stwierdził
jeden ze starszych mężczyzn. – Już wiem, czemu tak łapczywie patrzyłeś się na
młodych chłopców!
– Tak, pakuj swoje manatki, Weasley – dodał drugi.
Charlie Weasley wyobrażał sobie, że wraca do Nory i Molly
wpycha w niego jedzenie łopatą.
– Nie, nie, panowie! To tylko nasz woźny. Jest lekko… –
Weasley pokręcił palcem koło głowy. – I nie wziął najwyraźniej dzisiaj leków.
Zaraz go przyprowadzę i wszystko wam wytłumaczy – dodał i zaśmiał się głupio.
Judith popatrzyła na siebie w lustrze. Wyglądała dziwnie i
wszystko ją swędziało.
– Muszę iść do kibla – powiedziała nagle do Narcyzy.
– Toalety! – Przewróciła oczami pani Malfoy.
– Dobra, to pójdę do tego kibla, a pani tutaj poczeka –
bąknęła Rhodes i zaczęła przemierzać pokój w długiej sukni. Kiedy tylko wyszła
z pomieszczenia, obdarła połowę materiału i chytrze wskoczyła do kominka. Po chwili
była już u siebie w domu – ale nie, nie miała zamiaru zabawić tutaj zbyt długo.
– Załoga, do mnie! – wydała rozkaz i pięć tłustych kotów
wpełzło do środka; pozostałe pięć chudych wskoczyło sprawniej.
– MALFOY MANOR – wykrzyczała. Dom jest duży, koty się
pobawią, wszyscy będą rozczuleni jej maleństwami – oceniła szybko. Jednak kiedy
znalazła się w kominku, wydawało jej się, że to nie ten kominek, z którego
wyruszyła. Była w salonie i śmierciożercy siedzieli przy stole. Lord
Voldemort popatrzył na nią.
– Eeee, to moja córka! Nie zabijaj jej, o Czarny Panie!
– zawołał jakiś grubas, w którym rozpoznała swojego ojca. W tej masce wyglądał
jak Pan Wąsik!
– A te potwory? – mruknął Voldemort, patrząc się
w szczególności na Pana Wąsika.
– Nie obrażaj kotków! – Pogroziła mu palcem Judith.
Nagle koty – widząc jedzenie na stole – wskoczyły na niego i zaczęły łapczywie
jeść pokarm. – W ich żyłach płynie najczystsza krew! – dodała, widząc pulsującą
żyłkę na czole Voldemorta.
– Jasne, teraz mnie będziecie lubili tylko dzięki
pieniądzom! Już tak było w podstawówce! A później poszłam do Hogwartu, nikt nie
wiedział, że jestem bogata… I nikt mnie nie lubił – powiedziała smutno, ale
bliźniacy nie za bardzo jej słuchali. Planowali już, co kupią i gdzie to
postawią.
– Kupimy sobie złotą umywalkę – stwierdził Fred.
– Złoty pisuar.
– Złoty sedes.
– Ja będę nosił koronę.
– A ja będę siedział na złotym tronie – i nie, nie mam
na myśli sedesu!
– Złoty… Ej, gdzie poszła Sophie? – mruknął Fred. –
Myślisz, że mogła się obrazić? – spytał, drapiąc się po głowie.
– Ależ skąd, zamówmy sobie lepiej pizzę – odparł na to
George.
– Z anchois!
– Z owocami morza…
– Hmm, może ze smokiem?
– Najlepiej ze wszystkim – zawyrokował Fred i wysłał
sowę.
Sophie weszła wściekła do rozgłośni radiowej, która mieściła
się kilka domów dalej od przyszłego sklepu Weasleyów.
– Postanowiłam zacząć dzisiaj! – oznajmiła Jordanowi,
który najpierw uniósł brwi w geście zdziwienia, a później wskazał jej miejsce
obok.
– To specjalna audycja poświęcona na telefony od
słuchaczy. Niestety prowadzę tę stację dopiero od poprzednich wakacji, więc nie
mogę ci na razie obiecać żadnego wynagrodzenia – objaśnił, ale Meyers nałożyła
wielkie słuchawki na uszy i zaczęła czytać magazyn o modzie, jednocześnie piłując
paznokcie. Jordan już miał ją upomnieć, ale wtedy Sophie wyrecytowała niczym
profesjonalna prezenterka:
– Zapraszamy kolejnego słuchacza! W jakiej sprawie do
nas dzwonisz?
– Cóż za podzielność uwagi – mruknął Lee.
– Mam pewien problem… Podoba mi się pewna dziewczyna,
która jest moją przyjaciółką… Niestety nie mogę jej zdobyć! W dodatku dwa
miesiące temu przespałem się z facetem, co sprawiło mi OGROMNĄ PRZYJEMNOŚĆ.
Teraz jestem zagubiony! – wyznał głos, a Meyers z wrażenia opuściła pilniczek.
– Ronald Weasley? Od kiedy w Norze stać was na płacenie
rachunków przez sieć Magicphone?! – prychnęła.
– Co? Wcale nie, nazywam się... Nazywam się Draco! – powiedział
głos w słuchawce.
– W obu przypadkach rada jest taka sama, powinieneś założyć
worek na twarz, może to coś pomoże, Ron! – Ziewnęła Sophie.
– Ale tylko może – dodał Jordan.
– Nie jestem Ron! – odezwał się wściekły głos.– I
wasza rada jest do niczego!
– Hej, czy ja jestem psychiatrą, Ron?– mruknęła
Sophie ze znudzeniem.
– ZOBACZYSZ! POWIEM FREDOWI, ŻE GO ZDRADZASZ! – wrzasnął
rozwścieczony głos, po czym połączenie zostało urwane.
– Drodzy słuchacze! – Meyers zbliżyła się do mikrofonu.
– TO NIE JEST TELEFON ZAUFANIA!
Voldemort, który był już na granicy wytrzymałości, wstał ze
swojego krzesła. Zastanawiał się czy po prostu wybić te wszystkie futrzaki, czy najpierw
je torturować. W sierocińcu nie pozwalano mu trzymać zwierząt, a jak kiedyś
wziął chorą wiewiórkę, to zbito go po rękach. Dlaczego miał zgodzić się na
trzymacie w jego głównej siedzibie tych pchlarzy? Spojrzał na jednego z kotów,
Puszka, który był czarny, wielki i bardzo puchaty.
– Niech go Pan pogłaszcze – zachęciła go Judith.
Voldemort dotknął lekko kota, który zaczął się od razu ocierać i mruczeć. Przez
chwilę Czarny Pan czuł, jak topnieje jego lodowate serce. Zaczął się już
zastanawiać, czy może lepiej nie odpuścić tym wszystkim szlamom i mugolom.
Rozdać im wszystkim koty, taki promyk miłości w tym brutalnym świecie… Jednak
nagle jego przemyślenia przerwały dzikie prychnięcia kotów i syk Nagini.
Futrzaki atakowały węża, który próbował je ukąsić.
– Nie nie nie! Tylko nie moje słoneczka! – wrzasnęła
Judith i rzuciła się na pomoc kotom.
– Tylko nie mój wąż! Avada… – jednak Voldemortowi
się nie udało dokończyć, gdyż w drzwiach stał Draco, który rzucił na niego
Drętwotę. Wszyscy stali w osłupieniu i przyglądali się Czarnemu Panu, który
leżał nieprzytomny na podłodze.
– Ktoś tu ma przejebane – stwierdziła beztrosko Judith,
biorąc cztery najgrubsze koty na ręce.
– Zamknij się i chodź! – zawołał do niej chłopak.
Dziewczyna wbiegła za nim w ogień, a za nią podreptały wszystkie koty.
– Musimy je u kogoś zostawić – powiedział szybko Draco
zanim wrzucił proszek Fiuuu.
– Wiem u kogo – mruknęła.
Sophie rozkręciła się na dobre – nakrzyczała na kilku
słuchaczy, udzieliła paru porad miłosnych, a na dodatek zakończyła swoje
wystąpienie słowami „wy, marne robaki, nie macie do powiedzenia nic na temat piosenek, które puszczam!”.
– Dobrze, chyba wystarczy ci na dzisiaj! – Zaśmiał się z
zakłopotaniem Jordan, zabierając jej mikrofon. Sophie zrobiła smutną minę.
– CZEMU? BYŁAM ZŁA? – spytała, chociaż od razu
skrytykowała się w myślach – przecież wszyscy wiedzieli, że w niczym nie była
zła!
– Nie, byłaś świetna! Nigdy tyle osób tutaj nie
dzwoniło! Ale mam dla ciebie jutro zadanie specjalne, więc się nie przemęczaj –
powiedział z przekonaniem Jordan. – Chyba ludzie lubią, kiedy się nimi gardzi i
pomiata… – dodał ciszej.
– WRÓCIŁAM! – krzyknęła od progu Sophie, ale wbrew swoim
oczekiwaniom nikt się jej na szyję bynajmniej nie rzucił.
– To cię nie było? – spytał Fred z gębą pełną żarcia.
Cóż – typowy Weasley! Meyers z obrażoną miną usiadła tyłem do chłopaków, którzy
pochłaniali chyba już piątą pizzę i ciągle mówili tylko o tym, co nowego będą
sobie mogli kupić za majątek dziewczyny.
– Więcej wam nie dam – fuknęła. – Mogę kupować jedzenie,
ale do tego mieszkania i waszego interesu się nie dołożę!
– Kiedyś to może być twoje mieszkanie – zasugerował
George, porozumiewawczo poruszając brwiami do Freda, który już chciał
zaprotestować, jednak przerwała mu nagła wizyta Judith i Dracona. Pojawili się
w tumanach sadzy, kociej sierści oraz właścicieli owej sierści.
– Moglibyście czasami przeczyścić kominek – stwierdził z obrzydzeniem
Malfoy, starając się otrzepać szatę z popiołu.
– Ja tu dopiero zamiatałam! – zawołała dramatycznie
Sophie.
– Zostawimy wam tylko koty i już uciekamy – zapewniła
ich Rhodes, żegnając się z każdym kotem po kolei.
– Nie mamy czasu! – warknął Draco i wciągnął z powrotem
dziewczynę do kominka.
– Papa, kotki! – zawołała do zwierzaków, które już
opanowały większość mebli i zjadały resztki pizzy. – A i jakby szukali nas
śmierciożercy, to nas tu nie było!
Ostatnie słowo wypowiedziała już niewyraźnie, gdyż w tym
momencie pochłonął ich zielony ogień.
– ZABINI! – warknął Charlie, przekraczając próg pokoju
chłopaka.
– Nie ma mnie! – odparł śpiewanie Blaise, przykrywając
się kołdrą.
– Leżysz na łóżku.
– Może to rzeczywiście nie najlepsza kryjówka…
Weasley jednak nie wydawał się zbyt rozbawiony jego żartem –
złapał go brutalnie za szatę.
– Ty idioto – zwrócił się do niego – zniszczyłeś mi całą
karierę. Masz to jakoś odkręcić.
– A jak mnie przekonasz? – zapytał Zabini, składając
usta do pocałunku. Jednak w tym momencie poczuł coś na swojej twarzy, co
niewątpliwie ustami nie było – bardziej smakowało jak pięść. – Czuję się
przekonany – odpowiedział, stwierdzając, że dolna trójka mu się rusza.
– W moim gabinecie… W MOIM GABINECIE ZABAWIASZ SIĘ Z
JAKIMŚ PASZCZUREM…
– No, rzeczywiście mógłby być ładniejszy. Ale powiem ci
coś romantycznego. Zakryłem mu twarz i wyobrażałem sobie ciebie! – zawołał Blaise.
– Kurwa – zaklął Fred – nie będę trzymał tych cholernych
futrzaków w swoim mieszkaniu!
– Bla bla bla, kotów nie chcesz, a mój majątek, tak? –
spytała Sophie.
– Nie chce się wtrącać w małżeńską kłótnie, ale… Co to
ma do rzeczy? – spytał George, otoczony stadem kotów. – Chyba mam alergię! –
powiedział i kichnął. Raz. Drugi. Trzeci. Dziesiąty.
– George, żyjesz?
– OHO, O SWOJEGO BRATA TO SIĘ MARTWISZ. Jakbym umarła,
to dałbyś mi testament do podpisania! – fuknęła Meyers, zakładając rękę na
rękę.
– Och daj spokój, żartowaliśmy. Poza tym oddamy ci
pieniądze… – mruknął pojednawczo Fred.
– Ciekawe z czego. Jak myślisz, że coś zarobisz, to
jesteś GŁUPI. – Sophie pokazała mu język.
– Dobrze, że ty jesteś taka mądra! NAWET NIE ZNASZ
ZAKLĘCIA RIDDIKULUS! – wrzasnął rozzłoszczony już Weasley.
– Przynajmniej nie muszę nosić swetra ze swoim imieniem,
żeby zapamiętać, jak się nazywam!
– Przynajmniej ja nie mieszkałem w stajni z koniem!
– Lepsze to niż mieszkanie w miejscu, które się nazywa NORA!
– Puchonka!
– Ślizgon!
– Ne chce wam pselywac, ale…. – zaczął mówić George i
oboje popatrzyli w jego stronę – głowa Weasleya była wielkości balona, język
spuchł mu tak bardzo, że nie mógł zamknąć ust – a ręce przypominały rękawice do
Quidditcha. Pan Wąsik natomiast siedział w kącie i cóż – spałaszował wszystkie
czekoladki z Bombonierki Lesera.
– O nie, Judith mnie zabije! – zawołała dziewczyna,
biorąc kota na ręce i dokładnie mu się przyglądając. – Chyba mu nic nie…
– Niestety nie dokończyła, ponieważ kot zwrócił na nią wszystkie
czekoladki, a na koniec jeszcze wypluł sporej wielkości kulkę sierści. Sophie
upuściła kota na podłogę i tylko z obrzydzeniem powiedziała:
– Idę się umyć.
– Powinniśmy jej powiedzieć, że nie mamy jeszcze
łazienki? – spytał Fred swojego opuchniętego brata, który chyba stracił
przytomność. Jednak kiedy tylko w domu rozbrzmiał wściekły wrzask dziewczyny, George ocknął się, złapał Freda za rękę i obaj teleportowali się do św. Munga.
– Przyprowadziłem Zabiniego! – zawołał Charlie, siłą
wpychając chłopaka do gabinetu. – Zatrudniliśmy go jako sprzątacza, ponieważ ma
grupę, a jak wiadomo niższe podatki i tak dalej… – tłumaczył się Weasley,
jednak widząc wciąż wściekłe spojrzenia mężczyzn, wzmocnił nacisk na ramie
Blaise’a.
– Tak, proszę panów, ja tu tylko sprzątam. Nie
wiedziałem, że robię źle. To mój chory popęd – powiedział chłopak z udawanym
smutkiem – niestety, taka choroba.
Na twarzach mężczyzn można było zauważyć teraz zakłopotanie.
Po chwili jeden tylko skinął głową i szybko opuścili gabinet.
– Byłem grzecznym chłopcem, należy mi się chyba nagroda –
powiedział Zabini, uwodzicielsko kręcąc pośladkami.
– Tylko ze względu na stare czasy! – oznajmił mu
Charlie, dokładnie zamykając drzwi.
– Severusie, masz znaleźć tę smarkulę i twojego
chrześniaka! – krzyczał Czarny Pan z trudem trzymając zdenerwowaną Nagini na
rękach. – Masz ich przyprowadzić do mnie, ja już się z nimi policzę.
– Dobrze, Panie – odpowiedział Snape i nisko się
ukłonił. Wiedział, że będą same problemu. Nie dość, że ta wariatka powinna
wylądować na oddziale zamkniętym Janusa Thickeya i to na zawsze, to jeszcze we
wszystko wplątała Malfoya. Nie spodziewał się, że ten chłopak jest aż tak
głupi.
– Co rozkazał Czarny Pan? – Od razu kiedy wyszedł z
komnaty Voldemorta, dopadła go Narcyza.
– Mam im kupić po wacie cukrowej i baloniku – warknął
wściekły. – A jak myślisz? Mam ich znaleźć i przyprowadzić do niego!
– Severusie, proszę…
– Severusie, proszę…
– Severusie, proszę! Severusie, proszę! – zaczął
przedrzeźniać ją Snape. – CZEMU WSZYSCY CZEGOŚ ODE MNIE CHCĄ?! – wykrzyknął, a po chwili podszedł do niego Antonim Dołohow, który dyskretnie
szepnął mu coś na ucho.
– JASNE, DOŁOHOW, PRZYGOTUJĘ CI ELIKSIR NA IMPOTENCJĘ.
Zaraz po tym jak uratuję cały świat! – warknął Snape i wskoczył do kominka. Do
głowy przyszedł mu wspaniały pomysł – po prostu aportuje się w ostatnio
przywoływane miejsce! Tam właśnie przecież musieli być! Co za idioci, że na to
nie wpadli – Snape był po raz kolejny dumny z siebie i ze swojej inteligencji.
– Co on taki drażliwy – mruknął Dołohow.
– Och, wiesz… Chodzą słuchy, że ostatnio zaczął… – Narcyza
próbowała wybrnąć z sytuacji, bo damie przecież nie wypadało mówić o takich
rzeczach! – Uprawiać miłość z kotami – zakończyła.
Snape znalazł się w dziwnym pomieszczeniu. Zmrużył oczy i
popatrzył na stado kotów. Tak, ta wariatka musiała gdzieś tutaj być. Zamiast
niej jednak ujrzał swoją drugą ulubioną uczennicę, która płakała, tarzała się
po podłodze i była pokryta dziwną mazią. Już miał aportować się z powrotem, aż
pomyślał, że przecież ta kretynka pewnie wie, gdzie jest jej… Towarzyszka.
– Meyers. Podnieś się z podłogi – rozkazał. Sophie
przetarła oczy. – Mów, gdzie jest ta Rhodes z Malfoyem. Inaczej będę musiał
cię torturować.
– CO? Aż tak źle napisałam SUMy, że nauczyciele do mnie
przychooodzą? – zawyła i znowu zaniosła się płaczem. – Chce mnie pan
torturować? – spytała i zaczęła płakać – na Merlina – jeszcze głośniej.
– NIE RYCZ – powiedział Snape, ale to nie podziałało –
dziewczyna płakała bardziej i bardziej. – Czemu ryczysz, głupia babo? – spytał
jadowicie znowu, ale to też nie poskutkowało. – Co mam zrobić, żebyś przestała
ryczeć… – wymamrotał wreszcie, a Sophie momentalnie poderwała się na nogi.
– Proszę mnie ochlapać wodą! Cała jestem brudna! Znowu
dostanę grzywnę i zostanie mi tylko dwa tysiące czterysta galeonów! Te rude
małpy wydały sto galeonów na pizzę i pisuar!
– Co… – syknął Snape, ale na jego ustach pojawił
się uśmiech iście diabelski. – Oczywiście! Aquamenti! – wrzasnął i po chwili
Meyers poczuła, jak oblewa ją najbardziej lodowaty strumień wody, z jakim miała
do czynienia w życiu.
– Myślisz, że nas znajdą? – spytał cicho Malfoy.
– Kiedyś na pewno. Ale będziemy już martwi – powiedziała
dziwnym głosem Judith.
– Mogłaś wybrać miejsce, gdzie jest więcej przestrzeni!
I nie brać tego grubasa! – syknął Malfoy, z obrzydzeniem zerkając na kota
nazywanego Pulpet.
– Cicho, bo usłyszy! Poza tym to tylko jeden… Jeden! Nie
mogłam zostawić wszystkich!
– Mogłaś wziąć Pana Chudą Łapkę. A tak w ogóle… Jeśli
chcesz być ze mną w związku, to musisz zrezygnować z tylu sierściuchów!
– CO? CHCESZ ZE MNĄ BYĆ? – Ucieszyła się nagle Judith i
cóż, rzuciłaby mu się na szyję – ale nie było miejsca.
– Czemu w ogóle jesteśmy zamknięci w Norze, w szafie
bliźniaków Weasley? – warknął Draco.
– Bo to ostatnie miejsce, w jakim będą nas szukać! Cicho,
ktoś idzie!
– Och, Ginevro! Twoje włosy… Twoja skóra… – Usłyszeli
pojękiwania Pottera.
– Nie, kurwa, nie – zawył Draco, ale Judith zasłoniła mu
usta ręką.
– Chodź tu, Harry! – powiedziała zmysłowo Ginevra
Weasley.
– Gdyby twoi bracia wiedzieli, to by mnie zabili…
– wymruczał Harry, a Malfoyowi oczy zalśniły z ekscytacji! Wreszcie miał
szansę!
– Teraz jest mi zimno! – zawyła znowu dziewczyna, a
Snape zakrył sobie uszy dłońmi. Czuł, że nie wytrzyma ani chwili dłużej. Zastanawiał
się, czy jakby rzucił na nią jedną, małą avadę, to czy otrzymałby Order Merlina za
uratowanie czarodziejskiego świata przed tak złą czarownicą. Dodatkowo oczy go piekły niemiłosiernie, a w ustach zaczyna brakować mu śliny – cholerna alergia na koty!
– Zamknij się – powiedział cicho – bo inaczej cię
zabiję! - zagroził. Czy Dumbledore mógłby mieć coś przeciwko? – przebrnęło mu przez myśl.
– A niech mnie pan zabije, już mi wszystko jedno! –
wyryczała dziewczyna, kładąc się na brzuchu i uderzając pięściami w ziemię. Co
tu się odpierdala?! – pomyślał Snape, ale po chwili wpadł na genialny pomysł.
– Nie zabiję cię, ale okaleczę, będziesz brzydka –
powiedział rezolutnie.
– Co?! Moja piękna twarz oszpecona?!
Nienienienienienienie! – zawołała Meyers, zakrywając twarz dłońmi.
– Nic ci nie zrobię, jeśli powiesz mi gdzie jest twoja
przyjaciółka – oznajmił Snape głosem, który miał brzmieć przyjaźnie, ale jednak
bardziej przypominał zgrzytanie paznokci o tablicę szkolną.
– Nie wiem! Sama bym chciała wiedzieć! Chcę, by zabrała
te koty i by Freddie wrócił, i oddał mi pieniądze za sedes, bo jest brzydki,
powinien być z platyny, a nie złota…
– Zamknij się! – warknął Severus, przerywając monolog
blondynki. Postanowił powtórzyć tę samą sztuczkę co w Malfoy Manor.
Draco zaczął się nerwowo kręcić w szafie. Cała sytuacja byłaby
całkiem przyjemna, gdyby pomiędzy nim, a Judith nie było kota i gdyby Potter nie
ruchał się z kolejnym rudym królikiem na łóżku, które znajdowało się ledwo metr
od szafy. Stwierdził, że nie ma co dłużej czekać, bo z jęków Pottera wynikało, że
nie jest długodystansowcem. Wcisnął Pulpeta w ręce Judith – mimo jej
oporów, bo teraz była jego kolej trzymania kota – i wybiegł z szafy. Chciał już
krzyknąć, że wszystko powie Weasleyom, ale to, co zobaczył, wmurowało go w
podłogę.
– Draco, zdradziłeś naszą kryjówkę! – Z szafy wyłoniła
się Judith, ale kiedy zobaczyła Pottera i Ginny krzyknęła tylko:
– Na Merlina! – I zasłoniła kotu oczy.
– Ale umówmy się – zaczął Charlie, kiedy z powrotem
zakładał na siebie koszule – nasz układ to tylko seks. Bez uczuć, bez
zazdrości, bez niszczenia rzeczy osobistych, łamania mioteł, gwałcenia członków rodziny i... – Zastanowił się przez chwilę. – Bez przyprowadzania dziwnych ludzi do mojego gabinetu – dodał jadowicie. – Zgoda?
– Jasne, mój ty słodki piegusku – zaszczebiotał Blaise,
obiecując sobie w duszy, że jeśli ktokolwiek tknie JEGO Weasleya, to będzie tego osobnika torturował, kroił i sypał sól na jego rany, a na końcu powiesi za jaja. Lub ewentualnie
doprowadzi do „przypadkowego” wypadku, podczas którego jakiś smok zje jego
przeciwnika.
– Ej, profesorze Snape! – Sophie jeszcze pociągnęła
Snape’a za szatę. – A cooo dostałam z Eliksirów?
– T.
– Proszę tak nie żartować, bo napiszę artykuł o panu i
kocie!
– NIE WIDZISZ GŁUPIA DZIEWCZYNO, ŻE MAM ALERGIĘ NA KOTY?
SPAŁEM Z MINERWĄ, ANIMAGIEM! Twoja inteligencja jest porażająca! – wykrzyczał
Snape i dopiero kiedy zrozumiał, co właśnie powiedział, złapał się za usta.
– Jednak do czegoś przydaje się ten ich sklep! –
zawołała śpiewnie Sophie i z niewielkiego pudełka przypominającego czekoladkę rozległ się głos Snape’a, który właśnie przyznawał się do seksu z opiekunką
Gryffindoru.
– Skasuj to.
– Zmuś mnie! – Pokazała mu język Sophie.
– Panie profesorze. Jestem NAUCZYCIELEM. Hmm… – Snape’owi
zabrakło inwencji twórczej i powtórzył – Aquamenti!
– Kotku, wróciłem! Mam dla ciebie kwiaty! – zawołał Fred
i miał nadzieję, że dziewczyna nie domyśli się, że kupił bukiet za jej
pieniądze. – Nie gniewaj się, zaraz cię wyczyszczę z rzygów! George został na
obserwacji, całą noc możemy…
Weasley stanął i wytrzeszczył oczy. W pokoju stał Snape,
który polewał jego dziewczynę wodą!
– Zdradzasz mnie ze Snapem! Ze Snapem! Wiesz co... –
mruknął Fred i odwrócił się do nich, zakładając ramię na ramię.
– Zdra… Zdradzam cię?! ON MNIE TORTURUJE LODOWATĄ WODĄ.
Apsik!
– Jasne, oboje wiemy, że lubisz takie zabawy…
– FRED!
Weasley jeszcze raz rzucił okiem na całą scenerię. Dobra,
dobra, to nie wyglądało na grę wstępną!
– Incarcerous –
zawołał w stronę byłego nauczyciela i po chwili Snape był już skrępowany.
– Och, Snape. Jestem ciekawy, jak wyglądałbyś, gdybyś
umył włosy. A ty Sophie?
– APSIIIK. Niezmiernie. Dzięki za kwiaty! – powiedziała
Meyers, wycierając gluta w mokrą szatę. – Jutro mam WAŻNE WYSTĄPIENIE W RADIU i
jestem choraaa! – zawyła.
– NIE RYCZ – zawołali na raz Fred i Severus.
– Odejmę punkty za tę… Tę zniewagę! – wydusił Snape.
– Już nie uczę się w Hogwarcie! – Fred przybliżał się do
Severusa z szaleńczym uśmiechem na ustach. – Pamiętaj, Snape, tylko ja mogę
torturować swoją dziewczynę! – Zaśmiał się jak szarlatan i krzyknął. –
Chłoszczyć! Aquamenti!
– Oblivate! – krzyknęli na raz Draco i Harry, więc
zaklęcie się skumulowało. Przez chwilę stali naprzeciwko siebie, wpatrując się
w siebie wrogo.
– Mogłeś pozwolić mu je rzucić – mruknęła Judith,
patrząc nadal zdegustowana na całą sytuację. Cokolwiek robili – nie było to
normalne. Potter był przebrany za wielkiego lwa, a Ginny miała na sobie kostium
przypominający węża. Wokół nich znajdowały się różne przedmioty, o których
sposobie zastosowanie Draco i Judith wiedzieć nie chcieli – obcęgi, foliowe
worki, imitacje różdżek, małe, puchate kulki...
– Jeśli tak bardzo chciałeś się ze mną przespać, Potter,
trzeba było pytać – mruknął wreszcie Malfoy, rozpoznając w stroju Ginny barwy
Slytherinu.
– Nadal… Możecie się dołączyć. – Wyszczerzył się Harry,
a Draco Malfoy z dzikim wrzaskiem wybiegł z pokoju na sam dół Nory. – Tylko
żartowałem… – dodał Potter.
– CO W MOIM DOMU ROBI DRACO MALFOY? – Usłyszeli bardzo,
bardzo poirytowany głos Molly.
– Ona jest gorsza niż Voldemort, musimy uciekać! –
zadecydowała Ginevra.
Jednak nie było im to dane, gdyż po ledwie sekundzie w pokoju
znalazła się Molly Weasley, trzymając Dracona za ucho. Spojrzała na przebranie
swojej córki, potem na Harry’ego oraz dziwne przedmioty na ziemi.
– Już się szykujecie na Halloween, kochaneczki? –
zapytała się uprzejmie, na co Draco wybuchł niekontrolowanym napadem śmiechu,
który został przerwany przez mocne szarpnięcie za uszy.
– Musimy się ukrywać! – zawołała Judith, gdyż nie
chciała, by jej pierwszy chłopak w życiu miał odstające uszy.
Zaciekawiło to Molly, która spojrzała na nią wyczekująco. – Draco zaatakował
Sami Wiecie Kogo i musieliśmy uciekać, by nas nie złapali!
Pani Weasley spojrzała z niedowierzaniem na Malfoya, ale ten
zaczął gorączkowo machać głową, myśląc tylko o tym, by go w końcu puściła!
– Myślę, że mówicie prawdę – oznajmiła w końcu, po kilku
minutach intensywnego przyglądania się zgromadzonym – podczas których Potter
próbował zakryć sporą dziurę w kroku. – Zostaniecie tu tak długo, jak się da.
Później wam znajdziemy bezpieczniejsze miejsce.
– Dziękuję, proszę pani! – zawołała Rhodes, rzucając się
kobiecie na szyję. – A mogę przyprowadzić tutaj resztę moich kotów?
– A są łowne?
– Jasne, że tak! – powiedziała z udawanym przekonaniem,
jednocześnie wyobrażając sobie Pana Wąsika i Puszka, którzy nie zjedli, jeśli
miska stała za daleko od pyszczka.
– Dobrze, będą polować na gnomy ogrodowe – stwierdziła
Molly, na co dziewczyna zapiszczała ze szczęścia i wskoczyła z powrotem do
kominka po swoje futrzaki.
– Ginny będziesz spała z tą dziewczyną, a Harry z Draco
– zdecydowała i nie uznając sprzeciwu, zeszła do kuchni.
Draco spojrzał tylko z przerażeniem na Pottera, który z
głupim uśmiechem zbierał z podłogi swoje zabawki. Przełknął głośno ślinę i
zaczął się zastanawiać, czy jednak powrót do domu i starcie z Voldemortem nie
byłoby bezpieczniejsze.
– Hej, Sophie, wpadłam po moje koty – Rhodes wpadła do
mieszkania Weasleyów. – Co robi profesor Snape przywiązany do krzesła?
Snape siedział na środku pokoju, skrępowany, zakneblowany,
mokry, a magiczna gąbka namydlała mu włosy.
– Uznaliśmy, że czas go wykąpać – stwierdziła Sophie,
siedząc pod kocem z termoforem pod pachą.
– Właściwie to nieważne – Judith machnęła tylko ręką,
zbierając koty do kominka. – Tylko nałóżcie mu odżywkę, to nie będą się tak plątać!- Krzyknęła i od razu zniknęła.
– Właściwie to już mnie nudzi to – odparł Fred i ze znudzeniem deportował profesora. – W końcu sami, możemy wykorzystać brak George’a! - powiedział, siadając obok Sophii.
– Och, świetny pomysł! – ucieszyła się dziewczyna,
wycierając nos. – Pomasuj mi plecki! I ugotuj rosołek! I chcę herbatkę z
cytrynką i miodem! Niania mi zawsze taką robiła!
– Niania? – spytał się z niesmakiem Weasley i poczuł,
cóż, że jego ochota na pewne czynności nieco zmalała.
– Tak! – zawołała Sophie prawie ze łzami w oczach.
– Dobra, dobra, NIE SZLOCHAJ! – zawołał Fred i chwycił
tubkę kremu – miał nadzieję, że to nie ten zmieniający kolor skóry – wycisnął go
sobie na rękę i zaczął masować plecy dziewczyny. Był podejrzanie niebieski, ale kto by się tym przejmował! – Chyba nawdychałem się za dużo oparów eliksirów miłosnych –
dodał zrezygnowanym głosem i machnięciem różdżki włączył czajnik z
wodą.
Draco położył materac w drugim kącie pokoju.
– Ani się waż do mnie zbliżać, Potter! – powiedział
ostrzegawczo i rozłożył koło swojego legowiska stertę poduszek. Harry tylko
zacmokał w jego stronę.
– Na Merlina, tęsknię za Voldemortem – wymamrotał Draco
i kładąc się spać, zastanawiał się, jak się z tego wyplącze – w końcu MUSIAŁ
uwolnić ojca. Do głowy wpadł mu nagle całkiem niegłupi pomysł – powie Tomowi, że
śledzi w ten sposób Pottera.
– Och, Draco, ty geniuszu – powiedział do siebie z zachwytem.
Po chwili usłyszał głośne chrapanie Pottera. – Nie zasnę – wyjęczał.
Wyszedł na korytarz i chciał się dostać do pokoju dziewczyn,
ale kiedy dotknął klamki, jakaś siła gwałtownie go odepchnęła. Gorzej niż
Hogwart – pomyślał. Szedł dalej i otworzył kolejny pokój. Ron Weasley.
Przynajmniej nie chrapał… Malfoy położył się koło Ronalda, zupełnie zapominając
o tym, że jego kolega, Blaise Zabini, miał z nim całkiem niedawno pewną
przygodę. Wtulił się w poduszkę i słodko zasnął!
Voldemort z niesmakiem popatrzył się na przywiązanego do krzesła,
zakneblowanego Snape’a.
– Cóż, przynajmniej chociaż raz umyłeś włosy –
stwierdził po chwili i brutalnie oderwał knebel Severusa. – Piętnastolatki
cię tak urządziły, Snape? Może od dzisiaj będziesz chodził tylko na polowanie
na gnomy?
– MAM ŁUSZCZYCĘ! – warknął Mistrz Eliksirów, kiedy
tylko zaczerpnął świeżego powietrza.
– Fuj, to trochę obrzydliwe. – Voldemort odskoczył od
Snape’a, wycierając ręce w szatę. – Lepiej powiedz, czego się
dowiedziałeś.
– Niczego! – warknął mężczyzna, podskakując razem z
krzesłem. – Skrępowali mnie, rzucili na mnie zajęcia czyszczące i oblali lodowatą wodą!
– Och, Severusie, tak bardzo mnie zawiodłeś – powiedział
spokojnie Voldemort. – Będę musiał cię ukarać, a pewnie wiesz, jak to wygląda!
– Nie, tylko nie to! – zawołał przerażony nie na żarty Snape.
– Och, tak, dokładnie tak – zaśmiał się złowieszczo
Czarny Pan.
W następnym rozdziale:
JAK WYGLĄDAĆ BĘDZIE ZEMSTA VOLDEMORTA?
JAK SKOŃCZY SIĘ WSPÓLNA NOC DRACONA I RONA?
JAKIE SPECJALNE ZADANIE MA DLA SOPHIE LEE?
CZY KOTY JUDITH PORADZĄ SOBIE W NORZE?
JAK DŁUGO SNAPE UTRZYMA ŚWIEŻE WŁOSY?
Na te i na wiele innych pytań znajdziecie odpowiedzi już za tydzień!